Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Nad stawem


Rekomendowane odpowiedzi

Słońce świeciło jak głupie, w przeciwieństwie do ostatnich dni, kiedy to jak głupie nie świeciło prawie wcale. Ostatnio wszystko nie grzeszyło mądrością; deszcz, liście, chmury, bzy, wiatr – wszystko to robiło swoje, wykazując niesamowity wręcz debilizm, nieprzemyślanie i niepotrzebnie. Tak jakby potrzebne komuś było padanie, zielenienie się, pływanie po niebie, kwitnienie czy wianie. Zwyczajnie nieodpowiedzialne te czynności świata sprawiły, że drastycznie zmieniłam pogląd na to, co się wokół mnie dzieje. Zobojętniałam.
Siedziałam więc w tym słońcu i miałam niezmierną ochotę zanurzyć stopy w pobliskim stawie. Odstraszyła mnie jednak przypuszczalna temperatura wody, z racji tego, że w połowie maja, nocami słupek rtęci w termometrze spadał na wysokość od zera do trzech stopni. Bogdan leżał obok mnie i gryzł młode źdźbła trawy, zupełnie jak krowa (choć w jego przypadku zapewne byk), w ogóle nie zwracając na mnie uwagi.
- Marceli jest rasistą – powiedział nagle. Uniosłam brwi i kątem oka spojrzałam na skupioną twarz i dyndający z ust zielony kawałek rośliny.
- Taaa… - mruknęłam niechętnie i bez większego zainteresowania zaczęłam oglądać paznokcie prawej dłoni.
- Naprawdę – zapewnił mnie Bogdan, po czym przerzucił się na brzuch i wyrwał koleją trawkę. – Nie wiedziałaś? – Zapytał.
- Szczerze mówiąc nie. Nie wygląda mi na rasistę
- Nie musi wyglądać. Ważne jest to, co robi i co myśli.
- A ty wiesz, co on myśli? – Spytałam.
- Właściwie to nie wiem. Domyślam się jedynie, o co chodzi – zmrużył oczy tajemniczo. W sumie niewiele mnie to obchodziło, Marceli mógł sobie być nawet antysemitą, albo wierzyć w Wielkie Pasikoniki, które kierują ludzkim życiem.
- Bogdan – zaczęłam – skoro to tylko twoje przypuszczenia, nawet nie potwierdzone, to ja chyba sobie daruję i nie uwierzę ci wcale. - Boguś zrobił obrażoną minę, ale zaraz potem przybrał swój standardowy, obojętny wyraz twarzy. – To ja? – Zapytałam. – Masz jakieś dowody czy coś takiego?
- Pewnie, że mam. Myślałaś, że zmyślam? O nie! – Krzyknął prawie. – Doskonale wiem, co mówię – zapewnił. Odczekał stosowne trzy sekundy i dodał ściszonym głosem – Widziałem ich…
Zaczęło mnie to intrygować. Bo kto w naszym otoczeniu mógłby być czarny, albo innej rasy, czy narodowości... Wydawało mi się, że nikt.
- O kim ty mówisz, co? – Zapytałam. Bogdan popatrzył na mnie z politowaniem, jakbym palnęła straszną gafę.
- Nie wiesz?
- A łyżka na to „niemożliwe” – odpowiedziałam zgryźliwie. – Nie wiem, czy to grzech?
- Grzech to raczej nie, chociaż na twoim miejscu poszedłbym się wyspowiadać. Kiedy ostatnio byłaś?
- Bogdan! Nie zmieniaj tematu – zdenerwowałam się. – Co cię obchodzi, kiedy byłam u spowiedzi? Przed komunią, czyli… eee… o kurnia – zdziwiłam się. – Dziewięć lat temu…
- Sama widzisz. Pójdziesz do piekła – prawie zaczął się zgrywać, ale momentalnie przestał. – Widziałem jak Marceli kłócił się z Agnieszką – oznajmił poważnie. Zatkało mnie zupełnie. A co ma Agnieszka do rasizmu i całego problemu. Nie omieszkałam zapytać.
- Ale ty jesteś tępa – chłopak skrzywił usta.
- Ej! Wypraszam sobie – odwróciłam głowę w geście obrazy. Coraz bardziej mnie to drażniło. Nie miałam żadnego pomysłu, co może być z Agnieszką nie tak. Była moją przyjaciółką, od kiedy sprowadziła się z do naszego miasta ze Stanów. Właściwie miała na imię Agnes, ale głupio nam było tak do niej mówić, więc spolszczyliśmy imię. I wtedy mnie olśniło.
- O żesz... – Stęknęłam.
- Widzę, że masz przebłyski świadomości i zdrowego rozsądku.
- Czy ty myślisz, że Marceli…
- Aha – przytaknął.
- Wiesz, co? Idiota jesteś – skwitowałam. – Od razu go od rasistów. Mało razy ja się z nią kłóciłam? Albo ty? Ty przecież też miałeś z nią jakieś scysje, nie?
- Nie szkodzi Anka, ja nie jestem rasistą – powiedział.
- No w sumie nie – mruknęłam bardziej do siebie niż w odpowiedzi.
Agnieszka była śniada. Jej matka była mulatką, a tata Polakiem. On pojechał do Stanów, spotkał ją, wzięli ślub i urodziła im się Agnes. Matka umarła krótko po porodzie, a ojciec po kilku latach wrócił do ojczyzny z córką. W zasadzie nigdy nie postrzegałam jej jako cudzoziemki, czy mniejszości narodowej. Miała dwa obywatelstwa, jedno USA drugie polskie, więc nie było problemu nawet w kwestii papierkowej, była Polką, a mówiła nieraz poprawniej niż niektórzy z nas. Dlatego zdziwiło mnie, że Marceli przejmuje się kolorem jej skóry. To w końcu takie mało ważne…
- Wiesz co, Bogdan?
- Nie wiem.
- Marceli jest dupkiem.
Co innego mogłam powiedzieć? Zawsze mi na takiego wyglądał.
- Ale popatrz na Agnes – odezwał się Bogdan. – To ona jest innego koloru.
- Eee… a co to ma do rzeczy?
- O rany! – Zdenerwował się. – To dziwne, nie uważasz? Mieć koleżankę, która jest innej rasy i ma dwa obywatelstwa. To oznacza, że jest Polką tylko w połowie. Co innego gdyby jej matka też była z Polski. Ale ona była mulatką o ile pamiętasz.
- Pamiętam – powiedziałam zaskoczona rozumowaniem Bogusia. Wtedy zobaczyliśmy jak w oddali nadchodzi Marceli i Agnieszka. Trzymali się za ręce. Przy alejce prowadzące mniej więcej do miejsca, gdzie leżeliśmy, Marceli pocałował ją w policzek, popatrzył w oczy i skierował się w naszą stronę. Aga poszła w kierunku domu.
- Pamiętaj – powiedział Bogdan szeptem. – Nie daj po sobie poznać, że cokolwiek wiesz!
- Ale… ty widziałeś? Oni trzymali się za ręce… może to jednak nie prawda?
- Mówię ci, że prawda. On tylko tak udaje, żebyśmy się nie poznali. A teraz cicho, bo jest już blisko.
- Cześć rebiata – powiedział wesoło Marceli i rzucił się na trawę obok Bogdana.
- Dobry – powiedzieliśmy obojętnie. Bogdan ssał swoje źdźbło, ja przewróciłam się na plecy i patrzyłam na chmury, które płynęły po niebie. Jak głupie.
- Muszę wam coś powiedzieć… - zaczął.
- Nie musisz, wiemy wszystko – oznajmił Bogdan, a usta zamieniły mu się w wąską linię. Szturchnęłam do łokciem w żebra. Przecież sam mnie upominał, żebym milczała.
- Prawda, że to cudowne? Boże… nawet nie wiecie, jaki jestem szczęśliwy.
Wybałuszyłam oczy ze zdziwienia. Czyżby nie zamierzał się z tym kryć i przyznać się otwarcie, że jest rasistą? Przecież to obrzydliwe. Leżał z nami z zadowoloną miną. Zaczęłam się zastanawiać, kiedy powie Agnieszce, że wcale jej nie chce, że uważa ją za śmiecia i po prostu ją skrzywdzi. Pewnie wydawało mu się, że to strasznie zabawne, co więcej, że nas też to bawi. A tym czasem Bogdan zacisnął wargi jeszcze bardziej i widziałam, że za moment nie wytrzyma. Mnie też korciło.
- Marceli… co myślisz o rasizmie? – Wypaliłam bez zastanowienia. Bogdan popatrzył na mnie groźnie, ale nic nie powiedział.
- Cholernie głupia sprawa. Nie rozumiem jak ludzie mogą z tym żyć.
- No, też się zastanawiamy nad tym – oznajmiłam. – A co byś zrobił, gdyby ktoś z naszego otoczenia miał takie poglądy?
- O, jakie pytanie – zamyślił się. – Właściwie, to byłbym pierwszym, który skułby mu mordę, żeby mu się odwidziało.
Zrobiło się cicho. Bogdan posłał mi porozumiewawcze spojrzenie, na znak, że Marceli się tylko zgrywa, po czym syknął:
- Głupi chuju!
Oniemiałam. Marceli też. Patrzył na twarz Bogdana i nie wiedział zupełnie, o co chodzi.
- Chłopie, o co ci chodzi? – Spytał go.
- Mnie? A o co tobie chodzi?
- Bogdan, na litość boską! – Próbowałam go uciszyć, ale stracił moją rękę ze swoich ust i wstał.
- Anka – powiedział do mnie Marceli – o co tu chodzi?
- Ja… ja… ja nie wiem – jąkałam się. Bogdan zebrał bluzę, leżącą obok, popatrzył na nas i powiedział:
- Nie wiem zupełnie, jak możesz być z tą brązową szmatą – aż usiadłam z wrażenia. Nie wierzyłam własnym uszom. Zwinął się i odszedł, a ja i Marceli jeszcze przez piętnaście minut gapiliśmy się w jego oddalającą się sylwetkę. A gdy zniknął zupełnie znów zrobiło się całkiem zwyczajnie.
- Ale złamas z tego gościa – powiedziałam obojętnie.
- Dokładnie.
- Ech – westchnęłam. – Cieszę się, że jesteście razem - powiedziałam
I poszłam na obiad.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No, no. Zaczęłaś od robienia jaj i myślałem, że o to chodzi, a potem...
Świetnie napisane, demaskatorskie opowiadanie. nNe dostrzegam żadnych uchybień.
Wiele marcelopodobnych niby-homo kręci się wokół nas ( a właściwie wokół siebie), a my ich nie dostrzegamy.
Bardzo duuuży plus.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobry tekst. Lekko zaskakuje zakończeniem, ale od poczatku spodziewłem się, że to raczej z Bogdanem jest coś nie tak.

Prezjżałem dokladnie i spostrzegłem parę drobnych błedów:

"– To ja? – Zapytałam. – Masz jakieś dowody"
powinno być:
"– To jak? – Zapytałam. – Masz jakieś dowody"

"A co ma Agnieszka do rasizmu i całego problemu. Nie omieszkałam zapytać."
jeśli ma to być część dialogu,a nato wyglada powinno być:
"- A co ma Agnieszka do rasizmu i całego problemu.- Nie omieszkałam zapytać."

"rebiata" Co to takiego?

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W sumie nic do zarzutu nie mam. Poza tym język bardzo błyskotliwy. Szkoda tylko, że sceny które wyglądają bardzo ładnie prowadzisz do pewnego momentu z gracją... a potem cyk! Kula w łeb. To jakby czegos brakowało.
Ale tekst ogólnie bardzo dobry, zaskakujący. Duży plus.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...