Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Strudzony i spocony Syzyf, znowu wtacza kamień na wierzchołek góry. Gdyby nerkowy, to by nie miał problemu. Jednakowoż ten akurat, jest bezczelnie dużo większy, ale chociaż kulisty. To zawsze pewne ułatwienie. Cóż z tego, skoro już wiele razy musiał się biegiem cofać. I to do tyłu, by nie zostać przewałkowanym. Jednak kolejne omawiane wtaczanie, ma trochę inny przebieg. Nie dosyć, że zdyszany, ślizga się na strugach własnego potu, to jeszcze musi czas poświęcić, na zdziwienie. A dlaczegóż to? – pyta w myślach sam siebie.

 

Ano dlatego, że kamień przemówił, mimo że ów nie miał czym.

 

–– Wiesz co Syziu, wnerwiasz mnie?

— Cze… mu? – pyta zapytany na dwa razy, bo musi odsapnąć.

–– Czemu, sremu. Uwierz, że potrafisz.

–– Co?

–– Pstro! Wtoczyć mnie. Póki co, to tylko molestujesz moją gładź spoconymi łapskami!

–– Mole co? Cię… żki jesteś – sumituje się, dysząc.

–– A gdzie tam. Jestem zrobiony z pewnego materiału. Lekkuśki on bardzo. Wierzysz?

–– Niby w c…o?

–– Matkości świata. Ile razy chcesz mnie turlać? Kręćka dostaję od tego.

–– Dlatego głu… poty prawisz? Że niby lekuśki jesteś.

–– Kręćka dostaję podwójnego, bo nie z kumatym, bez wiary we własne siły, gadam.

–– Zamienimy s…ię?

 

Kamień jednak nie wyraził chęci. Natomiast chciał przestać się kręcić.

 

–– Posłuchaj Syziu…

 

Jednak w tym właśnie momencie, zaczyna się turlać jeszcze szybciej do tyłu, wyobrażając sobie przed sobą, biegnące ciało rozmówcy. Gdy wszystko wraca do przysłowiowej normy wtaczania, targa przerwany wątek.

 

–– … mnie uważnie. Tak po prawdzie, jak dałem do zrozumienia wyżej, nie jestem kamieniem, tylko wyglądam jak kamień, a ty ulegasz sugestii, że muszę być bardzo ciężki.

–– Bo je… steś – powiedział Syzyf znowu zdyszany, plując kropelkami potu, co ściekały z czoła, a miały przystanek na ustach.

— O matko jedyna, co za tępak z ciebie. No dobra przepraszam. Mam pytanie.

–– Nie słu… cham.

–– Słuchasz, słuchasz, nie drocz się ze mną. A zatem, czym się ociepla zazwyczaj domki, by ciepło miały.

–– Dom… ki czy mieszkańcy w nich?

–– No popatrz! Jaki mądry. Łapiesz mnie za słówka. Mieszkańcy.

–– Takie białe wa… felki trzeba przykleić.

–– Właśnie. Białe wafelki. Leciutkie. A cóż to?

–– An… druty?

–– Przekomarzasz się ze mną. Przyznaj w tej chwili. Przecież nie mogę prawić z głupim...

 

Jednak w tym właśnie momencie, zaczyna się turlać jeszcze szybciej do tyłu, wyobrażając sobie przed sobą, biegnące ciało rozmówcy. Gdy wszystko wraca do przysłowiowej normy wtaczania, targa przerwany wątek.

 

— … to by uwłaszczało mojej mądrości.

–– Bądź wreszcie tak dobrym i powiedz w końcu, z czego jesteś zrobiony – powiedział Syzyf, bez zadyszki, bo zaczął wierzyć, że może faktycznie.

— Ze styropianu jestem, Syziu. Ze styropianu! Lekuśkiego jak piórka. No co, zdziwiony? A teraz migiem mnie wtocz gdzie trzeba, bo za chwilę się porzygam, od tego kręcenia. Pragnę mieć wreszcie święty spokój. Poleżeć twórczo na wierzchołku góry.

 

Tak też się stało.

 

— Dzięki ci kamień – rzekł Syzyf. – Odpocznę tu, a zaś zejdę i skończy się moja udręka.

–– Tylko wiesz, Syziu, sumienie mnie gryzie.

–– No chyba. Widzę, żeś obgryziony.

–– Nie żartuj sobie. Okłamałem ciebie. Jestem najprawdziwszym kamieniem, ale tak mnie kręciłeś…

 

Wtedy adresat wyznania, bardzo się zdenerwował, z jakiś jemu wiadomych względów, chociaż raczej powinien drugi raz podziękować. Wziął i zepchnął kamień z góry. Ów u podnóża, zmiażdżył lub uszkodził kilku tubylców.

Kamień roztrzaskano na kawałki i owe przyczepiono do działającego koła młyńskiego, a sprawcę osądzono i skazano na wtaczanie innego.

 

*

Strudzony i spocony Syzyf, znowu wtacza kamień, na wierzchołek góry. Gdyby nerkowy, to by nie miał problemu. Jednakowoż ten akurat, jest bezczelnie dużo większy...

Opublikowano

WiechuJK↔Dzięki:)↔ Z pewnych względów, kamień go wnerwił. Ale gdyby go nie zepchnął, to ów, by spokojnie leżał na górze, a Syziu, by z owej zszedł i byłby consensus. No ale, rozumieć można inaczej.Tak jak prawisz,  że nauka, poszła w las.. i jeszcze inaczej. Jak kto spojrzy:))↔Pozdrawiam:)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Rytuał z rumiankiem: - pod prysznic - w piżamkę :-)   I jeszcze wewnętrznie: łagodnie, bezpiecznie.   Pzdr :-)
    • DZiękuję za sympatię dla podskoków (też tak kiedyś robiłam ):   Pozdrawiam serdecznie @Czarek Płatak @Leszczym @Waldemar_Talar_Talar @huzarc :-)
    • @violetta dzięki :) @FaLcorN @huzarc@huzarc dzięki :) @Omagamoga jak pokażesz mi jakieś zdjęcia, to wybiorę, na których są rowerzyści :)  
    • Koma: a zrób mi "bob", im bór za amok.  
    • I tak. I tak. Jestem. Nie wiem. Nie czuję się nic. Oddech przechodzi przez szkło stworzenia, rozbija się o własną przezroczystość, a jego odłamki tańczą w próżni - jak anioły, które zapomniały, po co mają skrzydła. Czas spada jak popiół z wypalonej wiary, a jego płatki śnią o ogniu, którego już nie ma. Dno chwili rozsypało się w pył - a w tym pyle milczą ogrody, które aniołowie podlewają łzami zapomnienia. Nic nie wraca. Nic się nie zaczyna. Ten wdech - to echo cudzego istnienia, cudze serce bije we mnie, jakby ktoś inny próbował pamiętać, że jestem. W mroku słychać modlitwy, których nikt nie wypowiedział, i ciszę, która drży, jakby sama chciała zostać imieniem. Ruch – bez znaczenia. Widok – obcy. Świat – zamknięte oko Boga, który śni siebie w zapomnianym języku światła. Kamień – pamięta gwiazdę, która już dawno zgasła, ale jej blask jeszcze trwa w nim jak wspomnienie raju. Człowiek – cień własnego pytania. Nie zostawia śladu, bo nawet cień ma już dosyć towarzyszenia pustce. Cisza kruszy się w palcach istnienia, a powietrze nie zbiera głosu, jakby słuch samego Boga został zatopiony w oceanie jego własnego milczenia. Nie pamiętam, czy to ja oddycham, czy to pustka oddycha mną. Każdy gest – dotyk po śmierci światła. Każda myśl – pył, który zapomniał, że był gwiazdą. Każdy moment – spadanie w dół, w nieskończoność, gdzie czas zamienia się w ciało nicości, a nicość - w puls serca Boga, który zapomniał, że jest Bogiem. I tak. I tak. Jestem. Nie wiem. Nie czuję się nic. Tylko chłód, co pachnie końcem, jakby noc rozłożyła skrzydła nad resztkami istnienia, jakby ciemność chciała uczyć światło, jakby cisza chciała śpiewać, a śpiew - płakać. Nic. Nic. Nic. A jednak - pod popiołem drży iskra: maleńki błąd nicości, który przez ułamek sekundy pomyślał, że chce być. I w tym błędzie - rodzi się światło. Rodzi się czas. Rodzi się miłość, która nigdy nie miała prawa zaistnieć. Bo nawet nicość, gdy się zapatrzy w siebie zbyt długo, zaczyna marzyć o miłości.      
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...