Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Czyściec?

 

Nie dążę do niczego,
Nie mam już ambicji.

 

Gdy schodzę po schodach
Zwalniam na półpiętrze
I zatrzymuję się.

 

Patrzę wtedy na nią;

 

Podeptał ją tłum
Zbiegający szybko
Przy ostatniej ewakuacji.

 

Płacz za rogiem,
Szpital,
I te wszystkie oczy
Skierowane w moją stronę.

 

A ja?
Idę po prostu do sklepu po picie.
Znajomy doktor mówi dzień dobry.

 

Resuscytacja,
Znów płacz.
I dwa nowe soki pod ręką.

 

Do widzenia, panie doktorze.

 

A przyszłość?
Nie dążę do niczego,
Nie mam już…

 

Nie dążę..
Nie mam…

 

---


 

Opublikowano

Wiersz w zupełnie innym klimacie niż dotychczasowe Twoje.

Przypomina aby się zatrzymać, stanąć na chwilę obok, spojrzeć na siebie z innej perspektywy. 

Czytam go i jest niepokój,wywołany wizją czyśćca.

Wiesz miałam ostatnio sen, bardzo dziwny i przerażający bo wydawał się bardzo realny. Twój utwór przypomniał mi ten obraz.

Bo to również czyściec był.

Muszę Ci powiedzieć że masz bardzo ciekawe pióro, wywołujesz we mnie wiele różnych emocji,oczywiście przez swoją twórczość i dziękuję za to.

Ten wiersz,który dopiero dziś odkryłam, jest bardzo wyjątkowy.

Może dlatego że wydaje się taki prawdziwy.

Tak bardzo pobudza do refleksji nad życiem.

I ten czas...

 

 

 

Ten nastrój który powstał, za to dziękuję. Przypomniał o istocie życia o marności... 

I czas który się nie cofa, nie zwalnia, płynie własnym torem.

Kocham takie wiersze.

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

I to zakończenie

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Opublikowano

@Annaartdark Widzisz, ten tekst powstał zupełnie przypadkowo. W pracy zachciało mi się pić i pomyślałem sobie, że zejdę na dół do szpitalnego sklepiku coś sobie kupić.

 

To nie był mój najlepszy dzień i schodząc klatką schodową zatrzymałem się na półpiętrze i... tak stałem przez chwilę. 

 

Stałem, ogarnęła mnie niesamowita cisza. Taka cisza jakiej już dawno nie "słyszałem". Tak sobie wtedy pomyślałem czy ja aby jeszcze istnieję? Czy cokolwiek jeszcze chce mi się w życiu? Przecież teraźniejszość jest tak bardzo inna niż to czego tyle lat dowiadywałem się w rodzinnym domu. Przygnębiło mnie to ale polazłem po ten napój.

 

Gdzieś po drodze płakało dziecko na wózku, bo akurat było z rodzicami w szpitalu. 

 

Doktora akurat w sklepie nie widziałem. :-) No ale zdarza się znajome twarze dojrzeć i się wielokroć przywitać. 

 

Kupiłem dwa Tymbarki i wyszedłem, mijając to samo płaczące dziecko i tych samych rodziców. 

 

Pomyślałem sobie: co mnie w tym życiu jeszcze czeka? Przecież jutro przeżyję dokładnie taki sam dzień jak dziś. 

 

No i wróciłem do biura. :-)

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Ja tylko tak nazwałem ten wiersz, bo żadną wizją czyśćca nie był. Tak się zacząłem wtedy zastanawiać: jak ten czyściec musi wyglądać? No i wpadł pomysł na tytuł. :-)

 

Ależ naprawdę proszę bardzo. :-) Tp bardzo miłe gdy czyta się takie słowa. 

 

Powiem Ci, że ja też lubię ale jednak o wiele bardziej lubię wiersze o miłości. Moim zdaniem lepiej się podniecić niż popadać w rozpacz. :-)

 

Tego powiedzenia o marności nie znoszę :-DD

 

A to fakt. Nawet, nawet jest. ;-)

Opublikowano

@Wędrowiec.1984

Więc tym bardziej wspaniale że powstał tak po prostu.

Wyciągnięty żywcem  z codzienności, rutyny. 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Jak ja to znam.

Czasem mam wrazenie że nie wpasowałam się do tej układanki świata.

I tak bardzo mi się nie chcę, dawniej jakoś bardziej znajdowało się chęci.

Ale również i to zniknęło.

 

 

 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...