Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Coś w tym jest! ;>

Ja za nim nie przepadam, jest takie wyeksploatowane... :P Ale tutaj mi pasowało do konwencji ;D

Oczywiście, że osobno, uciekła mi spacja, dziękuję bardzo!

Opublikowano

Był taki film, amerykański oczywiście :)

Kilkoro studentów robiło sobie doświadczenia ze śmiercią kliniczną,

żeby podejrzeć właśnie to światełko lub co jeszcze tam podejrzeć się da.

Puenty oczywiście nie podpowiem, żeby ciekawości nie popsuć drążenia ;)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Wiersz przywołuje uśmiech, chociaż niekoniecznie dla kogoś z depresją

taką reakcję wywoła. Zresztą ciężko powiedzieć, bo z tym bywa różnie.

Mam tylko jedną uwagę a propos powyższego cytatu.

Moim zdaniem są dwa rozwiązania, bo teraz trochę nie bangla, między kopnąć / ocknął, a więc:

 

Tak, by się ocknąć w dogodnym czasie?

Tak, bym się ocknął w dogodnym czasie?

 

Pozdrawiam.

 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

To brzmi znajomo, ale nie potrafię sobie przypomnieć, co ta za film, ani nawet czy na pewno go widziałem ;>

 

Czasem zdarza mi się napisać wiersz tak, że nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać. Chyba to wynika po prostu ze stanu, w którym byłem, wymyślając do niego słowa.

 

Próbuję zrozumieć, co właściwie w mojej wersji jest źle, że proponujesz zmiany, ale chyba nie mogę odnaleźć problemu.

Ok, wygooglowałem sobie, co to za machina. Ile takie coś kosztuje? Chcę w tym sypiać!

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Ok, w takim razie skróćmy ten dwuwers i może będzie widać lepiej

Kopnąć w kalendarz
Tak, by się ocknął

Chodzi mi o logikę zdania, której w tym momencie brak, bo pytanie teraz brzmi

"kto" ma się ocknąć? Jednym słowem jeśli PL pisze, że chce się 'kopnąć',

to w następstwie należałoby się 'ocknąć', a nie 'ocknął", bo to już dotyczyłoby kogoś innego. Zgoda?

 

Kopnąć w kalendarz
Tak, by się ocknąć

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Mój zamysł był taki, żeby ten kopnięty kalendarz się ocknął. Żeby go peel pobił do chwilowej nieprzytomności, ale nie całkiem na śmierć. W mojej logice jest na to miejsce, ale skoro jako czytelnik masz wątpliwości, przemyślę to jeszcze, dzięki!

Opublikowano

Bardzo dobry wiersz, a ta formuła dyskretnego czarnego humoru pasuje mi.  Ciekawość jest bardzo silną motywacją, więc jest w stanie zwyciężyć obawę przed śmiercią i jej następstwami.  Nie wiem czy ta śmierć pro forma też nie jest metodą przezwyciężenia tej obawy i tchnięcie nadziei, że będzie tam fajnie. Pozdrawiam. 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Starałem się napisać trochę ironicznie, trochę dekadencko, ale za pomocą tych środków chciałem właśnie poruszyć taką kwestię, o jakiej napisałeś w ostatnim zdaniu ;>

Dziękuję!

Opublikowano

@error_erros No naprawdę mega wyszło. Jest coś fenomenalnego w Twoim podejściu do wierszy. Masz jakiś taki wyrobiony bardzo ciekawy punkt widzenia i świetnie potrafisz go wpisać w te zwyczajowe trzy zwrotki. Nie aż tak się znam, ale dla mnie to sztuka naprawdę wysokich lotów :))) Nie kadzę, po prostu wydaje mi się, że stwierdzam fakt.

Opublikowano (edytowane)

Prawiczkiem jest się, albo nie. A podlir chce zjeść ciastko i mieć ciastko. Po to są skoki z urwiska, aby nie było powrotu. Nie da się wpół rzucić, niedorodzić. Stanąwszy w połowie mostu nie jest się na żadnym brzegu. Ale są tacy, co trochę kochają i trochę żyją, na wpół mmartwi. Osobiście lubię konkret, również w sprawie śmierci. Może dlatego, że była blisko. bb

Edytowane przez beta_b (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Dziękuję! Nie spodziewałem się takich słów akurat pod tym wierszykiem <3

A sformułowanie "wydaje mi się, że stwierdzam fakt" sobie zabieram, bo to jest złota myśl ;D

Jak to pomimo? To, że jest o umieraniu, to jego najmocniejsza zaleta! ;D

Da się, nie da się, można, nie można - jakie to ma znaczenie w kontekście marzenia? Marzyć można o wszystkim, a o rzeczach niemożliwych marzy się najczęściej ;>

WIEM ;]

Również pozdrawiam!

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Zatem inaczej definiujemy marzenie. Dla mnie marzenie to plan do realizacji, obarczony większym stopniem trudności, wydłużonym terminem, ale nadal plan. Reszta to wykwity wyobraźni, nie marzenia. Ale inaczej świat odbieramy, a nawet słowa, więc tylko podzielę się doświadczeniem i starym tekstem, pozdrawiam bb:

 

- Czy się Boże za mną ujmiesz?
i pokażesz sens istnienia?
wolno wzrastam, przyznać muszę
i się grzebię w strefie cienia.


Długo czekać nie musiałam,
dowód zesłał wprost, prawdziwy,
co nazywa się nowotwór
i przyznaję się do winy,

że w mig wrócić chęć mi przyszła
do zwykłego w życiu bycia.
Wyleciały w kosmos myśli
i sens pytań o sens życia.

Nagle świat wygląda cudnie.
Egzystencji filozofia.
Gdy realny problem wchodzi
warta świeczki jest prostota.

 

Wniosek łatwy, więc uważaj

o co prosisz, o co pytasz,

bo odpowiedź może nie być

już tak bardzo wyśmienita.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Ja marzenie rozumiem jako czystą fantazję - a więc coś, co może pomieścić również rzeczy niemożliwe. Jeśli natomiast podejmujemy działania ku ich urzeczywistnieniu, to wtedy już nie jest to marzenie, a cel. I tyle ;>

Opublikowano

Bing wam pomoże :)

Marzenie, które nie jest celem ani fantazją, może być postrzegane jako wizja lub aspiracja. To jest coś, co pragniemy osiągnąć lub doświadczyć, ale niekoniecznie mamy konkretny plan lub ścieżkę, aby to osiągnąć. Może to być również wyraz naszych najgłębszych pragnień i wartości. W kontekście duchowym, marzenie może być uważane za wyraz naszej duchowej tęsknoty lub poszukiwania. W każdym przypadku, marzenie jest ważnym elementem naszego wewnętrznego życia, który kształtuje naszą tożsamość i kierunek.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Somalija siemasz, Aga...
    • Ona: Daj! Dopijaj! I podjadano
    • Iwo, i cukru turkuciowi?   I cukru, Turku, ci?   Ano, Turku, cukru tona
    • @huzarc Cześć, dziękuję

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      @violetta O matko, jakie piękne...
    • Pewnego razu żył pewien drwal.   Miał dom i ogród, na którym rosły różne krzewy, kwiaty oraz warzywa. W zagrodzie były rózne sprzęty, którymi posługiwał się na codzień, starannie wykonując nimi meble, donice, wycinając deski pod dach chroniący go przed deszczem. Codziennie chodził do lasu pozyskując nowy materiał dla potrzeb wytwarzania kolejnych dóbr.   Tak mijał czas, a drwal i jego życie obfitowało.   Pewnego razu na jego posesję padło ziarno by po kilku dniach zakiełkować. Roślina niepostrzeżenie rosła, tworząc łodygę i puszczając liście.   W końcu została dostrzeżona przez właściciela, lecz nie wiedział on jaki jej gatunek.   Czas wciąż płynął, a roślina przybierała coraz to większych rozmiarów. Ze względu na to, że drwal miał wiele obowiązków i nie przywiązywał dużej wagi do wznoszącej się wśród innych - zieleniny - za każdym razem, kiedy odwiedział owe miejsce był bardzo zdziwiony tempem w jakim rosła.   Codziennie słońce rzucało promienie na usytuowane w kącie posesji drzewo, deszcz je podlewał, a noc przynosiła mu wytchnienie.   Było to silne drzewo - wichry i burze nie zrobiły mu krzywdy. Z każdym dniem w drwalu rosła ciekawość - co to za drzewo i czy w zależności od tego wyda jakieś owoce.   Mijały lata - ukazał się pień, wyrosły gałęzie, w cieniu drzewa można było zaznać ochłody. W końcu, jesienią pojawiły się i owoce - małe zielone kulki, jabłoń.   Dojrzały, a drwal z przyjemnością je zerwał i spożył, zadziwiony ich niezwykłą słodyczą.   Czynił tak co roku, rozkoszując się coraz to obfitszymi plonami. W końcu drzewo stało się na tyle duże, że pośród jego gałęzi ptaki uczyniły sobie gniazda, a w jego pniu wydrążyła sobie norkę wiewórka. Życie wokół drzewa obfitowało.   Drwal chętnie zbierał owoce, lecz brakowało mu motwyacji i czasu, by zbierać je wszystkie, dlatego zaprosił do pracy swoje dzieci i znajomych, darując im prawo by również je spożywały.   Gdy drzewo osiągnęło wielkich rozmiarów, zimą opadały z niego usychające gałęzie, którymi drwal palił w piecu w pokoju swojego domu grzejąc swoje ciało oraz oraz swoich najbliższych.   Przyszły jednak lata, kiedy deszcz padał coraz rzadziej i rzadziej. Plony były coraz mniej obfite, a nie podlewane przez nikogoo drzewo w końcu nie dało owoców. Zapuszczało jednak skromnie liście, gdy drwal zastanawiał się co z nim zrobić.   W końcu, po dłuższym namyśle, stwierdził ostatecznie, że drzewo należy ściąć. Decyzję tę podjął dużym trudem - bowiem jego pień był bardzo szeroki i silny, a samo drzewo na tyle wysokie, że ze strachem rozważał, gdzie upaść powinna jego korona, by nie uszkodzić znajdujących się w pobliżu: domu oraz sprzętów, a także ogrodzenia.   Nadszedł sądny dzień.   Drwal, po przyjemnej, kojącej nocy, wypoczęty i w pełni sił, wstał z łózka, spożył obfite śniadanie i z siekierą w ręce dumnie ruszył w kąt ogrodzenia.   Stając przed drzewem przyjrzał się jego pniowi, skrupulatnie oczami szukając miejsca, w które wbić ostrze. Dostrzegając odpowiednie miejsce, zatarł ręce, chwycił narzędzie i podszedł bliżej by zadać pierwszy cios. Aby wziąć zamach odchylił daleko ramiona, biorąc swoim siermiężnym nosem głęboki oddech.   Uderzył raz. Uderzył drugi raz. Uparcie uderzał z całych sił, bez tchu, bez żadnych wątpliwości, będąc zdeterminowanym by drzewo obalić. Błyskawiczna przerwa, szybka szklanka wody, zagrycha - uderza dalej, znów bez tchu i bez namysłu - drzewo musi zostać ścięte.   Walcząc aż do póżnego popołudnia, w końcu został tylko fragment pnia, który pozwalał na jego złamanie. "Teraz wystarczy wziąć linę, zarzucić poniżej korony i lekko pociągnąć, łatwa sprawa" - pomyślał. Szybko pobiegł do stodoły po sznur. Wrócił spokojnym i dostojnym krokiem, po czym rzucił grubą nicią, wydając przy tym odgłos wysiłku.   Lekko już zmęczony podszedł pod drugi koniec liny i zaczął ciągnąć. Pień, lekko już uschnięty łamał sie pod naporem niewielkiej siły. Odlatująca kora i fragmenty drewna wydawały pękający dźwięk. W końcu pękły ostatnie wrzeciona, odsłaniając wieloroczne słoje jabłoni, po czym drzewo ze świstem i hukiem, trzaskiem pękających gałęzi zostało obalone.   Zadowolony drwal tyłem odszedł kilka kroków aby spojrzeć na swoje drzewo. Nie było to dla niego nic szczególnego. Kątem oka jednak zwrócił uwagę na nadlatujące z zachodu chmury, a jego dłoń musnął powiew chłodnego, jesiennego wiatru. Był to okres zbiorów.   Jego twarz, z zadowolenia przemieniła się - nieco spoważniała i posmutniała. Po chwili, z nieba spadły krople deszczu, a drwal stojąc w bezruchu i spoglądając na wystający z ziemi, ściety pień gorzko zapłakał...
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...