Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

I.

 

      Jest we wszechświecie pewna planeta,

Niczym niewielki pyłek i maleńka kruszynka,

Zdać by się mogło całkowicie bezbronna,

Wobec ogromu otaczającego ją niepojętego wszechświata,

 

Lecz na przestrzeni miliardów lat,

Otoczona troskliwą pieczą Wszechmocnego Boga,

By podług kosmosu odwiecznych praw,

Poddana im trwale mogła się formować,

 

By gdy dopełni się jej czas,

A przez tysiąclecia ukształtuje stabilny klimat,

Mogła przyjąć na siebie najcudowniejszy dar,

Istnienie stworzonego na obraz Boży człowieka…

 

Posłusznie przeto wpisała się w Boży Plan,

Ta maleńka we wszechświecie kruszynka,

Przyjmując na siebie wszelakiego życia dar,

Towarzyszący jej odtąd przez kolejne tysiąclecia…

 

II.

 

Jest we wszechświecie pewna planeta,

Kryjąca w sobie największy swój skarb,

Roznieconą Bożym Zamysłem iskrę życia,

Tlącą się w niezliczonych istnień różnorakich gatunkach,

 

Obfitująca w wszelakie formy istnienia,

O skomplikowanych strukturach i różnorakich barwach,

Drapieżniki kryjące się w leśnych gęstwinach,

Liczne stada podniebnego ptactwa,

 

Pośród łąk malowniczych i pól rozległych,

Aż po tonące we mgle górskie szczyty,

Zawładnęły nią wszelkie życia formy,

Będąc świadectwem wspaniałości przyrody,

 

W ciągnących się górskich pasm rozpadlinach,

W zapierających dech w piersiach pustynnych kanionach,

Wszędzie tam odnajdziemy piękno stworzenia,

Poruszające do samej głębi jestestwa…

 

 

III.

 

Jest we wszechświecie pewna planeta,

Gdzie potężne zimnokrwiste gady ustąpiły miejsca,

Tlącym się w Bożym Zamyśle narodzinom człowieka,

Będącego odtąd ukoronowaniem wszelkiego stworzenia,

 

Gdy ze względu tylko na niego samego,

Stworzył Bóg Litościwy człowieka ułomnego,

By przez kolejne pokolenia się doskonaląc,

Czynił niestrudzenie ziemię sobie poddaną,

 

Za dni codziennych życiową przestrzeń,

Ofiarowując człowiekowi cudowną błękitną planetę,

By wraz z kolejnych wieków upływem,

Cieszyć mógł się cywilizacyjnym rozwojem…

 

By umiłowanej przez Boga ludzkości dzieje,

Nierozerwalnie odtąd z nią zespolone,

Nadały odtąd jej istnieniu epokowy sens,

Czyniąc ją wyjątkową w całym wszechświecie…

 

IV.

 

Gdzie zadumana wrażliwa Wiosna,

Wędrując poprzez rozległe łąki i pastwiska,

Do życia budzi nieśpiesznie cały świat,

Topiąc resztki śniegu w przydrożnych rowach,

 

Gdzie łagodny wiosenny wiatr,

Tajemnicze swe melodie od wieków wciąż gra,

Plącząc się niekiedy w rozłożystych drzew gałęziach,

Głaszcząc niekiedy szyszki na niebosiężnych świerkach,

 

Gdzie choćby najmniejsze źdźbło trawy,

Przystrojone o poranku kroplami rosy,

Niczym aksamitnym płaszczem dumny królewicz,

W oczach wszechświata swym pięknem się szczyci,

 

Gdzie najmniejszy promyk słońca,

Heroldem będąc nadchodzącego dnia,

Nocy czas jej odejścia zarazem oznajmia,

By speszona nieśpiesznie się rozpłynęła…

 

V.

 

Gdzie każdy tysiąc uderzeń skrzydeł kolibra,

Gdzie poranny melodyjny śpiew słowika,

Matce Naturze odmierza czas,

Niczym przepięknej księżniczce szklana klepsydra,

 

Gdzie kwilą o poranku ptaszyny,

Wyczuwając łagodne wiatru powiewy,

By wkrótce śmiało w powietrze się wzbić,

Liche swe gniazdka pozostawiając za plecami,

 

Gdzie z nieśpiesznym biegiem kolejnych dni,

Wiją swe gniazda pięknoskrzydłe bociany,

By potomstwu godne warunki zapewnić,

Do odlotu w odległe zamorskie krainy,

 

Gdzie podniebne chmurnookie sokoły,

Pośród rozległych stepów szerokich,

Polując zawzięcie na czmychającą zdobycz,

Od wieków cieszą wciąż oczy ludzi…

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

VI.

 

Jest we wszechświecie pewna planeta,

Gdzie najmniejszy lądu czy roślinności obszar,

Czy to maleńka pośród oceanu wysepka,

Czy to przybrzeżnych szuwarów skupiska,

 

Czy to urokliwy leśny zakątek,

Czy spowite mgłą niepamięci uroczysko zapomniane,

Mają wszystkie sekrety swe niezliczone,

Przez Czas wszechwiedzący zazdrośnie strzeżone,

 

Gdzie olbrzymie rozległe kontynenty,

Będące niegdyś kolebką dla rozwoju ludzkości,

Kryją tysiące jej niezgłębionych tajemnic,

Od wieków w zapomnieniu spoczywających w ziemi,

 

By kiedyś na światło dnia wydobyte,

Przeszyte jak mieczem mędrca okiem,

Pieczołowicie zbadane przez dociekliwą naukę,

Stały się inspiracją dla przyszłych pokoleń…

 

VII.

 

Jest we wszechświecie pewna planeta,

O której zatopionych w pomroce pradziejów sekretach,

Gdy zrosi je nocą księżyca blask,

Szepczą sięgające niebios zadumane prastare drzewa,

 

Niekiedy zebrane na wiecu,

W niewielkim urokliwym przydrożnym lasku,

Gdy w szumie wiecznie zielonych świerków,

Usiłują rozsądzić zawiłości ciągnących się latami sporów,

 

Niekiedy niczym w senacie bądź sejmie,

Debatujące przez lat wiele w prastarym borze,

Dumne a dostojne dęby rozłożyste,

Tajemnic przeszłości znające tak wiele,

 

Gdy tylko powieje niezgody wiatr,

Kruchymi ich gałęziami poruszając z wolna,

Pogrążone od wieków w tych samych sporach,

Wszczynają znów swe dysputy rozliczne drzewa…

 

VIII.

 

Jest we wszechświecie pewna planeta,

Gdzie każda sięgająca niebios statua,

Mimo upływu setek i tysięcy lat,

O odwiecznych wartościach całej ludzkości przypomina,

 

Gdzie pieczołowicie wznoszono przez wieki,

Sięgające niebios mitycznych bogów posągi,

By spomiędzy chmur obejmując spojrzeniem dumnym,

Spowite mgłą panoramy miast starożytnych,

 

Z upływem kolejnych stuleci,

Były milczącymi świadkami,

Jak przez wieki kolejne wynalazki,

Będąc kamieniami milowymi w rozwoju ludzkości,

 

Ścieżki jej rozwoju trwale wytyczyły,

By plącząc się w kolejnych zawiłościach dziejowych,

Dzięki potędze wiedzy i wspaniałości nauki,

Powracała zawsze na właściwe tory…

 

IX.

 

Gdzie każdego upalnego lata,

Delikatny letni wiatr,

Szumiąc łagodnie w leśnych gęstwinach,

Plącze się niekiedy w smukłych jeleni porożach,

 

By w okraszonych blaskiem słońca strumykach,

Niebawem radośnie się skąpać,

A nad rozległe łąki niebawem znów pognać,

Trącając delikatnie przybrzeżny kwiat…

 

Gdzie skrzące gorącego słońca promienie,

Niczym świetliste anielskie włócznie,

Zatopione w tysiącach jezior i rzek,

Zdają się wiernie czci ich strzec,

 

 

Użyczając im swego świetlistego blasku,

Zatopionego w głębi krystalicznie czystych wód,

Czynią je podobnymi do błyszczących diamentów,

Tak pięknych niczym wyjęte ze snu...

 

X.

 

Gdzie każdy choćby najmniejszy kwiat,

Choćby mizerna krucha roślinka,

Jawi się oczom przyrody niczym bezcenny skarb,

Równy najokazalszemu samorodkowi złota,

 

Gdzie każda płonącego bursztynu kropla,

Skrząca niczym najjaśniejsza niedosięgła kometa,

Jest niczym bólu gorąca łza,

Przez niszczoną przyrodę ukradkiem uroniona,

 

Gdzie niezliczone dmuchawce na skrzących zielenią łąkach,

Są niczym planety w rozległych galaktykach,

A ich niesione wiatrem nasiona,

Podobne bywają niekiedy do spadających gwiazd,

 

Gdzie najpiękniejszych polnych kwiatów kielichy,

Kryjąc w swych wnętrzach nektaru drobiny,

Wabią ku nim niezliczone owady,

Posłuszne instynktownie Matki Natury woli…

 

 

XI.

 

Jest we wszechświecie pewna planeta,

Radosnymi uśmiechami dzieci cała okraszona,

Niczym puszysta, mięciutka, aromatyczna babka,

Tonąca cała w pudru drobinkach,

 

Gdzie szczery niewinny dziecka uśmiech,

Na starców cierpienia bywa lekiem,

A w niejednej życia chwili ciężkiej,

Milionów matek rozszalałych nerwów ukojeniem,

 

Gdzie na przestrzeni płynących nieśpiesznie lat,

W maleńkiego dziecka przeglądając się oczach,

Niejedna matka doznała pokrzepienia,

Zaklętego w cieknących szczęścia łzach,

 

Padających na ręcznie wyszywane poduszeczki,

W misternie rzeźbionych kołyskach drewnianych,

Czy to w bogatych pałacach książęcych,

Czy to w ubogich chatach chłopskich…

 

 

XII.

 

Jest we wszechświecie pewna planeta,

Przez oblicza posępnych Sfinksów strzeżona,

W Gizie, w Beludżystanie, w Karpatach,

W tak odległych od siebie globu zakątkach,

 

A choć martwe spojrzenie kamiennego Sfinksa,

Ustępuje bystremu wzrokowi szybującego sokoła,

Na wpół zamglone a zatopione w zaświatach,

Poznało wiele tajemnic stworzenia…

 

I choć przez szkaradne kamienne gargulce,

Uczepione gzymsów gotyckich katedr,

Bez pardonu niekiedy wyszydzana dotkliwie,

Za niewysłowione piękno jakim poszczycić się może,

 

Przez pięknolicych białoskrzydłych aniołów posągi,

W rozrzuconych po świecie świątyniach barokowych,

Pocieszana zawsze słowem serdecznym,

Będącym odbiciem Bożej Mądrości…

 

XIII.

 

Jest we wszechświecie pewna planeta,

Gdzie każda sięgająca nieba piramida,

Zatopiona jest zarazem w niezgłębionych tajemnicach

I mnogości hipotez tyczących jej powstania,

 

I nawet dziewięć pierścieni Saturna,

W całej swej wspaniałości nie może się równać,

Z siedmioma cudami jej starożytnego dziedzictwa,

Stworzonymi przed wiekami ręką człowieka…

 

Gdzie potężne warowne zamki,

Majaczące we mgle pośród gór nieprzystępnych,

Świadectwem pozostając epok minionych,

Wspaniałym są zarazem pomnikiem historii,

 

W swych tajemniczych lochów zwaliskach,

Kryjąc niejeden strzeżony barwnymi legendami skarb,

Mimo upływu wieku czekający odkrycia,

Przez o czystym sercu nieustraszonego śmiałka…

 

XIV.

 

Gdzie zielone liście soczyste,

Szeptem czasu dotknięte,

Z biegiem dni kolejnych stają się złote,

Z czasem usychając zimnym wiatrem niesione,

 

Gdzie chłodna, zimna jesień,

Złocąc każdego roku na drzewach liście,

Perli policzki dzieci skrzącym rumieńcem,

Przydając ich rodzicom siwych włosów na głowie,

 

A każdy maleńki cienki włos,

Niepostrzeżenie na głowie srebrząc,

Ustępuje pola nostalgicznym wspomnieniom,

Żarzącym się w serc głębi wieczorową porą,

 

Gdy niejeden rodzic z rozrzewnieniem wspomni,

Jak  pośród swego dzieciństwa chwil beztroskich,

Gonił za widmem niedosięgłej przygody,

Nie zaprzestając ni na chwilę zabaw wszelakich…

 

XV.

 

Gdzie każdy niepozorny polny kamień,

Kołysanym wiatrem trawom opowieści swe snuje,

Z spowitej mgłą tajemnic przeszłości zamierzchłej,

Której przez wieki niemym był świadkiem…

 

Gdy dosiadająca niezliczonych koni chrobrych wojów armia,

Ciągnęła niegdyś przez rozległe pola,

By bić ofiarnię swego księcia wroga,

Przechylając na jego stronę szalę zwycięstwa,

 

W czasie tamtych wiekopomnych pamiętnych bitew,

Toczonych przez wieki ze zmiennym szczęściem,

Mimo strat ogromnych i krwi przelanej,

Niekiedy ofiarnie wieńczonych triumfem…

 

Gdzie przez wieki niejeden król zadumany,

Pośród pól bezkresnych i stepów szerokich,

Czekał cierpliwie rozstrzygnięcia sądnej bitwy,

Wznosząc ku niebu żarliwe swe modły…

 

 

XVI.

 

Jest we wszechświecie pewna planeta,

Licząca cztery i pół miliarda lat,

Gdzie trudna i bolesna minionych wieków historia,

Kładąca się cieniem na przyszłe pokolenia,

 

Ukryta jest w porośniętych mchem zamków ruinach,

Będących świadkami ścięcia niejednego króla,

Ukryta jest w podziemnych bunkrów czeluściach,

Obleganych niegdyś przez militarnych koalicji wojska,

 

Zrządzeniem losu sprawiedliwym,

Będących niegdyś niemymi świadkami,

Ostatnich godzin życia dyktatorów krwawych,

Gdy dosięgła każdego karząca ręka sprawiedliwości,

 

Gdzie bezcenne unikatowe pomniki przyrody,

Zazdroszczą zburzonym grodom prastarym,

Że nie muszą oglądać zbydlęcenia ludzkości,

Goniącej dziś ślepo za widmem mamony…

 

XVII.

 

Jest we wszechświecie pewna planeta,

Brudna, zaśmiecona, betonem pokryta,

Krwawymi wojnami przez wielki wyniszczona,

Bólem i cierpieniem tak bardzo naznaczona,

 

Z której modlitwy milionów chorych dzieci,

Wyszeptywane trwożnie w zaniedbanych oddziałach szpitalnych,

Zanoszą przed oblicze Boga anioły,

Pozostawiając w ich sercach promyk nadziei,

 

Gdzie ból, smutek i cierpienie,

Tysięcy ludzi codziennym są chlebem,

Okraszonym gorzkim z fabrycznych kominów dymem,

Popijanym łzami cieknącymi spod powiek,

 

Gdzie milionów ludzi kolejne dni życia,

Są niczym wielka od pracy rana,

Niekiedy jeszcze zakażona przez strach,

O utratę środków potrzebnych do życia…

 

XVIII.

 

Jest we wszechświecie pewna planeta,

Siecią tysięcy autostrad poprzecinana,

Przez ludzi wciąż systematycznie niszczona,

W imię ułudy postępowego świata,

 

Gdzie choć powodzie, gradobicia, huragany,

Wyrządzają nader często dotkliwe szkody,

Niszcząc niekiedy i całoroczne zbiory,

Pozostawiając zrujnowane gospodarstwa i folwarki,

 

Gdzie choć rozliczne kataklizmy,

W ubiegłych stuleciach i wiekach zamierzchłych,

Odciskały się piętnem na losach ludzkości,

Ścierając obraz szczęśliwych dni,

 

 

Nigdy nie umiera Nadzieja,

Mimo przeciwności losu tląca się w sercach,

Niczym maleńka rozżarzona iskierka,

W rozwiewanych porywistym wiatrem zimnych popiołach,

 

XIX.

 

Gdzie każdy maleńki śniegu kryształek,

Skrywa w sobie głęboki swój sekret,

Zaklęty w nim tajemniczym przyrody szeptem,

W krótkiej swego istnienia chwili ulotnej,

 

Gdzie leciutki biały puch,

Otulając każdego roku ziemię do snu,

Strzeże czule jej największych sekretów,

Przed chciwym spojrzeniem pełnych zawiści oczu,

 

Gdzie niczym ponurej zimy brudny śnieg,

Topnieją minionych pokoleń traumy bolesne,

Z każdym łagodnym nadziei powiewem,

Niesionym niepostrzeżenie cichutkim wiosny szeptem,

 

Z każdym pierwszym noworodka krzykiem,

Niosącym się echem na sali porodowej,

Z każdym pierwszym maleńkim przebiśniegiem,

Wystającym ponad białego puchu czapę…

 

XX.

 

Gdzie ponadczasowa nieśmiertelna filozofia,

Nie starzejąca się nigdy poczciwa logika,

Odtrutkami bywają na kłamstwa postępowego świata,

Szerzone w dziejach ludzkości przez nieprawości ducha,

 

Gdzie słowo sędziwego mędrca,

Bywało odbiciem dobroci płynącej z głębi serca,

Niczym krystalicznie czystej wody kropla,

Skryta w nieprzystępnych górskich jaskiniach,

 

Gdzie słowo starego profesora,

Wybrzmiewające w starych uniwersytetów murach,

Kształtowało przez wieki kolejne studentów pokolenia,

Prowadząc ich przez trudy codziennego życia,

 

Gdzie wciąż kolejni wszelakich nauk mędrcy,

Przybliżają się do tej odwiecznej prawdy,

Iż pośród niezbadanych galaktyk bezkresnych,

Ta maleńka kruszynka jest skarbem bezcennym…

 

 

- Tekst opublikowany 21 maja z okazji przypadającego w tym dniu Światowego Dnia Kosmosu.

Edytowane przez Kamil Olszówka (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Zatrzymał mnie początek V i trzecia strofka w VI, bo wyszukałam ładne rymy i poczułam, że naraz czytam jakąś epopeję.

My tu wszyscy się szanujemy, dlatego dzielę się odbiorem.

Pozdrawiam

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • piękny dzień  słowo Ciałem się stało    niebo otworzyło świt  przyszedł na świat  Bóg człowiek    Jego słowa  światłem  światłem  wskazującym drogę    mamy  prawdziwą wolność  możemy Go przyjąć  lub nie  nasz wybór    bez Światła… łatwo pobłądzić   12.2025 andrew  Boże Narodzenie   
    • Czym jest miłość, gdy zaczyna się kryzys? Co się czai, by zranić, by zabić jak tygrys? Gdy chcesz pogadać, lecz pustka w głowie. Zapytasz „co tam, co robi?” i po rozmowie. Albo przemilczysz i nie napiszesz słowa, wtedy powstanie wielka brama stalowa, którą będziecie próbować otworzyć, by szczęśliwe chwile od nowa tworzyć. No chyba, że żadne kroku nie zrobi — wtem brama się zamknie i kłopotów narobi.
    • @Rafael Marius wróciłam do domu jak dama nowej generacji toyotą corollą, mam tyle systemów bezpieczeństwa. Gdyby ktoś usnął przy jeździe, zatrzymałaby się sama w punkcie zero. Dłuższy sen, weekend odpoczywam w domu:)
    • - Witaj, Rzeszowie - powiedziałam na głos, gdy wysiadłam z piątego wagonu pociągu ekspresowego Pendolino po przemierzeniu trasy z Gdańska. Działo się to późnym wieczorem 23. Grudnia, kilka minut po 23.00 . Cóż: zbieżność daty z godziną po typowym, jak wiedziałam, ponad półgodzinnym opóźnieniu tego właśnie pociągu. Kolejna zbieżność, tym razem odwrócona względnie naprzemienna: trzydzieści dwa. Ano, co zrobić. PKP, emocje nie pomogą. Rozejrzałam się odruchowo, poprawiwszy plecak ujęłam uchwyty walizek dużej i małej, po czym szybkim krokiem ruszyłam w prawo, w kierunku ruchomych schodów.    - Dawno tu nie byłam - kontynuowałam myśl. - Czas to nadrobić, pobyć w twojej przestrzeni chociaż raz na rok. Chociaż teraz, z okazji Świąt Bożego Narodzenia. Tak zwanych Bożego Narodzenia, poprawiłam się. Wszak Wszechświat odnawia się austannie w każdej żywej istocie, od najbardziej skromnej rośliny poczynając na najbardziej imponującym wiedzą, światowym obyciem, majątkiem czy fizycznością człowieku kończąc.     Westchnęłam ciężko.    Nasza przedwyjazdowa rozmowa - w znaczeniu moja i mojego mężczyzny nie była zbyt miła. Wiadomość, że chcę pojechać do dawno nie odwiedzanej rodziny na święta przyjął spokojnie - trudno zresztą, aby było inaczej. Ale gdy zapowiedziałam, że przez cały ten czas nie znajdę dlań ani chwili, poczuł się urażony.  Z tonu jego słów i wyrazu twarzy, pomimo zachowywanego spokoju, przebiło się wspomniane poczucie urazy.     - Chwilę - zaczął powoli. - Po twoim ponadrocznym zniknięciu bez słowa wyjaśnienia schodzimy się na powrót pod warunkiem, że będziesz dokładać więcej starań niż za pierwszym razem. Tymczasem w dwa miesiące po naszym drugim początku dajesz mi do zrozumienia, że nie dość, że podjęłaś decyzję o wyjeździe beze mnie, to jeszcze oznajmiasz mi, że nie będziesz miała wtedy czasu nawet na rozmowę, bo - jak to określiłaś - potem na pewno będziemy mieli go wiele? Nawet nie zaproponowałaś, abym z tobą pojechał - zaciął usta w sposób, którego nie lubiłam i którego trochę się obawiałam.     Dłuższą chwilę zbierałam się na odwagę. Przyszło mi to wbrew pozorom tym trudniej,  że pozostał opanowany, czego zresztą mogłam być prawie pewna: przy mnie zawsze bardzo mocno kontrolował uzewnętrznianie swojej mrocznej strony.     - Nie zaproponowałam - zaczęłam powoli odpowiadać, ze słowa na słowo coraz szybciej - wiedząc, że i tak pojedziesz tam ze mną. Chociażby po to, aby być blisko mnie. Co zresztą jest całkowicie logiczne także z emocjonalnego punktu widzenia. Po co miałbyś tkwić sam na drugim końcu Polski? - spróbowałam uśmiechnąć się lekko. Wyszedł mi ten uśmiech jak zwykle w podobnych sytuacjach. W reakcji uśmiechnął się tyleż lekko jak ja, a trochę od swojej strony - krzywo.     - Chyba lepiej, że proponujesz mi to późno niż wcale - odparł. - Ale czy zmienia to fakt, że sytuacja ta nie powinna mieć miejsca? Spójrz na to od mojej strony, wyobrażając sobie, że to ty zgadzasz się dać mi drugą szansę pod określonym warunkiem, tymczasem ja daję ci do zrozumienia, że ty i ten związek nie jest dla mnie tak ważny, jak cię zapewniam.     - To nie tak... - spróbowałam spojrzeć mu w oczy. Nie udało mi się. Odruchowo spuściłam wzrok, odwracając po chwili głowę. Wiedziałam, że w pierwszym odruchu chciał wyrzec z przekąsem, że dokładnie taki mój ruch był do przewidzenia. Jednak po chwili ciszy usłyszałam inne pytanie.    - A jak? - spojrzał na mnie, pozostając tam, gdzie stał i krzyżując ręce, po czym powtórzył trochę głośniej: - Jak?    Chciałam podnieść wzrok i spojrzeć mu w oczy. Nie zdołałam. Kotłowało się we mnie do tego stopnia, że przestałam być zdolną wykonać jakikolwiek ruch, o wypowiedzeniu jakiegokolwiek słowa nie wspominając. Przeklęte emocje! Przeklęte wspomnienia! Nie byłam gotowa powiedzieć mu o tak wielu sprawach z przeszłości. Gdy spotkaliśmy się i zaczęliśmy być ze sobą po raz drugi, obiecałam sobie - solennie na wszystko, co dla mnie ważne - że tym razem będę wobec niego w porządku. Że nie popełnię żadnego błędu. Że koniec z przerwami w komunikacji, z zamykaniem się, wycofywaniem i milczeniem. Z osobnym spaniem wreszcie, chociaż akurat przy spaniu w jednym łóżku nie upierał się twierdząc, że chrapie, a nie chce, abym chodziła ciągle niewyspana. Skończyło się tak, jak się obawiałam. W miarę upływu tygodni strach zapanowywał nade mną, coraz bardziej wpływając na moje postępowanie. Zmianę w moim zachowaniu i milczące "odstawanie" od złożonych deklaracji zauważył od razu. To, że początkowo przyjmował to w ciszy, ciążyło. Gdy zasugerował, abyśmy o tym porozmawiali, poczułam się przybita jeszcze bardziej.    - Znów zaczyna się dziać ze mną jak wtedy - spostrzeżenie to, a jeszcze bardziej to, że dzieje się tak właśnie - nie dawało mi spokoju. - Ale jak mam przyznać mu się do strachu? Do rozdźwięku pomiędzy uczuciem i chęcią bycia z nim a lękiem przed wspólną przyszłością?    Starałam się przerwać ten napierający na mnie od wewnątrz tok myśli, ciągnąć za sobą walizki międzyperonowym korytarzem do hali dworcowej, po przejsciu której zamierzałam złapać taksówkę. Nie wychodziło. Przemieszczały się po owalnej linii wewnątrz mojego umysłu, to przyspieszając, to zwalniając przy pytaniu "Pędzimy jak chcemy. I co nam zrobisz?" Po czym gasnąc i przekształcając się w pobrzmiewające jego głosem pytanie. Które zadał mi sięgając po moje ręce, biorąc za dłonie i przyciągając do siebie, ale zatrzymując krok przed nim tak, aby musiała popatrzeć mu w oczy.    - I co ja mam teraz z tobą zrobić?      Rzeszów, 25. Grudnia 2025   
    • Rzekli mu bracia: – „To dziś bracie!” – „Następne dziecko dla mnie macie.” – „Tak dziecko, ale nie następne! Tysiącleć wpraw szlaki tu błędne, Weź duszę Zbawiciela na świat! Choć wątpliwe czy będzie mu rad? Widzisz z nami wszystko…: krzyż i śmierć, Na Boga, tak ma być, bierz i leć!” Wziął czarnoskrzydły dziecko-słońce I spadł pociech szepcząc tysiące, Zdumion, a szczęśliw kogo niesie… . . . – „Panie magu, patrz tam: Kometa!” – „Choć, zda mi się piękna, to nie ta, Co się wśród dal kosmosów niesie… Siodłaj koń! Anioł niósł tam dziecię.”   Wszystkim dobrym duszom z życzeniami wszystkiego najlepszego na Święta Bożego Narodzenia.   Ilustrował „Grok” (pod dyktando Marcina Tarnowskiego), grafiką „Anioł niosący duszę Jezusa na ziemię”.

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...