Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

"Uwięziona" (Podział na części)


BPW

Rekomendowane odpowiedzi

Część I

 

Czuła ból, przeraźliwy ból w okolicy brzucha.
- Wstawaj!
Usłyszała głos.
- Diana!
Usłyszała swoje imię. Próbowała wstać, ale ciało odmówiło jej posłuszeństwa. "Otwórz oczy" myśląc próbowała wymusić otwarcie ich. Nie mogła. Widziała ciemność. Głęboko w duszy błagała aby jej ciało zemdlało. "Chce zemdleć" ta myśl towarzyszyła jej przez minutę która dłużyła sie w godziny.
- Proszę! - powiedział rozpaczliwie damski głos.
Zemdlała.


 

- Gdzie ja jestem? - zapytała cała obolała. Patrząc sie w sufit, stary brzydki zapleśniały sufit. - Gdzie ja jestem? -  zapytała ponownie. - W szpitalu?
- Chciałabyś - usłyszała znajomy głos.
- A dlaczego? Nie mogę być w normalnym w szpitalu z normalnymi ludźmi? Normalnie sobie leżąc? W normalnym łóżku?
- Nie kiedy ty jesteś inna.
- Zamknij się Abie. - powiedziała Diana. - Czy ty zawsze musisz dołować?
- Ej! Ja nie dołuje, patrzę prawdzie prosto w twarz. - tłumaczyła się Abie. - A poza tym to ja nie dałam się postrzelić trzy razy w miesiącu.
- Zaraz. Liczysz ile razy mnie postrzelono? - ze zdziwienia popatrzała wspierając sie rękoma o łóżko na twarz pełną uśmiechu.
- No tak! Mnie postrzelono zaledwie raz w tym miesiącu. I to z twojej winy.
- Lecz się. - wstała Diana - Znowu się mało nie wykrwawiłam?
- Tym razem prosiłaś mnie abym Ci przywaliła w łeb abyś zemdlała. To nie na moje serce! Musisz już skończyć! Gdzie twoja matka popełniła błąd kiedy Cię wychowywała!?
- Nie wiem? - powiedziała. - Ale i tak jestem gdzie jestem i tego nie żałuje.
- Ale musisz przestać, przynajmniej na kilka tygodni bo już Cię prawie mieli.
- Dobra mamusiu.
- Nie nazywaj mnie tak! Ja sie o Ciebie martwię!
- Posłuchaj siebie. Kilka lat temu do tego mnie namawiałaś.
- Ale teraz mówię żebyś przestała.
- Nie potrafię, ta dawka adrenaliny uświadamia mi że żyję.
- A mnie skręca kiedy patrzę jak mało co nie giniesz!
- Koniec rozmowy. - stwierdziła Diana.
- Kim jesteś? Zabijasz ludzi za kasę!
- Ale to moja praca.
- To chociaż wróć do szczurów!
- Szczury, to są ludzie których zabijam którzy zabijają innych.
- Właśnie dlatego nie możesz być w normalnym szpitalu, z normalnymi ludźmi!
- Niby dlaczego?
- Kochasz łamać zasady. Nawet te Boże.
- O! Naprawdę? A teraz gadaj kogo mam zabić.
- Nie powiem jako dobra siostra!
- Na razie to ty w tym siedzisz razem ze mną. A więc gdzie popełniła błąd twoja matka kiedy Cię wychowywała?
- Tam gdzie twoja! Tylko że ja zabijałam szczury, a ty zaczęłaś ludzi!
- Wielka mi różnica. Człowiek i szczur, jedno i drugie jest wredne. Dawaj!
- Nie!
- Dawaj mi to! - Wyrwała kartkę z dłoni Abie i czytała - Jacob Florence, szef całej szajki i podobno kiedyś najlepszy morderca w Los Angeles. Ponadto założyciel firmy.
- Błagam, tylko nie to.
- Gdzie moja spluwa?
- Masz.
- Dzięki za wyrozumiałość.- westchnęła Diana przytulając Abie. - Poczuła Coś nagle na plecach. - Nie rób numeru z nadajnikiem. To kiedyś przez niego mnie postrzelili.
- Ach, warto było spróbować. - westchnęła Abie.
- Nie martw się, jestem najlepsza. - po tych słowach wyszła z pokoju.

Wzięła skurzany kombinezon i wybiegła na miasto z walizką. Potem skręciła w zaułek i wsiadła do terenówki.
Jechała zaledwie niecałe trzydzieści kilometrów. Stanęła przed jednym z wieżowców.
- Podobno tu jest ten Jacob. - westchnęła zakładając okulary. Weszła do budynku pewnie.
- Stać, przepustka. - równie pewnie powiedział ochroniarz.
- Przepustka, gdzie ja ją... - przeszukiwała kieszenie.
Nagle coś wybuchło około dwudziestu metrów dalej. 
- Proszę tu czekać. - ochroniarz pobiegł to sprawdzić.
- Gnojek. - otworzyła drzwi i weszła do środka. - Nie zamierzam czekać na debila. - Westchnęła wchodząc i  przepychając się przez tłum ludzi którzy z przerażeniem stali w oknach. - Jak oni to robią? - zapytała. - Dopiero kilka sekund temu wybuchło i już nadają w telewizji. Zaraz po tych słowach skręciła w jeden z wielu korytarzy.
- Proszę stać! - zawołał inny ochroniarz.
- Dzień dobry. Strasznie sie przeraziłam, a tamten miły ochroniarz mnie wpuścił dla bezpieczeństwa.
- Proszę pokazać walizkę.
- Ależ proszę bardzo. - położyła walizkę na ziemi i ją kopnęła w stronę ochroniarza.
- Ochroniarz odruchowo sie schylił aby podnieść walizkę, a Diana wzięła porządny zamach ręką i uderzyła go. Po tym ruchu ochroniarz zemdlał.
- Patałachy. - westchnęła - W tych czasach trudno znaleźć wykwalifikowanego pracownika.
Weszła do windy z relaksującą muzyką. Wzięła głęboki wdech i nagle zadzwonił jej telefon.
- Po co dzwonisz?
- Akleiw alah - powiedziała szybko Abie.
- Abie? Halo! Słyszysz?! - Rozłączyło ją coś - Cholera! - powiedziała poddenerwowana.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Część II

 

Wysiadła na przed ostatnim piętrze i pewnie szybkim krokiem weszła za drzwi na których widniała pozłacana tabliczka z napisem "Jacob Florence".
- Radzę Ci zainwestować w ochronę bo to są słabiaki. - powiedziała podniosłym tonem. Ale gdy weszła zobaczyła coś czego się nie spodziewała. - Ktoś był przede mną. - Po tych słowach ze zdziwieniem podeszła do ciała Jacoba, Założyła rękawiczkę i sprawdziła puls. - Nie żyje. - zaniemówiła, a potem biegiem opuściła gabinet, a wraz z nim budynek. Wsiadła do auta i zadzwoniła do Abie. "Połączenie odrzucone", jeszcze raz "Połączenie odrzucone". - Chryste! - dała gazu i po kilku minutach była przed kamienicą. Prędko wspięła się po schodach, ale w pokoju Abie nie zastała. - Kurwa mać! Abie! Jesteś? - nagle do drzwi ktoś zapukał. Diana otworzyła, ale z nożem w ręku.
- Dzień dobry. - powiedziała staruszka zza drzwi.
- Dzień dobry. - odpowiedziała Diana.
- Co to za wyrażenia? Ja mam wnuczków w mieszkaniu.
- Przepraszam bardzo, ale moja młodsza siostra zniknęła bez śladu i się o nią martwię. - starała się wytłumaczyć Diana na spokojnie.
- Aaa! Ta miła pulchniutka blondyneczka? To ona z jakimiś mężczyznami wsiadła do samochodu. Wyglądało to dosyć sztucznie, a mężczyźni nie wyglądali na "dobro uczynnych".
- Kur...cze. - Wybrnęła Diana.
- Jak pani chce to meliski mogę zaparzyć, to od razu pani się rozluźni.
- Nie dziękuję.
- Dobrze, ja pani nie nakłaniam. - szczupła staruszka odeszła, a potem Diana zamknęła drzwi.
- Stara prukwa, zawsze wtrombali mi się do życia. - westchnęła cicho. - Gdzie oni mogli Cię zabrać? Co chciałaś mi powiedzieć? Co to znaczy ten Akleiw alah? Kto zabił Jacoba? Tyle pytań i zero odpowiedzi. Tłoczyły się one dziewczynie przez cały czas. "Co mam robić?" pytała sie wielokrotnie samą siebie. Pytała się dotąd aż wymyśliła. - Muszę zadzwonić do Kate. - powiedziała sama do siebie. - Numer, skąd ja wezmę numer? - po tym pytaniu nasunęła się jej odpowiedź "Facebook". Wyjęła prędko telefon z kieszeni i zaczęła szukać. - Kate... Jak jej było na nazwisko? Miała takie śmieszne nazwisko... Kur... - Przypomniała sobie. - Liu. Szybko kliknęła ikonkę lupy aby jej wyszukać. - Mam! Tego rudego garnka na łbie nie da się zapomnieć! - Nagle do drzwi ktoś zapukał. - Pani Smith... - powiedziała wrednie. "Poczekam to sobie pójdzie" pomyślała. Teraz to nie było grzecznościowe pukanie. Teraz waliła całymi dłońmi. - Zaraz mnie coś... Proszę przestać! - Krzyknęła. Drzwi wręcz wyskoczyły z zawiasów. To nie była pani Smith. Diana szybko odskoczyła za ścianę i wzięła pistolet z szafki. Słychać było kroki kogoś obcego. Diana spoglądnęła na okno i pomyślała "Muszę to zrobić". Rozpędziła się i wyskoczyła przez nie na klatkę ewakuacyjną. Szybko biegła w dół, wręcz przeskakiwała po pięć stopni. Kiedy zeskoczyła z ostatniego stopnia wyjrzała za róg kamienicy i ujżała więcej tych kolesi. "Cholera" pomyślała i stwierdziła że jako jest wieczorna pora to nie będzie widać twarzy gdy poprostu ich minie aby dotrzeć do terenówki. Ruszyła z początku niepewnym krokiem, ale za każdym kolejnym łapała więcej pewności że plan się powiedzie.
- Dobry wieczór - powiedziała, gdy mijała tych typów.
- Dobry! - powiedział jeden z nich nie przywiązując żadnej wagi jak to powiedział.
- Wie pani która jest godzina? - zapytał kolejny. Dla Diany był to strzał w kolano bo gdy się odwróci mogą ją rozpoznać. Ostrożnie wyciągnęła telefon i odwróciła głowę w stronę mężczyzn o niewiele stopni i rzekła.
- Dwadzieścia po szóstej.
- Dziękujemy. - odpowiedział trzeci. Diane naszedła genialna myśl. Ale jest ona zbyt ryzykowna aby ją spełnić, więc zrezygnowała. Poszła dalej powolnym krokiem aby  jak najwięcej wyłapać z rozmów. Po sekundzie wyszedł ten który zapewne miał ją zabić.
- Nie ma jej! - stwierdził zdenerwowany kopiąc w koło auta.
- Jak to jej nie ma? - zapytał ten który niechlujnie odpowiedział Dianie.
- A w szafach sprawdzałeś?!
- Tak - powiedział morderca.
Reszty rozmowy Diana nie usłyszała bo odeszła za daleko. Podeszła do terenówki i wsiadła łapiąc głęboki oddech.
- Analfabeci. - stwierdziła - Nawet nie wiedzą kogo szukają. - Po tym stwierdzeniu włączyła telefon i napisała do Kate: "Musimy się spotkać jak najszybciej". Odłożyła telefon i oczekiwała dźwięku zapalanego silnika i zamykanych drzwi aby śledzić ten gang.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...