Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Brakująca dusza


Rekomendowane odpowiedzi

Co za początek urlopu. Skoro zgubiliśmy się zanim dojechaliśmy, to ciekawe jak to wszystko się skończy?! Do tego wszędzie zaspy i śnieżyca. Ja już mam dość!
- Kacper, dlaczego słuchałeś tego staruszka? W taka pogodę nie powinno się jeździć jakimiś podejrzanymi drogami.
Mój mąż się jednak nie odezwał. Wiedział równie dobrze jak ja, że to nie była niczyja wina. Powinniśmy od razu jechać Zakopianką, a nie słuchać podejrzanych rad. Postalibyśmy trochę w korku, ale przynajmniej mielibyśmy pewność, że dojedziemy.
Momentami miałam wątpliwości, czy Kacper w ogóle widzi drogę. Było już po zmroku, a do tego padał gęsty śnieg. Kiedy po raz kolejny skręciliśmy w jakąś ledwo przejezdną drogę straciłam nadzieję, że kiedykolwiek uda nam się dojechać do Zakopanego.
- Patrz! – krzyknął i pokazał palcem w kierunku pobocza.
Nie zobaczyłam nic oprócz gęsto padających białych płatków.
- Tam są jakieś domy. Zatrzymajmy się tutaj. Może do rana się przejaśni i wtedy trafimy.
Z pewnym trudem opuściliśmy samochód. Śnieg sięgał nam powyżej kolan. W pobliży domów jego warstwa była jednak znacznie mniejsza, co powalało nam swobodnie iść.
Rozejrzałam się dookoła. Na dość dużej polanie stało sześć drewnianych chat. Oświetlone latarką i światłami reflektorów samochodowych nie wyglądały zbyt sympatycznie. Nikt w nich już od dawna nie mieszkał. Okna były częściowo powybijane, a w dwóch były zapadnięte dachy. Widok był dość straszny. Poczułam gęsią skórkę na całym ciele. Ja na pewno nie zostanę tutaj na noc!
Kacper był jednak na tyle uczynny i wytłumaczył mi, że nie mamy innego wyjścia. Wolałabym już na piechotę szukać właściwej drogi, jednak wiedziałam, że on ma rację.
Wzięliśmy podręczny plecak z bagażnika i skierowaliśmy swoje kroki do chatki, która wydawała się nam najmniej zniszczona. Kacper kopnął w drzwi, które prawie wypadły z zardzewiałych zawiasów.
Wnętrze domku nie wyglądało zachęcająco. W świetle latarki udało nam się dostrzec sfatygowany piec kaflowy, resztki drewnianego umeblowania oraz mnóstwo pajęczyn, kurzu i śmieci.
Pozbieraliśmy wszystko, co nadawało się do spalenia i rozpaliliśmy w piecu. Drzwi wejściowe zabarykadowaliśmy jakąś ławką. Kiedy zrobiło się odrobinę cieplej i przyjemniej wyciągnęłam kanapki, czekoladę i termos z herbatą.
Gdyby nie światło latarki w domku panowałaby zupełna ciemność. Cieszyłam się, że jest przy mnie Kacper, że mogę się do niego przytulić. Nie straszny był mi hulający na dworze wiatr ani całe to straszne, zapomniane dawno miejsce.
Pomyślałam, że to może nie był taki zły pomysł z przenocowaniem tutaj. Ściany domku chroniły nas od śniegu i zimna. Pozostawało mieć jedynie nadzieję, że cała ta wiekowa, drewniana konstrukcja nie zawali się nam na głowy podczas snu. Wichura był momentami naprawdę potężna i obawiałam się, czy chatka wytrzyma.
Przez okna nie było prawie nic widać. Przy pomocy rękawa bluzy udało mi się przetrzeć jedną z szyb. Nie trzeba było mieć sokolego wzroku, żeby zauważyć, że pogoda nie zmieniła się nic, a nic. Przez chwilę wydawało mi się, że zobaczyłam w ciemności sylwetkę jakiegoś człowieka. Zawołałam Kacpra, ale on tylko wzruszył ramionami i stwierdził, że mi się przywidziało. Nie spierałam się z nim.
Zasnęliśmy wtuleni w siebie. W tak spartańskich warunkach nie zdarzyło mi się jeszcze nocować.
Obudził mnie odgłos kroków. Wiele par nóg w ciężkich wojskowych butach. Tak, właśnie z tym kojarzyło mi się to, co słyszałam. Kacper stwierdził oczywiście, że musiało mi się to przyśnić. Rozdrażniona podeszłam do okna. Zdążyło się już pokryć szronem. Przetarłam je i radością stwierdziłam, że śnieżyca się już skończyła. Niebo było gęsto usiane gwiazdami, a okrągły księżyc oświetlał polanę.
Nagle zobaczyłam dziewczynę. Widziałam ja bardzo wyraźnie. Miała długie, jasne włosy rozwiewane przez wiatr, a ubrana była w kożuch, który sięgały jej za kolana. Było w niej coś nierzeczywistego. Zanim zdążyłam zawołać Kacpra, znikła. Prawie siłą musiał mnie powstrzymywać przed jej poszukiwaniem. Byłam gotowa biegać po ciemku po lesie. Nie miałam pojęcia, co we mnie wstąpiło.
Udało nam się znowu zasnąć. Tym razem obudziły nas promienie porannego słońca. Bolały mnie wszystkie kości. Nasze ubrania były całe okurzone. Sami też nie wyglądaliśmy najlepiej. Tak się jednak dzieje, gdy się przebywa z daleka od elektryczności.
Wyjrzałam przez okno. Na niebie nie było ani jednej chmurki. Śnieg iskrzył się w słońcu i raził oczy.
Pozbieraliśmy swoje rzeczy i wyszliśmy przed chatkę. Zdziwieni rozejrzeliśmy się dookoła. Na polanie stało nie sześć, a kilkanaście drewnianych domków. Byłam pewna, że w nocy było ich zdecydowanie mniej. Tym razem nawet Kacper nie wiedział, co powiedzieć. Liczyliśmy je przecież.
Poza tym wcale nie wyglądały one na stare i opuszczone. Po walących się ruinach, które oglądaliśmy w nocy nie pozostał żaden ślad. Słyszałam głosy i kroki. W oddali padł strzał. Kacper uznał, ze to może myśliwi, ale przecież nikt nie poluje w środku zimy!
Wszystkie chatki stały dookoła małego placyku. Poszliśmy w jego kierunku. Kiedy mogliśmy ogarnąć wzrokiem wszystkie domy, zamarłam z przerażenia. Na śniegu zobaczyłam czerwone plamy. Były wszędzie. Nie trudno było się domyślić, co to jest.
Nie to jednak było najgorsze. Strzeliste dachy chat pokryte były cieniutka warstwą śniegu. Na tym białym tle było wyraźnie widać ociekające krwią napisy. Zrobiło mi się słabo. Rozglądałam się dookoła. „Zostaniesz tu!” „Tu jest twoje miejsce!” „Zginiesz!” Były wszędzie!
Spojrzałam na Kacpra. Stał z otwartymi ustami i błędnym wzrokiem wpatrywał się w krwawe plamy.
- Nikt sobie nie będzie robił takich głupich żartów. Widziałaś w nocy jakieś cienie. Pewnie jakieś łobuzy przyniosły trochę farby…
- Przestań! To krew! Jeżeli nie wierzysz, to sam sprawdź. Cały czas ci mówiłam, że tutaj coś się dzieje, ale ty powtarzałeś, że mi się wydaje!
Nagle usłyszeliśmy mrożący krew w żyłach wrzask. Dochodził z jednego z domów. Porzuciliśmy nasza kłótnię i skierowaliśmy swoje kroki w jego kierunku. Ciszę mąciły tylko jęki i płacz.
Zajrzeliśmy przez okno. Zobaczyliśmy leżącą na podłodze kobietę. Była naga. Miała okrągłą twarz, duże, pełne usta i krótkie, ciemne włosy. Nie była już młoda, ale jej ciało było jędrne i krągłe.
Potężnie zbudowany, złotowłosy żołnierz siedział na niej rytmiczny poruszając biodrami. Jego ręce brutalnie zabawiały się jej dużymi piersiami. Ten mundur mogłabym rozpoznać nawet po omacku. Zacisnęłam powieki, ale obraz nie zniknął. Mężczyzna w bezwzględny sposób obchodził się z przerażoną i sparaliżowaną bólem kobietą.
Pod ścianą stał mały chłopczyk przyglądający się temu wszystkiemu. Z nosa płynęła mu strużka krwi robiąc plamę na jasnej koszulce. Jego wargi drżały, ale nie wydawał z siebie żadnego dźwięku. W malutkich rączkach ściskał ręcznie szytego misia z guziczkami zamiast oczu.
Kiedy żołnierz skończył, spojrzał ze zwierzęcym uśmiechem na kobietę, a potem wyciągnął broń. Strzelił chłopcu w głowę. Przerażający krzyk wypełnił dom. Patrzyłam na cała tą scenę, jak zahipnotyzowana.
Kiedy żołnierz skompletował swój mundur, spojrzał na kobietę. Klęczała przy martwym dziecku. Ruchem ręki kazał jej wyjść z chaty. Zanosząc się płaczem ściskała ona w ramionach ciało swojego synka. Mały, brązowy miś leżał w kałuży krwi.
Kacper w ostatniej chwili odciągnął mnie za róg domu. Rozległ się strzał i bezwładne ciało kobiety opadło na śnieg. Usłyszeliśmy nieludzki śmiech.
Cała się trzęsłam. Nie mogłam uwierzyć w to wszystko, co widziałam. Odżyła we mnie dawna nienawiść. Uczucie tak starannie skrywane od wielu lat. Przypomniałam sobie tamtą noc, kiedy matka mi wszystko powiedziała. Od tamtej pory…
- Nie możemy tego tak zostawić – szepnęłam - Kacper słyszysz mnie?
- Musimy uciekać. Chodź, może uda nam się dojść do samochodu.
Wyrwałam mu się i weszłam do jednego z domków. Na podłodze leżała kilkunastoletnia dziewczyna. Martwa. Miała długie, jasne włosy posklejane krwią w zasychające powoli strąki. Cała jej twarz pokryta była szramami, a jeden z oczodołów był pusty… Musieli ją bić karabinem po twarzy. Między jej nogami była kałuża krwi. Patrząc na to drobne ciało poczułam rosnące obrzydzenie. Byłam pewna, że zanim to wszystko się wydarzyło, była dziewicą. To był jej pierwszy raz. Jakże ironiczne było to stwierdzenie. Uśmiechnęłam się gorzko i wyszłam.
W kolejnym domku zobaczyłam kobietę. Jeszcze żyła, jednak pozostawienie jej przy życiu było to bardziej nieludzkie niż zabicie jej. Wykrwawiała się. Była w dziewiątym miesiącu ciąży. Miała głęboko rozcięty brzuch. Jej ciało drżało konwulsyjnie, a z ust wydobywał się charczący jęk.
Noworodek leżał obok ze zdeptaną główką… Był siny i pokryty krwią. Malutkie paluszki zaciśnięte były w piąstki.
Kacper siłą wyciągnął mnie stamtąd. Przytulił mnie mocno i szeptał uspokajające słowa, dopóki nie przestałam się trząść. Usłyszeliśmy głosy. Ktoś szedł w naszym kierunku. Ukryliśmy się.
Rozumiałam każde słowo, które wypowiadali. Szukali kogoś. Szukali jeszcze jednej osoby. Przed oczami ujrzałam krwawe napisy. Wtedy zrozumiałam. Tą osoba byłam ja.
Dlaczego!? Co to za koszmar!? Czy to się dzieje naprawdę!?
- Przeszli. Musimy uciekać – szepnął Kacper.
Jednak żołnierze byli wszędzie. Było ich tak wielu. Nie widzieliśmy naszego samochodu. Gdzie on mógł być? Coraz bardziej się denerwowałam. Próbowałam nie tracić zimnej krwi. Sytuacja mnie jednak przerastała. Uszczypnęłam się, jednak to nic nie dało. To nie był sen. Te rzeczy działy się naprawdę. Te trupy… One istniały. To nie był mój wymysł, ani żadna wizja. Kacper widział to samo.
Próbowałam znaleźć jakieś wyjaśnienie dla tego, co się tutaj działo, jednak nie potrafiłam. Na rękach miałam krew. Prawdziwą krew. Tego nie dało się wytłumaczyć. Kolejna wojna? Kręcą tutaj film? A może to jakaś sekta? Każdy kolejny pomysł wydawał się bardziej nieprawdopodobny od poprzedniego.
Kacper prowadziła mnie między domami. Nie wiedziałam czego szukał. Kryjówki czy samochodu? Moje nogi po prostu stawiały kolejne kroki. Raz, dwa, raz dwa… Bez udziału umysłu. On był zaprzątnięty całkiem innymi myślami.
Na placyku stała rodzina i kilku żołnierzy. Ojciec błagał ich, żeby nie zabijali jego kilkuletniej córeczki. Powtarzał jak opętany, że to grzeczna dziewczynka, że ładnie śpiewa, tańczy, mówi wierszyki. Z daleka widziałam tylko jej ciemne, kręcone włoski.
Wtedy dali mu broń i powiedzieli, żeby sam ją zabił. Płakał, wrzeszczał, klęczał przed nimi, a oni podawali sobie ją sobie z rak do rąk i śmiali się głośno. Doskonale się bawili. Wtedy matka dziewczynki wzięła pistolet i strzeliła do niej kilka razy.
Ciało dziecka upadło na śnieg, zdobiąc go plamami krwi.
Stałam jak sparaliżowana i patrzyłam na całą ta scenę. Jedyne, co byłam w stanie pomyśleć, to że ta kobieta dobrze zrobiła. Nie wiadomo, jaka śmierć spotkałaby jej dziecko z rąk żołnierzy.
- Marta, proszę, musimy uciekać… - błagał Kacper.
Ja jednak stałam tam, jak wrośnięta w ziemię. Byłam przerażona, ale jednocześnie wściekła. Chciałam zemsty.
- Znalazłem kryjówkę. Chodź. Zostaniesz tam, a ja odnajdę samochód.
W spiżarni jednego z domów, za regałami była mała, niska wnęka. Wcisnęłam się tam. Ręce mi się trzęsły, serce biło głośno, było mi gorąco. Zamknęłam oczy. Chciałam sobie wyobrazić, że jestem teraz z Kacprem w wynajętym pokoju, że właśnie wybieramy się na stok, albo spacerujemy po Krupówkach. Tyle wspaniałych chwile spędziliśmy razem. Te wszystkie spojrzenia, uśmiechy pocałunki…
Usłyszałam kroki. Jakiś żołnierz wszedł do spiżarni. Podszedł prosto do miejsca, w którym się ukrywałam. Przez dłuższą chwilę stał nieruchomo, a potem wszedł za regał i spojrzał na mnie błyszczącymi oczami spod uniesionych brwi. Jego spokojną, nieruchoma twarz nie wyrażała żadnych emocji.
- Znowu chciałaś uciec przed swoim przeznaczeniem? – zapytał.
Poderwałam się na równe nogi i odepchnęłam go. Upadł na podłogę robiąc dużo hałasu. Wiedziałam, że muszę uciekać. Wybiegłam z chaty. To, co zobaczyłam sprawiło, że przez chwilę oniemiałam z przerażenia. Miałam przed sobą cała gromadę żywych trupów. Mieli na sobie resztki ubrań. Ich ciało było częściowo rozłożone. Szczerzyli swoje żółte zęby w zwierzęcym uśmiechu.
Poczułam zapach śmierci. Spoglądały na mnie dziesiątki czarnych, martwych oczy. To byli ludzie, którzy tu żyli i mieszkali. Wszyscy zamordowani.
Zaczęłam uciekać, ale przewróciłam się w zaspę. Stanął nade mną jeden z żołnierzy. Jego twarz wykrzywiła się w przerażającym grymasie. To był uśmiech. Uśmiech zimny, pozbawiony wszelkiego uczucia. Uśmiech człowieka na wskroś zdeprawowanego, bezwzględnego, zupełnie pozbawionego sumienia.
- Naprawdę myślałaś, że dasz radę uciec? Tu jest twoje miejsce. Tutaj zginiesz. To jest jedyna droga. To jest twoje przeznaczenie – odbezpieczył pistolet i skierował go w moją stronę.
Wtedy nadjechał Kacper. Stratował ich. Padł strzał, ale chybiony. Wsiadłam do samochodu. Odjechaliśmy.
Za następnym zakrętem zobaczyliśmy drogowskaz na Zakopane. Nikt nas nie gonił. Kiedy dojechaliśmy do miasta i zobaczyłam normalnych ludzi, poczułam się bezpieczna. Dziesiątki turystów spacerowały ulicami. Leniwe płatki śniegu spadały z drzew.
Koszmar minął. Moje ręce były jednak całe we krwi, podobnie jak ubranie. Wzdrygnęłam się. Czy kiedykolwiek uda mi się zmyć tą krew? Te wszystkie przerażające sceny, które widziałam nie będą chciały się zatrzeć w mojej pamięci.
Tak trudno było mi zapomnieć o tym wszystkim, co usłyszałam do mojej matki. Łatwo jest hodować gniew i nienawiść, ale trudniej jest się ich pozbyć. Teraz, kiedy wspomnienia powróciły z taka siłą wszystko zacznie się na nowo.
- Dokąd jedziesz? – zapytałam.
- Jak to? Na policję. Jeżeli to się działa naprawdę, to może tam będą wiedzieć o co w tym wszystkim chodzi.
Pomyślałam, że lepiej wiedziałby psychiatra niż policjant, ale powstrzymałam się od komentarza. Teraz już było mi wszystko obojętne. Uciekłam stamtąd. Cokolwiek miało to oznaczać, skończyło się. Zostało na tamtej polanie. Mojemu życiu tu i teraz nic już nie zagrażało.
Tego, co mieliśmy do powiedzenia wysłuchał młody funkcjonariusz. Co prawda udawał, że jest miły i że stara się to wszystko zrozumieć, ale mogłam się założyć, że tak naprawdę myśli, że ma do czynienia z dwójką upalonych ludzi, którzy przerazili się swojej kolejnej wizji.
Potem pojawił się drugi policjant. Starszy. Poprosił, żebyśmy jeszcze raz opowiedzieli, to co się wydarzyło.
- Przepraszam, ale chyba nie powinniśmy panów kłopotać – powiedziałam.
- Tomek, wyjdź. Jestem komisarz Turski. Być może jestem w stanie wytłumaczyć, to co się wam przytrafiło.
Zrezygnowana zaczęłam opowieść od początku. Komisarz jej nie skomentował. W zasadzie to nie powiedział ani słowa. Zabrał nas z komendy do jakieś prywatnego domu i zaprowadził do przygarbionego, pomarszczonego staruszka.
- Czternastego sierpnia czterdziestego trzeciego roku do wioski w pobliżu Zakopanego przyszedł mały oddział Niemców – głos staruszka był cichy i niezbyt wyraźny, dlatego wszyscy milczeli i z uwagą wsłuchiwali się w jego słowa. – Wymordowali kilkadziesiąt osób. Ciała zakopali w dole na placyku pośrodku wioski. Przeżyła to jedna dziewczyna. Wyszła rano po chrust i kiedy zbliżając się do wioski usłyszała strzały, uciekła. Ukrywała się tutaj. Nazywała się Celina Porębska.
Staruszek zamilkł. Wszyscy spojrzeli na mnie. Musiałam wyglądać, jakbym zobaczyła ducha. W jednej sekundzie zrozumiałam. Dwa ostatnie słowa wyjaśniły wszystko. Celina Porębska.
Pewnej nocy przyszła do mnie matka i powiedziała mi, że babcia nie żyje. Potem opowiedziała mi historię jej życia. Powiedziała wtedy: „Widzisz, twoim dziadkiem nie jest Stanisław, tylko Karl Grupenn. Jeden z najbardziej bestialskich Niemców, jacy pojawili się na naszej ziemi w czasie wojny. Zgwałcił twoją babkę…”
Dostałam pamiętniki babci, w których mogłam przeczytać o tym, co jej się przytrafiło. Po wojnie zmieniła nazwisko, żeby wymazać z życia tamten okres. Jednak to nie wystarczyło. Była przecież jeszcze moja matka. W jej żyłach płynęła aryjska krew. Była blondynką o błękitnych oczach i jasnej cerze. Urodę odziedziczyła po ojcu.
Babcia mówiła wszystkim, że miała męża, który zginął na froncie. Pokazywała nawet listy od niego, które sama pisała i wysyłała. Jednak nikt nie wierzył.
Obie miały bardzo ciężkie życie. Od tamtej pory hodowałam w swoim sercu nienawiść do tych, przez których cierpieli moim najbliżsi.
Jednak znałam tylko powojenne losy mojej babki. Wiedziałam, że przed wojną nazywała się Celina Porębska, a później Małgorzata Kułak. Nie wiedziałam, że cudem uniknęła śmierci…
Teraz wszystko było jasne. To moja babka była tą dziewczyną, którą widziałam w nocy. To ona przeżyła. I ona i moja matka już nie żyją. Dlatego, kiedy tylko pojawiałam się w tym przeklętym miejscu, przeżyłam wszystko to, co wydarzyło się kilkadziesiąt lat temu. Moja babka przeżyła, więc ja muszę zginąć. Takie jest moje przeznaczanie.
Przypomniałam sobie staruszka, którego pytaliśmy o drogę. To on powiedział, że Zakopianka jest zakorkowana i wskazał nam inną, przejezdną trasę. Zapytałam wtedy, czy jest bezpieczna. „To zależy dla kogo” rzucił, uśmiechając się tajemniczo.
- Kacper, wracamy do domu. Chcę być jak najdalej stąd.
- Ależ skoro w pani żyłach płynie niemiecka, ba, nawet aryjska krew, to nie musi się pani niczego obawiać. Pojedziemy tam i zobaczy pani, że nic jej nie grozi. Te domy rozsypały się bardzo dawno temu. Teraz nie ma tam nic. Na wszelki wypadek mam przecież broń – powiedział komisarz.
Dałam się namówić. Jeżeli teraz się z tym wszystkim zmierzę, to będę potrafiła dalej normalnie żyć.
Stałam na skraju polany i wpatrywałam się w rozległy teren pokryty grubą, równą warstwą śniegu. Nie było domów, krwi, trupów.
Odwróciłam się do Kacpra, jednak nie było tam ani jego, ani komisarza. Zamiast nich zobaczyłam dwóch niemieckich oficerów z bronią skierowaną w moim kierunku. Padły dwa strzały.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki Robert, poprawiłes mi wczoraj humor tym komentarzem. Co do poprzedniego, to jak mogłam to się do niego zastosowałam, ale dalej mi czegoś brakuje w tym tekście, sama nie wiem czego...
Leszek, Asher, dzięki za pozytywne opinie.
Pomysł... hmmm, kiedyś był inny, ale jak sie za to teraz zabrałam to została z niego tylko zima, reszta sama wyszła. Bohaterowie, wojna, motywy, wszystko nagle i znikąd.
Podwórko przeczytałam i podobało mi się. Nie da się ukryć pewnych zbiezności :)
pozdrawiam serdecznie

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co tu dużo mówić , opowiadanie doskonałe. Momentami aż ciarki przechodziły po plecach. Opisy mocne i wstrząsające. Zakończenie wbija w fotel.

pozdrawiam

ps

tyko jedno drobne merytoryczne mam zastrzeżenie. do zdania

"przecież nikt nie poluje w środku zimy!"

Sezon na polowania trwa od póżnego lata az do końca zimy. Więc w środku zimy tez użadza sie polowania.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To merytoryczne zastrzeżenie mnie prześladuje :) tyle, że na logikę to w górach w środku zimy się chyba nie poluje, bo to mogłby wywołać lawinę. popraw mnie jeżeli się mylę, bo ja na takim właśnie założeniu opierałam to, co napisałam.
Dziękuję za kometarz i pozdrawiam :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A mnie się osobiście nie podoba... Może tekst jest ciekawy, ale obrzydliwy i targa gdzieś w środku jak się czyta... Może inni czytelnicy są bardziej skłonni czytać o gwałtach i morderstwach - ja nie...

Ogólnie można się przyczepić do szczegółów, jw. np.

Wstyd hańba i pornografia...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...