Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Pociągnięcie - Wbijam się głębiej


Rekomendowane odpowiedzi

Muzyka w uszach gra,

Dołuję się jeszcze bardziej.

Staram się powstrzymać,

Ale rady już nie daję.

Chwytam za ostrze,

Sił do życia brakuje.

Pierwsze pociągnięcie.

Krew już widać.

Wbijam się głębiej.

 

Drugie pociągnięcie.

Krew powoli napływa na powierzchnię.

Czekam chwilę,

Sprawdzam najbliższe żyły.

Kiedy je przetnę?

Mocniej łapię za ostrze.

Wbijam się głębiej.

 

Trzecie pociągnięcie.

Bólu nie czuję.

Myśli gnają,

Jedna tuż za drugą.

Wbijam się głębiej.

 

Czwarte pociągnięcie.

Rana coraz większa.

Wbijam się głębiej.

 

Piąte pociągnięcie.

Czy to żyła była?

Wiem, że znikam,

Gubię się w myślach.

Pustka mnie ogarnia,

Nie czuję nic.

Nawet łza nie cieknie,

To nic takiego przecież.

Wbijam się głębiej.

 

Szóste pociągnięcie. 

Samotna wśród ludzi,

Tłum mnie nie pociesza.

Nawet w głowie przed nimi uciekam.

Chcę biec przed siebie,

Nie patrzeć w przeszłe zdarzenia.

Wbijam się głębiej.

 

Siódme pociągnięcie.

Pomimo wzlotów, szczęścia, uśmiechu,

Ciągle czuję jak upadam.

Przyznaję, że nie daję rady.

Wbijam się głębiej.

 

Ósme pociągnięcie.

Nie wrócę tu więcej.

Koniec problemów zbliża się, biegnie,

Zamykam oczy i czekam na śmierć.

Wbijam się głębiej.

 

Dziewiąte pociągnięcie.

Przepraszam za me poczynanie.

Wbijam się głębiej.

 

Nie ma już kolejnych pociągnięć,

Ostrze żyły przebiło. 

Krew wylewa się strumieniami,

Serce się zatrzymało.

Przepraszam Was,

Inaczej się nie dało.

Wbiłam się najgłębiej jak mogłam.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oby to był tylko wiersz. Co prawda nie wiem jak to jest z "wbijaniem". Ale miewałem różnej maści "próby". Trochę wstydu, masa rozpaczy że ktoś akurat wrócił. Mimo że nie powinno go tam w ogóle być. Sam nie wiem, czy więcej smutku czułem przez to co zrobiłem, czy przez to że mi nie wyszło.

Na pewno teraz, mogę powiedzieć że się cieszę, że jestem. Chociaż ciągle nie mam pojęcia po co. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • spotkało się zimno i deszcz   a ja ja rowerem do pracy trochę daleko czterdzieści kilometrów ufam że…   spojrzenie w górę rozmowa z... nie lubię znajomości czasami jednak...   cuda  się zdarzają  wystarczy wierzyć ruszam samochód zostaje w garażu   11.2024 andrew Czy zmoknę…
    • @Jacek_Suchowicz Super bajka Miło zasnąłem    Pozdrawiam serdecznie  Miłego dnia 
    • Opływa mnie woda. Krajobraz pełen niedomówień. Moje stopy. Fala za falą. Piana… Sól wsącza się przez nozdrza, źrenice... Gryzie mózg. Widziałem dookolnie. We śnie albo na jawie. Widziałem z bardzo wysoka.   Jakiś tartak w dole. Deski. Garaż. Tam w dole czaiła się cisza, choć słońce padało jasno i ostro. Padało strumieniami. Przesączało się przez liście dębów, kasztanów.   Japońskie słowo Komorebi, oznacza: ko – drzewo lub drzewa; more – przenikanie; bi – słoneczne światło.   A więc ono padało na każdy opuszczony przedmiot. Na każdą rzecz rzuconą w zapomnienie.   Przechodzę, przechodziłem albo bardziej przepływam wzdłuż rzeźb...   Tej całej maestrii starodawnego zdobienia. Kunsztowna elewacja zabytkowej kamienicy. Pełna renesansowych okien.   Ciemnych. Zasłoniętych grubymi storami. Wyszukana sztukateria...   Choć niezwykle brudna. Pełna zacieków i plam. Chorobowych liszai...   Twarze wykute w kamieniu. Popiersia. Filary. Freski. Woluty. Liście akantów o postrzępionym, dekoracyjnym obrysie, bycze głowy (bukraniony) jak w starożytnej Grecji.   Atlasy podpierające masywne balkony… Fryz zdobiony płaskorzeźbami i polichromią.   Metopy, tryglify. Zawiłe meandry…   Wydłużone, niskie prostokąty dające możliwość rozbudowanych scen.   Nieskończonych fantazji.   Jest ostrość i wyrazistość świadcząca o chorobie umysłu. O gorączce.   Albowiem pojmowałem każdą cząstkę z pianą na ustach, okruch lśniącego kwarcu. I w ostrości tej jarzyła mi się jakaś widzialność, jarzyło jakieś uniesienie… I śniłem na jawie, śniąc sen skrzydlaty, potrójny, poczwórny zarazem.   A ty śniłaś razem ze mną w tej nieświadomości. Byłaś ze mną, nie będąc wcale.   Coś mnie ciągnęło donikąd. Do tej feerii majaków. Do tej architektonicznej, pełnej szczegółów aury.   Wąskie alejki. Kręte. Schody drewniane. Kute z żelaza furtki, bramy...   Jakieś pomosty. Zwodzone nad niczym kładki.   Mozaika wejść i wyjść. Fasady w słońcu, podwórza w półcieniu.   Poprzecinane ciemnymi szczelinami puste place z mżącymi pikselami wewnątrz. Od nie wiadomo czego, ale bardzo kontrastowo jak w obrazach Giorgio de Chirico.   Za oknami twarze przytknięte do szyb. Sylwetki oparte o kamienne parapety.   Szare.   Coś na podobieństwo duchów. Zjaw…   Szedłem, gdzieś tutaj. Co zawsze, ale gdzie indziej.   Przechodziłem tu wiele razy, od zarania swojego jestestwa.   Przechodziłem i widzę, coś czego nigdy wcześniej nie widziałem.   Jakieś wejścia z boku, nieznane, choć przewidywałem ich obecność.   Mur.   Za murem skwery. Pola szumiącej trawy i domy willowe. Zdobione finezyjnie pałace. Opuszczone chyba, albo nieczęsto używane.   Szedłem za nią. Za tą kobietą.   Ale przyśpieszyła kroku, znikając za zakrętem. Za furtką skrzypiąca w powiewie, albo od poruszenia niewidzialną, bladą dłonią.   W meandrach labiryntu wąskich uliczek szept mieszał się z piskliwym szumem gorączki.   Ze szmerem liści pożółkłych, brązowych w jesieni. Uschniętych...   *   Znowu zapadam się w noc.   Idę.   Wyszedłem wówczas przez szczelinę pełną światła. Powracam po latach w ten mrok zapomnienia.   Stąpam po parkiecie z dębowej klepki. Przez zimne pokoje, korytarze jakiegoś pałacu, w którym stoją po bokach milczące posągi z marmuru.   W którym doskwiera nieustannie szemrzący w uszach nurt wezbranej krwi.   Balet drgających cieni na ścianach, suficie… Mojej twarzy...   Od płomieni świec, które ktoś kiedyś poustawiał gdziekolwiek. Wszędzie....   Wróciłem. Jestem…   A czy ty jesteś?   Witasz mnie pustką. Inaczej jak za życia, kiedy wychodziłaś mi naprzeciw.   Zapraszasz do środka takim ruchem ręki, ulotnym.   Rysując koła przeogromne w powietrzu, kroczysz powoli przede mną, trochę z boku, jak przewodnik w muzeum, co opowiada dawne dzieje.   I nucisz cicho kołysankę, kiedy zmęczony siadam na podłodze, na ziemi...   Kładę się na twoim grobie.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-11-25)    
    • Ale dlaczego więźniarką ZIEMI?
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...