w przedjesienny dzień upalny
na przedmieścia Karagandy
mknie tramwaju cień
na talerzu pełnym soli
sunie sennie duch gondoli
echo nadaralskich brzmień
centralnym Semipałatyńskiem
niesie przerażeniu bliskie
atomowe lufty zrywka
żaden Kazach ci nie powie
stojąc w swoim własnym grobie
że jego ziemia-matka to jest dziwka