Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

                     - dla Siostry 

 

   Zapięcia sukni, jedno po drugim, ustępowaly palcom Olega. W miarę tegoż, Soa czuła się coraz bardziej swobodnie. A z drugiej strony coraz bardziej onieśmielona i zawstydzona. 

   Myśli przebiegały jej umysł z zawrotną szybkością, wznosząc oszołomienie na jeszcze wyższy poziom. Do tego stopnia, że chwilami sama nie wiedziała, czego pragnie. Czy uciec i znaleźć się jak najdalej od miejsca, w którym wlaśnie przebywała: od tej alkowy, apartamentu, moskiewskiego Kremla, od wszystkich tych książęcych ziem, ba! - od Rosji całej i wszystkich tych ludzi, z Olegiem na czele, szczególnie od niego! Od jego palców, dotyku i fizycznej bliskości, wiek dwunasty już pomijając. Czy zostać tu, gdzie jest i pozwolić Olegowi kontynuowac przedseksualne zabiegi, a swojemu pożądaniu wzlatywac wyżej i wyżej. Czy pozwolić swoim palcom działać i robić to, co robiły, czy też dopuścić do siebie czające się tuż obok odrętwienie. Chłodną, oziębłą  wręcz zimną aseksualną istotę, dziś powiedzielibyśmy: drętwą. 

   Oleg jednak, świadom wewnętrznego rozdźwięku żony pomimo własnego seksualnego podekscytowania, nie miał zamiaru ani pozwolić jej na ucieczke, ani - tym bardziej - ułatwić działania zniechęcającym myślom. Pokonawszy ostatnie zapięcie, delikatnie wolnym ruchem zsunął suknię z jej ramion. Uwalniając obie ręce Soi, przesuwał opierający się chwilami materiał coraz niżej i niżej, aż fałda po fałdzie znalazł się cały na podłodze. Dzieląc uwagę mimo - a może właśnie wspartą erotyczną ekscytacją - dostrzegał raz przymknięte z podniecenia oczy żony, a raz szeroko otwarte, rozświetlone niepokojem i obawą.

   - Na seksualne frasunki dobre pocałunki - zrymowal żartem, dla lekkiego chociażby uspokojenia  żony, kładąc dłonie na jej pośladkach i przyciągajac ją do siebie.  

   Drgnęła poczuwszy, że poziom podniecenia męża wzrósł zauważalnie - by nie rzec namacalnie - i ponownie zdawszy sobie sprawę z własnej, mrowiącej piersi i zbieg ud ekscytacji. Mało tego: mrowiącej całe jej ja, włącznie z duszą, co poczuła nagle bardzo wyraźnie. Wręcz dojmująco. 

   - Oleg... - przysunęła  się doń ponownie, znów sięgając tam, gdzie oczekiwał jej dotyku. 

   - Masz bardzo zgrabne nogi - powiedział, uwolniwszy biodra  żony z zaslaniającej jej dolne krągłości, prześwitującej i ukazującej co trzeba cieniutkiej tkaniny. 

   Roześmiała się cicho, przezwyciężywszy resztki niepokoju. Nagle bardzo swobodna, śmiala i bezpośrednia. 

   - Wszystko mam, jak należy - szepnęła mężowi do ucha, pocałowawszy je najpierw czule. - Przekonaj się... - stanęła do niego tyłem, by mógł zacząć uwalniać jej biust i kibić z gorsetu. 

   Oczywistym było, że Oleg nie potrzebował zachęty. Ani, aby podjąć czynności, których wykonanie mu ułatwiła, ani  też, aby podjąć inne działania. Jeszcze bardziej bezpośrednie lub - jeśli wolisz, mój Czytelniku, inne określenie - jeszcze bardziej ukierunkowane na finał. Chociaż równie czułe, jak żoniny pocałunek sprzed chwili, bardzo staranne oraz powolnie zaangażowane. 

   Soa z jękiem rozkoszy oparła się dłońmi o krawędź łoża... 

Cdn.

 

   Voorhout, 21. Sierpnia 2023

 

 

 

Edytowane przez Corleone 11 (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

@Corleone 11Ciąg dalszy nastąpi. Michale, czytając ten tekst, zauważyłem, że sporo słów nie posiada odpowiednich polskich znaków. Polecam ten portal, którego sam często używam. Świetnie działa:  

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

  Serdecznie pozdrawiam. :-)

Opublikowano

@Wiesław J.K.

   Drogi Wiesławie, "ciąg dalszy nastąpi" oraz miejsce i czas napisania dodane. Polskie znaki także wprowadziłem. 

   Dzięki Ci wielkie za wizytę, komentarz - w tym link do strony "spolszcz" - i za literackie uznanie. Serdeczne pozdrowienia.

   Siostro, Tobie również dziękuję bardzo za odwiedziny i za uznaniową reakcję. Pozdrawiam Cię serdecznie. 

 

  

Opublikowano

@Corleone 11 Michaś, za dużo myślałeś o tej nocy poślubnej i zrobiłeś błąd, bo po kąpieli, zaufaj mi Soa nie założyła już sukni, tylko wpiła się w oczy Olega, bez ceregieli zaczęła go całować... Pamiętaj, że Soa jest z innego czasu i zjeżdżając językiem po jego szyi zatrzymała go przy sutkach,  pobudzając je, zawstydziła lekko Olega.  Delikatny dotyk języka sprawił, że się uniosły, przesunęły ciekawość doznań i rozdrażniały mocno męskie zmysły... Patrząc mu w oczy, ujęła dłońmi członek, wsunęła się między jego nogi i delikatnie położyła odsłoniętą główkę na wilgotnym języku, którego drobne drgnięcia i ruchy zaczęły rozwijać między nimi rozkosz...

 

Skończą na łóżku, między jawą a snem, gdzie pijany ciałem Soi Oleg, po raz kolejny oplatając się jej udami, nie będzie mógł zedrzeć z niej rozniecenia...

Daj Soi kochanka...

Opublikowano (edytowane)

@Somalija

   Skoro już o tym mówisz... Właśnie nie, nie myślałem o niej wiele. A błędu nie popełniłem, gdyż świeżo upieczeni malżonkowie, zamiast - o zgrozo

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

! - wziąć wspólną kąpiel, podjęli czynności zupełnie innego rodzaju, pozwalając wodzie stygnąć. Dzięki Ci wielkie za uważne czytanie ^(*_*)^ .

   Mam wrażenie, że opis kąpielowych igraszek Soi i Olega oraz pełny obraz tego, co zdarzy się później, Ty powinnaś napisać ^(*_*)^ . A ja to zamieszczę z odpowiednią adnotacją. 

   I z wielką przyjemnoscią dziękuję Ci za przedstawiony opis. Po takich działaniach Soi Oleg rzeczywiście będzie nią pijany. I strach pomyśleć, do jakiego stanu doprowadzi go w trakcie miodowego miesiąca... 

   Pozwolę sobie przy okazji po raz kolejny pochwalić Twój prozatorski talent ^(*_*)^ : piszesz Znakomicie ^(*_*)^ . Wygląda na to, że jest on u nas rodzinnym. 

   Serdeczne pozdrowienia ^(*_*)^ 

   

Edytowane przez Corleone 11 (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Pewnego razu żył pewien drwal.   Miał dom i ogród, na którym rosły różne krzewy, kwiaty oraz warzywa. W zagrodzie były rózne sprzęty, którymi posługiwał się na codzień, starannie wykonując nimi meble, donice, wycinając deski pod dach chroniący go przed deszczem. Codziennie chodził do lasu pozyskując nowy materiał dla potrzeb wytwarzania kolejnych dóbr.   Tak mijał czas, a drwal i jego życie obfitowało.   Pewnego razu na jego posesję padło ziarno by po kilku dniach zakiełkować. Roślina niepostrzeżenie rosła, tworząc łodygę i puszczając liście.   W końcu została dostrzeżona przez właściciela, lecz nie wiedział on jaki jej gatunek.   Czas wciąż płynął, a roślina przybierała coraz to większych rozmiarów. Ze względu na to, że drwal miał wiele obowiązków i nie przywiązywał dużej wagi do wznoszącej się wśród innych - zieleniny - za każdym razem, kiedy odwiedział owe miejsce był bardzo zdziwiony tempem w jakim rosła.   Codziennie słońce rzucało promienie na usytuowane w kącie posesji drzewo, deszcz je podlewał, a noc przynosiła mu wytchnienie.   Było to silne drzewo - wichry i burze nie zrobiły mu krzywdy. Z każdym dniem w drwalu rosła ciekawość - co to za drzewo i czy w zależności od tego wyda jakieś owoce.   Mijały lata - ukazał się pień, wyrosły gałęzie, w cieniu drzewa można było zaznać ochłody. W końcu, jesienią pojawiły się i owoce - małe zielone kulki, jabłoń.   Dojrzały, a drwal z przyjemnością je zerwał i spożył, zadziwiony ich niezwykłą słodyczą.   Czynił tak co roku, rozkoszując się coraz to obfitszymi plonami. W końcu drzewo stało się na tyle duże, że pośród jego gałęzi ptaki uczyniły sobie gniazda, a w jego pniu wydrążyła sobie norkę wiewórka. Życie wokół drzewa obfitowało.   Drwal chętnie zbierał owoce, lecz brakowało mu motwyacji i czasu, by zbierać je wszystkie, dlatego zaprosił do pracy swoje dzieci i znajomych, darując im prawo by również je spożywały.   Gdy drzewo osiągnęło wielkich rozmiarów, zimą opadały z niego usychające gałęzie, którymi drwal palił w piecu w pokoju swojego domu grzejąc swoje ciało oraz oraz swoich najbliższych.   Przyszły jednak lata, kiedy deszcz padał coraz rzadziej i rzadziej. Plony były coraz mniej obfite, a nie podlewane przez nikogoo drzewo w końcu nie dało owoców. Zapuszczało jednak skromnie liście, gdy drwal zastanawiał się co z nim zrobić.   W końcu, po dłuższym namyśle, stwierdził ostatecznie, że drzewo należy ściąć. Decyzję tę podjął dużym trudem - bowiem jego pień był bardzo szeroki i silny, a samo drzewo na tyle wysokie, że ze strachem rozważał, gdzie upaść powinna jego korona, by nie uszkodzić znajdujących się w pobliżu: domu oraz sprzętów, a także ogrodzenia.   Nadszedł sądny dzień.   Drwal, po przyjemnej, kojącej nocy, wypoczęty i w pełni sił, wstał z łózka, spożył obfite śniadanie i z siekierą w ręce dumnie ruszył w kąt ogrodzenia.   Stając przed drzewem przyjrzał się jego pniowi, skrupulatnie oczami szukając miejsca, w które wbić ostrze. Dostrzegając odpowiednie miejsce, zatarł ręce, chwycił narzędzie i podszedł bliżej by zadać pierwszy cios. Aby wziąć zamach odchylił daleko ramiona, biorąc swoim siermiężnym nosem głęboki oddech.   Uderzył raz. Uderzył drugi raz. Uparcie uderzał z całych sił, bez tchu, bez żadnych wątpliwości, będąc zdeterminowanym by drzewo obalić. Błyskawiczna przerwa, szybka szklanka wody, zagrycha - uderza dalej, znów bez tchu i bez namysłu - drzewo musi zostać ścięte.   Walcząc aż do póżnego popołudnia, w końcu został tylko fragment pnia, który pozwalał na jego złamanie. "Teraz wystarczy wziąć linę, zarzucić poniżej korony i lekko pociągnąć, łatwa sprawa" - pomyślał. Szybko pobiegł do stodoły po sznur. Wrócił spokojnym i dostojnym krokiem, po czym rzucił grubą nicią, wydając przy tym odgłos wysiłku.   Lekko już zmęczony podszedł pod drugi koniec liny i zaczął ciągnąć. Pień, lekko już uschnięty łamał sie pod naporem niewielkiej siły. Odlatująca kora i fragmenty drewna wydawały pękający dźwięk. W końcu pękły ostatnie wrzeciona, odsłaniając wieloroczne słoje jabłoni, po czym drzewo ze świstem i hukiem, trzaskiem pękających gałęzi zostało obalone.   Zadowolony drwal tyłem odszedł kilka kroków aby spojrzeć na swoje drzewo. Nie było to dla niego nic szczególnego. Kątem oka jednak zwrócił uwagę na nadlatujące z zachodu chmury, a jego dłoń musnął powiew chłodnego, jesiennego wiatru. Był to okres zbiorów.   Jego twarz, z zadowolenia przemieniła się - nieco spoważniała i posmutniała. Po chwili, z nieba spadły krople deszczu, a drwal stojąc w bezruchu i spoglądając na wystający z ziemi, ściety pień gorzko zapłakał...
    • I namokłe dyby mamy bydełkom Ani
    • Ule dam, a sad, dom okrutny syn Turkom odda sam, Adelu
    • @tie-break To świetny wiersz: mądry, dojrzały, pisany z wielkim wyczuciem formy i znaczeń. Łączy intymność z uniwersalnym doświadczeniem odchodzenia od słów, które miały dawać schron.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...