Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Mieszkałem wtedy w małym miasteczku w południowo-wschodniej części Polski. Prowadziłem
w tamtejszym liceum lekcje geografii oraz często, z powodu przewlekłej choroby jednej
z koleżanek, lekcje historii.
Moja młoda żona Maria mieszkała z rodzicami w Warszawie, pracowała jako radca prawny
w firmie polonijnej i zażywała uciech życia z zamożnym, zagranicznym jej właścicielem.
Ten jej upór w podtrzymywaniu stosunków pozamałżeńskich, zdeterminował mnie do wyjazdu, właśnie do tego niewielkiego miasteczka. Poznałem tam miejscowego proboszcza
który opowiedział mi pewną historię. Powtarzam ją teraz po raz pierwszy.
W jednej z wiosek tamtego terenu,gospodarstwo rolne prowadziła rodzina lekko ociężałego
na umyśle rolnika o nazwisku Poręba. Rodzina była wielopokoleniowa i składała się
z siedmiu osób . Byli to: rolnik,jego żona,ojciec żony, trójka dzieci mniej więcej w jednym
wieku oraz mieszkajaca w przybudówce siostra głowy domu . Dom Porębów był drewniany
i stał na uboczu, jedną ścianną podwórka przylegał do dużego lasu.
Sąsiadów było kilku i rozrzuceni byli w dość dużej odległości od siebie. Sama wioska zaś,
ze szkołą podstawową, ochotniczą strażą pożarną i ośrodkiem zdrowia, leżała kilka
kilometrów od gospodarstwa rolnika.
Póżną wiosną 1977 roku, wczesnym popołudniem, przy bezchmurnym wiosennym niebie,
sąsiedzi Porębów zostali przestraszeni widokiem czerwonokrwistej piramidy odwróconej
spodem do góry,wysokiej może na dwa kilometry, ze stożkiem wychodzącym z domu
sąsiada. Wzięli to za pożar i dwoje z nich,działając niezależnie od siebie, dosiadło rowerów
i popędziło do wsi zawiadomić straż pożarną. Pozostali, gromadnie,z różnych stron,pędzili
w stronę gospodarstwa Porębów. Kiedy zbliżali się coraz bliżej, coraz większe ogarniało ich zdumienie. Doskonale widocznej z daleka ogromnej piramidy, nie było widać zupełnie
z podwórka. Sąsiedzi zastali gospodarzy w domu. Przyjechała straż pożarna popędzana
strasznym widokiem.Kiedy zaś sześciu przybyłych strażackim wozem mężczyzn stanęło na podwórku,ich zdumienie nie miało granic. Nie było ognia,dymu ani tej przerażającej piramidy.
Zaczęły się debaty,chodzenia koło domu,ktoś pobiegł w las. Ludzie, którzy zjawisko obserwowali z dalszej odległości widzieli jak ta cała ogromna góra, wisząca czy stojąca do góry nogami, w przeciągu dwóch godzin całkowicie zniknęła. Nikomu nawet do nie przyszło,
że to jakaś fatamorgana. Przeciwnie,ludzi zaniepokoił jeszcze,słyszalny na kilka kilometrów
wokoło,taki dziwny,przeciągły i dudniący świst.
Cała wioska była tymi zjawiskami bardzo poruszona;stanowiły one przedmiot zawziętych
rozmów i dyskusji.
Proboszcz który mi tę historię opowiadał,był wówczas, w tamtejszym wiejskim kościółku
wikariuszem. Zawiadomił o dziwnym zdarzeniu proboszcza z miasteczka L. Wikary,naciskany
przez miejscową ludność oraz własne lęki i obawy,ponaglał swojego przełożonego do przyjazdu. Po trzech dniach przybył proboszcz w asyście dwóch pomocników i pod czujnym
okiem miejscowej społeczności,wyświęcił dom i obejście.
Dwa dni póżniej,rankiem,siostra Poręby wyprowadzała jak codzień krowy na pastwisko.
Tą niemłoda przecież, ale doświadczoną w pracach gospodarskich kobietę zainteresował
kołek sterczący z ziemi.Schyliła się żeby go wyciągnąć i wtedy krowa naparła na nią od tyłu;
kobieta poleciała całym ciałem do przodu uderzając głową w solidny słup dębowy przy furtce.
Kilka minut póżniej,znalazł ją tam Poręba,ale jego siostra już nie żyła
W dniu pogrzebu ciotki,starszy,czternastoletni syn gospodarza jechał rowerem w kierunku
domu.Jakieś trzy kilometry od domu droga prowadziła nad niewielkim strumykiem.Był tam
drewniany mostek bez poręczy. Nikt nie wie jak wyglądały ostatnie chwile życia chłopca.
Kilka godzin póżniej znaleziono rower zaczepiony o wystającą deskę. Pod mostkiem leżało
ciało chłopca, a zakupy które wiózł rozrzucone były dookoła.
Milicia stwierdziła,że nagłe zgony siostry gospodarza i jego syna to nieszczęśliwe wypadki.
Chłopiec został pochowany w jednym grobie z ciotką.
Tydzień póżniej,ojciec żony Poręby,sześćdziesięciotrzy letni mężczyzna rąbał drzewo. Nie sposób ustalić jak to się stało,ale z powodu wycia psa wyszedł z domu młodszy syn Porębów i znalazł dziadka martwego w kałuży krwi.
Po tym zdarzeniu,pod wpływem ogromnego poruszenia mieszkańców wsi,przybyło do niej
kilkudziesięciu ludzi,głownie milicjantów,prokuratorów i działaczy partyjnych różnych szczebli.Cały sztab mieścił się w wiejskim klubie, bodajże był to Klub Rolnika.
Porębowie postanowili wywieżć dzieci do rodziny w sąsiedniej wsi. Dzieci spakowano i oboje
rodziców odwoziło je furmanką. Polna droga w jednym tylko miejscu przecinała się z asfalto-
wą szosą. W takim właśnie miejscu,w tył furmanki ledwo uderzył samochodowy beczkowóz
do przewozu mleka. Kierowca nawet się nie zatrzymał i pognał dalej. Nigdy nie został odnaleziony. Na skutek uderzenia i spadku z szosy,furmanka przewróciła się. Na miejscu
zginęły dzieci i po krótkich cierpieniach zdech koń. Matka dzieci zemdlała a ich ojciec stracił
mowę. Wracające ze szkoły dzieci zobaczyły wypadek i natychmiast zawiadomiły kogoś
we wsi. Na miejsce przybyło zaraz kilka samochodów i kilkudziesięciu różnego rodzaju
funkcjonariuszy. Póżnym popołudniem wylądował tam wojskowy helikopter, a cały teren
został otoczony przez milicję. Nikt z miejscowej ludnosci nie wiedział co tam się dzieje,
a władze nie udzielały żadnych informacji.
Żona Poręby została zabrana do szpitala w miasteczku L. Dzieci zostały pochowane przez milicję. Cała ceremonia pochówku odbyła się nocą. Matka wyszła ze szpitala już po pogrzebie.

Miesiąc i dwa dni póżniej,samochodowy patrol milicji znalazł zaledwie pół kilometra od własnego domu, zasztyletowaną Porębową. Sprawcy nigdy nie ujęto. Pogrzeb zamordowanej
odbył się nocą i oprócz męża był tam tylko ksiądz wikary oraz milicjanci,ubecy i prokuratorzy.

Cztery dni póżniej,robotnicy leśni znależli zawieszonego na gałęzi rozłożystego dębu Porębe.
Nie żył od kilku godzin. Był zawieszony w ten sposób,że jego szyja została z jakąś ogromną
siłą wepchnięta w zwężające się grube gałęzie dębu.
Żaden człowie nie mógłby się tak sam powiesić. Władze orzekły jednak, ze Poręba powiesił
się sam.
W marcu 1978 roku, całe gospodarstwo Porębów zostało zrównane z ziemią. Ciężkim sprzętem zburzono dom,oborę i stodołe. Resztki zostały spalone i wtłoczone pod ziemię.
Wszystko zaorano.
W kwietniu,miejscowa ludność postawiła na rogach podwórka ,cztery dębowe krzyże.
W ich postawieniu i poświęceniu uczestniczył póżniejszy proboszcz ,który tę historię mi
opowiedział.
W tym samym roku,władze kościelne wysłały młodego wikariusza na misję do Senegalu.
Wrócił po sześciu latach i na swoją prośbę został proboszczem w miasteczku L.
Tylko tyle i aż tyle dowiedziałem się od księdza.
Po kilku latach, z nową już żoną,jechałem samochodem z Poznania do dawnego wczasowego ośrodka rządowego,który stał się ,po przemianach w Polsce,dostępny dla społeczeństwa.
Zamierzaliśmy wypocząć tam kilka dni.
Nigdy nikomu o zasłyszanej od księdza historii nie opowiadałem. Żona moja była więc trochę
zdziwiona,że zbaczam z trasy i jadę odwiedzić dawnego kolegę,bo tak właśnie jej skłamałem.
Dojechaliśmy do wioski znanej mi z opowieści i po zapytaniu starszej kobiety o drogę,
dotarliśmy do jakiegoś wiejskiego gospodarstwa.
Gdy podchodził do nas młody rolnik szybko oddaliłem sie od samochodu tak,aby żona nie
słyszała o co pytam. Rolnik powiedział mi tak: byłem wtedy małym chłopcem,pamiętam jak rodzice się modlili,jak mieliśmy wolne w szkole z powodu tamtych zdarzeń i wiem,że dzisiaj
my i nasi sąsiedzi omijamy tamto miejsce z daleka. Pokazał którędy mam iść bo samochodem
nie dojadę,gdyż władze zlikwidowały również i drogę do tamtego miejsca. Było ciepło,więc
żona rozłożyła sobie leżak i rozkoszowała się czerwcowym słońcem.
Poszedłem przez kolorowe kwiatami łąki we wskazanym kierunku. Znalazłem to gospodarstwo otoczone lasem kilkunastoletnich samosiejek. Dookoła zielono i kolorowo
a ślad na ziemi po tamtym gospodarstwie to niczym nie porośnięta ziemia,jakby lekko
wzruszona. Normalnie goła ziemia-pustynia. Wysokie krzyże i ta bez życia ziemia w tym
zielonym świecie robiły niesamowite wrażenie.
Wszedłem na tą ziemie i wtedy usłyszałem wysoki pulsujący niesamowity dżwięk.
Nie wiem co to było,ale odwróciłem się i najszybciej jak mogłem,na zesztywniałych ze strachu nogach uciekałem. Gdy znalazłem się przy samochodzie,żona zaniepokoiła się bladością mojej
twarzy i drżeniem rąk. Poprosiłem,żebyśmy szybko się zbierali. Odjechaliśmy prawie
natychmiast a zaintrygowanej żonie oznajmiłem,że po prostu poczułem się niedobrze po dość
szybkim biegu.

Nic więcej o tej sprawie nie wiem. Z nikim się swą tajemnicą nie dzieliłem. Opowiedziałem
ją dzisiaj po raz pierwszy.

Opublikowano

Widzę, ze ty razem "scared story";] Przeczytałam, jestem ciekawa tej historii! Ale jesteś! Żeby tak wszystkich w niepewności trzymać! "Więcej o tej sprawie nie wiem"- a szkoda!;)
I was scared stiff!!!!=D

  • 2 tygodnie później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Radosław   :)stan zakochania to stan lekkiej psychozy …dlatego właśnie nierealnie ocenia się rzeczywistość . W tym warunki pogodowe …i prognozy ;)    podoba mi się :) szczególnie ostatnie wersy :) pozdrawiam. 
    • @KOBIETA nie zasnę przez torebkę:) śliczna jest:) taki kolor mi pasuje:) to był mus cynamonowy, mało słodkie, oni robią to serku naturalnym:) lubię miodową kawiarnię, bo sami wyrabiają w swojej restauracji. Kto teraz nie używa telefonu:)
    • Miłości mojego życia tylko Twoich życzeń pustka zjadłem ciasto z czerwoną galaretką, otrzymałem pierwsze życzenia od osoby, którą zdradziłem Moje szuflady nie zamykają się od usprawiedliwień na łamańce wyborów Zdrada niestety nie boi się miłości   Miłości mojego życia Słońce dziś karmi rośliny, które mają już dość deszczu, a ja czekam, aż zadzwonisz na numer, którego nie masz Babie lato wita i żegna rześkością zachody słońca, które nie kolorują już tylko obłoków, a ja czekam w kolejce Miłości mojego życia, aż przytulę Cię kiedyś w moje urodziny, bo chcę wierzyć, że nie znamy jeszcze swoich numerów     
    • Do odsłuchania tutaj: 

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        czas... słowo z wagą odbija się echem światło z lampy cięte myślę tym oddechem   kształty przezroczyste gorące kolory jak usta pocałunki skały roztopione i plaża czarne oczy żar co pali w stopy pamiętasz dno - co spadło raptownie? dodawało mocy   my między powiekami w przerwie cisza i huk spieniony oddech dwa ciała i ten jeden ruch zużyliśmy się bliskością przyjemnie jak nigdy spadaliśmy z falami rozgrzani sparzeni kolory których nie było czuliśmy je skórą   dotyk zachłanny poszybowaliśmy górą   czas... ma wagę! świeci odbija się we mnie ciepło gorąco i ciebie wciąż tę samą a przecież nową...   czas! ma wagę! parzące iskry westchnień oddane wulkanem obmyte falami obmyte dniami i ten huk co spada z wiatrem to nasz czas!   pożytek z kolorów z gorąca które parzy czarne szkiełka pamięci w dłoniach wciąż się żarzą i krzyczą: "pamiętasz?" fale niosą dalej aż huk przeora ciszę gwałtownie dostojnie   my sparzeni oddani na dnie aż na grzbiecie fali znów w locie miłość popłynie dalej wciąż czuję ten żar pod stopami oddech sól na języku i ciebie nową i tę samą w każdym serca biciu...    
    • @Waldemar_Talar_Talar   tak :) doceniać srebro gwiazd :)    Uroczy wiersz :) pozdrawiam:)     
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...