Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

  • Odpowiedzi 68
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Opublikowano

"Tak, zły dział chociaż i tak najbardziej odpowiedni z dostępnych.

Wiersz nie jest 'hermetyczny'. Metafory są w miarę przystępne, mizantropijki są śliczne kwitną i jestem z nich dumny ;)

Jak za pierwszym razem się nie zrozumie, to trzeba przeczytać drugi i wtedy wszystko się ułoży w śliczną całość,

ps. surrealisci mogą trochę zgrzytać w całości to fakt, ale to miało być do wyolbrzymienia pewnej panującej sytuacji"

*natan Lamers




dla poluźnienia atmosfery
pozdrawiam

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Komentarz na ostrzeżenie albo bana. Jeśli tego moderator nie zrobi, zainterweniuję wyżej.


Zero faktów, komentarzy do wierszy, tylko na inwektywy Was stać.

podobieństwa mają skłonność do przyciągania się, a może zaraza?


Gdzie komentarz do wiersza ?
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




To nie jest komentarz do wiersza. To co wyprawiacie pod tym wierszem to się w głowie nie mieści, a moderator nie reaguje.


"na moich oczach łamany jest regulamin, a ja nic nie mogę zrobić"

*wypowiedź piaszczyka sprzed kilku tygodni.
Opublikowano

Beznajdziejni jeśteście w większości,

Łamiecie regulamin, wypisuje jakieś brednie nie mające nic wspólnego z wierszem, same inwektywy, a Daniel Piaszczyk przekręca mój nick.


To mają być poeci ? Dorośli ludzie ? Śmiechu warte.


Poetycka mafia na oczach nam rośnie, to już nawet nie tylko TWA.


Gdzie jest moderator, administrator ? Halo ?

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




niech pan poszuka dokladnie, moze pan znajdzie.

cieszę się, że wreszcie Pan już nie jest pewien, czy znajduje się tu gdzieś jakiś wiersz






Takie wypowiedzi zasługują na bana, Pan nie jest wcale śmieszny, jak się Panu wydaje, pokazał Pan swoją twarz, a ja za rozmowę podziękuje, niech się tym zajmie władza.



Ciesze się, że wiersz Pana i innych zabolał, inaczej by tej szopki pod wierszem nie było.


Ludziom, poetom, współczuję znajomości z panem Danielem Piaszczykiem, osobą tak fałszywą, i jak to ktoś na tym forum zauważyl "zmienną jak chorągiewka",



Proszę się już nie dopisywać nie chce mi się tyle pisać .


Administrację proszę o ukarania osób łamiących regulamin.
Opublikowano

NO REWELACJA !!!!!!!!
Dawno mnie tu nie było ale widzę że niewiele się zmieniło
Zawsze ci sami ludzi pienią się gdy tylko usłyszą niewygodną prawdę o sobie , kilku klakierów którzy myślą że jak przyklasną to za chwilkę dostaną pozytywny komentarz i będzie git , poczują się wtedy dobrymi poetami , docenianymi
Ponieważ Natan najprawdopodobniej jest człowiekiem dość inteligentnym widzi to gołym okiem i opisuje
Argumenty adwersarzy są standardowe i wypróbowane wiele razy (między innymi na oyeyu) , czyli głupota , brak logiki , brak talentu ( jakby jakiś vacek miał prawo do ferowania wyroków intelektualnych bo akurat zdał mature i przelecieł dodatek do wyborczej , wysokie obcasy ) , w moim przypadku były jeszcze zionięcie nienawiścią i nietolerancja , co osobiście mnie niezwykle porusz ponieważ z natury jestem człoweikiem niezwykle łagodnym hahahahahahahahahahahahaha

Ale zboczyłem nieco z tematu .......... up. wypsnęło mi sie znowu brzydkie słówko hiihi
Bardzo mi się podoba postawa Natana i uważam iż takich ludzi nam brakuje , ludzi odważnych nie bojących się powiedzieć prawdy nawet tej niewygodnej i nawet w może nie do końca doskonałej formie .
I to uważam za główną zalete tego wiersza że odsłania fakt iż niestety spora część uczestników tego forum jest nie tylko miernego talentu ale i malutkiego charakterku , co jakoś szczególnie mnie nie dziwi bo po latach indoktrynacji w reżimowych szkołach trudno sie spodziewać czegoś innego

Nooo jednak ma sens rzucić tutaj okiem od czasu do czasu

kop

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Przygniata mnie ten ciężar nocy. Siedzę przy stole w pustym pokoju. Wokół morze płonących świec. Poustawianych gdziekolwiek, wszędzie. Wiesz jak to wszystko płonie? Jak drży w dalekich echach chłodu, tworząc jakieś wymyślne konstelacje gwiazd?   Nie wiesz. Ponieważ nie wiesz. Nie ma cię tu. A może…   Nie. To plączą się jakieś majaki jak w gorączce, w potwornie zimnym dotyku muskają moje czoło, skronie, policzki, dłonie...   Osaczają mnie skrzydlate cienie szybujących ciem. Albo moli. Wzniecają skrzydłami kurz. Nie wiem. Szare to i ciche. I takie pluszowe mogło by być, gdyby było.   I w tym milczeniu śnię na jawie. I na jawie oswajam twoją nieobecność. Twój niebyt. Ten rozpad straszliwy…   Za oknami wiatr. Drzewa się chwieją. Gałęzie…. Liście szeleszczą tak lekko i lekko. Suche, szeleszczące liście topoli, dębu, kasztanu. I trawy.   Te trawy na polach łąk kwiecistych. I na tych obszarach nietkniętych ludzką stopą. Bo to jest lato, wiesz? Ale takie, co zwiastuje jedynie śmierć.   Idą jakieś dymy. Nad lasem. Chmury pełzną donikąd. I kiedy patrzę na to wszystko. I kiedy widzę…   Wiesz, jestem znowu kamieniem. Wygaszoną w sobie bryłą rozżarzonego niegdyś życia. Rozpadam się. Lecz teraz już nic. Takie wielkie nic chłodne jak zapomnienie. Już nic. Już nic mi nie trzeba, nawet twoich rąk i pocałunku na twarzy. Już nic.   Zaciskam mocno powieki.   Tu było coś kiedyś… Tak, pamiętam. Otwieram powoli. I widzę. Widzę znów.   Kryształowy wazon z nadkruszoną krawędzią. Lśni. Mieni się od wewnątrz tajemnym blaskiem. Pusty.   Na ścianach wisiały kiedyś uśmiechnięte twarze. Filmowe fotosy. Portrety. Pożółkłe.   Został ślad.   Leżą na podłodze. Zwinięte w rulony. Ze starości. Pogniecione. Podarte resztki. Nic…   Wpada przez te okna otwarte na oścież wiatr. I łka. I łasi się do mych stóp jak rozczulony pies. I ten wiatr roznieca gwiezdny pył, co się ziścił. Zawirował i pospadał zewsząd z drewnianych ram, karniszy, abażurów lamp...   I tak oto przelatują przez palce ziarenka czasu. Przelatują wirujące cząsteczki powietrza. Lecz nie można ich poczuć ani dotknąć, albowiem są niedotykalne i nie wchodzą w żadną interakcję.   Jesteś tu we mnie. I wszędzie. Jesteś… Mimo że cię nie ma….   Wiesz, tu kiedyś ktoś chodził po tych schodach korytarza. Ale to nie byłaś ty. Trzaskały drzwi. Było słychać kroki na dębowym parkiecie pokoi ułożonym w jodłę.   I unosił się nikły zapach woskowej pasty. Wtedy. I unosi się wciąż ta cała otchłań opuszczenia, która bezlitośnie trwa i otula ramionami sinej pustki.   I mówię:   „Chodź tutaj. Przysiądź się tobok. Przytul się, bo za dużo tej tkliwości we mnie. I niech to przytulenie będzie jakiekolwiek, nawet takie, którego nie sposób poczuć”.   Wiesz, mówię do ciebie jakoś tak, poruszając milczącymi ustami, które przerasta w swojej potędze szeleszczący wiatr.   Tren wiatr za oknami, którymi kiedyś wyjdę.   Ten wiatr…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-12-10)    
    • Singli za dużo, to 1/3 ludności. Można się cieszy, że tyle jest wolnych. W każdym wieku ludziom kogoś brakuje.
    • @Wędrowiec.1984 Jakoś je starałem posegregować, ale istnieje wiele innych. W Polsce mamy ok. 10 milionów singli i ta liczba rośnie, więc uznałem, że poezja powinna też się tym zająć. Pozdrawiam
    • Ból zaciska na skroni palce  cienkie, twarde, szklane, jakby ktoś ulepił je z odłamków reflektora, który pękł od zbyt głośnego światła. Wpycha mi w czaszkę powietrze ostre jak tłuczona szyba, jakby każdy oddech był drzazgą rozjarzonego żaru, w którym ktoś spalił swój ostatni obraz.   Czuję, jak myśl tłucze się o moją kość czołową, jakby chciała wybić sobie ucieczkę, zanim skurczy się do rozżarzonej kuli.   Oddycham sykiem. Oddychawłamóknieniem. Oddycham światłem, które nie oświetla – tylko wypala świat kawałek po kawałku, systematycznie, metodycznie, jak kwas, który zna mój wzór chemiczny, mój rytm, moje wszystkie uniki. Ona prześwietla mnie jak rentgen zrobiony z błysku widzi we mnie nerwy, zanim ja je poczuję.   Dźwięki stoją jak martwe ryby w słojach formaliny: oblepione szumem, przykryte bębenkowym całunem, wypatrują mojej uwagi – rozproszonej, popękanej, jakby każda synapsa pisała zaklęcia przeciwko ciszy, jakby mózg uczył się alfabetu tego pierdolonego bólu poprzez puls.   Nacisk wcina się we mnie głębiej niż sen, głębiej niż jawa, głębiej niż wszystkie myśli: jest czysty, nieubłagany, bezczelnie precyzyjny. Nic nie udaje. Ona nie kłamie – uderza prosto, uderza w punkt, jak neurolog-sadysta, który nie używa eufemizmów, bo ma twoją mapę nerwów zaśmieconą swoimi flagami. Nudności oplatają mnie jak zwierzę zrobione z wilgoci i ołowiu, jak drapieżnik, który zna mój żołądek lepiej niż ja.   Próbują mnie wypchnąć z mojego ciała, a potem wciągają z powrotem – jakby chciały mnie mieć w sobie na stałe, jako tę cholerną świadomość, którą trzeba strawić.   Rozkłada mnie na części jak fizyk, który bada materię od środka na zewnątrz, fala po fali, wibracja po wibracji. Światło patrzy na mnie jak ślepe bóstwo zrobione z igieł; niczego nie żąda, ale wszystko przeszywa.   Tętni za powieką, tętni tak, jakby za gałką poruszał się oddzielny, wściekły organizm – szary impuls, skurcz za skurczem, jak sejsmograf zawieszony wewnątrz czaszki, który odbiera tylko trzęsienia ziemi.   Skroń parzy, szczęka drewnieje, oczy szczypią, jakby słońce przykładało mi do źrenic swoje gorące monety, żądając zapłaty za każdy gram ciemności, który we mnie gasi.   Przedmioty stoją nieruchome i przejrzyste, płoną odwrotnym blaskiem,  blaskiem, który nie daje ciepła, tylko wiedzę. Do dupy wiedzę. Cienie dymią bólem.   Słyszę głowę dzwoniącą ciszą  jakby wielki mosiężny dzwon właśnie bił wewnątrz moich zatok. Wchodzę w ten atak jak w obrzęd przejścia, w równanie, które można rozwiązać tylko własnym, przeklętym pulsem. Ona jest nauczycielką, puls jest kapłanem, mrok jest księgą, a ja jestem zdaniem, które zamiera w połowie, niezdolne do postawienia kropki. Tabletka, pogryziona przez nadzieję, leży jak relikwia niezawierzonego planu – świadectwo ulgi, która nigdy nie miała okazji nadejść.   Uśmiecham się pod nosem: nie trzeba leku, żeby się poddać tej szmacie. Wystarczy zgodzić się, pozwolić jej wyssać z człowieka wszystkie dzienne pewniki, aż zostanie tylko cienki szlak – migoczący ślad na rozpalonym ekranie świadomości. Jestem przejrzysty. Nie winem, nie uniesieniem, nie letnim rozproszeniem – tylko szarym uderzeniem, które wybiela człowieka do zawiasów czaszki, wyskrobuje z niego zamiary, a na koniec zostawia w środku iskrę: zimną, krystaliczną, prawdziwą. Jedyną prawdziwą rzecz w tym całym burdelu. Mrok migocze, jakby ktoś zmielił tysiąc płatków ołowiu i rozsypał ich pył, żeby zobaczyć, czy potrafię w nim utonąć. Ona potrafi kochać okrutnie. Ale kocha, do cholery, uczciwie  pali od środka, wypala skupieniem, aż leżę w jej uścisku niby bezwładny, a jednak w środku czuwam czystym, ostrym płomieniem, którego żaden zdrowy dzień, choćby promieniał pewnością, nie potrafi zrozumieć. I niech się jebie.            
    • @jeremy uważaj, żeby ci ktoś nie ogołocił :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...