Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

 

Tekst: Leszczym

Rozmowa z AI: Krzysztof Czechowski

Muza i głos: AI. 

 

Piosenka nr 7 pt. Tancerka testerka wierności

 

Ref.

Wdaliśmy się w myśli i czyny o zdradach

zdrada zatem ku nam przyszła – takie czasy

stałość związkowa wielkim jest wyzwaniem

pewnym nigdy nie było że stali będziemy oboje

oj oj oj związek prysł oj oj oj

 

Padło na nas to zlodowacenie związku

rozstanie trzeba było zaplanować i zrealnić

moja żona postanowiła na tym nie oszczędzać

testerce wierności dała na mnie dużą piątkę

 

Jako pieśniarz amator wręczyłem testerce wiersz

polubiła mnie tą całą swoją ładną kobiecością

żonie rzekła nieustalone, wyprosiła więcej czasu

żona w nerwach wysupłała nową piątkę

 

Testerka tancerka istotnie mi się spodobała

miała piękną suknię w te sprawy hen biegła

cóż zacząłem się o nią faktycznie starać

siódma piosenka była i jest o niej i dla niej

 

Ref.

Wdaliśmy się w myśli i czyny o zdradach

zdrada zatem ku nam przyszła – takie czasy

stałość związkowa wielkim jest wyzwaniem

pewnym nigdy nie było że stali będziemy oboje

oj oj oj związek prysł oj oj oj

 

Chłodna żona wymożliwiła trzecią piątkę

mogliśmy z testerką chodzić po knajpach

żona czekała na najgorszy materiał zdjęciowy

nie musiałem wcale wieczorów tłumaczyć

 

Związek i tak miał się przecież skończyć

mrozy związkowe bywają tutaj nieuchronne

cóż wielką winę przyjąłem na własną klatę

mężczyzna i tak jest winnym i taka basta

 

Jestem teraz w związku z ową testerką

zmieniła dla mnie zawód swój nawet

cóż całkiem fajna z niej urzędniczka

znów jestem zakochany i to na amen

 

Ref.

Wdaliśmy się w myśli i czyny o zdradach

zdrada zatem ku nam przyszła – takie czasy

stałość związkowa wielkim jest wyzwaniem

pewnym nigdy nie było że stali będziemy oboje

oj oj oj związek prysł oj oj oj

 

Z bycia winnym musiałem się wytłumaczyć

koledzy znający życie wybaczyli mi łatwo

żona choć biedniejsza swoje tutaj dowiodła

na ten moment wszyscyśmy zadowoleni i już

 

Testerka to tancerka faktem ładnie tańczy

dalej piszę o niej eterycznie szumne piosenki

związki jak związki wiadomo się rozstają

nawet głupie żarty nie są wcale za zabawne

 

Takty do naszego tańcowania pisze nam AI

dzieła nie arcy rozpowszechniam po sieci

możliwe że nie wszyscy są zadowoleni

ale przecież nigdy takimi wcale nie byli

(satysfakcja jest płytszą miarą niż się zdaje)

 

Ref.

Wdaliśmy się w myśli i czyny o zdradach

zdrada zatem ku nam przyszła – takie czasy

stałość związkowa wielkim jest wyzwaniem

pewnym nigdy nie było że stali będziemy oboje

oj oj oj związek prysł oj oj oj

 

Kocham tancerkę testerkę mojej wierności

nie ma żadnej obawy o kolejną zdradę

póki piszę mamy przecież razem dzieci

pojutrze może być i tak nieodgadnioną melodią

(przyznaj że nawet o jutrze domyślasz się niewiele)

 

Ref.

Wdaliśmy się w myśli i czyny o zdradach

zdrada zatem ku nam przyszła – takie czasy

stałość związkowa wielkim jest wyzwaniem

pewnym nigdy nie było że stali będziemy oboje

oj oj oj związek prysł oj oj oj

 

Oj oj oj związek prysł a w ślad za nim przyszła nowość.

Nowość nowość nowość

A i aha. A i aha.

Edytowane przez Leszczym (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Rafael Marius A facet, jak to facet, zawsze był winny. Był, jest i będzie tylko trzeba go w to ubrać. Najlepiej umiejętnie zresztą. A jak winny nie jest znaczy się to łamaga, co też jest winą tylko nieco inną. Ogólnie niniejszy wpis kobiety zdaje się nie komentują, ale to w sumie dobrze. 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Nadeszły dziwne lata, które tak naprawdę nigdy się nie skończyły, ale ja po raz pierwszy zrozumiałem, że wolność pojawia się jedynie w marzeniach, bo tu, na dole, nawet sny kąpią się w smole, a piękno stanowi ten zapach wiosny w styczniu, który rozpyla magię zza rogu, by trochę ulżyć nam, Nędznikom, którzy nie zasługują na oświetlony pałac.   Nie, Nami bawi się Stary Bydlak, napuszczający biedaka na biedaka, nieznający drzazg ani siniaków, z radością oglądający przejeżdżających się ludzi na arenie, którą ułożył jego umysł grabarza. On najchętniej kupiłby każdemu bilet na drogę krzyżową i gdyby nie Prometeusze dzień trwałby tyle, ile jest godzin codziennej niewoli. Stare Bydle kwili z uciechy, kiedy wysyła kolejne orły do grzebania w ich wątrobach.   Zna koniec, podczas gdy my, Nędznicy, najbardziej się go obawiamy, przekazując strach naszym następcom, a nadzieję kładąc w marzeniach, choć naprawdę to w marzeniu jest jedyna nadzieja.   I jak co roku dziękujesz skinieniem głowy, bo usta nie byłyby w stanie tego wypowiedzieć, bo my, Biedacy, jesteśmy prości, nie tak jak te bandy uniwersyteckie, które za sztuczne złoto zapomniały stare pieśni o polu walki w naszych sercach „Dostojewski? Nie! To Rosjanin Nie człowiek”. Zatem biorą lub depczą różańce, zależnie od tego, kto jest na ambonie, a dla Nas, którzy chcą po prostu najeść się jutro, liczy się ten zapach wiosny, który zbuntował pierwsze pierwiosnki, dające nadzieję, że kiedyś marzenia nie skończą się i nie zaczną na strachu, bo są jak niezapisane nuty, słyszalne przy jednym lub drugim murze, niedostępne jak nabity rewolwer, niepożądane jak dzisiejszy obiad, są niechcianym podarunkiem ognia, a niestety walczyć potrafimy jedynie na polecenie Starego Bydlaka i wchodzimy w jego miny, bo nie rozumiemy, że słowa, które wypowiadamy, dotyczą najczęściej tylko Nas samych.   Aż w końcu, któregoś srebrnego dnia, pojmiemy start i metę naszych codziennych polowań. Kiedy już skończy się strach, koło czasu podzieli nas na orły, tchórzy i Prometeuszy, i dlatego tak mało jest pomników ku czci tych ostatnich na świecie, bo cały czas okrążani jesteśmy przez własne zjawy, które szepczą: „Bój się, trwaj i bój…”.
    • Żart, straż.      
    • Popadało w okno - Lonko - woła da pop.  
    • @hollow man Oczywiście. Sam kiedyś kochałem palić..Pozdrawiam
    • Ludzie żyją dziś długo. Być może za długo. Długowieczność, choć brzmi dumnie i postępowo, w praktyce bywa zjawiskiem wysoce konfliktogennym.  I wcale nie ma znaczenia, czy człowiek, który nie zamierza w najbliższym czasie wrócić na łono Abrahama, posiada majątek, czy też nie ma nawet porządnego kredensu.    Każdy długowieczny senior - prędzej czy później - robi problem. Ci, którzy nie mają pieniędzy, robią problem czysto ekonomiczny. W ramach obowiązku alimentacyjnego zubażają budżety dzieci, wnuków i całej dalszej rodziny. Zajmują czas, energię i nerwy. W takich sytuacjach zawsze pojawia się myśl niepopularna, wstydliwa, ale obecna: „może mógłby już odejść?” Ci, którzy mają majątek - są jeszcze gorsi. Bo oprócz kosztów generują nadzieje, a nic nie psuje relacji rodzinnych tak skutecznie jak nadzieja połączona z oczekiwaniem.   Długowieczny bogacz to tykająca bomba emocjonalna. Każdy dzień jego życia jest dla kogoś opóźnieniem. Ale do rzeczy. Najlepiej na przykładzie. Mojej żonie - poza rodzicami, którzy niech żyją sto lat i dłużej - zostało troje wujków i jedna ciocia. Był jeszcze czwarty wujek, ale umarł parę lat temu. On nie pasował do stada. Związał się z kobietą z proletariackiej Łodzi. Miał jedną córkę, która podobnie jak ojciec nie widziała się w tym stadzie. A stado było… rasowe. W prostej linii od jednego ze świętych. Jakby tego było mało, jakiś przodek był kandydatem na króla Polski. I z takiego stada trafiła mi się żona. Bywa. Święci, królowie, arystokracja. A ja? Ja - plebs. Rodzina repatriantów z Kresów.  Prosty chłopak z „Piekiełka” - dzielnicy Braniewa, która kiedyś była najgorszą częścią miasta. A Braniewo… Cóż. Warmia. Miasto, z którego młodzi ludzie od zawsze uciekali. Ja uciekłem czterdzieści lat temu. Z mojej klasy licealnej uciekło ponad dziewięćdziesiąt procent. „Uciekło” to może złe słowo. Poszli na studia. Znaleźli lepsze życie. Ci, co zostali - zostali. Ale znów się rozgadałem. Wracamy do świętych wujów. Pomorska wieś pod Tczewem. Dom prawie trzystuletni. Historia rodziny piękna, duma rodowa ogromna - ile w tym prawdy, wiedzą tylko oni. Ja na pewno nie. Przychodzą czasy powojenne. Ze względu na szlachecko-arystokratyczno-królewskie pochodzenie - problemy egzystencjalne. Ojciec mojego teścia  ginie w wypadku. Samochodowym? Traktorem? Spadł z ciągnika? W arystokratycznych rodach prawda bywa traktowana instrumentalnie. W tej rodzinie również. Przekonałem się o tym nie raz. Zostaje matka. Arystokratka. Miłośniczka Goethego i Schillera. Kilkadziesiąt hektarów, których nie objęła nacjonalizacja. Pięciu synów i córka. Łatwo nie było. Ale dali radę. Wszyscy skończyli studia. Budowali nową Polskę - tę, która wcześniej odebrała im majątki. Zakładali rodziny. Żyli całkiem nieźle. Rozmnażali się. Co prawda nie wszyscy, ale materiał genetyczny był przekazywany. Najstarszy brat teścia : żona, brak dzieci. Kolejny brat teścia : brak żony, brak dzieci. Teść: żona, dwoje dzieci. Młodszy brat teścia: żona, jedno dziecko. Najmłodszy brat teścia : żona, sześcioro dzieci. Wygląda na to, że rozmnażanie było jego pasją.  Jedyna siostra teścia  - troje dzieci - wyprowadziła się z mężem na drugi koniec Polski. Bracia zostali na północy, ona na południu. Jak w bajce. Wszystko działało. I komu to przeszkadzało? Nikomu. Aż do momentu, gdy okazało się, że dwóch braci nie ma dzieci. Jeden z nich - bezżenny i bezdzietny - mieszkał w rodzinnym gnieździe od zawsze. Drugi - bezdzietny, po śmierci żony - wrócił na północ i zamieszkał z nim. W gnieździe rodowym. Mieszkali tam ponad dwadzieścia lat. Pieniądze mieli. Teoretycznie powinien tam być teraz  mały, ładny dworek. Arystokracja, hektary, święty w rodzinie. W praktyce… obraz jest inny. Nie wiem, jak to opisać. Może słowo ruina byłoby najbliższe prawdy. I wszystko byłoby jeszcze do zniesienia, gdyby nie fakt, że oni wciąż tam żyją. Teraz tylko jeden. Starszy ma 95 lat. Młodszy — 92. Starszego, bogatszego, zabrał do siebie mój szwagier. Mógł sobie na to pozwolić – miał odpowiednie warunki. Lokalowe. Zaadoptował dla wujka osobny pokój, zapewnił opiekę całodobową – opłacił opiekunkę.  Kilka mieszkań wujka w Trójmieście zobowiązuje. Opieka trudna, ale temat ogarnięty. Drugi – biedniejszy, młodszy został w gnieździe rodowym. I tu temat  jest nieogarnięty. Opiekę  nad nim roztoczyły dzieci brata wielodzietnego. Tego od szóstki dzieci. Szóstka dzieci to heroizm. Ja mam dwoje i bywały chwile, gdy uważałem, że powinienem trafić do psychiatryka. Dodatkowo punktową opiekę sprawuje córka siostry. Czyli: dzieci najmłodszego brata + córka siostry. Opieka rozproszona. Kompetencje różne. Oczekiwania sprzeczne. Idealne pole do konfliktu. Bo długowieczność nie jest problemem biologicznym. Długowieczność to problem społeczny, a w skali mikro - rodzinny dramat. Kto decyduje? Kto płaci? Kto przyjeżdża w nocy? Kto bierze urlop? Kto „robi więcej”, a kto „tylko udaje”? I najważniejsze pytanie, którego nikt nie zadaje głośno: ile to jeszcze potrwa? Tu zaczyna się prawdziwa „święta rodzina”. Nie ta z obrazków. Ta z telefonami, pretensjami, urazami, niedopowiedzeniami i cichą rywalizacją o rację moralną. Każdy jest zmęczony. Każdy uważa, że robi najwięcej. Każdy ma poczucie krzywdy. A senior? Senior żyje. I ma się - na przekór wszystkim - całkiem dobrze. I tak oto ktoś jeszcze nie umarł… A wszystko już się zaczęło… Może być ciekawi.         Cdn………..
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...