Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

 

Uwaga, uwaga. To ja! Z czerwoną piłką na nosie, białą twarzą i zajebistym uśmiechem. Mam dla was wspaniałą, z dawna oczekiwaną nowinę. Karnawał czas zacząć. Wesoło być musi. Panie i panowie, nie ociągać się w roztańczonych śmiechach. Wypełniajcie moje instrukcje.

 

Grube, wielkie babsko. Nadmiar tłuszczu zero rozumu. Tak o niej złośliwie mówimy. Większość tubylców osady. Patrząc obiektywnie na wygląd, trzeba uczciwie przyznać: co racja, to racja. Szczególnie dla niej: racja żywnościowa. Nawet jak mówią wszechwiedzące kumy, do swojej chałupy musi wchodzić na dwa razy. Podobno widziały. Najpierw jedna, a zaś druga.

  

Aż dzisiaj o poranku zauważyliśmy z przerażeniem, że schudła nie wiadomo z jakiej przyczyny. Istna wiotka gałązka. No jak tak można – grzmimy zniesmaczeni. – Na kogo będziemy taneczne psy wieszać. Przecież nie na samych siebie lub osobach, które były nam przychylne, w podśmiechujkach. Przyznacie, że to profanacja wieloletniej tradycji.

 

Jeszcze nic straconego. To znowu ja. Uwaga, uwaga. A jednak. Głowy do góry, tylko nie dosłownie, w oderwaniu ku niebu. Powtarzam wśród niepowtarzalnych uśmiechów. Jeszcze nic straconego. Wariactwo rozkręcone. Tylko śrubek nie szukajcie. Wesoło być musi. Panowie proszą panów lub jakoś tak.

   

Ktoś podrzucił pomysł racjonalizatorski, jakże wspaniały: a pośmiać się z cienkiej jak włos na dupie, to nie łaska. Ha ha ha, co za chudzina. No doprawdy. Nawet cienia nie rzuca – podchwyciliśmy wspólną roześmianą gębą, my stęsknieni jakże ludzkich wrażeń, buszując w tańcu, popatrując na chodzącą wiotkość.

  

Do jasnej za ciasnej! Doszło do nieszczęścia. Wiatr ją połamał. Poszybował martwe części śmiechorodne po całej okolicy, tak że niektóre na dachach wiszą, trzepocząc niczym krwawe flagi, jakby proroctwo głosząc zmian istotnych. No nie! Naprawdę zaistniały. Albowiem zanim dla porządku bałagan pozbieraliśmy z zaciętymi w złości minami, to owe wybuchły, by członki porozrzucać i tu i tam, lub gdziekolwiek trafiły.

  

Uwaga, uwaga. Jakoś przeżyłem. A przynajmniej moje słowa, mój śmiech i szata pajaca. Karnawał czas zacząć. Nie mylić z kar–nawał. Nic wam nie grozi, dopóki dzierżę opiekę nad wami. Wesoło być musi, pomimo przeciwności biologicznych, w których trzeba przeżytym brodzić. Zaraz dołączą inne ludy i śmiechu będzie co niemiara.

 

A niech to, ale fajowy bajzel – chichoczemy tak gromko, że aż echo umilkło, bez powtórzeń cichnących. Normalnie boki zrywać. Jeden drugiemu oraz jedna drugiej. Mixy też dozwolone. A co! Aż odgłosy wilgotnych mlaskań i oderwań, słychać nam przyszło. Tańczmy i weselmy się. To nic takiego. Pokonamy martwe przeciwności. Zabawa trwa nadal, pośród jelit i tego tam.

  

Spójrzcie kochani! Na horyzoncie dostrzec można następne ludy, drgające w rozgrzanym powietrzu. Jednak przewrażliwione nieco, migiem założyli maseczki, nie chcąc zarazy w trzewiach, ale i tak furgoczą na twarzach, bo ich spazmy radosne tak bardzo ogarnęły, że wszyscy jak jeden mąż, zachłysnęli się radośnie nieżywą śmierć, rzygając wnętrzem, aż puste skorupy porozrzucane, tu i ówdzie.

 

Epilog trwający...

 

–– Mamusiu! –– wrzasnęła latorośl.

–– Co syneczku? –– zapytała rodzicielka.

–– Spójrz! Ale spoko purchawki w gęstym sosie, przyprawionymi kościami. Zatańczę na jednej. Mogę?

–– Tylko nóżki sobie nie złam na miednicy –– odpowiedziała matka z czułością w napęczniałych humorem nozdrzach.

–– Hi ha hu –– zachichotał werbalnie ojciec po usłyszeniu huku. –– Pamiętam, że jako dziecko, tak z nadmuchanej żaby czy torebki strzelałem. Nie pamiętam dokładnie.

–– Kochanie! Wybacz! Pleciesz, a mnie przeszyła kość –– rzekła nadziana żona.

–– Rolmops z ciebie –– ukłuł mąż żonę, poczuciem humoru.

–– Z ciebie tato zaraz też –– krzyknął wesoło synek, popychając ojca w tył, sam upadając plecami.

–– Leży mi na wątrobie confetti –– wrzasnął ktoś wesoło, uśmiechając się wokół głowy, bo uszu już nie miał i nie zawadzały.

 

Panie i panowie. Przyznam, iż banalnie to zabrzmi, lecz karnawał trwa nadal. Hi ha hu. Słyszycie narastający tumult? Nadchodzą następne ludy, głodni roztańczonego śmiechu.

Edytowane przez Dekaos Dondi (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Gdy przychodzi zieleń, to nic innego nie robię, pakuję się w nią i tak aranżuje dni.
    • W czterech ścianach płonie strach, Cisza krzyczy, serce drga. Na stole zimny chleb i łzy, A w oczach dziecka — koniec gry.   Zagubiony w cieniu win, Własny gniew pożera dni. Chciałem tylko być kimś znów, A zostałem echem krzywd i słów.   Zasłaniasz blizny — wstyd i żal, Mówisz „nic się nie stało”, jak co dnia. Ale nocą słyszysz płacz, To twoje serce woła: „dość już masz!”.   Roztrzaskane lustro wciąż, Pokazuje twarz bez słów i rąk. Czy przebaczenie ma jeszcze sens, Gdy każdy krzyk to nowy grzech?   Nie bij, nie krzycz, nie niszcz snów, Niech miłość wreszcie przerwie ból. Z popiołów wstań i zacznij żyć, Bo w każdym z nas jest światło i krzyk. Niech echo ciszy woła nas, By nikt nie płakał jeszcze raz...       p.s. Tekst jako piosenkę można posłuchać tutaj 

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @tie-break Oj, jak ładnie, wrócę - tylko pomyślę, bo teraz jestem jeszcze trochę śpiąca :)
    • Tańczyły, śpiewały, pijane obłędem, Oszalałe, w upiornych podskokach. Po chwili krótkiej do kotła, równym rzędem, Stały za sobą w ciemności zmrokach.   W kotłach smakołyki się zagotowały: Tłuste mięso z udźca baraniego, Na zakąskę zaś zioła przygotowały I drobinkę kwasu chlebowego.   – Ja, to tamtej mleko zabiorę – za karę, Bo mnie nazwała staruchą starą, Że niby ona wielką posiada wiarę, A ja jestem zgryźliwą poczwarą.   – A ja, to plagę szkodników na pszenicę Ześle sąsiadce, co do kościoła, Wczoraj ledwie – wyobraź sobie – w rocznicę, W biegu na msze poszła chylić czoła,   Wymodlić wybawienie przeklętej duszy, Bo deszcz sprowadziłam na jej pole. Tamtej zeszłorocznej, przeraźliwej suszy Pokonała zawistną niedolę,   A ona, że to niby czary, że szkodzę. Nie pomogę więcej – źli są ludzie. W smutku spuściła głowę. – Od nich pochodzę, Dbali, wychowali, w pocie, w trudzie.   Zamartwiła się nad swoimi słowami, A sumienie poruszyło strunę, Która w duszy – nakazami, zakazami – Drapie niewidzialną oczom łunę.   Wrzask. Na kłótniach i na sporach noc upływa, Zmęczone i rozdrażnione – senne, Na niczym już im nie zależy, nie zbywa. Blisko świt słońca, zorze promienne.   Wtem pojawia się demon, kozioł kudłaty, One w strachu: przewiniła która? Wchodzą z lękiem na latające łopaty – Złego aura: upiorna, ponura.   Matoha syczy, czerwone oczy wbija, Dokładnie ogląda, wzrokiem bada, Czy która nie zwodzi albo nie wywija, Kłamie, oszukuje. To szkarada –   Pomyślały. Pokorny wzrok w ziemię wbity. Na to on: sprawiedliwość – tak Zofio – Wiedźmy, czarodzieja, maga czy wróżbity Jest matką i waszą filozofią.   Straszyć czy szkodzić – nie. Wam pomagać dane. Ziół leczniczych poznałyście sekret, Przepisy na różne choroby podane Nosicie jak podpisany dekret.   Wymagam więc jako strażnik waszej pracy, By morale przestrzegane były, W przeciwnym razie na rozkaz was uraczy Sroga kara. Diabły będą wyły   Z klęski, z zatraty waszej, z waszej głupoty Wyły będą pod niebiosa same, Winne będziecie jeżeliście miernoty Pod odpowiedzialnością złamane.   Wiedźmy w strachu całe przed Matohem stały. Wygląd jego jak demona z piekła: Kozioł zawistny i to kozioł niemały, Oczy czerwone, gęba zaciekła,   Na głowie rogi, zębiska, czarna grzywa, Lecz co innego bardziej przeraża: Odgłos co się z głębi gardła wydobywa, I śmiech, który raczej nie zaraża.   Z piekła rodem, więc dlaczego zapytacie, Czuwa pilnie, by wiedźmy chroniły, A nie wiodły ku zgubie, żalu, utracie? Cóż? Prawo, prawem – tu prawo siły.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...