Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

obraz


Rekomendowane odpowiedzi

Wiosna wybuchła pełnią barw. Szare ulice przyozdobiły się zielenią. Słońce rysowało na ścianach domów złociste smugi. Ptaki organizowały darmowe koncerty, oferując nowoczesne, stylowe brzmienia. Wszystko budziło się do życia. Łącznie z Adamem, który pozostając pod głębokim wrażeniem zmian zachodzących w przyrodzie poczuł w sobie inspirujący przypływ natchnienia. Miał już dość smętnego przesiadywania w klubowej salce osiedlowego domu kultury i szkicowania kiści winogron w towarzystwie jabłek i gruszek. Żądza stworzenia wiekopomnego dzieła kierowała jego myśli w stronę światła, które od wieków inspirowało malarzy. Dzieła, będącego wyrazem jego wewnętrznej istoty, w którym mógłby zawrzeć siebie, takiego jakim jest, bez upiększeń i ozdobników ,obrazu przedstawiającego prawdziwe JA, które byłoby dla świata lustrem, lecz nie autoportretem. Adam był amatorem, choć to słowo źle odnosi się do jego talentu. Miał niewątpliwie fantastyczną kreskę, doskonałe poczucie smaku i bogatą wyobraźnię dzięki czemu jego obrazy podobały się lecz nie zachwycały, nie rzucały na kolana jak to się zwykło mówić. Kilkakrotnie zdawał na akademie ale zabrakło mu szczęścia. Pogodził się z tym i malował nie marząc o sławie. Miał przyjaciół, którzy organizowali mu skromne wernisaże w małych salkach aspirujących do miana galerii. Czasem ktoś kupił jego obraz, co przynosiło mu jakieś zyski. Ale nie zaraz takie, którymi mógłby zapewnić sobie przyszłość. Zresztą nie myślał o niej, tak jak zwykli ludzie. Nauczył się żyć tu i teraz i zdawać na to co przyniesie los. Zarabiał głównie malując wystawy sklepowe. Mimo iż większość właścicieli przechodziła na fototapety miał kilku swoich stałych klientów, którzy nie pozwolili mu umrzeć z głodu i zamawiali u niego drzewa, kwiaty, słońce. Czysty kicz, któremu poddawał się z upojeniem. Żył skromnie. Ubierał się w lupeksach, jadał w barach mlecznych, mieszkał w tanim wynajmowanym pokoju na poddaszu w willi bogatej staruszki.
Adam zapakował swój sprzęt do torby, sztalugi przerzucił przez ramię i udał się na poszukiwanie światłocieni. Masy ciepłego powietrza z znad południowej europy nie tylko jego wymiotły z domu. Park wypełniał się całą gamą ludzkich typów. Najliczniejszą stanowili oczywiście zakochani, tworząc barwny korowód najróżniejszych związków. Rozpoczynała go para idących obok siebie nastolatków niewinnie trzymających się za ręce. Kilka kroków dalej, następna, zawiązana na supeł, obcałowywała się namiętnie. Nieopodal, przeżywające pierwszy kryzys małżeństwo pogrążone w głębokim zamyśleniu wypatrywało w dali śladów przeszłości. Galerie zamykało dwoje staruszków dokarmiających gołębie, uśmiechających się do siebie znacząco, szczęśliwych że mają już to wszystko za sobą. Najmocniej zacienione miejsce pod buchającą długimi gałęziami wierzbą okupowała komanda drobnych pijaczków, popijająca tanie wino z butelki. Na kawałku wolnej przestrzeni miłośnik tai-chi delektował się płynnością czasu. Rowerzyści ćwiczyli jazdę bez trzymanki. Dzieci beztrosko biegały po trawnikach.
Adam przechadzał się w tym tłumie postaci stanowiąc dopełnienie tego obrazka. Co jakiś czas zatrzymywał się na chwilę szukając odpowiedniego dla siebie tematu. Trel ptaków przykuł na chwilę jego uwagę, lecz nie utrzymał w ryzach skupienia pozwalając porwać się kolejnym myślom. Poddał się rozważaniom o medytacji. Pomyślał że całkowite uwolnienie się od tej wewnętrznej paplaniny musi być czymś naprawdę trudnym. Skonstatował że stan, w którym całkowicie jednoczy się z obrazem podczas malowania w jakiś sposób można do niej porównać. Nagle zobaczył kilkuletnie dziecko buszujące w gęstej trawie, pośród której wyrastały młode pędy pokrzywy. Siedząca w pobliżu młoda kobieta pochłonięta była lektura kolorowego pisemka. Powodowany ciekawością świata brzdąc dotykał wyrastających z ziemi kwiatów. I tak natrafił na parzącą jego mleczno białe dłonie roślinę, która według zielarskich podręczników miała właściwości wzmacniające. Grymas bólu i krzyk odkleiły matkę od artykułu opisującego intymne życie gwiazd. W oka mgnieniu matka i dziecko znów stanowili obejmującą się jedność. Poruszony tym widokiem pożałował że nie ma ze sobą aparatu. Promienie słońca okalały ich złączone sylwetki tworząc cudowną iluminację. Usiadł na najbliższej ławce rozstawił sztalugi, wyciągnął papier, kredki i rozpoczął szkicowanie. Płacz dziecka stygł w ramionach matki. Słońce raziło wrażliwe oczy Adama. Założył ciemne okulary i z pasją oddał się swej ulubionej czynności. Biała kartka błyskawicznie zmieniała się pod wpływem zamaszystych ruchów ołówka. Wyłaniające się z jej krawędzi liście drzew, tańczące w promieniach słońca, tworzyły tło dla znajdującej się na pierwszym planie postaci dziecka zbliżającego się do kolczastego krzaku ostu. Adam z zadowoleniem kontynuował próby. Wyciągał kolejne kartki papieru i badał niuanse perspektywy. Mama z dzieckiem już opuściła park. Powoli zbliżał się wieczór. Lekki chłód wywołał reakcję gęsiej skórki co w konsekwencji zmusiło go do fajrantu. Na powrót spakował swój warsztat pracy i udał się do swej mansardy.
Kolejne dni upływały mu nad dopracowywaniem detalu. Dopieszczał najdrobniejszy szczegół swojej wizji, jednocześnie dbając o całość kompozycji. Był zauroczony myślą, która emanowała z obrazu. Naiwność ciekawego świata dziecka nieświadomego bólu jakie przynosi życie. "Genialne"- pomyślał nakładając kolejne warstwy farby. Miłość do własnego tworu wbiła go w stan euforii. Delektował się najdrobniejszym szczegółem. Godzinami przesiadywał przy sztaludze koncentrując się na każdej kresce. Z namysłem dobierał kolor. Patrzył na malowidło pod różnym kątem. Chciał by zawieszone w jakimkolwiek miejscu, czy to w gablocie w przejściu podziemnym, czy jako ozdoba hotelowego korytarza, czy też w poczekalni gabinetu dentystycznego, nikt nie przechodził obok niego obojętnie. By odrywało zjadaczy chleba od spraw doczesnych, stało się portalem przenoszącym w inny wymiar czasu i przestrzeni, tak żeby wracając do rzeczywistości można było sobie powiedzieć; teraz nic już nie będzie takie jak dawniej. Dlatego nie śpieszył się z postawieniem sygnatury. Jednakże z drugiej strony wiedział że świat potrzebuje jego dzieła i że prędzej czy później będzie musiał się z nim rozstać, niczym rodzic pozwalający dziecku doświadczyć trudów dorosłego życia.
W końcu nadszedł dzień gdy wyschła ostania warstwa werniksu dodając obrazowi nieprzeniknionej głębi. Adam dosztukował do niego odpowiednie ramy podkreślające jego walory estetyczne. Owinął przeźroczystą folią, przewiązał sznurkiem i udał się na rynek, gdzie miejscowi kupcy przyjmowali w komis wszelakiej maści różności. Począwszy od antyków z przed pierwszej wojny światowej, popielniczek z wizerunkiem Piłsudskiego, korkociągów z wykręconym penisikiem, na najszlachetniejszym w swej prostocie jeleniu na rykowisku skończywszy. Szedł dumny z obojętnością mijając całe szeregi dzieł, przedstawiających zachody słońca, portrety Papieża i Roberta De Niro w najrozmaitszych konfiguracjach. Podszedł do znajomego na samym końcu alejki marszanda wyłuskując swój plon z opakowania. Chwycił oburącz za ramy podsuwając handlarzowi do oględzin. Ten wpatrywał się weń pobieżnie przeżuwając hamburgera. Kropla majonezu przykleiła mu do brody bladozielony liść sałaty. Wessał ją w siebie głośno mlaskając. Połknął, po czym rzucił lakonicznie;
- Takie sobie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Po owocach poznacie ich"...pierwsza mysl ktora mi przyszła po przeczytaniu tego opowiadania. w interesujacy sposób przedstawiłęś studium indywidualnego przypadku człowieka, ktory akceptuje swoja terażniejszość, ma poczucie własnej godności a mogłby zatopić sie w rozgoryczeniu, rozpamietywać niepowodzenia. opisałeś sferę pragmatyczną,działania bohatera, sferę emocjonalna w subtelny sposób, intelektualną, jego zachwyt. Sukcesem bohatera jest zgoda na własne życie takie, jakim jest. czy to małó? Uważam że aż dużo! w nim nie ma cichego dramatu człowieka wyalienowanego, ktorym rargaa złe emocje z powodu przerosty ambicji nad mozliwości. opowiadanie zachecajace do autorefleksji.
pozdrawiam aksja

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

o Panie Boruto!Kocham pana!:))) normalnie jakbym o sobie czytala, tylko mi doskwiera brak natchnienia,ale momentów w których brak aparatu bardzo wile, i park!nawet ludzi mijam,tych których tu opisałeś!i tę samą kobietę z dzieckiem widziałam,tylko nie namalowałam...i to uczucie kiedy w końcu nadchodzi duma ze swojego "dziecka"- a tu ktoś mówi; talie sobie:)) ale to wcale, a wcale nie zniechęca...jak życie!samo życie mój drogi!
ps.a park to park im. Słowackiego we Wrocławiu:)))

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...