Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Masażysta Teodor wymasował solidnie Natalię, dziś ograniczyli się jeno do klasycznego repertuaru, bez żadnych fiki-miki czy omletów ryżowych, ponieważ Aneta musiała wyprasować pranie, więc oprócz stołu do masażu stała również deska do prasowania oraz harda kobieta z żelazkiem. To po Anetce odziedziczyła Natalia swą hardość, u niej jednak cecha ta wyewoluowała aż do hardaszczości.

Teodor obmył ręce, wytarł w ręcznik i spojrzał w kąt salonu.

– Co to za kopce soli? – Zaśmiał się, wcześniej ich nie zauważył. – To już mięso na Wielkanoc przysposobione?

Zwłoki Kamili i Sieciecha zostały jeszcze obficiej przysypane solą, przez rwetes dnia codziennego nie było komu wstawić ich do gablot pokazowych.

– A może i na Wielkanoc, kto tam wie – odparła Aneta.

– Nie no, mamo… to nasi krewni, prowizorycznie zakonserwowani.

Mama odstawiła żelazko na deskę, miała w oku ten charakterystyczny błysk.

– Wie pan co? Straciliśmy córkę... nie zechciałby pan zostać naszą córką zastępczą?

– Oj nie… zastępczą nie.

– A po prostu – córką?

– Och, bardzo chętnie. – Uśmiechnął się śnieżnobiałym uśmiechem. – Choć mógłbym to jeszcze przemyśleć? – zastanowił się.

– Oczywiście.

– Przemyślałem, zgadzam się. – Zaśmiał się uroczo.

– Mamo... nie włożyliśmy jeszcze nawet Kamy do formaliny, a ty już masz nową córkę! – oburzyła się Natalia.

– Żadnej formaliny nie będzie. Wybraliśmy jednak z Tomkiem żywicę, o, właśnie, dziecko, weź przynieś ją z piwnicy, może to go zmotywuje, żeby wreszcie wsadził ich do gablot.

– Och, zabursztynujecie swoich krewnych w gablotach? Pokazowych? Dobrze słyszę? – podekscytował się masażysta-córka. – Wprost wybornie! Będą tutaj cały czas z wami, zupełnie jakby was nie opuścili!

– No nie do końca zupełnie – żachnęła Nati. – Będą raczej jak takie owady w bursztynie. Dla mnie to trochę creepy, ale ja tu nie mam żadnego prawa głosu.

Do domu zawitała Jessika, weszła znienacka do salonu, kiedy córka Teodor składał swój mobilny stolik.

– Cześć, ciociu, cześć Nati, witam pana Teodora. Natalia, wpadłam, bo możemy przy herbatce sobie coś powyszywać. Ot, taki babski wieczorek.

– Chyba babciny – zakpiła Aneta, również składając deskę. – W waszym wieku powinniście o tej porze szykować się na imprezę.

– Och, wczoraj byłam. – Jess machnęła ręką. – Ileż można brykać, teraz potrzebuję babcinego wyciszenia.

– Jasne – Natalia się ucieszyła.

– Najpierw żywica, dziecko – przypomniała matka.

– Teodorze, pomógłbyś mi?

– Zapomnij, siostro. Mam ważne sprawunki osobiste.

Natalia zdębiała, zupełnie jakby usłyszała Kamilę. Masażyście coś nazbyt dobrze szło zastępowanie siostry. No cóż, poradzi sobie sama.

Dzierlatka rozwinęła swe obwody mięśniowe oraz wzmocniła krzyż, transportując z piwnicy do kuchni ze trzydzieści kanistrów żywicy. Jessika pomogła.

Gdy zagotowały sobie mięty i poznosiły od Nati przybory krawieckie, zapadła już głęboka, pełnoprawna ciemnica. Szyły w saloniku cichcem, siorbiąc miętowymi wywarami. Natalia wyszywała dzikusa nabitego na kieł mastodonta, zaś Jessika przystojnego mężczyznę.

– Już ich nie będzie – westchnęła Jessika, spoglądając na kopce soli w rogu.

– No nie.

Miękka tkanina koiła dłonie, igła apetycznie przebijała się przezeń, wytwarzając artystyczny ścieg.

– I co ja teraz, sama mam jeździć na łyżwach? Dawaj, Nati. Wiesz, że Kamila trzaskała czekoladą po to, aby miłością zachęcić cię do jazdy?

– Tak, wiem. – Na chwilę zaprzestała szycia, żuchwa dziewce zhardziała. – Jakoś… nie wiem, umknęło mi to. Zaślepiało mnie tak wiele rzeczy i nie dostrzegłam tego.

– No tak to już bywa – zakończyła temat. – Nie ma Kamilki, nie ma Siecieszka, nasze mitingi zubożeją. Pamiętasz nasz ostatni wspólny biwak?

– Ten, na którym Sieciech wepchnął mnie do rzeki?

– Dokładnie ten, rany rajuśku. Ale to były czasy.

– Jeszcze wtedy nie jeździliście na łyżwach. Jakoś lepiej wam wtedy szło namawianie mnie na wyjazdy. Coś się zmieniło.

– Zhardziałaś. Rozwinął się w tobie waleń.

– Też to widzisz? Wieloryba we mnie?

– Nie do końca, choć wydaje mi się, że to jest tak jak u ciebie z trzaskaniem czekoladą. Wiele rzeczy mnie zaślepia, przysłania pełną perspektywę. O waleniu wiem od Zigi, to znaczy, on go w tobie dostrzega, a ja nie neguję, bo czuję, że coś w tym jest.

– Albo pamiętam… – Oczy Natalii zakotwiczyły się na jęzorach kominka elektrycznego. – …jak Kamila wszystkim nam usmażyła jajecznicę na pomidorach, ale jako zapłata Sieciech miał się jej dać pod kiteczki, pamiętasz?

– A, żeby mu uplotła.

– Tak.

– Było, było.

– Zgodził się, bo uwielbiał tę jajecznicę. Och ten Siecieszek.

Jessika potem lekko przysypiała, ukojona trzaskami kominka. Natalia na moment odłożyła swój haft mastodonta i udała się do łazienki, tu na parterze, blisko.

W łazience zamknęła za sobą drzwi, a gdy się odwróciła z powrotem, na sedesie ujrzała Sieciecha pijącego mleko.

– Co ty robisz tutaj?

– Jak to co, mleko piję.

Natalia otworzyła oczy. Sieciecha już nie było.

Dziwne widziadło Sieciechowe, zrzuciła to na karb zmęczenia. Zrobiła swoje i wróciła do salonu, w którym Jessikę sen zmorzył całkowicie.

Z góry zszedł Tomek.

– No, Nati, czas na pal.

Dziewka drgnęła, opadła z bladaczką skóry na fotel.

– Wybiła godzina – w głosie ojca brzmiała czysta, wyzuta z emocjonalności sprawiedliwość.

– Chciałabym, chciałabym… – Natalia uciekała wzrokiem, zsunęła się na podłogę. – Proszę o odroczenie kary! – Pal spadł, a raczej wbił się w nią znienacka. Pal z jasnego nieba jednak prowadzący ku ciemnym czeluściom odkupień piekielnych. – Nie… Wnoszę o ponowne rozpatrzenie sprawy!

Słabość przygwoździła ją do podłogi, bladością zlewała się z jasnym dywanem.

Tomek nie lada się zakłopotał. Powinno się być konsekwentnym w wymierzaniu kary, aby wychować człowieka na prawego obywatela, jednak zawiadowała nim słabostka do córy, a widok biedaczki kulącej się na dywanie rozczulił serce ojcowskie oraz całkowicie rozbroił – dobrze, że zaraz nie miał iść na westernowy pojedynek strzelecki, bo nie miałby z czego strzelać.

Przygryzł mentalnie wąs.

– Wniosek przyjęty. Rozprawa prawdopodobnie odbędzie się jeszcze w tym tygodniu na działce, ustalę dokładny termin z Anetą.

Miał już wyjść, ale jeszcze odwrócił się do rozmiękczonej strachem córki.

– Ach, i prosiłbym abyś… nie wyjeżdżała z miasta w najbliższym czasie.

Natalia przytaknęła, tak jej szumiało we łbie, że nie rozeznała, czy ojciec żartuje.

Minął jakiś czas, może to był kwadrans, może godzina, i dziewka doszła do siebie. Osłabiona, ale dała radę podciągnąć się na fotel. Ocknęła się wtedy kuzynka.

– Och, Nati… – rzekła z uśmiechem na ustach – śniłaś mi się! Śniłaś…

– Tak? Nabijali mnie może na... pal? – bladaczka ust ledwo wymemłała.

– Och, Nati… nie! Nie! – Zaśmiała się, trochę jak ćpun. – To byłaś ty i ten twój waleń! Śniliście mi się! Nie pamiętam nic więcej, tylko że to wszystko było takie… piękne, niebiańskie i ładne, i dobre! I piękne. Wiesz, jak w niebie, rajskie uczucie, błogość, och… dlaczego się obudziłam.

 

Rozprawa palowa odbyła się w piątek, czyli trzy dniu po wniesieniu wniosku słownego przez Natalię. Miała miejsce o godzinie siódmej trzydzieści, toteż nikt się nie wyspał, a słońce jeszcze nie wzeszło.

Teodor, który zamieszkiwał jako córa-zastępcza, choć utrzymywano iluzję, iż jako córa prawdziwa, zjawił się w dziewczęcej piżamie Kamili oraz z włosem iście potarganym (jeszcze nie wyposażył się tu w swoją, a akurat byli podobnego wzrostu). W dłoni dzierżył jeszcze szczoteczkę do zębów, którą przyniósł przez zaspanie.

Ściągnięto na proces Jessikę aż z miasta, Natalia za to uniżenie przepraszała, gdy czekali przed wejściem na działkę, aż Tomek skleci dla Anetki stół sędziego z desek z kanciapy działkowej.

Zygmunt zupełnie zapomniał o rozprawie, leżał na zimnej glebie i stękał, że go bez sensu budzą, nim jeszcze świt nie nastał, a nawet zarzucał Anecie i Tomkowi, że o niczym go nie poinformowali i błagał o odroczenie rozprawy o umorzenie kary.

Kiedy już Aneta zasiadła za stołem, za młotek mając mikro-haczkę, Tomek pofatygował się jeszcze do willi, aby przynieść gabloty pokazowe z zalanymi żywicą krewnymi – Kamila i Sieciech, choć w martwych formach, również otrzymali wezwanie na rozprawę. Spóźnili się, za co otrzymali reprymendę od sędziego. Nawet słowa przeprosin nie bąknęli.

Wreszcie zaczęło się, Natalia cała w tremie, Teodor przysypiał, Jessika wspierała siłami psychicznymi biedną kuzynkę, Ziga stał z boku, nieco obrażony i na pokaz ziewając. Trzymał kulturalnie splecione ręce ponad kroczem osobistym. Kamila i Sieciech – zastygli bodaj z wrażenia.

– Strona oskarżona wniosła o umorzenie kary – wreszcie odezwała się Aneta. – Czy mam rozumieć, że oskarżona czuje się niewinna?

– Mamo, to jest…

– Proszę zwracać się do mnie „Wysoki Sądzie”.

– Wysoki Sądzie, to nie moja wina. Właściwie winnym jest…

– Zaraz, chwileczkę. – Anetka się zmarszczyła. – O co to poszło właściwie, Tomek?

– Oskarżona piłką do siatkówki zdewastowała moje drzewko.

– Tak, uczyniłam to, lecz… lecz nie byłam wtedy w pełni władz umysłowych.

– Jak mam to rozumieć? – Aneta zasypiała.

– To właściwie wina Sieciecha. Użył na mnie, em, zakazanej rosyjskiej techniki sportowej, która odebrała mi trzeźwość myślenia, a co więcej naładowała potężną siłą. To nawet nie moja siła została przekazana piłce, a w konsekwencji drzewku, a było to raczej udziałem stricte kuzyna mego Sieciecha.

Tomek sapnął.

– A czy czasem oskarżona nie udzieliła kuzynowi zgody na wdrożenie owej techniki w życie?

– Proszę nie przerywać oskarżonej. – Aneta, nawet nie podnosząc nadgarstka z blatu-sklejki, parokrotnie brzęknęła metalem haczka. – Co to była za technika.

– Nie mam pojęcia, na jakich zasadach energetycznych to działa, lecz Sieciech wypiął się i pierdnął.

Tomek nie wytrzymał, majtnął głową.

– To są jakieś fanaberie! Jak coś takiego może komukolwiek przekazać energię.

– Pojęcia nie mam – rzekła Natalia. – Ale podziałało.

Anetka przez chwilę milczała.

– Rzeczywiście to brzmi jak rosyjska zakazana technika. Pozwolę sobie wrócić do pytania strony oskarżającej. Czy oskarżona wyraziła zgodę na ową zagrywkę?

Natalia spojrzała na Jessikę, która stała nieco z tyłu. Kuzynka kiwnęła tylko głową. Zygmunt z boku przeciągle ziewnął. Przerażona Natalia miała zaburzone widzenie obwodowe, zakutego na działce wuja widziała w oddali jak przez mgłę. Dodatkowo panował jeszcze półmrok, upośledzając wzrok jeszcze bardziej

Znów spojrzała przed siebie, na matkę.

– Nie do końca. Powiedziałam… coś w stylu, żeby robił, co chce, a ja już chciałam, by mecz się skończył.

– Czyli być może celowo uderzyłaś w drzewko, by wzburzyć krewniaków i aby dali ci spokój z grą – wtrącił Tomek.

Aneta brzęknęła haczkiem, ale z nudów.

– Czy obecna tutaj świadek Jessika potwierdza słowa oskarżonej?

Jessika zrobiła krok do przodu.

– Ciociu, wujku! Takie wypadki się zdarzają! Było dokładnie, jak Natalia mówi!

– Dziękuję. Kamilo, Sieciechu, czy było, jak Natalia mówi?

Ich wytrzeszczone oczy i zastygłe w rozwarciu mordy milczały ku zebranym przez gęstą żywicę.

– Dziękuję. Będziemy wszyscy głosować i niech większość zadecyduje. Proszę, aby oskarżona i oskarżający wstrzymali się od głosowania z przyczyn oczywistych. Kto jest za umorzeniem kary i oczyszczeniem oskarżonej ze wszystkich zarzutów?

Podnieśli ręce wszyscy, oprócz Teodora i bezpośrednio zaangażowanych w sprawę.

– Kto jest za ukaraniem?

Zaspany Teodor podniósł rękę ze szczoteczką. Zawiało, od włosia oderwały się resztki pasty do zębów i pognały gdzieś w ciemność ranka. Natalia nie poznawała swego masażysty, zauważyła nawet osobliwą modyfikację jego ciała – uwydatniły mu się trochę powieki, przez co zupełnie przypominał Kamilę, gdy transformowała w swój chochliczy tryb.

Natalia mogła odetchnąć, została uniewinniona, a winnym okrzyknięto Sieciecha, choć jeszcze nie ustalili, jak go ukarzą. Wyszedł z tego trochę lincz, bo Anetka nie chciała już ciągnąć sprawy, ale uległa pod naporem paru zawistnych jednostek (Teodor, Tomek, Ziga chyba najbardziej).

Serce dziewki zwolniło, jasność widzenia wróciła, i dopiero wtedy dostrzegła, że skóra Zigi dziwnie pogrubiała. Może to rodzaj adaptacji do niskich temperatur. W każdym razie po rozprawie podeszła do rodziców, którzy ponownie przykuwali Zygmunta do kanciapy. Dopiero robiło się widno.

– Ile to jeszcze niby ma trwać? – spytała. – Ziga nie ma już własnych stóp, a teraz mu do kolekcji skóra w coś się przepoczwarza!

– Natalio – zganił wujek, solidnie już skuty – nasze czyny prowadzą do konsekwencji.

– Spokojnie, wujku, pomogę ci. Byłam zaaferowana palem, lecz teraz gdy już nic nie mąci mego sumienia, pomogę, jak tylko będę mogła!

– Czyli pomożesz niewiele, dziecko – ucięła Aneta, realistka do bólu.

Natalia spuściła głowę, całkowicie coś w niej zgasło, teraz, po wtrąceniu matki, ale i wtedy kiedy napięcie sądowe odpuściło.

W czasie gdy człapiąca z powrotem do domu Natalia przeżywała swoisty zachód ducha, na horyzoncie słońce dopiero budziło się do życia.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Że to goli loki Pepik? Oli logo też?
    • O, zasądź dąs, Azo!
    • @Nata_Kruk

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • nieliczni to potrafią.    wystarczy  spojrzeć na sejm rząd  wszyscy myślą jak wodzowie  CZY TO MOŻLIWE  inaczej myślący są usuwani   PO CÓŻ WIĘC ICH TYLU  pracujemy na ich kilometrówki    gdyby tylko oni    miliony klaskają  uśmiechają się obleśnie  do słów idoli obu stron  jakby były ich    czy naród musi być ślepy    krytykujemy dziecko  współmałżonka przyjaciela  dla dobra  czy inne zdanie to rozwód  tak wmawiają  gdy wytyka się zło uni    krytyka  to napaść  NA NAJWYŻSZE WARTOŚCI  unia jest nieomylna  tak twierdzą wodzowie  już kiedyś tak mówili  o innym związku   a my  nasze zdanie to pomyje    czyli unia to kto …   11.2025 andrew  Żenujący obrazek, wódz je zupę.  Jego minister także nagrywa filmik,  jak ją je. Żenujące to małpowanie. Wykształcony człowiek, a…wstyd   
    • Czy wspomniana w tytule łączy się z czasem? Odpowiedź wydaje się być oczywistą. Popatrzmy zatem razem, Czytelniku. Najpierw w przeszłość, a kto wie - może zarazem do innego wymiaru? Tak czy inaczej: spójrzmy do świata istniejącego "Dawno, dawno temu, w odległej galaktyce... " George Lucas najprawdopodobniej celowo pominął innowymiarowe odniesienie, chociaż Gwiezdna Trylogia jest cyklem filmów, stworzonych przede wszystkim z myślą o Przebudzonych. Co oczywiście nie przeczy prawdzie, że i Nieprzebudzeni mogą je oglądać.     Popatrzywszy, przenieśliśmy się zarówno w czasie, jak i w przestrzeni. Moc samoukryta istotowo tak w jednym, jak w drugiej, skierowała nas na Courusant, stolicę Republiki, gdzie Zakon Jedi miał swoją Świątynię, a Galaktyczny Senat swoją siedzibę. Jesteśmy na jednej z ulic miasta, zajmującego - czy też obejmującego - je całe. Zgodnie ze słowami Mistrza Jedi Qui-Gon Jinna, skierowanych w jednej ze scen "Mrocznego widma" do Anakina Skywalkera: "Cała planeta to jedno wielkie miasto". Rozglądamy się,  widząc...      Widząc wspomniane miasto, złożone przecież nie z czego innego, jak z przejawów kultury architektonicznej właśnie. Wieżowców, które nawet przy wysokim poziomie technologii budowlanej uznalibyśmy za niesamowite. Jesteś, Czytelniku, pod sporym wrażeniem. Może dlatego, że to Twoja pierwsza tutaj wizyta? Ja jestem pod trochę mniejszym; wędrowałem już z Przewodnikiem po światach-planetach jego galaktyki.    Gdziekolwiek sięgnąć spojrzeniem, wokół czy do  góry po ścianach budynków, jest bardzo czysto. Na wysokości piętnastego piętra znajduje się pierwszy - najniższy - poziom ruchu pojazdów powietrznych. Przesuwają się powoli, niemalże dostojnie, jeden za drugim w tę samą stronę w zbliżonych odstępach. Przeciwny kierunek ruchu urzeczywiatniany jest pięć pięter wyżej, na wysokości dwudziestego. Jeszcze wyższy, biegnący ukośnie do wymienionych, to już dwudzieste piąte piętro. Dźwięki emitowane przez ich napędy są tu, na ulicy, prawie nie słyszalne. Idąc  kilkadziesiąt kroków w prawo od miejsca, w którym znaleźliśmy się, a przyłączywszy się jakby pochodu wytwornie ubranych ludzi, docieramy do imponującego gmachu jednego ze stołecznych teatrów. Najwidoczniej trafiliśmy do świata kultury wysokiej, chociaż - co jest nie tylko możliwe, ale wręcz prawdopodobne - są tu też sfery (przestrzenie? dzielnice?) zamieszkałe przez osoby kultury niższej. Nadchodząca z przeciwnego kierunku postać o charakterystycznie zielonej skórze wydaje się być Mistrzem Yodą. Zatrzymuje się przy nas.     - Udajecie się na przedstawienie? - pyta głosem, brzmiącym dokładnie tak, jak we każdym z epizodów. Gdy tylko odpowiedzieliśmy, Moc - najpewniej według sobie tylko znanego powodu - przenosi nas bądź przemieszcza na Endor. Do porastającej całą jego powierzchnię puszczy, zamieszkałą z dawien dawna przez Ewoków. Których kulturę trudno, z racji etapu ich cywilizacyjnego rozwoju, zaliczyć do wyższej. Wygląda na to, że w naszej podróży mamy więcej szczęścia niż swego czasu Luke ze Hanem i Leią: napotkany tubylec okazuje się należeć do starszyzny miejscowego plemienia. Rozmowa przy ognisku, po wzajemnych prezentacjach, opowiedzeniu skąd pochodzimy i po ich, hałaśliwych co prawda, relacjach z niedawno stoczonej bitwy ze imperialnymi  szturmowcami, przechodzi do tematu kultury zwierząt.    - Zwróćcie uwagę na przykład na ptaki - zagaja jeden ze Starszych. - Trudno odmówić im pewnych zwyczajów, a nawet rytuałów, prawda? Taniec godowy... sposób budowy gniazd przez określone gatunki... ozdabianie tych pierwszych według osobistych pomysłów - których pojawianie się oznaczać może albo wyobraźnię, albo impulsy Mocy... wspólne dbanie o pisklęta..  wreszcie szacunek samców do samic - czy nie stanowią one przejawów kultury?                       *     *    *      Teraz spójrzmy w przyszłość. Odległą z naszego - obecnego punktu widzenia - bowiem rok dwa tysiące trzysta pięćdziesiąty minął sto dwadzieścia trzy lata temu, mamy więc dwa tysiące czterysta siedemdziesiąty trzeci. Śmierć jako jednostka chorobowa przestała istnieć,  a wraz z nią - czy też raczej przed nią - wyeliminowano starzenie się organizmu. Ludzie żyją jako wiecznie młodzi. I nieśmiertelni. Wizja z filmu "Seksmisja" została daleko w tyle. Setki, jeśli nie tysiące godzin badań i technologie medyczne doprowadziły do  przełomu, umożliwiając zaistnienie takiego właśnie świata. Bez względu jednak na to, czy jest to utopia, której istnienia pilnują członkowie specjalnie wyszkolonych oddziałów, czy taki świat może rzeczywiście zaistnieć - a może już zaistniał - w jednym z askończonej ilości wymiarów, kultura tamtejsza wyrasta wprost z ówczesnej - naszej. Wyrasta jako przejaw części ludzkiej natury, azależnej od czasu i przestrzeni. Od planety.  A nawet od wymiaru, o ile kultura stanowi cząstkę także ludzkiego - umysłu, ale i duszy. Azależnej od jakiegokolwiek organizmu, mało tego: wpływającej nań energią przeżytych doświadczeń.    Minął świat - a może jednak trwa? - przedstawiony w gwiezdnowojennych Trylogiach. To samo pytanie można postawić, albo żywić wątpliwość, odnośnie do starożytnych światów: chińskiego, hinduskiego, grecko-rzymskiego, lechickiego czy też słowiańskiego wreszcie. A może nie tylko ich?     Jakkolwiek jest, kultura płynąca z tego samego źródła, od którego pochodzą czas i przestrzeń, zdaje się mieć metafizyczny - w dosłownym znaczeniu tego wyrazu - charakter. Dlatego łączy z istoty swojej natury. I dlatego dzieli; tak samo jak prawda, z tego samego powodu. Światy duchowe, materialne i te funkcjonujące na przenikalnej przecież granicy. Świat ludzi i świat tych zwierząt, których poziom świadomości kieruje do tworzenia i utrzymywania zorganizowanych społeczności, jak na przykład pszczoły, bądź czy też oraz do zakładania rodzin.     Bowiem czy łączenie i dzielenie nie stanowią dwóch stron tej samej całości?      Kartuzy, 25. Listopada 2025 

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...