Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Mały, biały domek cz.VI


Kwiatuszek

Rekomendowane odpowiedzi

               Najbardziej lubiłam rozpoczynać dzień w naszej prowansalskiej kuchni. Przestronne, białe okno wpuszczało do środka wszystkie promienie, jakimi obdarzało nas słońce każdego bezchmurnego poranka. Wydawały się niezmiernie cieszyć z tych codziennych odwiedzin. Skakały radośnie między porcelanowymi kubkami, pomalowanymi w lawendowe kwiaty. Czasem przysiadały na parapecie podziwiając różowe storczyki. A kwiaty dziękowały im za podziw kierując swoje płatki w ich stronę.
              Promyki kiedy wyszalały się już przy oknie, wskakiwały na biały, drewniany stół z lnianymi serwetami. Tutaj siedziały dość długo towarzysząc nam przy rodzinnym śniadaniu. Świeże bułki z żółtym serem, dojrzałym pomidorem, okraszone szczypiorkiem i plasterkami rzodkiewek z naszego ogrodu to iście królewskie śniadanie!
              W kuchni jak i całym domu wyczuwalna była dobra energia. Niejeden gość mógłby pomyśleć,  że to za sprawą idealnego porządku, biało - sosnowych mebli i starannie dobranych dodatków. Jednak wiedziałam, że sekret tkwił w czymś jeszcze. Kilka lat wcześniej wybrałam miejsce na budowę domu niezupełnie przypadkowo. Była to nasza działka,  kawałek  łąki, na której często urządzaliśmy zabawy z naszym synkiem.
           Za każdym razem, gdy tam przychodziliśmy, czułam to "coś". Łąka w otoczeniu brzóz,  sosen i wielu innych drzew emanowała niesamowitą energią.
Po powrocie z takiego spaceru czułam większą radość i chęć do działania.
Niejednokrotnie czytałam o takim czymś, o mocy jaką posiadają drzewa, przedmioty i miejsca. Dlatego też postanowiliśmy, że nasz dom stanie dokładnie w tym miejscu.
Dziś patrząc na nasze życie, to była najlepsza decyzja, którą pomogła mi podjąć moja intuicja.
         

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Kwiatuszek Kwiatuszku, jakaż to decyzja postawić dom na swojej działce? To gdzie miałabyś go postawić? Takie to ładne, delikatne, pełne afektu, trochę przeidealizowane. Promyczki, dobre energie i takie tam :)Takie anturaże mnie przerażają. Bojam się piękna idealnego. Szybko się kończy a tak naprawdę nie istnieje. Ale w słowach ładnie wygląda. Rozglądałbym się w Twojej kuchni ze strachem, co się tu zaraz zepsuje albo jaki potwor z tej łąki przylezie i na mnie naszczeka. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Dziadek grafoman Jeśli ma się kilka działek lub ogromną to można wybierać. Można też zrezygnować ze swojej i wybrać inną. Możliwości jest wiele. Jesteśmy ludem zastraszonym. Boimy się marzyć, boimy się doceniać to co mamy w obawie, że to stracimy. O psucie  sprzętów domowych się nie martwię, gdyż moja zatrudniona " złota rączka " wszystko naprawi. Domku strzeże potwór z pobliskich bagien , więc mogę spać spokojnie;-) Dziękuję za przeczytanie:-) Pozdrawiam. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dom podobnie co statek ma duszę: złą lub dobrą; łatwo to wyczuć przekraczając próg.

 

Dobry dom to taki zbudowany przez szczęśliwych ludzi, kochających swoją pracę, w miejscu wolnym od trosk, nieszczęść i złowrogich elementów.

 

Nie należy się budować blisko bagien, bo mogą stamtąd nadchodzić strzygonie, bagienne topielice i dusiołki. Najlepsze miejsce to słoneczny stok lub dolina, osłonięte od wiatru, niedaleko źródła czystej wody.

 

Najgorszy dom to pusty dom, dlatego należy poznać kogoś, kto wypełni go ciepłą atmosferą domowego ogniska.

 

Przyjemny, delikatny, typowo kobiecy opis miejsca drogiego sercu.

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Dobry dom to taki zbudowany przez szczęśliwych ludzi, kochających swoją pracę, w miejscu wolnym od trosk, nieszczęść i złowrogich elementów."

 

Ech idealisto, widziałeś kiedyś taki? Według  mnie dobry dom, to dom zbudowany przez kochających się ludzi. Taki dom pozwala znosić trudy ciężkiej, nielubianej pracy, daje wsparcie w radzeniu sobie z nieuniknionymi troskami i daje siłę do walki z wrogami i ze skutkami nieszczęść.

@Dziadek grafoman Przyjemny, delikatny, typowo kobiecy opis miejsca drogiego sercu.

 

Ale z tym się zgadzam w 100%

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

@Dziadek grafomanCóż, znawcom tematu to pozostawiam, jednakże z tego co obecnie czytam: "Twoje poprzednie wcielenia - Jak je odkryć i świadomie wykorzystać w obecnym życiu" autorstwa Ataszy Fyfe, kolejne wcielenia są kontynuacją poprzednich.

No description available.

Edytowane przez WiechuJK (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Opływa mnie woda. Krajobraz pełen niedomówień. Moje stopy. Fala za falą. Piana… Sól wsącza się przez nozdrza, źrenice... Gryzie mózg. Widziałem dookolnie. We śnie albo na jawie. Widziałem z bardzo wysoka.   Jakiś tartak w dole. Deski. Garaż. Tam w dole czaiła się cisza, choć słońce padało jasno i ostro. Padało strumieniami. Przesączało się przez liście dębów, kasztanów.   Japońskie słowo Komorebi, oznacza: ko – drzewo lub drzewa; more – przenikanie; bi – słoneczne światło.   A więc ono padało na każdy opuszczony przedmiot. Na każdą rzecz rzuconą w zapomnienie.   Przechodzę, przechodziłem albo bardziej przepływam wzdłuż rzeźb...   Tej całej maestrii starodawnego zdobienia. Kunsztowna elewacja zabytkowej kamienicy. Pełna renesansowych okien.   Ciemnych. Zasłoniętych grubymi storami. Wyszukana sztukateria...   Choć niezwykle brudna. Pełna zacieków i plam. Chorobowych liszai...   Twarze wykute w kamieniu. Popiersia. Filary. Freski. Woluty. Liście akantów o postrzępionym, dekoracyjnym obrysie, bycze głowy (bukraniony) jak w starożytnej Grecji.   Atlasy podpierające masywne balkony… Fryz zdobiony płaskorzeźbami i polichromią.   Metopy, tryglify. Zawiłe meandry…   Wydłużone, niskie prostokąty dające możliwość rozbudowanych scen.   Nieskończonych fantazji.   Jest ostrość i wyrazistość świadcząca o chorobie umysłu. O gorączce.   Albowiem pojmowałem każdą cząstkę z pianą na ustach, okruch lśniącego kwarcu. I w ostrości tej jarzyła mi się jakaś widzialność, jarzyło jakieś uniesienie… I śniłem na jawie, śniąc sen skrzydlaty, potrójny, poczwórny zarazem.   A ty śniłaś razem ze mną w tej nieświadomości. Byłaś ze mną, nie będąc wcale.   Coś mnie ciągnęło donikąd. Do tej feerii majaków. Do tej architektonicznej, pełnej szczegółów aury.   Wąskie alejki. Kręte. Schody drewniane. Kute z żelaza furtki, bramy...   Jakieś pomosty. Zwodzone nad niczym kładki.   Mozaika wejść i wyjść. Fasady w słońcu, podwórza w półcieniu.   Poprzecinane ciemnymi szczelinami puste place z mżącymi pikselami wewnątrz. Od nie wiadomo czego, ale bardzo kontrastowo jak w obrazach Giorgio de Chirico.   Za oknami twarze przytknięte do szyb. Sylwetki oparte o kamienne parapety.   Szare.   Coś na podobieństwo duchów. Zjaw…   Szedłem, gdzieś tutaj. Co zawsze, ale gdzie indziej.   Przechodziłem tu wiele razy, od zarania swojego jestestwa.   Przechodziłem i widzę, coś czego nigdy wcześniej nie widziałem.   Jakieś wejścia z boku, nieznane, choć przewidywałem ich obecność.   Mur.   Za murem skwery. Pola szumiącej trawy i domy willowe. Zdobione finezyjnie pałace. Opuszczone chyba, albo nieczęsto używane.   Szedłem za nią. Za tą kobietą.   Ale przyśpieszyła kroku, znikając za zakrętem. Za furtką skrzypiąca w powiewie, albo od poruszenia niewidzialną, bladą dłonią.   W meandrach labiryntu wąskich uliczek szept mieszał się z piskliwym szumem gorączki.   Ze szmerem liści pożółkłych, brązowych w jesieni. Uschniętych...   *   Znowu zapadam się w noc.   Idę.   Wyszedłem wówczas przez szczelinę pełną światła. Powracam po latach w ten mrok zapomnienia.   Stąpam po parkiecie z dębowej klepki. Przez zimne pokoje, korytarze jakiegoś pałacu, w którym stoją po bokach milczące posągi z marmuru.   W którym doskwiera nieustannie szemrzący w uszach nurt wezbranej krwi.   Balet drgających cieni na ścianach, suficie… Mojej twarzy...   Od płomieni świec, które ktoś kiedyś poustawiał gdziekolwiek. Wszędzie....   Wróciłem. Jestem…   A czy ty jesteś?   Witasz mnie pustką. Inaczej jak za życia, kiedy wychodziłaś mi naprzeciw.   Zapraszasz do środka takim ruchem ręki, ulotnym.   Rysując koła przeogromne w powietrzu, kroczysz powoli przede mną, trochę z boku, jak przewodnik w muzeum, co opowiada dawne dzieje.   I nucisz cicho kołysankę, kiedy zmęczony siadam na podłodze, na ziemi...   Kładę się na twoim grobie.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-11-25)    
    • Ale dlaczego więźniarką ZIEMI?
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Sytuacja jest patowa,ujmę to najprościej, przed snem lepiej film obejrzeć o "Królowym Moście" Pozdrawiam Adam
    • siedzimy na błoniach popijając jogurt   to jest ten moment kiedy widać jednocześnie słońce księżyc i gwiazdy   Julek mówi że początek to było jedno Wielkie Pierdolnięcie jest z technikum i wie co mówi ale ja czuję że było zgoła inaczej   byliśmy tam wszyscy na samym początku ktoś coś powiedział ktoś się nie zgodził i tak się zaczęło    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...