w bezładnej martwej gęstwie mrozem oprószonej
w bezkształtnej plątaninie liści krzaków śniegu
gdzie butwieją pod płotem pędy rozrzucone
chwieją się płowe wiechcie piastunki ogrodu
i w chmur nawale zbladłej pod groźbą pożogi
gdy nikt nie szuka szczęścia nadziei litości
a ziąb przeszywa kiście jarzębin i głogi –
wiesz tylko ty miechunko jak czekać w miłości
jak trudno wytrwać w grozie strachu poniewierce
znosić czas niepogody zawieję grudniową
by w czymś na kształt ludzkiego zetlałego serca
ocalić choćby akcent – jeden czuły – owoc