Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Przypadkowo zakochana


Rekomendowane odpowiedzi

Tyle mówi się o chwilach, które potrafią przewrócić wszystko do góry nogami, wszyscy moi znajomi zawsze w nie wierzyli, niektórych nawet spotkały takie momenty. Ja nie potrafiłam, nie chciałam uwierzyć. Sądziłam, że wszystko można kontrolować rozumem, że na wszystko ma się wpływ. Ufałam, że w pełni kontroluję siebie i swoje życie, że mam wpływ na to, co się dzieje, ba!, może nawet i na to, co czuję. Któregoś dnia jednak zwątpiłam w ten pomysł, nie bez powodu. Taki splot wypadków nie zdarza się codziennie.
Postanowiłam pojechać z mamą na pielgrzymkę - dla zabawy, żeby zobaczyć inne formy modlitwy, być może żywą wiarę. Sama nie byłam przekonana co do mojego stanowiska wobec Boga, do tego, czy ta wiara ma sens. Mama obudziła mnie o piątej rano, oczy mi się zamykały, a na domiar złego w autokarze ludzie śpiewali i modlili się. Nie wiedziałam, jak wytrzymam podróż a co dopiero pobyt tam, jeśli modlitwy miałyby tak wyglądać. Gdy wreszcie dojechaliśmy i wysiadłam z autokaru okazało się być tłoczno i gorąco, a ja w moich wysokich glanach i czarnych spodniach byłam okazem niemalże egzotycznym. Włosy latały mi we wszystkie strony na delikatnym wietrze, a kiedy podchodziłam pod górę, na plac, do moich uszu doszła cicha muzyka, która powoli nabierała na sile. Gdy już się rozłożyliśmy, ogarnęło mnie coś na kształt wyciszenia, usiadłam na kocu i wsłuchałam się w pieśń.
- Chodź, pokażę ci kaplicę i obraz. – powiedziała do mnie mama. Poszłam z nią, wszędzie były nieprzebrane tłumy, ledwo udało nam się wejść do kaplicy. Na obraz tylko rzuciłam okiem, bez żadnej refleksji. Wróciłyśmy na naszą miejscówkę. Podczas jednej z wielu modlitw poczułam w samym środku siebie chęć zobaczenia obrazu z bliska. Wstałam i po prostu poszłam, mówiąc tylko, że idę na spacer. Uścisk w moim żołądku nie zmalał, wręcz chyba się nasilił. Gdy weszłam do kaplicy zaczęłam przeciskać się przez tłum, spojrzałam na obraz. Patrzyłam długo, w końcu poczułam w sobie coś dziwnego, coś, co dławiło w gardle. Przypomniałam sobie opowieść o żołnierzu, który przeciął policzek na obrazie Jasnogórskiej Królowej. W mojej głowie pojawiły się obrazy ze szwedzkiego oblężenia i sienkiewiczowska opowieść o tych wydarzeniach. Bohaterska postawa ludzi, ksiądz Kordecki, prawdziwa wiara. Słyszałam w głowie huk wystrzałów armatnich. Zamknęłam oczy i zrobiłam to, czego nie robiłam od dawna. Spróbowałam się pomodlić prawdziwie, z serca.
- Prowadź mnie i wskaż mi drogę. – Tylko na tyle było mnie stać. Powtórzyłam w głowie kilkakrotnie te słowa po czym wycofałam się aby umożliwić kolejnym ludziom zobaczenie obrazu. Gdy nieco się oddaliłam ponownie spojrzałam na obraz. Pozwoliłam moim kolanom ugiąć się, a ustom bezgłośnie wyszeptać słowa modlitwy. Przez te momenty wierzyłam na prawdę, byłam częścią tych wszystkich ludzi, byłam z nimi przez ten jeden moment nie tylko ciałem. Wyszłam z kaplicy, w drodze powrotnej zobaczyłam małą kolejkę do czegoś. Przeczytałam na tablicy, że to wejście do wieży. Stanęłam na końcu i zaczęłam wchodzić. Nagle poczułam na moich plecach jakieś małe dłonie, odwróciłam się do tyłu i zobaczyłam dziewczynkę, która chciała jak najszybciej przejść wyżej. Odsunęłam się i pozwoliłam jej pójść przodem. Mój wzrok padł na ciemnowłosego chłopaka w żółtej koszulce. Od razu się dobudziłam, stwierdziłam, że to zasługa koloru jego ubioru. Poszłam dalej, krótko porozglądałam się z balkonu po czym zeszłam. Wróciłam do mojej grupy i powiedziałam mamie, że byłam na wieży. Nie wspomniałam nic o obrazie. Po jakimś czasie, podczas kolejnej modlitwy, postanowiłam odwiedzić mury i spojrzeć na wszystko z wysokości. Chyba tylko dlatego, że poczułam się nieswojo słysząc dochodzący zewsząd niezrozumiały dla mnie język i czując na moim ramieniu dłoń mojej mamy. Gdy dochodziłam do pomnika prymasa Wyszyńskiego zobaczyłam siedzącego tam chłopaka z wieży. Uśmiechnęłam się do niego, zupełnie jakbym znała go od lat. Poszłam dalej, poczułam na moich plecach palące spojrzenie, coś kazało mi się odwrócić. To był on. Uśmiechnęłam się jeszcze raz po czym poszłam dalej, sądząc, że pozostanę nie zauważona, że będę tylko jakąś dziewczyną, która się uśmiechnęła. Pewna część mnie krzyczała, że tak nie będzie i czekała na niego, na jego twarz obok a druga mówiła, że nic z tego, że kiedy będę wracała jego już nie będzie, rozmyje się jak sen, który rankiem odpływa. Jednak to ta pierwsza część mnie miała rację. Po chwili poczułam delikatny, przyjemny dotyk na moich plecach. Odwróciłam się i zobaczyłam tego chłopaka, lekko zaskoczonego, ale uśmiechniętego. Coś w jego postawie kazało mi odwzajemnić gest, jego oczy przywiązały moje spojrzenie na dłużej, na skórze poczułam lekkie mrowienie.
- Zaintrygowało mnie, czemu tak się uśmiechałaś? – spytał ciepło.
- A, ja mam tak zawsze – odpowiedziałam z serdecznym uśmiechem, na jaki nie zawsze jestem w stanie się zdobyć. Zaczęliśmy rozmawiać, po pewnym czasie zrozumiałam, że wykorzystał pretekst do rozpoczęcia rozmowy o wszystkim. Był niewiele wyższy ode mnie, jego ciemno brązowe włosy sięgały prawie do ramion, brązowe, ciepłe oczy miały w sobie niespotykany błysk a słowa pełne były wiary. Sama jego obecność sprawiała mi przyjemność, nie musieliśmy rozmawiać. Wiedziałam, że jest starszy ode mnie, ale nie obchodził mnie jego wiek. Nie poruszaliśmy tego tematu. Rozmawialiśmy o rodzinach, o zainteresowaniach, o nałogach. Był pierwszym chłopakiem, który przyznał się do uzależnienia od czekolady, pierwszym, z którym rozmawiałam tak swobodnie. Nim się zorientowałam już byliśmy jak starzy, dobrzy kumple. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się, spacerowaliśmy. Wymieniliśmy się numerami telefonów. Zapewne obserwator z boku stwierdziłby, że oboje flirtujemy, ale ja tego tak nie odbierałam. To byłam po prostu ja, nikogo nie udająca, mogąca wreszcie pokazać siebie. Nim się obejrzałam minęły dwie godziny i siedzieliśmy razem na murku, zapominając o całym świecie. Udawaliśmy, że dociera do nas msza, że słuchamy i odpowiadamy, jednak co jakiś czas rzucaliśmy na siebie spojrzenia, pełne różnych uczuć i wrażeń. W pewnym momencie włożyłam mu w ręce moje picie i oznajmiłam, że idę do toalety. Przytrzymał moją dłoń, przeszył mnie delikatny dreszczyk a po plecach przeszły przyjemne ciarki. Miał ciepłe dłonie, miękkie i czułe.
- A wrócisz?
- No pewnie. – Zabrałam dłoń z jego dłoni i poszłam do łazienki. Gdy wracałam z mokrymi dłońmi zobaczyłam, że się uśmiecha. Machałam rozbawiona rękami, aby je wysuszyć. – Mówiłam, że wrócę? – Tylko się uśmiechnął. Usiadłam obok niego.
- To chyba kiepskie miejsce do suszenia rąk. Na patelni jest lepiej. – Wskazał głową w stronę placu, na którym siedzieli wszyscy.
- Na patelni to się lepiej udaru dostaje. – powiedziałam z uśmiechem na co on oddał mi picie. Później kupiliśmy sobie lody i jedliśmy je w trakcie mszy. Nie patrzyliśmy na to, że nie wypada. Wielu rzeczy nie powinno się robić, jednak się je robi. Gdy przyszła pora na Komunię to ja musiałam na niego czekać. Miałam czas na zastanowienie się nad tym, co czuję. Myśli, które przegalopowały mi przez głowę ciężko byłoby wszystkie spisać. Gdy wrócił znowu zaczęliśmy rozmawiać. – Zaraz usnę. – oznajmiłam cicho a jego ramię przybliżyło się do mnie w zapraszającym geście. Oparłam głowę o jego bark, jedna jego dłoń zaczęła gładzić mnie czule po włosach, druga pieszczotliwie po przedramieniu. Poczułam się niezwykle, znowu po moich plecach przebiegły tysiące małych ludzików, w klatce piersiowej poczułam dziwny, niespotykany na co dzień uścisk, może nawet serce zaczęło mi szybciej bić.
- Wiesz… mam dziwne wrażenie, jakbyśmy się skądś już znali. Jakbym znał twoją duszę. Nie mówię o reinkarnacji, bo to herezja, ale… wszystkie dusze są stworzone przez Boga, może nawet przeznaczone dla siebie. Wierzę, że w tej jednej milisekundzie stworzenia dusze stają się jednym z Bogiem, w przeszłości, teraźniejszości i przyszłości… - W mojej kieszeni zawibrował telefon.
- Przepraszam na chwilę – Wyjęłam denerwujące urządzenie i przeczytałam SMS'a od mamy. – Muszę iść. – Klepnęłam go lekko w kolano i podniosłam się z murku. Razem przeszliśmy kawałek i w jednym momencie postanowiliśmy się pożegnać. Uścisnęliśmy sobie dłonie po czym spojrzeliśmy w oczy, wtedy przyciągnął mnie do siebie i po chwili obejmowaliśmy się. Czułam się bezpieczna, było mi ciepło i dobrze. Miał silne, ale delikatne ramiona, jego dłonie nie krążyły po moich plecach, teoretycznie gest był przyjacielski, ale miał w sobie jakąś chemię, coś, co nie pozwalało tak myśleć. – Zaraz mnie pocałuje. – pomyślałam i odchyliłam się lekko od jego barku z zamiarem odejścia. Moje oczy napotkały jego ciepłe spojrzenie. Przez tę sekundę dowiedziałam się, co czuje i czego pragnie, oczy tego chłopaka były czystym zwierciadłem, były czyste niczym górski potok z krystaliczną wodą, widziałam więcej, niż zdarzało się wcześniej. On chyba nie czytał w moich oczach, wtedy dowiedziałby się, że nie odwzajemniam jego uczuć. Jednak zrobiło mi się gorąco, kiedy nasze usta zbliżyły się do siebie. Delikatnie przywarliśmy do siebie wargami, nie decydując się jednak na śmielszą pieszczotę. Nie zauważyłam nawet, kiedy moje powieki zamknęły się a ja mocniej się do niego przytuliłam. Chłopak zdawał się wkładać całego siebie w obejmowanie mnie, zupełnie jakby ten lekki dotyk ust był tylko dodatkiem, całkowicie zbędnym, jakby nie był dla niego ważny. Powoli, ale zdecydowanie się od niego odsunęłam i jeszcze raz spojrzałam mu w oczy. – Pa – rzuciłam krótko i odeszłam patrząc na niego przez moment. Wydawał mi się być czymś bardzo zdziwiony, widać było po nim, że on mnie nie tylko lubi. Coś w jego błyszczących oczach kazało mi tak myśleć. Wróciłam do mamy i usiadłam na trawie. Zaczęłam się śmiać, sama nie wiedziałam czemu. – Mam nowego kolegę. Fajny chłopak. Ale on chyba myśli, że to coś więcej. – Mama patrzyła na mnie zdziwiona, ale nic nie powiedziała. Musiałyśmy iść z całą grupą do autokaru. Gdy usiadłyśmy na naszych miejscach zaczęłyśmy o nim rozmawiać.
- Ile ma lat?
- Nie wiem, ale jest starszy ode mnie.
- Uważaj, co robisz.
- Mamo, przecież on by mi nic nie zrobił. Jest rozsądny. A mi nawet na nim nie zależy. – Po chwili dostałam SMS'a, właśnie od niego.
Poznałam go przypadkiem, najprawdopodobniej przez jeden uśmiech. Gdyby nie wieża, gdyby nie moje tendencje do rozdawania uśmiechów na prawo i lewo zapewne nie znałabym go. Tamtego dnia runęły moje wyobrażenia o pierwszym pocałunku. Już nie wierzę w to, że musi być związek, wiem, że czekanie na idealny moment, na chwilę, w której byłoby się tylko we dwoje nie ma sensu. To nie dodaje magii, to potrafi zabić całą spontaniczność tego wyjątkowego momentu. Nie kocham go, ale uwierzyłam w przypadek. Uwierzyłam w chwile, bez których wszystko mogłoby wyglądać inaczej. Nie kocham go, nawet dobrze go nie znam. Ale nie powiedziałam mu "żegnaj", dałam mu nadzieję. A słowa, które wypowiedziałam w autokarze, te rzucone bez namysłu "A mi na nim nawet nie zależy" były wielkim kłamstwem, mimo że nie zdawałam sobie sprawy z tego, że nie mówię prawdy.
- Możesz mieć każdego, nawet palcem nie musisz kiwnąć. – powiedziała mi koleżanka, kiedy opowiedziałam jej o mojej przygodzie.
- Wiem – odpowiedziałam bezmyślnie, cały czas czułam wokół siebie jego ramiona, na ustach miękkość jego warg a przed oczami kolejne SMS'y. Chciałam i chcę nadal kolejnego jego dotyku, tak czułego jak wtedy. Pragnę wpleść dłonie w jego włosy i cieszyć się tym, że jest obok. Dzieli nas pięćset kilometrów i wiem, że to nie ma szans. Nie zabiję moich pragnień rozumem, ale liczę, że czas pozwoli mi o nich zapomnieć.
- A co z twoim chłopakiem? – Nigdy nie byłam poszukiwaczką miłości, która wiąże się tylko, jeśli czuje, że kocha i jest kochana. Raczej nie potrafiłam uwierzyć w miłość w moim wieku, nie chciałam jej znaleźć, dopuścić do siebie. Wystarczało mi, że jest ktoś, kogo mogę nazwać swoim chłopakiem, że mam kogo przytulić czy pocałować. Nie zależało mi nigdy na trwałości i wierności, nie oczekiwałam tego i nie potrafiłam tego dać. Jestem niczym chorągiewka na wietrze, dająca ponosić się najmniejszym nawet porywom wiatru. Nie przywiązuję się do jego siły i kierunku tak, jak nie przywiązuję się do ludzi.
- Nic się nie zmieniło. – odpowiedziałam dokładnie wtedy, kiedy zadzwonił dzwonek na lekcję.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobre nawet - warsztat OK, styl nic do zarzucenia. Moge nawet pochwalić miejscami. Ale tylko miejscami - bo całe opowiadanie ma fabułę zbyt miałką. Taka sielana. Historyjka miosna - ot, i wszytsko. Zabawne, cukierkowe... Musisz szanować talent! (Wiem co mówię - Talent to Ty masz).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Michał, Ty jakiś czarodziej jesteś? Trzy siedemnastki :)

do tekstu: mam małe wątpliwości do pani bohaterki. Dziewczyna ubrana na czarno, w glanach, sądzę po tym opisie, że należąca do metalowców, rozdaje usmiechy na lewo i prawo... Coś tu nie tak. Ja znam paru metali, widuję o wiele więcej i to są raczej takie hmm... mruki z wyglądu.

sam tekst, płynny, ładnie napisany, ale brauje mi zaskoczenia na końcu. Po prostu gładziutko, do celu, wiadomo jak się skończy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Buhahahaha, nie zauważyłem tych trzech siedemnastek :-)))))))
Ale oznaczają one jedno - tylko jedno i nic innego - a mianowicie to, że musisz zajrzeć do mojego tekstu. Hyhy :-p

Z Jay'em zgadzam się również w kwestii pani metal. Również znam parę metalek (że się tak wyrażę) i powiem, że jedyny usmiech jaki widze na tych zmasakrowanych kolczykami twarzach, to usmiech białych siekaczy. (Tylko niech nikt nie odczytuje tego jako anty-subkulturowe, ergo: anty-metalowe rozróby)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

z pewną taką nieśmiałością wklepuję te słowa
Michale, Jay Jay ///hmm
kobietki czasem tak mają, tzn. zmienne są, zwłaszcza te młodziutkie wypełnione sprzecznościami, aż kipią ich nadmiarem
radosna dusza obleczona w czernie, albo mroczna przyodziana w róże, może podałam banalne przykłady, ale dość jaskrawe

jeśli chodzi o koniec, to jednak zaskakuje, przecież: "nic się nie zmieniło"

podobuje mi się wszystko, same plusy, czekam na więcej

pozdrawiam wszystkich /ubrana w białą przezroczystą kszulkę;)//

//aha, tylko się czepnę do tytułu, zakochana? kochać, to chyba o wiele więcej, he/?//

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A mnie się ta historyjka spodobała. Tekst napisany poprawnie, z uczuciem i wyczuciem. Nie oczekiwałem od niego żadnego suspensu- i tak ma być.
Co sie tyczy sposobu ubierania u młodzieży- to przecież wcale nie musi on oznaczać przynależności do jakiejkolwiek grupy, lecz bywa próbą podkreślenia pewnej odmienności, by nie powiedzieć przekory. Dlatego uważam, że osoba ubrana w kurtkę z ćwiekami, glany i inne atrybuty przynależne pewnym subkulturom może być w środku naprawdę miłą, sympatyczną i wrażliwą (niekiedy- może po prostu nieco zagubioną) osobą. Trzymaj sie ciepło i snuj dalej swoje opowieści.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

MNie tez się podobało. Po tytule spodziewałem sie jakiejś banalnej miłosnej historyjki. I po przeczytanu kilku linjek byłem miło zaskoczony. Tekst jest lekki i przyjemny. Opisy ciekawe i nie banalne. Widać talent.

W kwestii zalezności ubioru od charakteru zagadzam się z Leszkiem, to co ktos nosi nie musi światczyc o tym jaki jest i czego słucha. Znam wiele osób, które nosz glany i inne atrybuty metalowców w tym wiele psełdo-woskowych gadżetów, a są miłymi otwarymi ludźmi, którzy nie są wielkimi amatorami ostrego roka i osoby z dredami, które nie przepadają a reggae.

pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...