Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

ludzie jak my mają swoje cele
drobne marzenia o błahych sprawach
brak świadomości nie jest naszą winą

na świat patrzymy w prosty sposób
takie życie ma swoje uroki
nie każdy musi być inteligentny

tylko Ty spoglądasz na nas z nieba
jesteś bogiem zepchniętym do błota
nam nie są dane podróże w kolorach

ludzie jak my odnoszą sukcesy
świętują zwycięstwa liczne i wspaniałe
w gronie ludzi podobnie rozwiniętych

przepraszamy za to piekło na Ziemi
za włosy wyrywane garściami
i tak nie zrozumiemy co straciliśmy


Wiersz przeniesiony do działu Poezja - Forum dla początkujących poetów.

MODERATOR

Opublikowano

Natanie,
Mam dziwne uczucie, gdy ten wiersz czytam w dziale Z.
Subiektywnie, bo może to nie moje miejsce na krytykę „dobrze władających piórem” ale :
- ta liczba mnoga to często parawan dla tych, którzy obawiają się powiedzieć ”ja” i wziąć na swoje barki trochę odpowiedzialności (”ja i ty, i ty, i przede wszystkim oni”)
- czytam to jak niezręczny manifest o ”ważnym” ale nie czuję tej ważności
- niewiele tu Śródków poetyckich (może nie umiem dojrzeć ?)
- poza „przepraszamy” ostatnia strofa wg mnie do przyjęcia

Tyle od Areny : sama się wciąż i wciąż uczę, tu nauczyłam się jak nie powinno się pisać gdy się chce napisać wiersz „zaangażowany” Pozdrawiam Arena

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Mógłbym się zgodzić z komentarzem, gdyby pojawiły się inne argumenty za tym że wiersz jest niedobry. W obecnej formie zgadzam się w bardzo niewielkim stopniu.

Środki poetyckie : oczywiście jest metaforyka przecież, tylko nie najwyższych lotów (czyli taka jaka miała być), bardzo dostępna i tyle. Może miejscami zastąpiona niedopowiedzeniami.

Odczucie niezręczności może wynikać przez tą metaforykę - tak sobie myślę po chwili zastanowienia.


Nie rozumie, czemu w obecnym stanie poezji wiersz taki ma spaść do działu P, a inne gnioty mogą tu siedzieć ? Metaforyka pomysł wersyfikacja - są, to i tak bardzo dużo.


Pozdrawiam
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Nie będę tu polemizowała. Jeśli to kk – czemu nie. Jak mój argument (inne pominąłeś) dotyczący metaforyki czy jej nikłego śladu nie przekonuje Cię, a chcesz zamanifestować, że jest na poziomie innych „gniotów”, Twoja rzecz. Próbowałam wyrazić moje odczucie – sama metaforyka i wersyfikacja nie wystarczają na dobry wiersz, nawet na przeciętny… musi w nim być to „coś”, które czasami trudno zdefiniować… myślisz, że tu u Ciebie jest? Bez animozji – możemy podyskutować poza…Pozdrawiam serdecznie Arena
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Nie będę tu polemizowała. Jeśli to kk – czemu nie. Jak mój argument (inne pominąłeś) dotyczący metaforyki czy jej nikłego śladu nie przekonuje Cię, a chcesz zamanifestować, że jest na poziomie innych „gniotów”, Twoja rzecz. Próbowałam wyrazić moje odczucie – sama metaforyka i wersyfikacja nie wystarczają na dobry wiersz, nawet na przeciętny… musi w nim być to „coś”, które czasami trudno zdefiniować… myślisz, że tu u Ciebie jest? Bez animozji – możemy podyskutować poza…Pozdrawiam serdecznie Arena


A często Pani spotyka tą metaforykę w wierszach ? Poza tym Pani postawiła zarzut że tu jej brakuje. Trochę Pani zaczyna czarować.

O czym jest ten wiersz tak wogóle ? Może by troszkę rozjaśniło sytuację nieprawdaż ?


Pozdrawiam
Opublikowano

kiedy poziom pychy, przewyższa poziom pokory, wychodzą takie nieporozumienia, jak ten u/twórt
w uzasadnieniu:
kim są ci enigmatyczni "my", różniący się tak bardzo od ludzi
jaki poziom sapiens osiągnęli, że samowładnie wspięli się na półkę niebotycznie innym obcą
i czy ci mali ludzie mają tylko błahe marzenia o niczym...coś na kształt biedaków z czworaków
pytanie zasadnicze...kto kieruje naszą świadomością, dlaczegóż to nie mamy na nią wpływu, jakieś upośledzenia pokoleniowe
to spalmy książki i dorobek pokoleń, skoro to niedostępne dla naszej świadomości miraże

w tym duchu mogę potraktować cały utwór, ale szkoda czasu i autora
proponuję zatem więcej pokory, nim się zacznie w imieniu nadludzi hasła wyrzucać jak ślepaki z procy

poezja, to nie zlepek słów, to myśl wpisana w słowną mądrość
i na koniec sakramentalne
nie musze mieć racji, ale jeśli autor tak mniema, to prosze o oświetlenie mej mizernej istoty

pozostaję z szacunkiem
seweryna

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.





Nie wypowiadam się w imieniu nadludzi. Jeśli już przyjąć taką terminologię, to bardziej pasują podludzie. Kim są Ci enigmatyczni "My" to można wywnioskować z wiersza oczywiście.

"zlepek słów", "nieporozumienie" ? Argumenty poproszę, bo to że treść wiersza się nie podoba, to nie powód do takich jego określeń. Przecież to jest jasna myśl, to raz. Dwa że poeta nie musi być pokorny może pisać co chce.


Podsumowując : Pani nie podała żadnego argumentu że ten wiersz jest zły od strony technicznej, tylko treść się Pani nie podoba, chociaż nie wie Pani o kim poeta pisał. Dobre.


Pozdrawiam
Opublikowano

ramionami objęci
szara armia ciał
jeszcze celu nie widzą
ale wiedzą że do

krok za krokiem
but nie przystaje do źrenic i snów
jak myślą lotną objąć
i
cel

tak mogę całymi godzinami
czy ta wersyfikacja jest w porządku ?
można mieć do niej zastrzeżenia?
a treść...
czym autor zawraca głowę mądrym ludkom
niczym...
może obrazem w stylu Kantora

optuję więc za tym, by układać literki w sens

i przepraszam, ale jaśniej...nie potrafię

pozostaję z szacunkiem
seweryna

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Czy to jest forum poetyckie czy prozy wyłożonej na tacy ?

Wiersz jest przecież zrozumiały, może nie aż tak bardzo dosłowny, ale twierdzenie że te "literki nie tworzą sensu" jest dziwne conajmniej.

Pani podaje za przykład jakieś zdania bez sensu i mówi że tak może w nieskończoność, OK fajnie, ale w moim wierszu wszystko jest przemyślane, ma sens.

Pani po prostu nie czuje poezji innej niż dosłowna, moge jedynie prosić o przemyślenie tego co napisalem.

Później znów wyskoczy jakiś Piaszczyk i będzie że grafomania, a czy tu można inaczej niż dosłownie ?! Przecież i tak jest bardzo prosto, ale jak się okazuje dalej niezrozumiale.


Pozdrawiam
Opublikowano

"Później znów wyskoczy jakiś Piaszczyk i będzie że grafomania, a czy tu można inaczej niż dosłownie ?! Przecież i tak jest bardzo prosto, ale jak się okazuje dalej niezrozumiale."


a czy uważa Pan, że to nie jest przejaw grafomani?
myślałem że to był choć świadomy grafogniot...
myliłem się...

"na świat patrzymy w prosty sposób
takie życie ma swoje uroki
nie każdy musi być inteligentny"

dla mnie 3 wersy to to co już pisałem...


to jest oczywiście moja subiektywna opinia..
ma Pan prawo się z nią nie zgadzać..

Pozdrawiam i owocnych rozmów życze.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Między grafomanią a banalnością w doborze słów widzę pewną róznicą, z banalnością bym się zgodził. Wszystko prawie w tym wierszu już jest wytarte, słowa motywy, za proste. W grafogniocie nie byłoby do tego wszystkiego w/g mnie żadnej konkretnej myśli, ot takie pisanie dla pisania.


Pozdrawiam
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Między grafomanią a banalnością w doborze słów widzę pewną róznicą, z banalnością bym się zgodził. Wszystko prawie w tym wierszu już jest wytarte, słowa motywy, za proste. W grafogniocie nie byłoby do tego wszystkiego w/g mnie żadnej konkretnej myśli, ot takie pisanie dla pisania.


Pozdrawiam

banalność w doborze słów, środków i t p to przejaw grafomanii
czyli nie rozdzielałbym tych dwóch rzeczy...zbyt bliskie są sobie i siebie.
Pozdrawiam
Opublikowano

to ładne, kiedy ktoś rezygnuje z "poetyki",
kiedy stara się pisać prosto o ważnych sprawach.
u Gombrowicza jest taki fragment na samym początku
Dziennika, w którym pisze, jak bardzo był przerażony rezygnując
z uroków barokowego języka i zaczyna pisać "wprost", bez stylizacji.
Zdaje się długo pracował nad pewnością siebie w tym nowym dla
Niego języku (przepraszam za dygresję, ale na to swój sens)

Mamy tutaj problem, bo choć siłą wiersza miała być prostota,
to nie jest. Dlaczego? Bo trzeba mieć coś bardzo szczególnego do
powiedzenia, aby prostota była szlachetna. Nie zawodzi Cię pióro, lepsze czy gorsze,
ale właśnie myśl, której to pióro poświęciłeś. Jest zwyczajnie banalna, ale nie dlatego że wypowiadano ją setki razy, lecz dlatego że Ty tego nie zauważasz i piszesz o swych niepokojach, jakbyś był pierwszym człowiekiem na ziemi. Do tego to nie jest żadna myśl konkretna, tylko chmurka znanych wszystkim niepokojów. Można takie niepokoje urabiać,
ale trzeba mieć pomysł jak się do tego zabrać.

Do tego nie widać powodu, dla którego używasz formy MY - co już zostało powiedziane. Nie chodzi o gramatykę przecież. Jaki jest natomiast powód tego MY? Kto to jest MY? Bo z wiersza to nie wynika, wbrew pozorom. Pozór - to jest dobre słowo. Czasem czujemy smutek i piszemy wiersz - ale smutek to jeszcze nie wiersz. Wiersz to śwadomość SKĄD smutek, bądź JAKI smutek. Bez tego nie ma treści, jest pozór treści.

O formie nie ma co mówić, jest blada właśnie dlatego, że nie włada nią konkretna reflekcja, tylko suma zdartych impresji o bogach w błotach, urokach bezrefleksyjnego życia, rozbracie z bóstwami etc.


zatem do pracy marsz!


pozdawiam!

PS Twój stosunek do komentatorów jest rzeczywiście nie fair. Chcieli pomóc i wyrazili się celnie i uprzejmie. Jeśli nie zależy Ci na konfrontacji z opiniami innych, po co tu publikujesz?

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Dzięki za komentarz, w poezji należy, nie tylko w/g mnie, "mieć oczy do okoła głowa", to pozwala na zrozumienie.

Niekiedy czytam podobne wiersze, i jeśli tam odbiorca zastosuje się do tego, nie ma problemów ze zrozumieniem.

Mój stosunek wynika z tego, iż nie należy szastać opiniami, jeśli się wiersza nie zrozumie,


Pozdrawiam serdecznie

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Leszczym, dzięki Michale, tutaj się zamelinowałam, bo taki dawny obrazek, trochę śmieszny, ale ma swój morał. Może komuś się przyda. Tato zapracowany, a tu ciekawskie dziecko zawraca głowę. Zamiast powiedzieć - Nie mam czasu, nie przeszkadzaj, to odpowiada jakąś zagadką, jakie drzwi? Jak to, to da się takie zrobić?  
    • Historia prawdziwa Mieszkałem wtedy w małym miasteczku w południowo-wschodniej części Polski. Prowadziłem tam lekcje fizyki w liceum oraz — z powodu przewlekłej choroby jednej z koleżanek — często także lekcje geografii. Moja młoda żona Kaśka, radczyni prawna w warszawskiej firmie polonijnej, oddawała się uciechom życia z jej zamożnym, zagranicznym właścicielem. Jej bezwzględny upór w podtrzymywaniu tego romansu stał się gorzkim splotem, który wyrwał mnie z korzeniami i pchnął w objęcia tego niewielkiego miasteczka na krańcach Polski. Poznałem tam i zaprzyjaźniłem się z miejscowym proboszczem. Wiele wieczorów spędziliśmy razem, grając w szachy i gawędząc. Ksiądz opowiedział mi pewną historię. Powtarzam ją teraz po raz pierwszy. Historia Porębów W jednej z zapomnianych przez czas i ludzi wiosek tamtego regionu znajdowało się gospodarstwo rodziny Porębów. Drewniany dom o wypłowiałych ścianach przylegał do ciemnego lasu, który zdawał się pochłaniać światło i dźwięk. W tym miejscu czas płynął inaczej — ciężej, głębiej, jakby w rytmie oddechu czegoś, co spało pod ziemią. Coś, co pamiętało czasy, zanim pojawił się język, zanim narodziła się modlitwa. Miejscowi mawiali, że „tam ziemia ma głos, ale nie mówi do ludzi”. Rodzina Porębów była wielopokoleniowa i składała się z siedmiu osób: Bronisław Poręba, prostoduszny rolnik o ciężkim spojrzeniu i powolnych ruchach, jego żona Antonina — kobieta o surowej twarzy i silnym charakterze, którą sąsiedzi nazywali "twardą jak skała". Jej ojciec, dziadek Błażej, stary, niemal ślepy, ale zawsze poruszający się z dziwną pewnością, twierdził, że potrafi rozpoznawać duchy po zapachu. Była też siostra Bronisława — Aniela, nieco zdziwaczała kobieta, która co noc układała kamienie wokół przybudówki w geometryczne wzory, mówiąc, że to "dla ochrony". Dzieci — trójka, w podobnym wieku — były osobliwe. Starszy syn, Marek, mówił mało, lecz często rysował dziwaczne symbole patykiem w ziemi. Młodszy, Janek, miał sny, o których bał się mówić, ale czasem budził się z krzykiem, mówiąc, że "coś przyszło przez las". Córka, Hela, zdawała się słyszeć głosy w ścianach — z początku myślano, że to dziecięca wyobraźnia, ale z czasem zaczęła się ich bać do tego stopnia, że przestawała mówić na całe dni. Dom Porębów był pełen rytuałów — co rano zakopywano garść soli na progu, okna smarowano czosnkiem, a lustra odwracano do ścian — nie z przesądu, lecz ze strachu, że odbiją coś, czego nie da się już zapomnieć. W piwnicy, zamkniętej na trzy zamki, podobno trzymano "stare rzeczy po pradziadku" — nikt z sąsiadów nie wiedział, co to znaczy. Ale Aniela szeptała kiedyś: "To nie rzeczy, to dowody... że oni tu byli wcześniej niż my..." Późną wiosną 1993 roku, wczesnym popołudniem, przy bezchmurnym niebie, sąsiedzi Porębów zostali przestraszeni widokiem krwistoczerwonej piramidy chmur, odwróconej spodem do góry, wysokiej może na dwa kilometry, ze stożkiem wychodzącym jakby z domu Porębów. Zjawiło się to nagle i było nienaturalnie wyraźne — nie przypominało chmury, ale strukturę, geometryczną i pełną migotliwego  światła. Dwójka sąsiadów, ogarnięta paniką, rzuciła się na rowery i pomknęła do wsi po straż pożarną. Inni, sztywniejąc z trwogi, ruszyli pieszo w stronę gospodarstwa, jakby hipnotycznie przyciągani przez to zjawisko. Im bliżej byli, tym większe ogarniało ich zdumienie . Olbrzymia piramida, tak krwisto-czerwona i groźna z daleka, rozpłynęła się w nicość – z podwórka Porębów nie było po niej śladu. Zastali gospodarzy w domu, spokojnych, ale nienaturalnie milczących. Dzieci siedziały nieruchomo, wpatrując się w jedno miejsce. Strażacy, którzy nadjechali chwilę później, rozproszyli się po obejściu. Wszyscy milczeli. W powietrzu wisiała ciężka cisza, przetykana jakby przeciągłym, gardłowym szmerem, którego źródła nikt nie mógł zlokalizować. Tylko dziadek Błażej powtarzał: "Już wstało... Już wstało..." Ci, którzy mieli odwagę obserwować zjawisko z daleka, mówili potem o tym, jak przez dwie godziny piramida kurczyła się i bledła, aż znikła. Ale ten dźwięk... nie dźwięk raczej szmer, nikt nie potrafił go opisać. Nie był głośny, a jednak niósł się daleko, wchodził w kości, drażnił zmysły. Seria tragedii Nie minęły nawet dwa dni jak siostra Poręby, Aniela, wyprowadzała rano krowy na pastwisko. Zatrzymała się przy furtce. W ziemi tkwił drewniany kołek, jakby stary znak graniczny. Gdy schyliła się, by go wyciągnąć, krowa — zazwyczaj łagodna — pchnęła ją z niespotykaną siłą. Uderzyła głową w słup. Poręba znalazł ją chwilę później — martwą. Oczy miała szeroko otwarte. W dniu pogrzebu ciotki, czternastoletni Marek wracał rowerem do domu. Przy starym drewnianym mostku rower zahaczył o wystającą deskę — tak uznała policja. Ale to, co znaleziono, było inne: ciało chłopca w wodzie, ręce rozsunięte, oczy przerażone, a zakupy wokół jakby rozsypane w panice. Tydzień później dziadek Błażej rąbał drewno. Pies zawył przeraźliwie. Młodszy syn, Janek, wyskoczył z chałupy... i znalazł dziadka martwego. Twarz miał wykrzywioną w grymasie, którego nie dało się opisać słowami — jakby ostatni raz zobaczył coś nienazwanego. Policja i różnego rodzaju urzędnicy pojawili się we wsi. Porębowie, coraz bardziej milczący, postanowili wywieźć dzieci do dalekiej rodziny w sąsiedniej wsi. Na skrzyżowaniu z asfaltową drogą furmankę potrącił mleczarski beczkowóz. Nie zatrzymał się. Zginęły dzieci i koń. Matka zemdlała. Poręba przestał mówić. Wzrok miał pusty, jakby coś w nim umarło. Teren otoczyła policja. Przyleciał nawet wojskowy helikopter. Pogrzeb dzieci odbył się nocą. Tylko ksiądz, prokurator, policja i kilku urzędników. Ludzie z wioski zaczęli omijać dom szerokim łukiem. Miesiąc później znaleziono martwą Antoninę. Zasztyletowana. Na ścianie domu ktoś paznokciami wyrył coś przypominającego znak sprzed lat — geometryczny, surowy, niepojęty. Cztery dni później robotnicy leśni natknęli się na ciało Poręby. Wisiał na potężnym dębie, splątany w gałęziach w sposób niewytłumaczalny. Prokuratura zaklasyfikowała tę śmierć jako samobójstwo. W marcu 1994 roku całe gospodarstwo zrównano z ziemią. Drewniane budynki spalono. W kwietniu mieszkańcy wsi postawili z rzecznych kamieni kapliczkę i drewniany krzyż. Wydawało się, że ziemia domagała się tego aktu. Ksiądz, który mi to opowiedział, uczestniczył w tym obrzędzie jako młody wikary. Echo przeszłości Wikary został później wysłany na misję do Senegalu. Po sześciu latach wrócił i został proboszczem w miasteczku L. Tam  się spotkaliśmy. Zmarł kilka lat później. Zawiadomiony telegraficznie byłem na jego pogrzebie. Minęły lata. Z nową żoną jechałem któregoś lata do Arłamowa. Skręciłem do wsi znanej mi z tej historii. Rolnik wskazał mi drogę. Sam poszedłem, przez kwieciste łąki, do miejsca dawnego gospodarstwa. Wokół wszystko było zielone i żywe, ale samo miejsce — szare, jałowe, jakby martwe. Spruchniały krzyż. Puste podwórze. Wszedłem tam. I wtedy poczułem to znowu — przeszywające drętwienie, paniczny lęk, który nie miał źródła. Stałem tam sparaliżowany, jakby coś mnie obserwowało spod ziemi. Już miałem uciekać, kiedy zauważyłem między kamieniami coś błyszczącego. Mały, ciemny, idealnie gładki kamień — jakby szkło, jakby zastygła kropla krwi. Schyliłem się, nie wiedząc czemu. Podniosłem go. Nie ważył prawie nic. Ale kiedy go dotknąłem, poczułem jakby odległe, pulsujące mrowienie — i szmer. Ten sam szmer, który kiedyś słyszał cały świat wsi. Nie pokazałem go żonie. Powiedziałem tylko, że źle się poczułem. Ale kamień mam do dziś. Trzymam go w szufladzie biurka, zawinięty w folię spożywczą. Kilka lat później, pod wapienną skałą w Jerzmanowicach, doznałem tego samego uczucia. Drętwienie. Nienaturalny strach. Nie wiem, co to było. Inny czas, inne miejsce, inne okoliczności historyczne a jednak... Wiem tylko jedno: pewnego razu, w cichej, przesyconej starym kurzem bibliotece seminaryjnej w Przemyślu, szukałem potwierdzenia tej historii, choć sam nie wiedziałem, czego szukam. I oto, w jednym z zapomnianych, opieczętowanych tomów, na pożółkłej stronicy, natrafiłem na zdanie zapisane po łacinie. W przypisie, ręką kogoś, kto musiał znać niepojętą grozę, widniało tłumaczenie: „Non sunt mala quaedam loca. Esuriunt.” „Niektóre miejsca nie są złe. One są spragnione.” Wtedy uderzyła mnie lodowata prawda. To miejsce nie było przeklęte, ani nawiedzone,  nie było też opętane żadnym duchem. Ono po prostu ssało. Wysysało życie. I wciąż, wciąż może być nienasycone. Nigdy tam nie wróciłem. Ale do dzisiaj pozostał we mnie niepojęty szmer niepokoju. Najsilniejszy gdy próbuję zasnąć. Echo tamtych wspomnień. Jedyne dokumenty jakie w tej sprawie uzyskałem to dokumeny amerykańskiego Federalnego Biura Śledczego zamieszczone na stronach The Vault. Niestety z powodu blokad w upublicznianiu znaków USA jak pieczęcie FBI nie jestem w stanie wkleić tutaj oryginalnych skanów graficznych dokumentów FBI dotyczących sprawy wyżej opisanej. ZAŁĄCZNIK: Notatka Służbowa FBI – National Center for the Analysis of Violent Crime (NCAVC) > NCAVC – Internal Report 5488SD-9PK KLASYFIKACJA: TAJNE / Declassified 2019, ref. NCAVC 167/2019 Dostęp: The Vault / Federal Bureau of Investigation Data sporządzenia: Maj 2008 Autor raportu: SA M. R. Jeffries Referencje operacyjne: Case File P-93/PL 1. Nazwa obiektu: P-93/PL („Poręba Estate”) – lokalizacja w powiecie bieszczadzkim, Polska. 2. Współrzędne geograficzne: 49.745°N, 22.591°E 3. Opis zdarzenia: Na przełomie lat 1993–1994 zarejestrowano ciąg niepowiązanych z pozoru zdarzeń: zjawiska świetlne o charakterze geometrycznym, anomalie atmosferyczne, nagłe zgony, zaburzenia poznawcze i zanik funkcji werbalnych u świadków. Zgłoszenie przesłane przez konsulat USA w Warszawie (notatka konsularna no 533/07 z dn. 04.12.2007) po analizie korespondencji lokalnej parafii oraz raportów polskiej policji wojewódzkiej. 4. Obserwacje potwierdzone w toku analizy porównawczej: Obiekt wykazuje cechy wspólne z następującymi incydentami: Red River, TX (1977), Carbon County, MT (1953), Franklin County, OH (1965), Atitlán, GT (1986), Avellino, IT (1990). 5. Zidentyfikowane cechy anomalii (występowanie ≥3 przypadków): deformacje lokalnego pola elektromagnetycznego, zjawiska świetlne o strukturze geometrycznej (odwrócone formacje piramidalne), występowanie tzw. sensorycznego zakłócenia ciągłości (ang. Temporal Sensory Disruption), objawy rozkojarzenia poznawczego (ang. Cognitive Splintering) wśród obserwatorów, stała obecność zjawiska dźwiękowego nienależącego do znanych źródeł (low-frequency internal resonance / "the hum"), występowanie lokalnych zgonów bez jasnej przyczyny (analogia z przypadkami „Cluster Death Events”). 6. Hipoteza robocza (NCAVC/CRU): Obszar może stanowić lokalny punkt styku z niezidentyfikowanym zjawiskiem o charakterze parasensorycznym. Obiekt wykazuje cechy pasożytnicze względem organizmów biologicznych – interpretowane jako absorpcja bądź interferencja z procesami życiowymi. 7. Dodatkowe ustalenia: W relacjach świadków powtarza się wzmianka o „szmerze” (the hum) – jednostajnym, trudnym do zlokalizowania zjawisku audialnym, które trwało od 30 minut do kilku godzin, często współwystępujące z zaburzeniami orientacji przestrzennej. 8. Rekomendacje: brak prób rekultywacji terenu, zakaz działalności cywilnej w promieniu 500 m od współrzędnych głównych, obserwacja pasywna (ang. passive monitoring only), brak kontaktu bezpośredniego z rezyduami architektonicznymi, zakaz prowadzenia działań naukowych bez zgody CRU (Critical Response Unit).
    • @Dagna dzięki za wejście w tekst i naprawdę ciekawą interpretację. Lubię Twoje komentarze, bo dają do myślenia, choćby to "Prze-i-stoczenia". Pozdrawiam również :)
    • @Roma mi się śnią tylko świętości:)
    • @Hiala idą upały, warto gdzieś wyjechać:)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...