Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

O człowieku, który nie lubił dużo mówić


Rekomendowane odpowiedzi

                             Prolog

 

–– Przecież wiecie, że nie lubię dużo mówić.

–– Tak. Wiemy. Często to powtarzasz.

  

 

*

Czesio Klunker był człowiekiem wielce poukładanym w czesiowym odczuciu, pomimo, że jedno sznurowadło w bucie miał zwyczajowo rozwiązane. Nigdy nie zdradził, czy celowo, czy tak po prostu. Wielu z nas przypuszczało, że ma to jakieś ukryte znaczenie socjologiczne, ale że był jaki był, zagadka ugrzęzła w sferze spekulacji i już taką pozostała.

 

Wspomniane: „Przecież wiecie, że nie lubię dużo mówić” wypowiedział w całości, tylko na początku działalności charytatywnej. Później owszem powtarzał, lecz używał skrótu „Nie”

 

Skąd nagle do nas zawitał, pozostaje do końca w poświacie tajemnicy. Co prawda stara Papilotowa trzyma w zielonej komodzie, bibliotekę miejską i przysięgała, że w jednej z ksiąg jest napisane, że nawiedzi nas człowiek z niezawiązanym butem i nagle wszystko pójdzie ku lepszemu, lecz gdy wielu z nas chciało przeczytać owe proroctwo, to tłumaczyła, że wolumin gdzieś się zapodział, ale jak tylko znajdzie, to udowodni.

 

Tradycyjnie wspomniany sznurek, zawsze wystawał spod przydługich, pomarszczonych nogawek, szorując końcem po ziemi lub po czym akurat Czesio szedł. Dziwne, lecz nigdy się nie potknął, przydeptując drugim butem, wystawkę z pierwszego.

 

Kiedyś – tylko raz – naszło go na dłuższy monolog filozoficzny i wytłumaczył, że zawsze idzie na jednej nodze, żeby nie męczyć dwóch naraz, gdyż nigdy obydwie równocześnie nie dotykają podłoża. Tak po prawdzie, niewiele nas obchodziło na wielu idzie, lecz ochoczo żeśmy przytaknęli na tego typu, czesiowe rozważania rzeczonej kwestii, tym bardziej, iż było to najdłuższe zdanie, jakie wypowiedział w czasie swojej kadencji, więc też po trochu ze zdziwienia. Poza tym mieliśmy w tym ukryty cel.

 

Zresztą Czesia, trudno było nie lubić. Miał co prawda lekkiego zeza i nigdy nie było wiadomo, gdzie konkretnie okiem rzuca, czy w mówiącego, czy gdzieś w dowolnym kierunku… o właśnie, mówiącego. Przypadkowo doszedłem do meritum sprawy. Umiał wysłuchiwać ludzi, jak żaden inny człowiek. Komukolwiek potoku słów nie przerywał dłuższym wtrąceniem, co nie było dla nas zjawiskiem zaskakującym. Nigdy żeśmy się nie dowiedzieli, czemu. Czy dlatego, że miał za wiele do powiedzenia, czy przeciwnie, za mało, lub wcale, a może z wrodzonego szacunku, dla adwersarza. Ta jego miłosierna cierpliwość, zawsze nas podnosiła na duchu, gdyż mogliśmy się chociaż przed kim wygadać.

 

Przykład działalności dobroczynnej, Czesia Klunkra.

  

–– Czesio, tak tobie powiem, że krowa mi padła. Stała i nagle bum. Leży nieżywa. Cholernie przykro z tego powodu.

–– O!

–– Na dodatek cielak też padł, bo krowa padła na cielaka. Normalnie, mówię ci. Zgroza. Chyba Pan Bóg mnie pokarał.

–– Hmm.

–– Na domiar złego, koza też padła, bo to wszystko padło na nią.

–– Ech.

–– Ale żona nie padła. Stała na obrzeżu katastrofy. Ma tylko zgniecioną stopę. Miała więcej szczęścia niż rozumu.

–– Ach tak.

–– Czesio! Dzięki! Widzę, że mi współczujesz, a tym samym podniosłeś na duchu, skoro aż tak się dla mnie rozgadałeś, dwoma wyrazami.

–– No.

 

Wiele by można takich dobrych uczynków konwersacyjnych wymienić, dających wiarę we własne siły do przezwyciężania przeciwności, ale wszystkie mają jedną wspólną cechę, której łatwo się domyślić, więc poprzestanę na tym, że kiedyś Czesio Klunker nagle zmarł, w przerwie między: hmm, a ech. Mówiący miał wtedy pecha. Odszedł niepokrzepiony, przed końcem… rozmowy.

 

Zaiste z tej to przyczyny, w czasie pochówku, miał miejsce pewien niestosowny proceder słowno – przeciwny. Otóż w czasie wypowiedzenia kwestii: „niech spoczywa w pokoju” ktoś ze zgromadzonych, nieznośnie krzyknął: „byle nie w moim”, aż się echo poobijało o głowy i różne inne członki żałobników.

 

Jakiś czas wcześniej, też doszło do bulwersującego wydarzenia, mającego w sobie pewne symptomy profanacji zwłok, a było ono związane ze związanymi sznurowadłami u węzgłowia trumny. Widocznie ktoś nie obeznany z tradycją, włożył zmarłego w zasznurowanej parze. Przecież Czesio nie mógł być schowany w wieczny spoczynek, bez uwzględnienia drugiej, jakże istotnej cechy jestestwa. W ten sposób została by nadwyrężona tożsamość zmarłego. Nie pamiętaliśmy jednak, który but miał zwyczajowo rozwiązany. Zatem nastąpiło sprawne losowanie. A gdy zjeżdżał do czeluści grobu, to wszyscy, co byli po temu obuci, rozwiązali i tak z szacunkiem stali, aż do pierwszego rzutu ziemi, łopatą.

 

Na grobie Czesiowym daliśmy nieco ironiczny wierszyk, gdyż doszliśmy do wniosku, że zapewne sam zainteresowany, by się nie pogniewał. Nie stoi w nim, że będziemy tęsknić, gdyż jest to oczywistą oczywistością. Może by nawet sam adresat skwitował nasze dzieło, aż dwuwyrazowym komentarzem: „no tak.’’

 

Czesio

zamilkłeś na dobre.

To do Ciebie

zupełnie niepodobne.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...