Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Diamentowa zbrodnia


Rekomendowane odpowiedzi

- Kati! Kati! Gdzie ty się do cholery podziewałaś?! Nie ma z ciebie za grosz pożytku! Coś ty tam znowu czytała?! Szkolona pokojówka się znalazła. W tej chwili pranie zebrać, bo burza się zaczyna! No już! Na co czekasz!
Pranie, pranie... Sama by mogła. Niech ją w oczy nie kole, że się czytać nauczyłam i mądrzejsza od niej jestem. Nie moja wina, że sama ledwie litery składa. Gospodyni wielka się znalazła.

Ciemno, że oko wykol, psy ujadają, co chwila grzmi, a ja muszę latać za jakimś prześcieradłami. Przemoknę jak nic!
Kto mi na drodze drewno jakieś rzucił?! Całe pranie poszło w błoto. Hilda mnie chyba teraz z miejsca wyrzuci na ten deszcz i każde sobie innej posady szukać. Co za głupie żarty?! Zaraz, to nie drewno... To człowiek...

- Diamenty... Lucy... - wycharczał, a potem jego głowa opadła na rozmokłą ziemię.
To margrabia Hintenhofen. On... on nie żyje! Stałam przez chwilę bezczynnie wpatrując się w bezwładne ciało. Deszcz spływał mi po twarzy, a potem wsiąkał w ubranie. W końcu skierowałam swoje kroki do dworu. Weszłam przez frontowe drzwi i od razu natknęłam się na hrabinę Adelę Hintenhofen. Zmierzyła mnie nieprzyjaznym spojrzeniem. W końcu weszłam tam, gdzie nie powinnam. Zanim jednak zdążyła krzyknąć powiedziałam, że margrabia nie żyje.

- Co takiego?! Zaprowadź mnie tam! No już!
Pospiesznie zarzuciła płaszcz na ramiona i wyszłyśmy na zewnątrz. Spojrzała na ciało, a potem na mnie.
- Mówił coś? - zapytała ostro. - Odpowiadaj! Powiedział coś?!
- Dwa słowa. Diamenty i Lucy - wyjąkałam zaskoczona jej zachowaniem.
Hrabina zachowywała cały czas zimną krew, była bardziej zdenerwowana niż zrozpaczona.
- Nikomu o tym nie mów. Zapomnij, że on to powiedział. Zrozumiałaś?! - pokiwałam głową. - Stary dureń. W końcu się doczekał - mówiła już do siebie. - Policją sama się zajmę - rzuciła jeszcze w moim kierunku.

Przez to wszystko zapomniałam o praniu, które teraz nie nadawało się już do niczego. Pozbierałam ubłocone prześcieradła i skierowałam się do wejścia dla służby.
Od Hildy dostałam reprymendę za wszystkie czasy i jeszcze trochę na przód. Kiedy jednak udało mi się w końcu dojść do słowa i powiedzieć o morderstwie margrabiego, to tak jakby przestała się przejmować tym praniem. Opadła na krzesło, które pod jej ciężarem aż się ugięło i zaczęła prosić o zmiłowanie pańskie.

Burza trwała tymczasem w najlepsze. Ciało margrabiego zostało w końcu zabrane. Doktor stwierdził, że śmierć nastąpiła wskutek utraty krwi, po dwóch postrzałach. Wszyscy jednoznacznie stwierdzili, że nie usłyszeliby nawet salwy armatniej, bo co chwila uderzały pioruny.
Inspektor przesłuchiwał mnie w towarzystwie hrabiny, która nie spuszczała ze mnie swojego roziskrzonego wzroku. Musiałam gładko pominąć ostatnie słowa margrabiego, czym i tak nie zasłużyłam sobie nawet na cień jej sympatii.

Przemoknięta i przemarznięta siedziałam przy piecu, popijając gorące mleko. Potem przez pół nocy musiałam doprowadzać do stanu używalności zabłocone pranie, bo kiedy Hilda doszła już do siebie, to stwierdziła, że mi tego nie przepuści.
Zaczęłam się zastanawiać, co tak bardzo chciała ukryć hrabina. Margrabia był właścicielem kopalni diamentów w afrykańskiej kolonii. Miał tam też swoją rezydencję. To mogłoby wyjaśnić jedno ze słów, ale drugie? Lucy... To imię kobiety. Jednak czy naprawdę chodziło o kobietę?
Poza tym, kto mógłby chcieć jego śmierci? Teraz przebywa tutaj brat margrabiego, Hermann, który właśnie wrócił z Afryki. Nadzoruje on tamtejsze interesy. To energiczny i bardzo przystojny czterdziestoośmioletni mężczyzna. Oprócz niego są jeszcze dwaj młodzi panicze Hintenhofen, Rudolf i Maximilian, którzy przyjechali dwa dni temu. Obaj uczą się na uniwersytecie w Gottingen. Mieszka tutaj także uboga kuzynka hrabiny Brigitta, a także babka pana margrabiego Thekla ze swoją damą do towarzystwa Hester.

Nagle usłyszałam jakiś huk i rumor. Dochodził gdzieś z góry. Pomyślałam, ze to może złodziej, więc ostrożnie i po cichu skierowałam swoje kroki w stronę schodów. We dworze panowała nieprzenikniona ciemność. Ledwo odróżniałam kontury ścian i mebli. Schody skrzypiały cicho, a ja wolałam nie oglądać się za siebie.
W końcu dotarłam na drugie piętro. Hałas dochodził z gabinetu margrabiego. Znajdował się on na końcu korytarza. Przez uchylone drzwi sączyło się słabe światło. Nasłuchując, zaczęłam się zastanawiać, co mam zrobić. W pewnej chwili usłyszałam za sobą kroki. Ktoś jeszcze wchodził po schodach. Wystraszyłam się. Jeżeli by mnie tu zobaczył, to mogłoby się źle dla mnie skończyć.

Przeszłam kilka metrów w przeciwną stronę korytarza. Gruby dywan stłumił wszelkie odgłosy. Ukryłam się w ciemności, wpatrując się w wyłaniający z niej kształt, który podążał w stronę gabinetu margrabiego. Kiedy padło na niego światło byłam już pewna, że to pan Hermann. Nie usłyszałam żadnych krzyków, ani innych podejrzanych odgłosów, więc nie mogło chodzić o włamanie.
Podeszłam tak blisko, jak to było tylko możliwe. Udało mi się zauważyć, że to hrabina jest w gabinecie męża i najwyraźniej czegoś szuka. Wszystkie szuflady były powyciągane, ich zawartość bezładnie leżała na podłodze, tak jak wszystkie książki i papiery.

Nie trzeba było tego dokładnie widzieć, żeby wiedzieć, że jest ona wściekła. Była to kobieta o niezwykłym harcie ducha. Piękna, dumna, rozsądna i inteligentna. Czy to śmierć męża ją tak poruszyła?
- Adi, proszę posłuchaj mnie... - dotarł do mnie urywany szept pana Hermanna.
Nikt, nawet margrabia, nie zwracał się do hrabiny w ten sposób.
- Nie Herman, to ty posłuchaj. On wie. On o wszystkim wie! To dla mnie koniec! Rozumiesz?! Jestem skończona! Taki skandal...
- Zabiorę cię stąd Adi. Wyjedziemy do Afryki. Po śmierci Hansa należy mi się moja część. Poradzimy sobie. Adi...
- Ktoś się dowie. Ja tak nie potrafię! Poza tym one znikły. Szukałam wszędzie. Sejf jest pusty. Zrób coś. Ja tego dłużej nie wytrzymam - hrabina zaczęła szlochać, pan Hermann objął ją i zaczął coś szeptać.

Pomyślałam, że powinnam już iść, bo mogą zaraz wyjść i mnie zauważyć. Poza tym upewniłam się już, że to nie było włamanie, więc na dobrą sprawę nie miałam tutaj nic do roboty. Nagle kichnęłam tak głośno, że echo rozeszło się po całym dworze.
Hrabina natychmiast wybiegła z gabinetu. Przez myśl zdążyło mi przemknąć, że powinnam już szukać nowej posady.
- Co tu robisz!? Co słyszałaś?! - jej słabość momentalnie znikła, była wściekła, ale też przestraszona.
- Nic - wiedziałam, że nie uwierzy, ale przynajmniej mogła mieć nadzieje, że w takim razie będę trzymała język za zębami.
- I bardzo dobrze. Wynoś mi się stąd.

Ta noc okropnie się ciągnęła. Nie mogłam zasnąć. Przez cały czas zastanawiałam się nad tym, co się wydarzyło. Czy hrabina ma romans z bratem margrabiego? Ona ma czterdzieści cztery lata, a jej mąż był od niej dwanaście lat straszy. W takim wypadku wszystko jest możliwe. Czy jednak był to wystarczający motyw, żeby pozbyć się margrabiego?
Zginęły diamenty. To jest pewne. Pan Hermann wrócił z Afryki trzy tygodnie temu. Część kamieni zawsze przywozi ze sobą. Ich miejsce jest w sejfie margrabiego. Najwidoczniej morderca je zabrał. Jednak... To nie mógł być nikt obcy. Ten ktoś musiał znać szyfr, albo margrabia sam dał mu diamenty. Inna możliwość nie istnieje.

Dopiero podczas śniadania o morderstwie dowiedziały się kuzynka hrabiny i babka margrabiego. Mogło to zagrażać życiu starszej pani, gdyż miała słabe serce, jednak nie można było tej informacji ukryć. Lubiła ona czytywać gazety, a tam pojawiły się już pierwsze wzmianki o tym wydarzeniu. Pan Hermann usiłował jej to przekazać w jak najbardziej delikatny sposób, jednak mimo to nie obyło się bez sporego szoku.
To głupia gęś Hester narobiła takiego krzyku, że to ją trzeba było uspokajać. Wszystkie damy do towarzystwa są takie same. Gapowate i nierozgarnięte stare panny.

Nigdy nie lubiłam sprzątać pokoju panicza Rudolfa. Jak zwykle wszędzie były porozrzucane ubrania i książki. Pościel leżała na podłodze, a gruby dywan był ubrudzony błotem. Na kredensie stała butelka po winie. On nie szanował ani swojej pracy ani czyjejś. Miał humory jak mały chłopiec, dlatego mimo jego dwudziestu trzech lat margrabia nawet w najmniejszym stopniu nie wprowadził go do interesów. Poza tym to ignorant i utracjusz.
Panicz Maximilian to co innego. Spokojny, rozważny. To dopiero osiemnastolatek, ale za to nad wyraz inteligentny, oczytany i doskonale zorientowany w polityce. Jego ubrania są zawsze starannie złożone, sam ścieli swoje łóżko, a większość czasu spędza przy biurku wytrwale się ucząc. To stare dębowe biurko należało jeszcze do pradziadka margrabiego. Jest niezwykle potężne i ma mnóstwo ukrytych schowków.

Sypialna hrabiny wygląda jak prawdziwy raj. Ogromne łoże z purpurowym baldachimem, jedwabna pościel, włoskie meble, grube dywany, mnóstwo bibelotów. To było jedyne pomieszczenie urządzone w ten sposób, z klimatem i gustem. Wszystko zostało sprowadzone na zamówienie. Reszta umeblowania we dworze była dziełem kilku pokoleń Hintenhofenów, mieszały się tu różne style, różne tradycje.
Potem zajęłam się sprzątaniem gabinetu. Starałam się pobieżnie przeglądać znajdujące się tam dokumenty. Większość z nich była dla mnie całkowicie niezrozumiała, poza tym pojawiła się hrabina.

- Sama się tym zajmę, a tobie radzę nie wsadzać nosa w nie swoje sprawy - brzmiało to jak groźba.
- Dobrze, tylko wymiotę popiół z kominka - odpowiedziałam obojętnie.
Wyszłam z gabinetu zastanawiając się, czy nadpalone skrawki papieru leżące w kominku mają jakiś znaczenie. Usunęłam je razem z popiołem i niedopałkami drewna. Hilda wyszła do ogrodu, więc mogłam spokojnie zapoznać się z ich zawartością. Niestety kilku brakowało. ... teraz wszystko jasne ... musisz mi przekazać ... wiesz, że nie jestem ... należy mi się ... nie będę czekać ... Jejku, nie dość, że brakuje części tego listu, to jeszcze pismo jest tak nieczytelne, że z trudem można to odczytać. Kto takimi bazgrołami usiłował szantażować margrabiego?! Nie wiadomo nawet, czy to kobieta, czy mężczyzna.

Co mam teraz zrobić? Hrabina na pewno coś ukrywa, prawdopodobnie ma też romans z Hermannem. Dodatkowo ktoś szantażował margrabiego no i ktoś ukradł diamenty. Sprawa się komplikuje, zwłaszcza że inspektor został poinformowany, że to prawdopodobnie jakiś złodziej lub przypadkowy bandyta jest winien morderstwa. Ewentualnie wróg margrabiego przybyły z Afryki. Poza tym nie wie on o kradzieży. Nie przeszukał też dworu, więc nie miał możliwości, żeby zaleźć narzędzie zbrodni. Czy ktoś się tu w ogóle przejmuje tą zbrodnią!?

Zastanawiałam się nad tym wszystkim podczas obiadu. Kto z siedzących przy stole miał mordercze skłonności? Najbardziej pasował mi pan Hermann. Dla hrabiny na pewno był gotów to zrobić. Dla pieniędzy zresztą też. Przejęcie interesów w Afryce przyniosłoby mu ogromne zyski. Pozwoliłoby mu to na spełnienie swoich marzeń podróżniczych. Śmierć brata to dla niego przepustka do pieniędzy i tytułu. Poza tym jest on wystarczająco pewny siebie i zdecydowany w swych działaniach, ale brakuje mu wyrachowania.
A synowie margrabiego? Rudolfowi zabrakłoby zimnej krwi, to dzieciak, który mógłby posunąć się do zastraszenia, ale nie do morderstwa. Z kolei Maximilian to człowiek z zasadami, który nigdy nie zhańbiłby się takim czynem. Jego bronią jest umysł, nie rewolwer.
Hrabina? Jest niezwykle spokojna. Uśmiecha się, próbuje zabawiać swoją kuzynkę, która widocznie jest jeszcze w szoku. Gra ona rolę doskonałej pani domu. Jednak to, co słyszałam w nocy jednoznacznie mówi, że i ona coś ukrywa.

Podwieczorek każdy jadł osobno. Panowie byli w bibliotece, starsza pani ze swoją damą do towarzystwa u siebie, hrabina z kuzynką w altanie.
Resztki z obiadu zaniosłam Rexowi, jednak zachowywał się on jakoś dziwnie. Wyraźnie miał ochotę na spacer. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Przecież psami zajmuje się tutaj ktoś inny, na pewno nie ja. Czego on może chcieć? A jeżeli go wypuszczę i on ucieknie?
W końcu pozłam za nim. Co chwila się zatrzymywał i sprawdzał, czy dotrzymuję mu kroku. Kiedy wyszliśmy poza teren dworu zaczęłam się zastanawiać, o co mu chodzi.
Wreszcie dotarliśmy na skraj lasu. Tam Rex zatrzymał się. Przez chwilę stał nieruchomo, aż w końcu podszedł do jednego z drzew i zaczął szczekać. Posłuchałam go. Zauważyłam, że w starym dębie jest dość duża szczelina. Zajrzałam tam. Wydawało mi się, ze widzę jakiś czarny kształt, jednak nie bardzo miałam ochotę ryzykować. Może to jakiś nieprzyjazne zwierzątko?
Kiedy jednak upewniłam się, że kształt nie reaguje hałas robiony przez Rexa, postanowiłam go wyciągnąć. Po kilku minutach nadal stałam w tej samej pozycji wpatrując się w przedmiot ostrożnie trzymany w rękach. To był rewolwer.

Rex zadowolony ze zdobyczy usiadł i czekał na pochwałę. Musiał widzieć, jak ktoś to tutaj ukrył i uznał to za zabawę. Kiedy nie zwracając na niego uwagi skierowałam swoje kroki do dworu, widocznie się obraził, bo pobiegł przodem nawet się mnie nie oglądając. Zawiodłam jego psie zaufanie.
Byłam pewna, że podobny, jeżeli nie taki sam, rewolwer widziałam dzisiaj rano w pokoju panicza Rudolfa. Jednak skoro go widziałam, to znaczy, że on tam nadal jest, a ten należy do kogoś innego. Jedyną osobą, która przyszła mi na myśl był pan Hermann.
Włożyłam rewolwer do kieszeni fartuszka. Była trochę za mała, ale nie miałam lepszego schowka. Udało mi się przemknąć niezauważenie do mojego pokoju. Niedawno odeszła jedna z pokojówek i jak na razie zajmowałam go sama. Pozostało mi tylko dobrze ukryć rewolwer razem ze skrawkami znalezionego listu.

We dworze, jak to zwykle późnym popołudniem panowała cisza i spokój. Panicz Rudolf pojechał do miasta, pan Hermann udał się na przejażdżkę konną, starsza pani śpi, hrabina wyszła na spacer.
Zaczęłam się zastanawiać, czy się przypadkiem nie zagalopowałam z tym wyjaśnieniem morderstwa. Gdzie w tym jest mój interes? Ukrywałam dowody rzeczowe, jednak czy kogoś to interesowało? Kto zechce mnie wysłuchać!? Hrabina sama coś ukrywa, może nawet winnego. Inspektor machnie ręką na to, co mam do powiedzenia. Wróg z kolonii to przecież wystarczające wyjaśnienie.
Te myśli przez cały czas nie dawały mi spokoju. Kładąc się spać, zastanawiałam się, czy czas pozwoli wyjaśnić te wszystkie wątpliwości. Odpowiedź przyszła szybciej niż się spodziewałam.
W środku nocy obudziły mnie jakieś szumy i szelesty. Początkowo myślałam, że to sen, jednak kiedy moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności, zorientowałam się, że po moim pokoju porusza się jakiś ciemny kształt. Przez chwilę zastanawiałam się, co mam w takiej sytuacji zrobić. Nie miałam wątpliwości, że to morderca, który szuka dowodów swojej winy. Gdybym tylko mogła zobaczyć kto to taki...

W pewnym momencie poderwałam się spod pierzyny. Jednym susem znalazłam się obok niego, jednak on nie dał się zaskoczyć. Błyskawicznie odwrócił się w moim kierunku i zacisnął mi ręce na szyi. Przez chwilę się z nim siłowałam, ale przecież nie miałam szans z mężczyzną. Zaczęło mi brakować powietrza. W końcu niewiele myśląc uderzyłam go z całej siły w twarz. Raz potem drugi. Kiedy uścisk zelżał, kopnęłam go jeszcze między nogi. Jękną tylko i puścił moją szyję. Chciałam jak najszybciej zaświecić lampę jednak on zdążył wybiec i zniknąć w ciemności.
To wszystko musiał się obrócić przeciwko niemu, wiec narobiłam takiego rabanu, że aż dwór zatrząsł się w posadach. Czerwone ślady wokół mojej szyi świadczyły o tym, że sobie tego wszystkiego nie wymyśliłam. Poza tym na mojej ręce zostały ślady krwi. Musiałam uderzyć tak nieszczęśliwie, że rozbiłam mu nos. Dzięki temu nie powinno być żadnej trudności z rozpoznaniem dusiciela.
Hrabina nie mogła zlekceważyć tego wydarzenia. Zapowiedziała, że po śniadaniu wezwie inspektora. Zabroniła mi też pokazywać się komukolwiek na oczy.
Przez resztę nocy nie mogłam zasnąć. Bałam się, ale też byłam podekscytowana tym, co miało się wydarzyć następnego poranka. Nie miałam pojęcia, jak cała sprawa się rozegra. Czy hrabina znowu zainterweniuje i nie pozwoli, żeby padły jakieś niewygodne dla niej słowa?

Najbardziej przerażała mnie myśl, że morderca spróbuje jeszcze raz. Przecież nie osiągnął tego, co chciał. Dowody jego zbrodni nadal mam ja i nadal żyję. Postanowiłam przez cała noc czuwać. Zostawiłam zaświeconą lampę i starałam się nie zasnąć. Skończyło się na tym, że rano Hilda musiała mnie prawie siłą ściągać z łóżka, bo ledwo trzymałam się na nogach z niewyspania.
Szybko jednak odzyskałam entuzjazm i werwę. Do śniadania miała podawać Anna, więc od razu zajęłam się sprzątaniem. Panicza Rudolfa nie było u siebie, pana Hermanna też. W obu pokojach stały walizki. Czyżby obaj się gdzieś wybierali?! To wszystko zaczynało być co najmniej dziwne.
Już miałam wejść do sypialni hrabiny, kiedy usłyszałam dochodzące stamtąd głosy.

- Nie wyjedziesz. Przemyślałam to. Wszystko zaszło już za daleko - mówiła ostrym i pewnym głosem.
- Nie możesz mi tego zrobić! Słyszysz! - odezwał się jakiś mężczyzna.
- Nie będzie w moim domu podnosił na mnie głosu - hrabina był opanowana i wyraźnie wiedziała, co ma z tym wszystkim zrobić.
- Teraz już w twoim? To mi się już nic nie należy?
- Obawiam się, ze nie.
- Jesteś moją matką! Musisz mnie chronić. Inaczej wszyscy się dowiedzą, że Hans nie był moim ojcem - teraz byłam pewno, że ten głos należy do panicza Rudolfa. - Kochany tatuś czekał aż Max dorośnie i nawet nie pomyślał, żeby część interesów przekazać mnie. A dlaczego?! A dlatego, że nie byłem jego synem i mi się nie należało! Zabiorę swoją część i wyjadę. Jak wszystko dobrze pójdzie, to już nigdy mnie nie zobaczysz.
- Przestań! W tej chwili wyjdź.

Czym prędzej znikłam za najbliższymi drzwiami. Nie miałam najmniejszej ochoty na spotkanie z mordercą. Byłam pewna, że na jego twarzy zobaczę skutki nocnych wydarzeń.
Zanim przyjechał inspektor zdążyłam to wszystko przemyśleć. Przypomniała mi się też pewna rozmowa telefoniczna, której zupełnie przez przypadek byłam świadkiem. Zanosiłam wtedy margrabiemu podwieczorek do biblioteki. Był bardzo zdenerwowany, słyszałam jak mówił "Nie będziesz mnie do niczego zmuszał. Wydziedziczę, cię jeśli nie przestaniesz się tak zachowywać." Jego rozmówca najwidoczniej nic sobie s tego nie robił.
Wtedy myślałam, że chodzi o panicza Rudolfa i jego kolejny wyskok, być może jakiś niestosowne małżeństwo. Często mu się zdarzały takie niezbyt chwalebne sytuacje. Hazard, bójki, długi, kobiety...

Najwidoczniej dowiedział się, że nie jest synem margrabiego. Tylko kto mógł być w posiadaniu takiej wiedzy poza hrabiną? Przecież o tym nikt nie wiedział, nikt nawet nie podejrzewał takiego czegoś! Nawet teraz, po tym, co usłyszałam, wydaje mi się to nieprawdopodobne.
Jeżeli już panicz Rudolf o wszystkim się dowiedział, to postanowił szantażować ojca i w ten sposób sięgnąć po pieniądze. Jednak nie przyniosło mu to oczekiwanych rezultatów. Zawisła nad nim groźba wydziedziczenia, wiec postanowił się jakoś zabezpieczyć. Prawdopodobnie ukradł diamenty, co margrabia zauważył i w wynika awantury doszło do morderstwa.
To brzmi nawet logicznie. Jednak czy ktoś w to uwierzy?
Inspektor wysłuchał tego, co miałam do powiedzenia. Zabrał dowody, które udało mi się zgromadzić. Zarządził przeszukanie pokoju panicza Rudolfa, aczkolwiek sam jego wygląd w zestawieniu z moimi słowami pozwolił mu już na wyciągniecie wniosków.

Przesłuchanie hrabiny przyniosło ostateczne potwierdzenie wszystkiego. Początkowo trzymała się ona wersji, jakoby margrabiego zamordował ktoś z kolonii, jednak kiedy inspektor zaczął zadawać jej pytania wprost, nie miała już wyjścia i powiedziała prawdę.
Okazało się, że to ona ukryła rewolwer i że robiła wszystko, żeby chronić syna. Kiedy jednak doszło do kolejnej próby morderstwa zrozumiała, że nie może go dłużej ukrywać. Tym bardziej, że zaczął grozić i jej.
Nie miała pojęcia, kto poinformował go, że nie jest synem margrabiego. Zresztą wbrew oczekiwaniom panicza Rudolfa, jej mąż o niczym nie wiedział.

- Widzi pan inspektorze, to jest zupełnie niezwiązane ze sprawą, ale skoro pan nalega - zaczęła hrabina, odpowiadając na ostatnie pytanie. - Mieliśmy córkę. To było nasze pierwsze dziecko. Kiedy miała dwa latka poważnie zachorowała. Mąż pojechał po doktora, jednak po drodze spotkał znajomego z kolonii. Upił się. Lucy umarła, zanim wrócił. W chwili śmierci szukał widocznie przebaczenia.
Była to prawda, jednak nie cała. Margrabia nazwał imieniem córki parowiec należący zresztą do jego prywatnej linii żeglugowej. Prawdopodobnie używał go do przewozu diamentów. Nie wszystkie kamienie przywoził jednak na kontynent. Nikt nie wiedział, co się działo z pozostałą częścią. Teraz już było wiadomo, że albo ukrywał je na parowcu, ale też zostawił tam istotną wskazówkę, co do miejsca, gdzie się one znajdują.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Łagodnie, z zainteresowaniem, zaciekawiona co będzie dalej czytałam twój tekst a szczególnie zainteresował mnie wątek Lucy / tylko nieliczni tak mnie naprawdę nazywają!/
łagodne połączenie tradycji z teraźniejszoscią. Błyskotliwe teksty, refleksje bohaterki.
jednym słowem bardzo ciekawy tekst !
pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziękuje bardzo za tak pozytywny komentarz. Temat, czy raczej miejsce akcji sprawia, że ten tekst jest nie zawsze dobrze odbierany. Co do wątku Lucy, to uwierz mi, ze strasznie się namęczyłam próbując wymyslić, co to właściwie miało oznaczać ;)
pozdrawiam serdecznie

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fantastyczna robota :) nigdy nie umiałem czegoś podobnego napisać, więc tym bardziej podziwiam :) trzyma w napięciu, napisane wspaniale przejrzystym i spokojnym językiem. Owacja na stojąco :)

Uwag mam kilka:

muszę się latać - jak widać, nie trzeba nic mówić
Cała pranie - jak wyżej
wszystkie czas - jak wyżej
brat margrabiego Hermann - brak przecinka
dwa młodzi - brak j
dama do towarzystwa - ą
Ona jest czterdziestoczteroletnią kobietą - no kto by pomyślał :) masło maślane
Jej drugi wnuk usiłował jej - za gęsto z zaimkami
to, co innego - niepotrzebny przecinek
sprowadzone za zamówienie - na
Sprawa się komplikuje zwłaszcza, że inspektor - przecinek powinien być przed zwłaszcza, a nie po
zacisną mi ręce - ął
że ty nie jesteś mój matką - moją
rozmowa telefoniczne - a

Mąż pojechał po doktora, jednak po drodze wstąpił do karczmy - bogaty arystokrata pruski czy niemiecki do karczmy? no momencik... :) mam też zastrzeżenie co do pyskówki panicza do matki - stanowczo zbyt współczesnym językiem mówi o ojczymie. Ta sama bajka ze spacerem z psem. Kto spacerował z psem w szlacheckim dworze? jeśli ktokolwiek spacerował (w co w ogóle wątpię) to z pewnością nie pokojówka, ale jakiś fornal albo inny robotnik. Ale sprawy nie da się przecież wyciąć, bo stanowi rozwiązanie zagadki; fakt że trochę deus ex machina, ale nic lepszego nie potrafię w tej chwili wymyślić. Nieco naciągana informacja o parowcu - o ile się orientuję żaden z krajów wydobywających diamenty (oprócz Namibii, która wydobywa je wzdłuż wybrzeża pustyni Namib) nie ma w pobliżu rejonów diamentonośnych wystarczająco dużej rzeki, żeby można było wpłynąć z morza. Ale to już tylko moje czepiactwo stosowane - nie chodzi o to, żeby zmieniać opowiadanie, broń Boże. Raz jeszcze - kawał znakomitej roboty!

kłaniam się
F.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmm... nie wiem, co powiedzieć, naprawdę. Dziekuję za te wszystkie komplementy. Druga sprawa, literówek na pewno tam trochę jest, nie wszystkie zauwazyłam i poprawiłam. Dzięki za wskazanie, teraz na pewno będzie mi łatwiej. Język... mijscami moze byc zbyt współczesny, zgadzam się z tym, nie jestem specjalistą i pisałam na wyczucie. Co do psa, nikt z nim na spacer nie wychodził (wiem, że to byłoby naciągane), on sam pobiegł, wiec ona za nim poszła. A parowcem mógł sobie pływać tyko po M. Śródziemnym :)
Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam serdecznie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do błędów, to wszystkie, które wykrywa Word są poprawione. A reszta... Część właśnie poprawiłam. Niestety zazwyczaj swoje teksty znam prawie na pamięć, więc dostrzec jakąkolwiek usterkę jest mi bardzo trudno. Dziękuję ślicznie za komentarz i cieszę się, że się podobało.
pozdrawiam serdecznie

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No cóż, Word nie potrafi dokonywać (poza przypadkami, gdy zdanie rozpoczyna się od "kiedy", lub "jak" - twiedzi, że brakuje ?) analizy semantycznej zdania. Jeśli napiszesz ręka zamiast ręką program nie wskaże błędu, gdyż oba słowa są poprawne. Jednak w wielu przypadkach jest pomocny (błędnie napisane słowa, odstępy, wielki litery itp.), dlatego warto skorzystać z opcji kontroli.
O ile mi jednak wiadomo, angielska (amerykańska) wersja ma już dosyć zaawansowaną analizę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...