Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

 

Królestwo, bogato mieszkańcami nasiąknięte, gdyż często ulewy mokre owe okolice nawiedzały, we wilgotnych posadach się zatrzęsło.

  

Oczywiście największą posadę, król dzierżył we władaniu swoim. Wszak był władcą. Aczkolwiek małżonka jego, też coś do gadania miała. Król żonę umiłowaną, niewybredną miłością darzył, często prężne berło pokazując. Ona męża swego, na zarośnięte wzgórze z zamiarem zapraszała, by szczytami zachwycać przeróżne odczuwania.

 

A że smakowe upodobania w zaułkach spełnień fikuśnych świtały, to bywało, że kubeczki z kawą, śmietanką towarzyską uzupełniali. A zatem szczęśliwie egzystencję królewską, na żywotnych pikantnych piknikach, zwieńczali. W międzyczasie, na ile się dało, sprawiedliwie rządząc.

Mimo wszystko, córką jedyną poszczycić się mogli, co ich największym, przydatnym skarbem, okazać się miała.

  

Lud swoich lamentów, z takich i owakich przyczyn, zbytnio nie okazywał, gdyż taka potrzeba, póki co, w umysłach tubylczych, zalęgnąć się nie musiała.

  

Lecz pewnego razu, o świtaniu, kiedy to jutrzenka na niebie rozkosznie ziewnęła, z przyległych gęstych, cuchnących moczar, potwór wyłoniwszy oblicze swoje, w dalszym ciągu się wyłaniał, aż do obrzeży królestwa zawitał. A rycząc złowrogo, ludność i władze spłoszył tak dobitnie, że aż ze swoich domostw i zamku, z pośpiechem wyskoczywszy, w zgrozie wszechwładnej, drgali.

 

Jednakowoż agresor moczarny, przerwę sobie zrobił, na wspomogliwe odsapnięcie, przeto poza obrzeże królestwa, nie spieszno mu wejść było.

 

Jak to w tego sytuacjach bywa, król na balkonie zamkowej chałupy, objawił dostojeństwo swoje, by rzec trywialnie to, co zazwyczaj w takich okolicznościach, pierwszy raz wygłaszał.

 

— Kto na śmierć zatłucze bestię, co nasze granice splugawiła zamiarem agresji, otrzyma rękę córki mej.

 

A wspomniana, faktycznie urodą i powabem grzesząc, godną owej procedury była, zdaniem rodziców, którym dobro królestwa, też czasami na sercu leżało. Szczególnie, że owym rządzili i dobrze im było.

 

Od razu dwóch jurnych w działaniach, wrzącą gotowość w boju zgłosiło, by realizację obietnicy pełnej wdzięków, w newralgicznych punktach zaznać.

 

Jeden kopytem czarcim, śpiącego potwora w dupę przywaliwszy, rozbebeszył ją doszczętnie. Tak bardzo, że to co wyleź miało, już nigdy drogi ujścia, nie znalazło.

  

Drugi, świętym kwasem żrącym, żółte ślepia bestii rozpuścił, aż płynne gałki klejące na mordę wypłynęły, wilgotno mlaskając.

 

Pomimo tego, pokonany do swego domostwa, po omacku się doczłapał, jeno na tyłku siadać nie mógł, by odpocząć.

 

Wtedy król i królowa rozkazali katu swemu, by ich córce, obydwie ręce toporem odrąbał. Jednakowoż po odpowiednim znieczuleniu, by cierpieć nie musiała.

 

Tak też uczynił, uprzednio folię na zamkowej posadzce położywszy, bo co dopiero myta przez służbę, była.

Smakowita czernina, niektórym nawet do gustu przypadła, gdyż marnotrawienie pokarmów, zemścić się mogło.

 

A dwóch bohaterów, obietnicę dostawszy, nie wiadomo, czy ucieszonych było.

Tego nie zapisano w księgach.

 

Jednak zapisano, że córkę królewską, rodzice w wielkiej doniczce na stojąco zasadzili, gdyż nadworna czarownica, co na bestię sposobu nie miała, na taka okoliczność, owszem. Obiecała, że jak kwiatek umiłowany, roztworem jej produkcji, przez siedem kolejnych dni, nienaruszona dziewica z ludu, dokładnie o brzasku podlewać będzie, dodatkowo krwi swojej, z żyły nabrzmiałej stosowną ilość użyczając, to zasadzonej gałązki odrosną.

 

I odrosły. Tak samo śliczne i młode, jak poprzednie.

 

Rodzice radzi byli, bo przecież wiele bestii wokół królestwa, grasować mogło.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Jest Niedziela. Za oknem popołudnie; dzisiejsze, w odmienności do całej Soboty, dopuszczajace do miasta mało słonecznego światła.    Uważny Czytelnik z pewnością rozpoznał - w początkowych słowach powyższego akapitu - nawiązanie do "Rozmowy przez ocean" - piosenki wykreowanej przez Andrzeja Sikorowskiego zapewne w tysiąc dziewięćset osiemdziesiesiątym piątym roku, a wykonywanej później także przez Marylę Rodowicz. Pomijam celowo przedstawienie większej ilości szczegółów, jak również zamieszczenie linku do wspomnianiej piosenki. Przecież Czytelnik, chcący przenieść się myślą i uczuciem do song'owej sytuacji, może uczynić to bez mojego pośrednictwa.     Autor bieżącego opowiadania - zgodnie z tym, na co mu przyszła ochota - sięga po piwo. Czerwone Pszeniczne, butelka nabyta poprzedniego wieczoru. Któż mnie, Corleone'owi11, zabroni, oprócz moich własnych myśli? One pozwalają, wewnątrzumysłowa decyzja dopuszcza. Prawda, że pewien kłopot z aurą jest możliwy, ale z drugiej strony - wokół jest tyle energii. Świadomość i wola decydują, żeby intencjonalnie sięgnąć i zaczerpnąć, też intencjonalnie, po stosowną ilość. Sięgam.     Butelka odkapslowana - skoro odkorkowujemy wino, to piwo odkapslowujemy. Nachylam ją i przelewam - kufel czeka. Spokojnie i cierpliwie. Ten kupiony w sklepie z pamiątkami o nazwie "Szafa Gdańska", mieszczącym się przy ulicy Garbary 14; wiadomo, którego miasta i że w jego staromiejskiej części.     Piszę stopniowo i stopniowo wychylam - sączę - czerwonopiwny w barwie trunek. Procenty nie przeszkadzają w myśleniu - jestem im wdzięczny. Dzięki.     Pamiątkowy kufel z miasta, z którym - zbiegiem okoliczności, a naprawdę jedną z międzywcieleniowych decyzji - łączy mnie wiele.    Gdańsk. Spędziłem w jego Głównym Mieście sporo, sporo czasu. Trudno byłoby zliczyć godziny co najmniej kilkunastu week-end'ów, ale także dni przed miedzynarodowymi wyjazdami, jak chociażby ten do Brazylii. Podczas właśnie tego poznałem Gabrielę... Przetańczona noc: tyle mogę - i tyle wypada - napisać. Nie proś, Czytelniku, o szczegóły. Wiem, że chciałbyś je znać; cóż, ciekawość. Gdybym był Tobą, też zapragnąłbym je przeczytać, a Ty, gdybyś był mną, też pominąłbyś ich przedstawienie.     Od tamtego week-end'u - od jego dni - minęło dużo czasu. Więcej niż rok. Minęły spotkania - te, które były, jak również upłynął czas tych, do których nie doszło. W porze tej inne kraje stały się naszym osobnie czasowym udziałem: jej Grecja, Albania Serbia i Niderlandy; moim Sri Lanka, Tajlandia, Gruzja, Peru i Boliwia.     Ludzie poznają się w miastach, miasta spotykają ludzi. Gdańsk nas poznał i przywołał do siebie na powrót. Można uznać to za, znów przysłowiowy, zbieg okoliczności, jako że pochodzimy z odległych miast. Czy to ważne, z których?     Gabriela i Gdańsk. Gdańsk i Gabriela.    Wysączam z kufla resztkę czerwonego, aromatycznego napoju. Zmrok już zapadł, ale godzinowo to wciąż popołudnie.     Nie spodziewałem się. Ona też nie. Ani wtedy, ani kilka tygodni temu.     Jest Niedziela, popołudnie zbliża się do wieczora.    Gabrysia i Gdańsk...       Kartuzy, 9. Listopada 2025 

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • A nora Aarona   No, geju, kata Azy zaatakuj! - Egon   Po to ozłacał zootop?
    • @Berenika97   więc tańcz Nika do białego rana :)   a ja, z niezwykłą przyjemnością będę pośród gwiazd, podawał Ci kryształowe kieliszki z Dom Pérignon Plénitude.   i będę zachwycony :)    
    • @violetta   super :)))))   jest Ci przyjemnie bo Twoje ciało obejmują we władanie endorfiny.   Twoje własne - Violetkowe :)))    
    • @Berenika97 Bardzo dziękuję za tak głęboką i trafną analizę. Cieszę się, że udało się Pani dostrzec te niuanse i złożoność tematu, na której mi zależało. Pani interpretacja doskonale oddaje intencje utworu.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...