Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

religia


Rekomendowane odpowiedzi

Czasem myślę, że wiara została wymyślona przez bardzo mądrych ludzi.
Kodeks zachowań jaki płynie wraz z religiami jest najstarszym zbiorem
praw, które temperują ludzkie charaktery.
Ktoś świetnie wykorzystał brak wiedzy i zrozumienia wobec sil natury wykorzystując ludzka wiarę.

Wymyślił religie.
Odwieczne pytanie o tym, co po śmierci najbardziej ułatwiły ich rozwój i przetrwanie.
Chyba racje miał Paul Holbach, mówiąc ze religia to opium dla ludu:
Uzasadnienie dla niemożności zrozumienia świata.
Usprawiedliwianie zła doczesnego
Gwarancja doskonałości opatrzona niewielka gwarancja ziszczenia.


Rozwój cywilizacji sprawił, ze wiara stała się nie tylko ośrodkiem kultu, ale również władzy.
Została wykorzystana do wpływania na losy ludzi.
Ludzka żądza władzy wykoślawiła pierwotne zamierzenia tych, którzy kodyfikowali przykazania.


Na dzień dzisiejszy struktura kościołów ma dla mnie mafijny charakter:
władza jest przekazywana i piastowana bez racjonalnych przesłanek, w tajnych rozgrywkach kuluarowych - nie do zgłębienia dla zwykłego śmiertelnika.


To wszystko okraszone jest pięknymi ceremoniałami, słowami, ideami, które nie maja w większości pokrycia w rzeczywistości.


Nie dziwie się wiec, ze ludzie odwracają powoli wzrok od religii.


Przynajmniej młodzi.


Jezus Chrystus?

Nie dziękuję, nie tańczę, postoje - sam ograniczam swoje czyny tak by nie wstydzić się niczego w moim życiu.


Nie potrzebuje pasterzy, nie jestem owca.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Życie jest swego rodzaju zabawą, a na zabawie wypada tańczyć, Ci co nie tańczą   zabawni nie są a każdy z nas chce coś z tego życia mieć. To nie jest krytyka z mojej strony a tylko moje zdanie, bo przecież wszyscy mamy wolną wolę.

Nie wiem w jakim jesteś wieku, wiem tylko to , że czas weryfikuje ludzkie poglądy.

Pozdrawiam Adam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A kto prowadzi wojny w imieniu tego tam na górze? Wszystkie monoteistyczne religie - judaizm, chrześcijaństwo i islam to jedna wielka rodzina - misyjna, agresywna i pasożytująca, nomen omen: Kodeks Hammurabiego jest starszy od Dekalogu, a słowiańskie pogaństwo jest starsze od tych dwóch tak zwanych praw moralnych, przykładem są polskie Pompeje - Biskupin (zniszczony przez niższą cywilizację - watykańskich biurokratów) - poganie żyli zgodnie z rytmem Świętej Matki Natury.

 

Łukasz Jasiński 

Edytowane przez Łukasz Jasiński (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Religia, zapewniająca zabezpieczająca przed nieszczęściem piekła, a w dodatku zapewniające dobre życie w niebie,  to jak polisa ubezpieczeniowa. Kupuje się ją, żeby spać spokojnie, a wiele nie kosztuje. Religia to też kasa i władza. Na szczęście, nie jest obowiązkowa, jak OC, a kiedyś jednak była, dziesięcina i podobne. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • spotkało się zimno i deszcz   a ja ja rowerem do pracy trochę daleko czterdzieści kilometrów ufam że…   spojrzenie w górę rozmowa z... nie lubię znajomości czasami jednak...   cuda  się zdarzają  wystarczy wierzyć ruszam samochód zostaje w garażu   11.2024 andrew Czy zmoknę…
    • @Jacek_Suchowicz Super bajka Miło zasnąłem    Pozdrawiam serdecznie  Miłego dnia 
    • Opływa mnie woda. Krajobraz pełen niedomówień. Moje stopy. Fala za falą. Piana… Sól wsącza się przez nozdrza, źrenice... Gryzie mózg. Widziałem dookolnie. We śnie albo na jawie. Widziałem z bardzo wysoka.   Jakiś tartak w dole. Deski. Garaż. Tam w dole czaiła się cisza, choć słońce padało jasno i ostro. Padało strumieniami. Przesączało się przez liście dębów, kasztanów.   Japońskie słowo Komorebi, oznacza: ko – drzewo lub drzewa; more – przenikanie; bi – słoneczne światło.   A więc ono padało na każdy opuszczony przedmiot. Na każdą rzecz rzuconą w zapomnienie.   Przechodzę, przechodziłem albo bardziej przepływam wzdłuż rzeźb...   Tej całej maestrii starodawnego zdobienia. Kunsztowna elewacja zabytkowej kamienicy. Pełna renesansowych okien.   Ciemnych. Zasłoniętych grubymi storami. Wyszukana sztukateria...   Choć niezwykle brudna. Pełna zacieków i plam. Chorobowych liszai...   Twarze wykute w kamieniu. Popiersia. Filary. Freski. Woluty. Liście akantów o postrzępionym, dekoracyjnym obrysie, bycze głowy (bukraniony) jak w starożytnej Grecji.   Atlasy podpierające masywne balkony… Fryz zdobiony płaskorzeźbami i polichromią.   Metopy, tryglify. Zawiłe meandry…   Wydłużone, niskie prostokąty dające możliwość rozbudowanych scen.   Nieskończonych fantazji.   Jest ostrość i wyrazistość świadcząca o chorobie umysłu. O gorączce.   Albowiem pojmowałem każdą cząstkę z pianą na ustach, okruch lśniącego kwarcu. I w ostrości tej jarzyła mi się jakaś widzialność, jarzyło jakieś uniesienie… I śniłem na jawie, śniąc sen skrzydlaty, potrójny, poczwórny zarazem.   A ty śniłaś razem ze mną w tej nieświadomości. Byłaś ze mną, nie będąc wcale.   Coś mnie ciągnęło donikąd. Do tej feerii majaków. Do tej architektonicznej, pełnej szczegółów aury.   Wąskie alejki. Kręte. Schody drewniane. Kute z żelaza furtki, bramy...   Jakieś pomosty. Zwodzone nad niczym kładki.   Mozaika wejść i wyjść. Fasady w słońcu, podwórza w półcieniu.   Poprzecinane ciemnymi szczelinami puste place z mżącymi pikselami wewnątrz. Od nie wiadomo czego, ale bardzo kontrastowo jak w obrazach Giorgio de Chirico.   Za oknami twarze przytknięte do szyb. Sylwetki oparte o kamienne parapety.   Szare.   Coś na podobieństwo duchów. Zjaw…   Szedłem, gdzieś tutaj. Co zawsze, ale gdzie indziej.   Przechodziłem tu wiele razy, od zarania swojego jestestwa.   Przechodziłem i widzę, coś czego nigdy wcześniej nie widziałem.   Jakieś wejścia z boku, nieznane, choć przewidywałem ich obecność.   Mur.   Za murem skwery. Pola szumiącej trawy i domy willowe. Zdobione finezyjnie pałace. Opuszczone chyba, albo nieczęsto używane.   Szedłem za nią. Za tą kobietą.   Ale przyśpieszyła kroku, znikając za zakrętem. Za furtką skrzypiąca w powiewie, albo od poruszenia niewidzialną, bladą dłonią.   W meandrach labiryntu wąskich uliczek szept mieszał się z piskliwym szumem gorączki.   Ze szmerem liści pożółkłych, brązowych w jesieni. Uschniętych...   *   Znowu zapadam się w noc.   Idę.   Wyszedłem wówczas przez szczelinę pełną światła. Powracam po latach w ten mrok zapomnienia.   Stąpam po parkiecie z dębowej klepki. Przez zimne pokoje, korytarze jakiegoś pałacu, w którym stoją po bokach milczące posągi z marmuru.   W którym doskwiera nieustannie szemrzący w uszach nurt wezbranej krwi.   Balet drgających cieni na ścianach, suficie… Mojej twarzy...   Od płomieni świec, które ktoś kiedyś poustawiał gdziekolwiek. Wszędzie....   Wróciłem. Jestem…   A czy ty jesteś?   Witasz mnie pustką. Inaczej jak za życia, kiedy wychodziłaś mi naprzeciw.   Zapraszasz do środka takim ruchem ręki, ulotnym.   Rysując koła przeogromne w powietrzu, kroczysz powoli przede mną, trochę z boku, jak przewodnik w muzeum, co opowiada dawne dzieje.   I nucisz cicho kołysankę, kiedy zmęczony siadam na podłodze, na ziemi...   Kładę się na twoim grobie.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-11-25)    
    • Ale dlaczego więźniarką ZIEMI?
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...