Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

Miałam turkusową spódniczkę na szelkach, które krzyżowały się na plecach i zapinały na guziki. Była rozkloszowana, z ciemnego turkusu – a gdy się obracałam, unosiła się jak parasolka. Mama z babcią uszyły mi ją razem. Była niezwykła – miękka i przytulna jak brzoskwinia. Wtedy mówiłam, że „z meszkiem”, dziś już wiem, że to był aksamit.

Dzieci lubią takie rzeczy. Może i dorośli. Do dziś nie znoszę materiałów, które gryzą.

Ta spódniczka nie była na co dzień, nie do biegania po podwórku. Ale czasem udawało mi się uprosić mamę – jak tamtego letniego dnia. Sąsiedzi smołowali dach. Dla dziecka to było prawdziwe widowisko – ogień na dachu, dziwny, nowy zapach... Na dach nie wejdę, wiadomo, ale na podwórko sąsiadów? Już prędzej. Ciekawość zwyciężyła.

I stało się nieszczęście.

Chyba jakiś podmuch wiatru przyniósł ze sobą kroplę gorącej smoły. Spadła prosto na moją spódniczkę.

– Ach! – Mama mówiła: „Nie kręć się tam, to niebezpieczne”…

Pobiegłam do łazienki, zamknęłam drzwi na zasuwkę i rzuciłam się do ratowania mojej ukochanej spódnicy. Próbowałam mydłem, szamponem, płynem do kąpieli – nic. Plama nie znikała, tylko się rozmazywała.

Ale się nie poddawałam. Pomyślałam: ten materiał ma takie jakby malutkie włoski... Może da się to wyskubać? Wyskubię – i będzie jak nowa.

Skubałam więc. Palce mnie bolały, ale nic. Wtedy zauważyłam pumeks. Może tym?

Siedziałam tam długo, coraz bardziej spanikowana. W końcu zaczęli się dobijać do drzwi.

– Co robisz tak długo? – zawołała mama.
– Nic.
– Jak to nic? To wyjdź!
– Nie… nie mogę!
– Otwieraj natychmiast. Co się stało?

Stałam bezradna. Chciało mi się płakać – już nie cicho, tylko głośno. W końcu otworzyłam.

– Co się dzieje? Dlaczego…?

Wystarczyło spojrzenie – wszystko stało się jasne.

– Dlaczego nie przyszłaś z tym do mnie? Coś byśmy poradziły.
– Jakie „poradziły”…? Nic nie pomaga, próbowałam wszystkiego. Została dziura.

– Och, dziecko. Trzeba było przyjść. Ja bym sobie poradziła.
– Ale jak? Czym?
– Masłem. Tłuszcz rozpuszcza się tłuszczem.
– Masłem?!
– Tak. Ale teraz… już po wszystkim. Do wyrzucenia.
– Nieee!
– Chyba że chcesz w takiej dziurawej chodzić. Jeśli ci pasuje – proszę bardzo.

I tak musiałam pożegnać się z moją najładniejszą i najmilszą spódniczką.

Lata później jechaliśmy samochodem do Austrii. Upalny dzień, asfalt się topił i zostawiał na aucie smoliste kropki. Ale ja już wiedziałam, co robić. Masło, oczywiście.

Po powrocie było trochę paprania, ale wszystko zeszło bez śladu.
Wiem nawet, że jak zabraknie zmywacza do paznokci, to świeży lakier rozpuści stary.
Już znam kilka sposobów na pozornie niemożliwe rzeczy.

Ale...

Jak się zakochasz, a ten ktoś odejdzie w siną dal –
to co? Trzeba od razu zakochać się w kimś innym?

No, jakoś nie działa.
Dziura zostaje.

 

 

Edytowane przez Alicja_Wysocka (wyświetl historię edycji)
  • Alicja_Wysocka zmienił(a) tytuł na Dziura żalu 3 (Z cyklu Dziecięce opowieści)
Opublikowano

Q domu w którym są małe dzieci jak jest za cicho to nie jest dobrze 

Wiadomo że coś broją albo broić będą tylko an obmyślają 

Jeszcze gorzej jest w przedszkolu 

Jak w sali jest za cicho to znaczy że ospa pół gr wytępiła ewentualnie ściana kredkami ubabrana 

Pół biedy jak kredki tylko w ruch pójdą 

Ot takie przemyślenia matki i nauczyciela w jednej osobie

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Opublikowano

Ładna opowieść, zwłaszcza puenta. Co do rozpuszczania, jako chemik z wykształcenia, jest to dla mnie oczywiste, a twoja mama znała ten sposób czy z doświadczenia, czy też od swojej mamy. Co do zakochania, czyli utopienia starej miłości w nowej, podobno to działa, ale nie mam doświadczeń w tej materii. Pozdrawiam. 

Opublikowano

@Gosława Masz rację. 

Opowiem Ci, jak zajęta byłam prasowaniem, nagle zaniepokoiła mnie cisza, myślę sobie, 

co się dzieje?

Schodzę na półpiętro, a chłopcy wyciągnęli z piecyka, który zwie się 'koza' - szufladę

z popiołem. Popiół szczęściem był już zimny, ale mnie zrobiło się gorąco.

Całą zawartość, rozsypali po pokoju, gdzie się dało, garściami na dywan, na fotele, na podłogę.

Wiesz ile było sprzątania? Nie wciągniesz przecież popiołu do odkurzacza. Nawet kilkukrotne mycie podłogi - to za mało. Ufff...

 

Opublikowano

@Alicja_WysockaZ perspektywy czasu, takie wydarzenia "zatrzymują" dzieciństwo, zakowiczają się w pamięci. A Twoja refleksja na końcu - super! 

Moją najładnieszą sukienkę zniszczyła w podstawówce koleżanka z klasy. Przyszłyśmy na zabawę andrzejkową w takich samych kreacjach, ja się uśmiechałam a ona wzięła sok pomarańczowy i mnie oblała. Pamiętam, jak wówczas przeleciała mi myśl przez głowę: normalnie jak w amerykańskich filmach! Miałam na myśli oczywiście te filmy dla nastolatków. :))) 

Opublikowano (edytowane)

Historia wdzięczna a puenta znakomita. Podkreślona flamastrem. Z przyjemnością Alu. I jesteśmy zgodne w kwestii miłych materiałów. Bb

 

PS zniszczyłam w dzieciństwie mamie ulubioną bluzkę. Nałożylam lalce jako sukienkę i obcięłam nożycami rękawy, bo były za długie. Słabe wspomnienie (nie robiłam na złość, tyle że nikt mi nie powiedział, że tak nie można). 

Edytowane przez beta_b (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Berenika97 Bereniko, podobno są kobiety i dziewczyny, które nie cierpią, jeśli druga ma taką samą. No na mnie to nie działa- ja się cieszę z choćby z tego powodu, że ktoś ma gust podobny do mojego, że nie jestem taka ostania - mogę nawet siedzieć obok, 

a co? Celowo nie można?

A czasem i z zazdrości, że Twoja jest ładniejsza, zdarza się kąśliwa uwaga albo i złośliwa psota - no cóż... :)

@beta_bNo to jeszcze coś. Wiesz, jak obok mnie usiądzie ktoś w wełnianej bluzce, albo w czymś, co jest szorstkie (marynarka, żakiet) - to się przesiadam - no po co mam się drapać? Dzięki :)

Opublikowano

@beta_b Becia, nie doczytałam Ciebie do końca. 

Też zniszczyłam dużo ciuszków mamie. Ponoć jak córka, chce ubierać rzeczy mamy, to to jest zabawne, nawet rozkoszne. Ale jak mama chce nosić rzeczy córki - to, to już jest śmieszne.

Nie wymyśliłam tego, ale zapamiętałam. 

Wracając do ciuszków mamy, oczywiście miała takie, których ja nie miałam - a chciałam. 

Byłam już nastolatką, w domu stała maszyna do szycia, więc bluzka mamy na lewą stronę i tak jak lecą szwy, od mankietu, do dołu bluzki, zwężyłam  sobie po kilka centymetrów, z obu stron, a następnie nożyczkami wycięłam. 

No gdybym jeszcze nie wycięła, to dałoby się spruć, ale chciałam żeby była już na zawsze moja. Zrobiłam to bez pytania, bo wiedziałam, że mi mama nie pozwoli.

 

No i oczywiście hałas był jakby się coś wielkiego stało. A ciuszki były już moje.

 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Nata_Kruk Dziękuję  Poprawiłem...   Pozdrawiam serdecznie

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Miłego dnia 
    • @Migrena, @Leszczym — dziękuję. Pozdrowienia zostawiam.
    • @W_ita_M.   O, hecą żrące lecą rżące - ho.  
    • Gdy wieczorna jesienna mgła, Wszystko wkoło z wolna spowiła, Tłumiąc nikły gasnącego dnia blask, Niczym opuszczona na świat zasłona,   W ponurą jesienną słotę, Na starym z czerwonej cegły kominie, Przysiadł szary zziębnięty gołąbek, Między skrzydełka wtulając główkę,   Wtem spomiędzy matowej mgły, Dostrzegł widok ponury, W dole przed jego maleńkimi oczkami, Z wolna się zarysowujący…   Do rozrzuconych szeroko po obiedzie resztek, Na przemarzniętej trawie, Zleciały się licznie kruki posępne, Bezpardonową wszczynając walkę,   Zimna mokra trawa, Pierwszym jesiennym szronem pokryta, Areną się stała zaciekłych walk, Licznego kruczego stada,   Liczne kości z sutego obiadu, Rozrzucone bezładnie na polu, Miały być bitewnym trofeum, Dla najsilniejszych z kruczego stada osobników,   Głośne rozjuszonych kruków krakanie, Niczym wściekłych barbarzyńców okrzyki wojenne, Po spowitym gęstą mgłą krajobrazie, Cichym niosło się echem,   Pomiędzy wielkimi kretowiskami, Podobnymi do okopów na polach bitewnych, Niczym żołnierze w bojach zaprawieni, Zawzięte kruki toczyły swe walki…   Zakrzywionym dziobem swym ostrym, Próbował kruk stary kość przepołowić, Przez drugiego młodego przepędzany, Próbującego wydrzeć mu zdobycz,   Usiłując brzuchy nasycić, By dotkliwy głód zaspokoić, Nie zaprzestając zaciekłej walki, Wciąż wytężały swój spryt,   Wydziobując w skupieniu zaschnięty szpik Z porozrzucanych na około kości, Usilnie wczepiały w nie swe pazury, By dzioby w ich wnętrzach zagłębić,   Połykając łapczywie Każdy znalezionego pożywienia kęs, Wkoło tylko rozglądały się bacznie, Rozeznając możliwe zagrożenie,   A najprzezorniejszy z kruków siedząc na gałęzi, Na łakome kąski spoglądając z góry, Nagły z powietrza szturm przypuścił, Naraz odpędzając kilka innych,   Te szeroko rozpostarły swe skrzydła, Natarcie jego próbując zatrzymać, Lecz daremną była ta próba, Zmuszone były ustąpić mu pola,   Widząc posępne te kruki, Wyrywające sobie wzajemnie zdobycz, Zmrużył oczy gołąbek skulony, Powiewem zimnego wiatru szturchnięty…   Wnet rzęsistego deszczu kurtyna, Spór pomiędzy kruczym stadem rozsądziła, Do rychłego szukania schronienia, Wszystkie bez wyjątku ptaki przymusiła,   Przed ulewnego deszczu strugami, Pierzchnęły wnet wszystkie posępne kruki, Chroniąc się pomiędzy krzewami, Bujnych drzew rozłożystymi gałęziami,   Ukrył się i gołąbek, Przed zimnym rzęsistym deszczem, Pod starego opuszczonego domu dachem, Przycupnąwszy cichutko w kącie.   A każda jesiennego deszczu kropla, Brudna, wstrętna i zimna, Dla maleńkiego suchej trawy źdźbła, Była niczym trzask bicza,   A deszczu kropel setki tysięcy Tworzące zwarte oddziały i zastępy, Wielki frontalny atak przypuściły, Na połacie zmarzniętej ziemi…   Patrząc tak zza szyby, Na pole zaciekłej między krukami bitwy, O jakże cenną dla nich zdobycz, Podłe z obiadu resztki,   Ponurym wieczorem jesiennym, Mgłą i deszczem zasnutym, Krzepiąc się łykiem z miodem herbaty, Próbując zebrać rozproszone swe myśli,   Z niewyspania półprzytomny, Przecierając dłonią klejące się oczy, Patrząc na ten krajobraz ponury, Takiej oto oddałem się refleksji…   Gdy widzę jak różni szemrani biznesmeni,  Zawzięcie walczą między sobą o wpływy, Dostrzegam jak bardzo w uporze swym ślepym, Posępnym tym krukom bywają podobni.   Gdy otyli szemrani biznesmeni, Przesiadując wieczorami w knajpach zadymionych, Paląc cygara i popijając whisky, Rozplanowują kolejne swe finansowe przekręty,   Niczym dla dzikiego ptactwa, Zalegająca w rowie cuchnąca padlina, Tak zwęszona tylko korupcji okazja, Staje się łupem dla mafijno-biznesowego półświatka,   Pobłyskiwanie sztucznych złotych zębów, Fałsz wylewnych uśmiechów, Towarzyszące zawieraniu szemranych umów, Przy ruskiej wódki kieliszku,   Często bywają zarzewiem, Biednienia lokalnych społeczeństw, Gdy szemrani biznesmeni nabijając swą kabzę, Skazują maluczkich na zubożenie…   Huczne wystawne bankiety, Gdzie alkohol leje się strumieniami, Dzwonią pełne wódki kieliszki, A z ochrypłych gardeł padają kolejne toasty,   Gdzie szalona zabawa niepodzielnie króluje I rozsadzają ściany z głośników decybele, Dzwonią szklane butelki w kredensie, A strumieniami leją się drogie alkohole,   Gdzie w ochrypłych gardłach przepastnych Lokalnych biznesmenów szemranych, Kieliszki pełne gorzałki Znikają jeden po drugim   Gdzie niezliczone sprośnie dowcipy, Padają okraszone rubasznymi przyśpiewkami, A pijaków podkrążone oczy i czerwone nosy, Tłumaczy ich bełkot łamliwy,   Często będące zwieńczeniem, Podpisania umowy wielomilionowej, Z lekceważonego prawa nagięciem, Gdzie łapówki główną odgrywają rolę,   Czasem tak bardzo bywają podobne, Posępnych kruków wieczornej uczcie, Gdzie wielki zatęchłego mięsa kęs, Wyrywają tylko osobniki najsilniejsze…   Na płynnych niejasnych pograniczach Biznesowego i mafijnego świata, Utarta między gangsterami hierarchia, Przypomina tę z kruczego stada,   Gdzie kolejny szemrany kontrakt, Niczym podły padliny ochłap, Jest jak w krwawej walce nagroda Dla osobnika o najprymitywniejszych instynktach…   I ten wielki świat nowoczesnością pijany, Do ubogich odwrócony plecami, Gdzie tylko silne osobniki, Wyrywają najlepsze kęsy,   Czasem tak bardzo przypomina, Pomimo upływu tysięcy lat, Wielką ucztę dzikiego ptactwa, Na truchle dzikiego zwierza…  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...