Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

   Uczta trwała w najlepsze. Zaproszeni przez księcia Jurija goście - oprócz znanych już nam bohaterów - jedli, pili, rozmawiali, wymieniali żarty i śmiali się. Przy tych stosownych, jako że ludzie kulturalni, a szczególnie wyższej świadomości - nie żartują poniżej określonego poziomu. A tylko tacy gościli na ucztach książęcych tego dworu. Jako Twój przewodnik, Czytelniku, jestem absolutnie pewien, iż wiesz, że nie mogło być inaczej. Nie wyobrażasz sobie bowiem, że ludzie zamknięci duchowo byliby w stanie przyjąć do swoich umysłów spotkanie z osobami, pochodzącymi z zupełnie różnych czasów. Przyjąć, zrozumieć i zaakceptować. Widząc i dotykając - na poparcie - zakotwiczonego przy brzegu rzeki Moskwy "Nautilusa". Pomijając już żywe dowody w osobach Jezusa, Jego żon i towarzyszy. 

   Co zrozumiałe, tym samym uczta przedstawiała sobą zgoła inny obraz. Poczynając od potraw, z których większość stanowiły dania jarskie i rybne, przez dumnie czerwieniejące wina - organiczne, bo jakież inne mogłyby być w tamtych czasach? oraz wody z miejscowych źródeł mineralnych - po wspomniane już zachowania biesiadników. I rozmowy na równie wysokim kulturalnym i duchowym poziomie.

   - Zatem, dorogaya Arvena, podróżujecie także przez czas, nie tylko przez przestrzeń? - zagadnęła elfkę księżna Molchana Arina * . 

   - Tak, księżno - odpowiedziała bezpośrednio zapytana wiedząc, że naturalność jest wręcz oczekiwana. - Statek, którym płyniemy, jest dziełem inżynierii i technologii wieku dziewiętnastego. Właściwie nawet dwudziestego, ponieważ śmiałością myśli konstrukcyjnej przewyższa znacznie stosowaną powszechnie w owym czasie. Ze wspomnianego dziewiętnastego stulecia, dzięki boskiej mocy mojego męża, przenieśliśmy się do waszej epoki. Zgodnie z życzeniem mojej współżony Małgorzaty. Waszej rodaczki - dodała. 

   - To bardzo ciekawa podróż. Pasjonująca - oceniła dostojna słuchaczka. - I wasz statek... Chciałabym go zobaczyć. Obejrzeć. Chętnie przyłączylibyśmy się do was - spojrzała z uśmiechem na księcia, przekazując mu telepatycznie pytanie. Spojrzał na nią niemal w tej samej chwili i pokiwał palcem, rozbawiony. 

   - A co z rządami księstwa? - zapytał drocząco. - Poddani ze swą niższą świadomością powinni czuć naszą władzę. Wiedzieć, że jesteśmy na miejscu. Widzieć nas.  

   - Ależ moy prints, mój książę - zaoponowała Molchana, nadal telepatycznie. - Przy mocy naszego boskiego gościa to wszystko jest żadnym problemem. - Dzień to rok, rok to wiek... Albo i dłużej - uśmiechnęła się. Prosząco oczami jak księżnej przystało, a telepatycznie całą sobą. Książę Jurij roześmiał się. 

   - Kobiety - rzekł, prawie zupełnie Jezusotonem. - Ech, te wasze życzenia! - śmiał się nadal. - Nie kuś, bo uznam, że może istotnie przydałby mi się taki odpoczynek od rządzenia - udał, że robi marsową, odmowną minę. 

   - Jezusie, co o tym sądzisz? - zagadnął pięciożennego gościa. - Zgodziłbyś się na moim miejscu? - zapytał, zaglądając jednocześnie pytanemu do umysłu. Ten w odpowiedzi uczynił gest w stronę wybranek.

   - Cóż, nie władam księstwem - odparł Pięciożenny udając, że rozważa odpowiedź. - Ale potrzeby i odczucia poddanych są z jednej strony, a boska moc z drugiej. Co przeważy? - zapytał retorycznie. 

   W tym samym czasie dowódca straży książęcej zadawał coraz to nowe pytania dziesiętnikowi, jego zaś przyboczni siedzącym trochę dalej obu pozostałym legionistom. 

   - ... i mówicie, że był taki wysoki? Tak potężnie zbudowany? - dodawał gesty do słów. - A waszym zdaniem dałbym mu radę tym mieczem? - skinął na stojącego za krzesłem giermka. Gdy ów podszedł, dowódca rozkazał mu przynieść sobie swoją broń. Pacholik natychmiast odwrócił się i podszedł do ściany, zdejmując z niej długi miecz o szerokim ostrzu. I ze stosownie długą rękojeścią. Gdy mu go podał, dowódca podziękował pełnym zdecydowania kiwnięciem głowy, po czym powoli wydobył broń z pochwy. Dziesiętnikowi aż oczy zabłysły na jej widok. Ujął skierowaną do siebie rękojeść i dotknął ostrożnie trzech trójkątnych zębów po lewej stronie klingi. Kończąc na najmniejszym tuż przed jej górnym końcem. 

   - To specjalna stal - powiedział książęcy oficer. - Kilka lat temu tu, w okolicy, spadł z nieba jakiś obiekt... tak, "obiekt" to najwłaściwsze słowo. Coś jak dwa małe statki, położone pokładami do siebie i połączone w jeden. Rozbił się w pobliskich lasach i spowodował pożar. Huk było słychać w całym mieście! Książę kazał nam tam pojechać. Znaleźliśmy... istoty, martwe. Wyglądały... hm, trochę jak ludzie. Książę kazał nam je pochować, a stalowe szczątki przywieźć do kremla. Udało się je przekuć w miecze i jest to jeden z nich - Lubię to ostrze - pogłaskał je. 

   Dziesiętnik spojrzał pytająco, chcąc się upewnić, że domyśla się dobrze. 

   - Kilka razy uratowało mi życie.

Cdn.

 

* To oczywiście autentyczne staroruskie imiona. Mimo, iż w tym wcieleniu księżna żyje w trzecim stuleciu po chrzcie Rusi, za symboliczną datę którego przyjmuje się 988 rok, tradycyjne imiona zdają się być bardziej właściwe dla osoby wyższej świadomości. Dodam przy okazji, że imię księcia również jest dawnym imieniem rosyjskim. 

 

   Voorhout, 13.02.2023.

 

Edytowane przez Corleone 11
Dodanie przypisu (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

   Ago

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

, dzięki Ci za literackie odwiedziny. Cieszę się z Twojego uznania.

   Serdeczne pozdrowienia .

 

   Wiesławie , miło mi było Cię gościć. Napisałem tutaj o zdarzeniu, podobnym trochę do późniejszych i Katastrofy Tunguskiej (30 czerwca 1908 r.), i do wydarzenia w Rosswell (2 lipca 1947 r.) 

Nie dokończyłeś drugiej części komentarza .

   Serdeczne pozdrowienia. 

Edytowane przez Corleone 11 (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • ... będzie zacząć tradycyjnie - czyli od początku. Prawda? Zaczynam więc.     Nastolatkiem będąc, przeczytałem - nazwijmy tę książkę powieścią historyczną - "Królestwo złotych łez" Zenona Kosidowskiego. W tamtych latach nie myślałem o przyszłych celach-marzeniach, w dużej mierze dlatego, że tyżwcieleniowi rodzice nie używali tego pojęcia - w każdym razie nie podczas rozmów ze mną. Zresztą w późniejszych latach okazało się, że pomimo kształtowania mnie, celowego przecież,  także poprzez czytanie książek najrozmaitszych treści, w tym o czarodziejach i czarach - jak "Mój Przyjaciel Pan Likey" i o podróżach naprawdę dalekich - jak "Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi" jako osoby myślącej azależnie i o otwartym umyśle, marzycielskiej i odstającej od otaczającego świata - mieli zbyt mało zrozumienia dla mnie jako kogoś, kogo intelektualnie ukształtowali właśnie takim, jak pięć linijek wyżej określiłem.     Minęły lata. Przestałem być nastolatkiem, osiągnąwszy "osiemnastkę" i zdawszy maturę. Minęły i kolejne: częściowo przestudiowane, częściowo przepracowane; te ostatnie, w liczbie ponad dziesięciu, w UK i w Królestwie Niderlandów. Czas na realizację marzeń zaczął zazębiać się z tymi ostatnimi w sposób coraz bardziej widoczny - czy też wyraźny - gdy ni stąd, ni zowąd i nie namówiony zacząłem pisać książki. Pierwszą w roku dwa tysiące osiemnastym, następne w kolejnych latach: dwutomową powieść i dwa zbiory opowiadań. Powoli zbliża się czas na tomik poezji, jako że wierszy "popełniłem" w latach studenckich i po~ - co najmniej kilkadziesiąt. W sam raz na wyżej wymieniony.     Zaraz - Czytelniku, już widzę oczami wyobraźni, a może ducha, jak zadajesz to pytanie - a co z podróżnymi marzeniami? One zazębiły się z zamieszkiwaniem w Niderlandach, wiodąc mnie raz tu, raz tam. Do Brazylii, Egiptu, Maroka, Rosji, Sri-Lanki i Tunezji, a po pożegnaniu z Holandią do Tajlandii i do Peru (gdzie Autor obecnie przebywa) oraz do Boliwii (dokąd uda się wkrótce). Zazębiły się też z twórczością,  jako że "Inne spojrzenie" oraz powstałe później opowiadania zostały napisane również w odwiedzonych krajach. Mało  tego. Zazębiły się także, połączyły bądź wymieszały również z duchową refleksją Autora, któraż zawiodła jego osobę do Ameryki Południowej, potem na jedną z wyspę-klejnot Oceanu Indyjskiego, wreszcie znów na wskazany przed chwilą kontynent.     Tak więc... wcześniej Doświadczenie Wielkiej Piramidy, po nim Pobyt na Wyspie Narodzin Buddy, teraz Machu Picchu. Marzę. Osiągam cele. Zataczam koło czy zmierzam naprzód? A może to jedno i to samo? Bo czy istnieje rozwój bez spoglądania w przeszłość?     Stałem wczoraj wśród tego, co pozostało z Machu Picchu: pośród murów, ścian i tarasów. W sferze tętniącej wciąż,  wyczuwalnej i żywej energii związanych arozerwalnie z przyrodą ludzi, którzy tam i wtedy przeżywali swoje kolejne wcielenia - najprawdopodobniej w pełni świadomie. Dwudziestego pierwszego dnia Września, dnia kosmicznej i energetycznej koniunkcji. Dnia zakończenia cyklu. Wreszcie dnia związanego z datą urodzin osoby wciąż dla mnie istotnej. Czy to nie cudowne, jak daty potrafią zbiegać się ze sobą, pokazując energetyczny - i duchowy zarazem - charakter czasu?     Jeden z kamieni, dotkniętych w określony sposób za radą przewodnika Jorge'a - dlaczego wybrałem właśnie ten? - milczał przez moment. Potem wybuchł ogniem, następnie mrokiem, wrzącym wieloma niezrozumiałymi głosami. Jorge powiedział, że otworzyłem portal. Przez oczywistość nie doradził ostrożności...    Wspomniana uprzednio ważna dla mnie osoba wiąże się ściśle z kolejnym Doświadczeniem. Dzisiejszym.    Saqsaywaman. Kolejna pozostałość wysiłku dusz, zamieszkujących tam i wtedy ciała, przynależne do społeczności, zwane Inkami. Kolejne mury i tarasy w kolejnym polu energii. Kolejny głaz, wybuchający wewnętrznym niepokojem i konfliktem oraz emocjonalnym rozedrganiem osoby dopiero co nadmienionej. Czy owo Doświadczenie nie świadczy dobitnie, że dla osobowej energii nie istnieją geograficzne granice? Że można nawiązać kontakt, poczuć fragment czyjegoś duchowego ja, będąc samemu tysiące kilometrów dalej, w innym kraju innego kontynentu?    Wreszcie kolejny kamień, i tu znów pytanie - dlaczego ten? Dlaczego odezwał się z zaproszeniem ów właśnie, podczas gdy trzy poprzednie powiedziały: "To nie ja, idź dalej"? Czyżby czekał ze swoją energią i ze swoim przekazem właśnie na mnie? Z trzema, tylko i aż, słowami: "Władza. Potęga. Pokora."?    Znów kolejne spełnione marzenie, możliwe do realizacji wskutek uprzedniego zbiegnięcia się życiowych okoliczności, dało mi do myślenia.    Zdaję sobie sprawę, że powyższy tekst, jako osobisty, jest trudny w odbiorze. Ale przecież wolno mi sparafrazować zdanie pewnego Mędrca słowami: "Kto ma oczy do czytania, niechaj czyta." Bo przecież z pełną świadomością "Com napisał, napisałem" - że powtórzę stwierdzenie kolejnej uwiecznionej w Historii osoby?       Cusco, 22. Września 2025       
    • @lena2_ Leno, tak pięknie to ujęłaś… Słońce w zenicie nie rzuca cienia, tak jak serce pełne światła nie daje miejsca ciemności. To obraz dobroci, która potrafi rozświetlić wszystko wokół. Twój wiersz jest jak promień, zabieram go pod poduszkę :)
    • @Florian Konrad To żebractwo poetyckie, które błaga o przyjęcie, dopomina się o miejsce w czyimś wnętrzu. Jednak jest w tym prośbieniu siła języka i humor, dzięki czemu to nie poniżenie, lecz autentyczna, godna prośba. To żebranie z honorem - pokazuje wrażliwość i odwagę ujawnienia się.   Twoje słowa przypominają, że można być nieodspajalnym  (ładny neologizm) prawdziwym i trwałym. Ta pokora nie umniejsza, lecz dodaje blasku.      
    • @UtratabezStraty Nie chcę tłumaczyć wiersza, bo wtedy zamykam drzwi do innych pokoi czy światów. Czasem czytelnik zobaczy więcej niż autor - i to też jest fascynujące, szczególnie w poezji.
    • Skoro tak twierdzisz...  Pozdrawiam
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...