wciąż niedorosła jestem...
na palce mozolnie się wspinam
dojrzewam w jaskrawym blasku -
nogami leniwie przebieram
bez pasji, niepewnie z wiatrem się tocząc
oczy do góry zuchwale podnoszę -
płoną na wieczność w złotawym słońcu
by spojrzeniem jak wulkan w końcu -
wybuchnąć,
i zadośćuczynić wielkiemu światu