Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

bez gotowości bojowej


Rekomendowane odpowiedzi

@Somalija

 

Trochę o mojej skromnej osobie: jam Łukasz Wiesław Jan Jasiński herbu Topór, moim przodkiem jest niejaki Jakub Krzysztof Ignacy Jasiński herbu Rawicz, mason, poeta i jakobin i to nie z jakiejś tam gałązki, tylko: z grubego pnia drzewa genealogicznego, moi przodkowie przed Drugą Wojną Światową mieli dworek w Jasionce niedaleko Rzeszowa - teraz jest tam lotnisko - przerzut broni na Ukrainę, natomiast: moi przodkowie po kądzieli ukrywali żydów w spiżarni-ziemiance, wieś: Piotrkowice niedaleko Skuł, gmina: Żabia Wola, województwo: mazowieckie, tak: jestem twórcą Tajnego Ruchu Oporu (patrz: proza poetycka - "Tajny Ruch Oporu"), jeśli chodzi o rosyjską Grupę Wagnera*, to: dla równowagi dodam, że istnieje również amerykańska grupa najemników - to też bandyci, mordercy, kryminaliści i złodzieje, oto oni: Academi, poprzednia nazwa: Blackwater USA - amerykańskie wojsko prywatne, istnieje jeszcze Polski Korpus Ochotniczy, który walczy po stronie Ukrainy, nomen omen: o tym generał Roman Polko milczy, kończąc: Druga Rzeczypospolita Polska miała Szwadrony Śmierci (patrz: proza poetycka: "Szwadrony Śmierci"), a Pierwsza Rzeczypospolita Polska miała Lisowczyków.

 

*Richard Wagner był niemieckim kompozytorem, który był uwielbiany przez nazistów - narodowych socjalistów, de facto: Niemców i nadal istnieje jeszcze OUN-UPA pod maską pułku Azow - to nic innego jak nazistowscy Ukraińcy - wielbiciele Stepana Bandery, tak, to nie jest nasza wojna - Słowian, jestem po stronie Wojska Rzeczypospolitej Polskiej, dokładnie: Wojsk Lądowych, Sił Powietrznych, Marynarki Wojennej, Wojsk Specjalnych, Wojsk Obrony Terytorialnej, Służby Kontrwywiadu Wojskowego, Służby Wywiadu Wojskowego, Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Agencji Wywiadu i Polskiego Państwa Podziemnego - Armii Krajowej, Batalionów Chłopskich (nie mylić z Armią Ludową - komunistami) i Narodowych Sił Zbrojnych, a teraz idę robić obiad i będę oglądał serial - "Wojenne dziewczyny", miłego popołudnia.

 

Łukasz Jasiński 

Edytowane przez Łukasz Jasiński (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Łukasz Jasiński Bardzo Ci dziękuję za obszerny komentarz. Wszystko, oprócz wątków biograficznych jest mi znane... 

Ja noszę białoruskie nazwisko, też z herbem, po kądzieli mam skandynawskich przodków, dalekich lecz kształt mojej czaszki jest rzadko spotykany wśród Słowian, więc geny się odezwały. Żyję na terenie Polski, piszę skromne wiersze o miłości... 

Ja już po obiedzie, czytałam kiedyś coś o wojennych dziewczynach, ja jadę na przejażdżkę rowerową... Pozdrawiam

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Somalija

 

Wiem, przecież masz zdjęcie na profilu, a moje zdjęcie już widziałaś "Na granicy frontu" - jestem blondynem o brązowych oczach (nomen omen: ludzie, którzy mają brązowe oczy - są bardzo inteligentni, sama możesz sprawdzić), jeśli chodzi o kształt czaszki i rysy twarzy - mam typowo słowiańskie, zresztą: nic nie mam do ukrycia, moja świętej pamięci prababcia to Bronisława Grabarczyk z domu Słupek, moja świętej pamięci babcia to Irena Kordys z domu Grabarczyk (wyszła drugi raz za mąż i przybrała nazwisko: Płaska), a moja mama to Katarzyna Jasińska z domu Kordys*, poza tym: w tych czasach kształt czaszki i rysy twarzy nie mają żadnego znaczenia, najważniejsze są geny, moje geny to: polskie (szlachecko - słowiańskie), węgierskie i żydowskie (ze strony prababci), jeśli ktoś posiada tylko jedne geny - jest słaby pod względem psychicznym i fizycznym (tak jak u rasowych psów, mieszance i kundelki są zdrowsze o tych rasowych), jeśli chodzi o pochodzenie po mieczu, to: serdecznie zapraszam na "Samoedukację" - tam znajdziesz monografię "Historię rodu Jasińskich..." (możesz ją kupić przez internet), podstawą znajomości historii jest znajomość własnych przodków, denerwują mnie ludzie, którzy uważają, iż są fachowcami od historii, a o własnych przodkach nic a nic nie wiedzą.

 

*Kordys to nazwisko pochodzenia węgierskiego

 

Jeśli chodzi o serial "Wojenne dziewczyny", to: głównymi bohaterkami są żołnierki Armi Krajowej - warszawianka z Czerniakowa - blondynka (nomen omen: sam jestem z Czerniakowa - Dolny Mokotów, a na świat przyszedłem na Górnym Mokotowie - Madalińskiego, moja historia jest mocno skomplikowana przez zawieruchy wojenne, iż w kończy moi przodkowie po mieczu wylądowali na Opaczy Małej, gmina: Michałowice, województwo: mazowieckie, wspominałem już chyba o dworku w Jasionce zniszczonym przez Niemców?), szlachcianka z dobrego domu - brunetka i żydówka, która została uratowana przez te dwie z Getta Warszawskiego - wszyscy uważają, że jest Polką, mówiłem już: w tych czasach kształt czaszki i rysy twarzy nie mają znaczenia? Najbardziej do gustu przypadła mi warszawianka - blondynka z Czerniakowa...

 

I już po obiedzie: gotowane ziemniaczki bez soli, smażona mortadela na oliwii w sosie pomidorowym i zielone oliwki bez pestek, a brązowe oczy

 

"Symbolizują silną osobowość oraz przywódcze cechy. Jednocześnie są to osoby o radosnym usposobieniu, temperamentne i aktywne. Cechuje je opanowanie i wytrwałość w dążeniu do celu."

 

źródło: Internet

 

 
Łukasz Jasiński 
Edytowane przez Łukasz Jasiński (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Łukasz Jasiński Pozwolę nie zgodzić się z opowieścią o brązowych oczach, nie dla tego, że sama mam inny kolor, ale dla tego bo wg niej cała Afryka byłaby inteligentna,  przywódcza... eh, 

 

Nie wiem, czy białoruscy bojarowie, ich herb i proporce, a także miejsce o nazwie od mojego nazwiska, jakoś pomagają mi w życiu... ale możesz być spokojny, że biorę się czasem za wiersze z historią i prahistorią w tle, bo ją bardzo szanuję i jest to moje hobby... a historię swojej rodziny też znam.

Latem do obiadu staraj się jeść świeże pomidory, ogórki, sałaty... 

 

A, blonynka z filmu, cóż mężczyzną jesteś więc to nic nadzwyczajnego, raczej naturalne...

@Łukasz Jasiński Z przejażdżki...

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Somalija

 

Jeśli chodzi o brązowe oczy, to: podałem źródło, poza tym: nie będę w nic wnikał, a swój własny punkt widzenia na temat prehistorii opublikowałem w eseju "Nowatorska metodologia badawcza", nie istnieje coś takiego jak "białoruscy bojarowie", tylko: "ruscy bojarowie", otóż to: Ruś (mogą być różne przymiotniki jak Czerwona, Kijowska i Wołyńska) została zdominowana przez Wielkie Księstwo Litewskie i po realnej Unii Lubelskiej wielu możnowładców otrzymało szlachectwo z rąk Korony Królestwa Polskiego, stąd: ruscy bojarowie - Białoruś jako byt państwowy powstała dopiero podczas okupacji nazistowskich Niemiec, potem: komunistycznej Rosji i były to de facto byty autonomiczne, dlatego też: z powodu braku korzeni tożsamościowych - na Białorusi panuje dyktatura, jeśli chodzi o jedzenie: będę jadł co chcę (przeważnie ze słoików), uważasz, iż mam czas na gotowanie? Mam na głowie dwadzieścia cztery metry kwadratowe lokalu socjalnego, opłaty: czynsz, prąd, śmiecie, abonament i ratę kredytu, dodam jeszcze: zakupy i mój wolny czas ma polegać na przyziemnych sprawach - praktyce błędnego koła - śmiertelnej rutynie? Mam zrezygnować z pasji i z dbałości o własne Ciało, Umysł i Duszę (CUD - trzy pierwsze litery) na rzecz bycia niewolnikiem wolnego rynku i różnych systemów (państwowego, samorządowego i kościelnego)? O! Liberum Veto! Kończąc: jeśli jakaś dziewczyna chciałaby ze mną zamieszkać, to: serdecznie zapraszam na esej "Warunki", dziękuję za rozmowę i było mi bardzo miło.

 

Łukasz Jasiński 

 

@Somalija@Somalija @Łukasz Jasiński@Somalija @Łukasz Jasiński@Łukasz Jasiński@Somalija

Edytowane przez Łukasz Jasiński (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@violetta Nie, jeżdżę cały rok... 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Nie ucz mnie historii mojej rodziny... daj pradziadom ich przezwiska...Tamte tereny po drugiej wojnie światowej zostały włączone do ZSSR, teraz powstają ram zasieki przeciw czołgom... Nie wszyscy mają linię ewolucji od samego Adama... niektórzy to zwykłe kundle...

 

A co do szukania dziewczyny do zamieszkania razem... to nie ten portal

Edytowane przez Somalija (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Somalija

 

Bariera powstaje przeciwko wojnie hybrydowej wywołanej przez dwóch psychopatów pochodzenia żydowskiego: Włodzimierza Putina i Aleksandrę Łukaszenkę, zresztą: Włodzimierz Żełeński (zgodnie z zasadami polszczyzny, obce imiona i nazwiska należy spolszczać) też jest pochodzenia żydowskiego i chodzi o bezpieczeństwo Narodu Polskiego i Państwa Polskiego - przed nielegalnymi imigrantami, legalni imigranci mogą bez problemu przejść przez graniczny punkt kontrolny, nie wiem czy o tym wiesz, iż w Niemczech, Wielkiej Brytanii i Francji są przedmieścia pełne slumsów nielegalnych imigrantów - brud, głód, smród, nie wspominając już o ogromnej przestępczości, jeśli chodzi o dziewczynę, to: mam prawo tutaj szukać drugiej połówki na moim poziomie, otóż to: nie jestem frajerem, aby wydawać kasę na portalach randkowych, już raz byłem na Sympatii i gadałem, gadałem i gadałem i wydałem blisko dwa tysiące polskich złotych i do niczego nie doszło - żadnego realnego spotkania, jeśli znowu jesteś urażona, to: proszę o łaskawe wybaczenie, kończąc: jak ja mogę uczyć łaskawą panią historii, kiedy nawet nie wiem jak ma łaskawa pani na imię i nazwisko? Na przyszłość proszę ważyć słowa, żegnam!

 

Łukasz Jasiński 

Edytowane przez Łukasz Jasiński (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Łukasz Jasiński Wiem jak w Europie wyglądają miasta i jakie mają problemy, w Paryżu czułam się jak w Afryce, i to nie są już obrzeża, ludzie z kolonii francuskich są już teraz wykształceni, przejmują zawody, ulice... dochodzą do tego Chińczycy, stawiają market i sprzedają tanio, i mają wszystko: francuskie perfumy, buty, ubrania w cenie 30% tego, co w sklepach... W Niemczech jest to samo, najpierw powstaje kebab a potem meczet, kobiety rodzą po kiloro dzieci... i cała dzielnica jest Turecka. 

Władimir Putin, rzeczywiście robi zrzuty ludności na naszą granicę i jest to ewenement wojny hybrydowej. 

 

Nie wiem czy wiesz, że na emeryturę przechodzi więcej Polaków niż wchodzi na rynek pracy i rząd dał zielone światło Hindusom, Filipińczykom i Gruzinom.... Nie mów, że nie widzisz na ulicach obcokrajowców??? 

 

Nie jestem obrażona, ale mam takie wrażenie, że prowadzisz rozmowę, tak aby było czuć Twoją wyższość... Ja się czuję u siebie, nie ważne skąd są moi przodkowie. Urodziłam dwoje dzieci dla tego kraju i wychowuję je jak potrafię... i jeśli nie szanujesz moich myśli i wierszyków, to pamiętaj o innych aspektach...

 

Niestety nie mam wpływu na Twoje życie miłosne... każdy ma jakieś ,,Warunki"...

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@violetta

 

Mi nie chodzi o odbijanie dziewczyn, tylko: o znajdywanie wspólnego języka - komunikacji, nie jestem dwunożnym ssakiem agresywnym, tylko: człowiekiem z humanitarnymi i humanistycznymi zasadami, przecież nie podrywam zajętych dziewczyn, żon i tych zaręczonych, wystarczy powiedzieć lub delikatnie dać do zrozumienia: "nie" lub "dziękuję panu", poza tym: treść tekstu posiada charakter polityczny (temat jest aktualny) i wojenno-historyczny i moje komentarze są całkowicie zgodne z treścią - nie łamię żadnego regulaminu.

 

Łukasz Jasiński 

 

 

Edytowane przez Łukasz Jasiński (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@violetta Viola, Ty zawsze się pojawiasz gdy ktoś rozmawia o sprawach miłosnych...

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

@Łukasz Jasiński Łukasz jest dużo młodszy od Ciebie... ale wiesz, jak jest mężczyźnie można wiele wmówić...

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Oglądałam te filmy... a Violi nie proponuj, ona jest romantyczna, podkochuje się nawet w premierze...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Światło pod sufitem. Długi rząd brzęczących jarzeniówek. Brudna, żółtawa biel poprzetykana czernią rozkładu i defragmentacji. Zupełnie jak wybrakowane uzębienie starca. Choć w zasadzie trupa, żywego jeszcze, ale trupa. Przechodzę. Idę. Nieskończona dal. Usiana opiłkami żelaza podłoga. Śmierdzące smarami zgarbione korpusy martwych frezarek. Jakichś urządzeń niewiadomego przeznaczenia… Zapaliłem świeczkę. Nie jedną. Kilka. Cały las świeczek. Płoną wszędzie. Na podłodze. Stole. Lastrykowych parapetach, krzesłach, drewnianych półkach regałów. Pełnych, uginających od starych, rozsypujących się książek. Pozostałości po umarłym ojcu, umarłej matce... Płoną i drżą płomienie. Żółte, drgające płomyki. Drgające od oddechów niewidzialnych widm. W mroku nocy z zaprzepaszczonej otuliny snu. Matka przychodzi czasami. Widzę ją. Przychodzi z uśmiechem. Z werwą. Albo z jakąś pretensją. Z marsową miną. Przychodzi sama albo z ciotką, albo z ojcem. Ale zawsze wyrazista. Jakby przesycona kolorami. I cała w falujących płachtach. Jakichś falujących częściach zwiewnej garderoby. Jakiejś takiej, której nigdy nie nosiła za życia. Wielokolorowych, wyciętych niczym z modowego żurnalu peniuarach długich do samej ziemi. A zatem przechodzą przeze mnie. Wychodzą ze ścian. Idą. Płyną. Stąpają bezgłośnie po dębowej klepce. W pokoju. W przedpokoju. W całej amfiladzie długiej jak rodny kanał martwej od dawna rodzicielki. Niekończącej się gardzieli jakiegoś przejścia. Jakiegoś korytarza z tego do tamtego życia albo śmierci. Idziesz ze mną? Czy idziesz? Dlaczego milczysz?   Świece płoną. Jedna przy drugiej. W odstępach. W oddaleniu. W nicości nocy… Drgające ogniki. Deliryczne cienie na suficie i ścianach. Skrzydlate. Bezskrzydłe. Albo wypełzające dopiero z kokonów. Nieporadne… Rozmaite, nienasycone jestestwa. Metamorficzne egzystencje. Wyczulone na każdy najmniejszy nawet ruch. Na każde poruszenie, nawet tak szybkie, że przekształcające się momentalnie w nieruchomość. W cienistą skamielinę. W odwieczny kamień pokryty zielonym mchem zagradzający przejście do drugiego pokoju. Skąd tu nagle taka bariera? Ta niemożność przejścia? Owiewa mnie leśny chłód po twarzy, po skroniach i plecach. Las szumiący wokół. Szumiące wokół dęby. Za oknami otwartymi na oścież… Za oknami gałęzie. Liście… Cicho. Ciii… Ktoś idzie ulicą. Chodnikiem. Trotuarem. Ktoś spóźniony na umówione spotkanie w parku okraszonym nocną ciszą. Tam, przy ławce. Przy tym dębie, kasztanie, topoli… Tam wtedy. Tam, kiedyś… To było kiedyś… To było…   Dlaczego milczysz? Przecież jestem. Przyszedłem. Wprawdzie po czasie, ale jestem. Rozglądam się wokół, lecz jedynie wirują lodowe kryształki w sześcianach powietrza. W żółtawej poświacie latarni, które giną w przymglonej substancji czasu. I płyną powoli, powoli. Powoli… Całe flotylle kłębiących się, zapomnianych… Dawno umarłych. Nieistotnych… Zatracających się na powrót w ciszy… Milczysz, albo zmieniłaś ton. Nie. To zmieniły się jedynie okoliczności. Ty, nie zmieniłaś się wcale. Cały czas milczysz w piskliwym szumie gorączki. I chowasz się, gdzieś dalej. I znikasz. Zza drzewa wychodzi starzec o siwej brodzie z gałązek i chrustu. Nie. Nie idzie. Stoi. I tylko chwieje się w podmuchach wiatru. I drży. I porusza milczącymi ustami. I opowiada coś czego dosłyszeć nie sposób. I opowiada coś z egzaltacją i pasją. I mówi wśród teatralnych gestów. Przesadnych… Kiedy podchodzę. Kiedy zbliżam się, aby dostrzec, usłyszeć cokolwiek, zatraca się wszystko, co przed chwilą wydawało się takie realne. I staje się jedynie krzakiem nagiego bzu, co zaszedł mi znienacka drogę. I staje się jedynie plątawiskiem gałęzi. Plątaniną korzeni. Podziemną egzystencją nie wiadomo czego…   Zamykam oczy. Ćwiczę zamykanie i otwieranie powiek. Otwieram. Zamykam. Otwieram szeroko. I widzę. I próbuję dostrzec. I widzę jakieś kontury. Zarysy na ścianie. Na drzwiach trzydrzwiowej szafy. Na drzwiach pokrytych fornirem. Na drzwiach starej szafy skrzydlate cienie. Na drzwiach wielki motyl rozpościera skrzydła. Szykuje się do odlotu wieka istota… Wiesz, piję Bushmills'a, taką starą irlandzką whisky. Napijesz się ze mną, tato? Masz. Pij i nie dyskutuj. Ja, piję. Uśmiecha się do mnie skrzydlata istota. Ojciec leży tu od wieków w stosie rozsypanych piór i chrzęści resztkami spróchniałego truchła. Jakiś taki niepodobny do samego siebie. Leży profilem swojej podłużnej czaszki. Czaszki podobnej cośkolwiek do jakiegoś ptaka. Patny się na mnie. Nie patrzy. Zwraca się do mnie pustymi oczodołami zasklepionymi czarną, wilgotną ziemią… Co chcesz powiedzieć, tato? Nic. Milczenie. Tylko piskliwa w uszach cisza. Tylko szum i szmer padającego zza otwartego szeroko okna deszczu. Trącane kroplami listki lśnią w półmroku. Migoczą. I drżą w żółtawej poświacie ulicznej latarni… Matka krząta się w kuchni. Przynajmniej tak mi się wydaje. Coś tam robi. Szykuje kolację wigilijną. Choć odgłosy to jakieś odległe. Płynące spomiędzy przeszłych warstw dawno minionych dziejów. Milknie wszystko. I znowu nic. Znowu piszcząca w uszach cisza. W pokoju. W pomroku pokoju lśni płaszczyzna drzwi. Lakierowana powłoka starej szafy, w której czai się pustka wiszących na pręcie pokrytych kurzem drewnianych wieszaków. Wisiały tu kiedyś płaszcze i bluzki. Marynarki. Na wewnętrznej ścianie krawaty ojca… Czy ty mnie kochasz? Powiedz. Mów. Albowiem dawno nie było kochania. Wiesz, przychodzą do mnie. Przychodzą jakieś osobistości, płaskie jak książkowe fotografie. Kto to? Nie wiem. Ale chyba są ważni, bo wyniośli i sztywni. Tacy królewscy. Masz, pij. Dlaczego milczysz? Rozgrzewa mnie w środku kolejny łyk alkoholu. Trunek to szlachetny. Herbaciany. Potrójnie destylowany. Nie uroń tylko kropli, bo spłynie ci po brodzie palącą do szpiku kości rozpaloną strugą.   Przychodzą do mnie znowu. Aktywizują się po śmierci. Przechodzą przez ściany i drzwi. Przechodzą w ciszy i jakoś tak obojętnie. Nie patrzą na mnie te natrętne mary. Te najgorsze widma. Owijają się w przezrocza minionych dni. Za otwartymi oknami drzewo przy drzewie. Dęby, kasztany... Kładące po sobie liście topole. I te topole strzeliste do nieba. I te topole trzeszczące w pochyleniach od wiatru… Ktoś znowu idzie. To ja idę pomału. Wstałem i idę powoli jak ktoś, kto uczy się dopiero chodzić. Idę, stanąwszy po długim leżeniu. Po długiej niemocy. Po gorączce toczącej ciało. Idę daleko, nie wiadomo gdzie. Chyba do toalety oddać mocz, choć oddałem go już wszędzie… I obejmuję ściany, próbując utrzymać równowagę z powodu ogromnego pędu kuli ziemskiej. Przytulam się do niczego, będąc niczym i nigdy nie będąc czymkolwiek ponad nicość. Ponad okrutną nicość i pustkę lodowatego wszechświata. Płynąłem. Płynę. I jeszcze raz płynę. Byłem wszędzie. I byłem równocześnie w kilku innych czasach i przestrzeniach. Być może we śnie. W malignie. Na jawie…   Coś się świeci nade mną. Coś się do mnie przymila. Coś nagiego w swoim bezwstydzie. Otula mnie ciemny poemat z piekła rodem. W szumach i piskach. W szmerach i cichych stukach w żeliwnych rurach. W starych rurach. W plątaninie starych żeliwnych rur. Jakieś jęki i szepty. Jakieś przekleństwa hydraulików. Nade mną mieszka jedynie nicość. Pustka tak przeogromna, że aż rozsadza czaszkę w swoim bolesnym pulsowaniu. I w tej pustce czyjeś kroki. Powolne kroki. Czyje? Czy to ty, tato? Milczysz, a więc milcz dalej. Tak jak milczysz do tej pory swoim grobowym milczeniem. Matka? Nie. To nie ona. Ponieważ poszła już sobie po chwilowym krzątaniu się po kuchni. Stwierdziła, że nic tu po niej. A przyszła jedynie z przyzwyczajenia. Pokrzątała się w kurzu i w pyle. W pajęczynach… W zapleśniałych tworach wypełzających z ciemnych kątów. A więc przywołało ją tutaj jej własne echo przeszłości. Poszła sobie. Zniknęła w drzwiach, w półmroku klasztornym pełnym umarłych twarzy. Poszła jak wtedy, rzucając na pożegnanie swój cień na ogród.   Przy stole stoi odsunięte krzesło. Na stole pęknięty wazon z pękiem uschnięty melancholii. Na stole talerz z okruchami czerstwego chleba. A więc ktoś tu był na tej ostatniej wieczerzy. Skosztował ciała Chrystusa i jego krwi. Lecz ta krew miała posmak irlandzkiej, potrójnie destylowanej whisky. Pusta butelka mieni się w drgających płomieniach świec. Napijesz się ze mną, Jezu? Masz, pij. Kilka kropel spadło na twoje wytarte dżinsy. Masz za sobą długą podróż. Jego płonące oczy. Jego świecący na głowie diadem. Na co ci on? Po co? Kładzie na stole naszyjnik z pereł. To nic. To tylko kamienie, kamienie… Powtarza jak echo. Powtarza cicho… Była tu twoja matka, mówi. Wiem, odpowiadam. Lecz widzę nagle, że jest nagi. I widzę jego wargi nabrzmiałe. Coś chciał jeszcze powiedzieć, lecz milczy. I rysuje w powietrzu kręgi. Ramionami oplata swoje smukłe nogi i ręce. Słyszę go w szmerze przesuwanego krzesła. Mówi coś. Mówi, porusza obrzmiałymi, sinymi ustami… Wstaje i idzie. Ku zaskoczeniu cały w bieli. W falujących, w powiewających szatach… I ostrymi skrzydłami bez szelestu się w niebo wzbija, jak ptak… I uderza mnie cisza. Cisza tak wielka, że aż ogłuszająca. Cisza tak wielka, idąca jak fala za falą...   Otwieram oczy. Otwieram szeroko. Razi mnie słońce, co wpada z ukosa. Na podłodze, na sękach, na słojach dębowej klepki… Na suficie plama zacieku. Wznoszące się drzewo żeliwnych rur… Drapie mnie w gardle. Dusi wirujący w powietrzu kurz. Świece dopaliły się do końca. Spalone knoty. Stearynowe kikuty...   Jesteś tu jeszcze?   (Włodzimierz Zastawniak, 24-12-25)      
    • Typowy typ typuje topy.   Warszawa – Stegny, 25.12.2024r.
    • Święta Choinka   Śnieg Prezenty   I delikatne sentymenty        
    • Dziękuję i wzajemnie życzę zdrowych i pogodnych świąt.
    • tekturostwo bez ciebie, tak zwany świat? – swego rodzaju Piekło, gdzie wszystko jest Ameryką czy innym mocarstwem atomowo-elizejskim gdzie wszystko urokliwie skrzy się lekko unosząc nad ziemią i na odwrót: krajek lat dziecinnych przebiedowanych pod okiem strzelistych mord, kopulastych posągów, połatana Arkadia, gdzie każdy z mieszkańców nosi nazwisko Ratoń albo bardziej z polska – Szczuroń, i nie da się załatwić prostych spraw, na przykład kupić masła. zamiast tego otrzyma się tułów do samokroczącego posągu, czy zaproszenie na żniwowanie z Moabitami, którzy jednak za żadne skarby świata nie będą chcieli pożyczyć snopowiązałki. gdzie każda muzyka, nawet disco polo, wywołuje, niczym dźwięki czarodziejskiego fletu, wypełzanie z uszu warczących manuli. a chromolić taką groteskę – zamykam oczy, by ujrzeć kontury skryte w podświetle. i dzieje się dzikie, ma miejsce visio beatifica, jakiej doświadcza potępieniec. błysk w jego oku, przepełzający między zębami (nie posiada wszystkich, więc zbłąkana iskra wystrzela jak z procy i, zakosami, płynie sobie w noc).
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...