Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

Dzisiaj mi się wymskło rano spod kontroli

gdy padł w domu rozkaz - kup kilo fasoli.

Bez szemrania buty, czapeczka i kurtka

siatka na zakupy, zaskrzypiała furtka.

 

Ruszyłem do sklepu a on nie tak blisko

z lekka prószył śnieżek i ogólnie ślisko.

Dotarłem do sklepu ustąpiła kolka

a w chłodniczej ladzie mrożona fasolka.

 

Stoi też na półce, lecz ta jest w zalewie

jak mam wyjść z impasu, pytałem, nikt nie wie.

Krótka konsternacja, bo eksponowana

puszka Fa...  a dalej nazwa zamazana.

 

Miałem kupić kilo a puszka litrowa

a wiec idealna proporcja wagowa.

Płaciłem gotówką, resztówkę wydano

wracam ja do domu jak mi nakazano.

 

W progu wita żona - dawaj, bo wrze woda

z siateczki do rączki i tutaj przeszkoda.

Nie było kamery słowem nie opiszę

mogę tylko dodać, preferuję ciszę.

 

Puszka otworzona, coś w niej tam bulgocze

zaglądnę do środka to może coś zoczę.

Wnętrze niewidoczne a więc posmakuję

już po pierwszym łyku chłodne piwo czuję.

 

Radość, podniecenie prawie, że ekstaza

tylko żonka piekli się jak ta zaraza.

Teraz, kiedy ona zmierza do sklepiku

ja popijam piwko, wolno łyk po łyku.

 

                    Wiersz zakończy się morałem

                    zakupiłem, co wybrałem

                    teraz wedle własnej woli

                    piję czując smak Fa... soli.

 

Edytowane przez Henryk_Jakowiec (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Henryk_Jakowiec Także pamiętam te historyje

                                    w puszkach nawet zapachu nie było

                                     jednak sentyment ,serce aż wyje

                                     być młodym kiedy byle co się piło

Opublikowano

@Ewa Biały

Nie dla wszystkich, bowiem żona

nadal na mnie jest wkurzona

że się stałem samolubem

i wspomina, że przed ślubem

 

chciałem wszystkim wszędzie głosić

że ją mogę nawet nosić

jeśli zechce na barana

i to od samego rana.

 

Dzisiaj rzeczywistość inna

i że ona nie jest winna

temu, że ją bardzo boli

serce, bo ja miast fasoli

 

robiąc plamę na honorze

w jednostkowym też wyborze...

- ja jej a alternatywa?

Jest. Wybrałem puszkę piwa.

 

Pozdrawiam ;)))

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Siedzieliśmy, wpatrzeni w siebie, Na pierwszej naszej randce, nieśmiali Rozdmuchując dym kadzideł fiołkowych. Widziałem w jej oczach rubiny.   W palcach zawijała włosy anielskie. Z rękawa sypałem drętwe dowcipy, Uśmiechem litościwym już miała mnie zabić. Ani przez sekundę nie zerknąłem na biust!   Przysięgam, bez bicia, nigdy w życiu! Ona pomyślała: „a to świnia, ty chultaju!” Pod stołem łup mi w kostkę, ból zadała, Jakby pięciokilowym młotem ktoś mnie zdzielił.   Tylko przylizałem włosy z głupim uśmiechem. Skrzypek nad uchem przygrywa cygańskie nuty, Smyczkiem koło nosa mi wywija; zaraz kichnę. Ona kwiaciarkę z bukietem róż pachnących   Skinieniem przyzywa: „to dla mnie? ależ urocze!” Orkiestra wróciła z przerwy na jednego. Czarno to widzę; za rękaw schwytany, powstaję, Suniemy na parkiet lambady wywijać.   Amor z łukiem celuje do nas, ma niecne zamiary; Polowanie rozpoczęte, a schronienia wcale. „Jeśli we mnie się zakochasz, dam ci strzelić Z gumy od stanika” – szepcze panna moja...   A jak nie, to będzie w ryło? marny los mnie czeka. Ojoj! strzałą ugodzony – klękam i proszę o rękę. Wierność obiecuję: sam skarpety wypiorę, Piwa nie tknę i oglądać będę z tobą, miła, seriale.   Lepiej przytaknąć w porę, niż potem skamlać, Nie ma ucieczki, gdy panna zmarszczy brew, Gdzie żart się kończy, sam tego nie wiesz, I tak zawsze zwycięża zuchwała płeć...  
    • Koronkowe drzewa nigdy nie gubią liści.! W śnieżnej mgle, potrzebuję nieustannego czuwania.   Obiecałeś mi ciepło mroźnej nocy, w oddechu wiosny, trzymam się nagich gałęzi czasami tylko marznąc.    Zimowe zapadanie bez snów jest bolesne,  zaognione rany, i niepewny grunt wypełnia nas głęboko.   W lodowej ciszy gwiazdy spadają raczej lekko.  Przysięgałeś.! Tamtego wieczoru, przed pierwszym pocałunkiem.          
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      ... Migrena, nie w dosłownym tego słowa znaczeniu, treść "krzyczy" o jej braku, stąd to nieznaczące zderzenie ciał. Tak odebrałam.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...