Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

   - Dobrze, że wyszliście na pokład - Jezus zwrócił się swobodnie do Soy i Mila. - Widok stąd będzie lepszy niż z salonu, a przynajmniej na razie. 

   - I wy też, panowie - uczynił lekki gest w stronę profesora Aronnaxa, Conseila i Neda. - Profesorze, pana szczególnie, jako znawcę morskich głębin, to, co właśnie dziać się zaczyna, powinno zainteresować.

   - Nnie... - wyszeptał oniemiały przedstawiciel nauki, którą przyszłe pokolenia nazwą oceanologią - niemożliwe, aby istniały tak wielkie ośmiornice... To przeczy prawom przyrody! I nauce! To... Nie wierzę własnym oczom! 

   - To lepiej niech pan uwierzy - podjął Jezus jego tonem. - To, że pan patrzy i widzi, to fakt. Faktem jest również to, co pan widzi. A fakty, jak to ktoś kiedyś kogoś zacytuje, są najbardziej uparte pod słońcem. *  Zatem i zaprzeczanie im, i dyskusja z nimi są bezcelowe. I mało sensowne, by nie rzec, że całkiem bez sensu - podkreślił słowa gestem.

   - Ale prawa przyrody!... - profesor Aronnax znów chwycił się za głowę. - Jak to?! Przecież...

   - Przecież kapitan Nemo mówił panu - Jezus, jak to Jezus, pozostawał wciąż cierpliwy - że nie wszystko pan widział, więc będzie pan się stale dziwił i zdumiewał. ** 

   - Wy, naukowcy - kontynuował - na podstawie obserwacji i badań stworzyliście reguły, które uznaliście za niepodważalne. Ale zaślepiła was arogancja: przekonanie o własnej nieomylności. Mimo, iż nie wszystko, jako się rzekło, widzieliście. A więc i nie wszystko zbadaliście. A może ośmiornica, którą pan przed chwilą widział, pochodzi z czasów dinozaurów? Może jej gatunek nie zmienił się od milionów lat? A może to ja, jako Stwórca wszystkiego, pozwoliłem sobie na dowcip, zachowując w głębinach oceanów stworzenia, które waszym zdaniem wymarły? A może - Jezus, chociaż mówił wciąż spokojnie i spokojnym pozostawał, pogłębiał niepokój i zmieszanie profesora - zagiąłem czas i przestrzeń, powodując połączenie dawnej przeszłości z teraźniejszością? Aby wami potrząsnąć i zburzyć gmach waszej naukowej pychy, że wiecie wszystko?

   Profesor usiłował nadążyć myślą za mówiącym i znaleźć rzeczowe argumenty, by móc poprzeć swoją niezgodę. Nie znalazł. 

   - No właśnie - WszechStwórca uśmiechnął się jednoznacznie, widząc co dzieje się w umyśle profesora. - Dodam więc, że naukowcy przyszłego stulecia uznają za możliwe zaginanie czasoprzestrzeni, a w efekcie podróże także w czasie - nie tylko w przestrzeni. A pana koledzy z Japonii, Nedzie - tu zwrócił się do harpunnika - za kilkadziesiąt lat, w roku 1938, wyłowią żywą latimerię. *** Pan - tu znów obrócił się do profesora - oczywiście wie, o jakim stworzeniu mówię? 

   - Tak, tak, wiem. Oczywiście. - Te... teoretycznie dawno wymarła ryba trzonopłetwa, towarzysz ryb pancernych i plezjozaurów - dodał.

   - Co powiecie - Jezus wskazał okręt, z pokładu którego dobiegały coraz głośniejsze przekleństwa i okrzyki przerażenia - na lekcję, której Maia przy pomocy jednego z moich stworzeń udziela naszym prześladowcom? Żadnemu z nich nie stanie się krzywda - zapewnił - jednak do swojej ojczyzny nieprędko wrócą. A już na pewno nie okrętem, na pokładzie którego wypłynęli.

   Księżniczka odwzajemniła spojrzenie męża potwierdzając, że przekazała ośmiornicy polecenie pozostawienia żywymi członków załogi niszczonego okrętu...

   - Rozmiary i siła ośmiornicy robi wrażenie i na was, prawda? - zwracając się do legionistów Jezus dał profesorowi chwile mentalnego wytchnienia. - Od tej pory i wy będziecie mieć większy szacunek do zwierząt w ogóle, a szczególnie do mieszkańców głębin mórz i oceanów. I do życia jako takiego. Gdy zaś wasze myśli zaczną podążać nie w te stronę, w którą potrzeba, gdy wam znów zacznie marzyć się zabijanie - przypomnicie sobie to, co właśnie oglądacie. Zaspokojenie ciekawości to jedno; przede wszystkim jednak wasza podróż ma charakter duchowy. To, co oglądacie, czego jesteście świadkami, w czym bierzecie udział - ma was nauczyć tego, o czym wspomniałem. Macie stać się inni, przemienić się w kolejnym etapie waszej drogi poprzez wcielenia, czas i przestrzeń. Bywa, że strach, chociaż jest uczuciem negatywnym, pomaga w takiej przemianie. W ich wypadku - znów wskazał okręt - dokładnie tak będzie.

   - Dla was zaś, moi padawani - Jezus, Pierwszy Jedi i założyciel Zakonu **** zwrócił się do Soi i Mila - mam dziś pewną wizję. 

   Nauczyciel Mistrza Yody nakreślił w powietrzu owal. Przestrzeń wewnątrz zaczęła poruszać się płynnie, jak wzruszana wiatrem powierzchnia wody. Po chwili znów stała się przejrzysta niczym powietrze, ukazując w sobie pomieszczenie, w którym na dziecięcym łóżeczku półleżał chłopiec z otwartymi oczami. Ma pięc, może sześć lat, oceniła Soa, czując w sercu i umyśle dziwne doznanie. Tuż obok, na dostawionym krześle, siedziała kobieta z otwartą książką na kolanach. Malec sprawiał wrażenie zasłuchanego.

   - Zaraz... - Soa poczuła, że nagle blednie, a chwilę później czerwieni się.. - Ta kobieta... to ja? Widzę siebie, prawda? A ten chłopiec?... - zaintrygowana, nie była w stanie dokończyć pytania. 

   - Tak, to ty - potwierdził Jezus, uśmiechając się. - Ale to nie twoja przyszłość, a teraźniejszość w świecie równoleglym, w którym wychowujesz dwoje dzieci: córkę i synka, któremu czytasz popołudniową bajkę. Do porcji  lodów z okazji Dnia Dziecka, który w tamtym świecie dziś właśnie przypada...

   Cdn.

   

   * Zdanie o uporze faktów wypowiedział Woland w "Mistrzu i Małgorzacie" M.Bułhakowa.

   ** Słowa te zapożyczyłem z rozmowy kapitana Nemo z profesorem Aronnaxem z wiadomej powieści.

   *** Japońscy rybacy w 1938 roku Istotnie wyłowili żywą latimerię.

   **** Nawiązanie do "Gwiezdnych Wojen" jest chyba oczywistym dla każdego.

 

   Voorhout, 01.06.2022

 

 

 

 

 

 

 

Edytowane przez Corleone 11 (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Tytuł prowadzi umysł na "Gombrowiczowskie" pewne poczucie paradoksu i absurdu, jednakże na krytykę Twojego dzieła zostawiam miejsce dla profesjonalistów. Dla mnie jest interesujące.

 

Z poważaniem!

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Przez nie-wypicie kawy 

Jesteś skłonny do pomyłki.

Zrób ją szybko, siadaj, wypij

- a przejdzie tendencja do zmyłki. 

 

Dziękuję Ci wielce. Wierzę zatem, że znalazły Twoje uznanie.

 

Pozdrowienia ((((((-: .

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena zakończenie mega! tak
    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
    • łzy raczej nie kłamią uśmiech nie krwawi zaś droga  donikąd gdzieś prowadzi ból to niewiadoma   krok zawsze krokiem horyzont czasem boli tak samo jak myśli które w głowie się panoszą   kłamstwo  śmierdzi kalendarz to prawda śmierć to szczerość człowiek to moment wszechświata 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...