Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

BPW

Użytkownicy
  • Postów

    458
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez BPW

  1. BPW

    ***

    Dzieli mnie tylko słaba deska, Co aby siekierką można zniszczyć, Jesteś tam, Na najlepsze liczysz. Ale ty płeć męska, Muśniesz po skroni, Lepsze i to, Kropli nie ronisz. A po tylekroć razy ile mówiłem, Nienawiść mi w oczach, Ślepa jak usta, Moja epoka.
  2. BPW

    Biały okręt

    Biały okręt, Puszczony po rzece, Żagle we krwi, Płacze winne dziecię. Rączką szarpie, Ciało swojej mamy, Niegdyś żywy, Cały okręt biały. Tato patrzy, Z najwyższego masztu, Szur na szyi, Powołany z marszu. Dziecię krwiste, Teraz zapomniane, Cierpieć będzie, Bo zostało same. W bezkres wody, Biały okręt płynie, Może kiedyś, Dziecię też przeminie.
  3. BPW

    Żywy trup

    Kolorowa codzienność, Szarymi barwy plami, Rozkładam sobie ciało, Bo to też i mnie bawi. I za grosza przyczyny, Czuć się - nie poczuwamy, Gubisz kolejne słowa, Nowe otwierasz rany. I zaśmiane odbicie, Papierową skórę tnie, Komoda nas pogania, Jednak wiem - chyba żyję.
  4. BPW

    „...”

    To już wrzesień, Tułam się po mieście, Bryły szare prężą się, Rzucają cień na mojej ścieżce. Już listopad, Kruszenie liści pod stopami, Jednak to nie daje radości, Bo nie gonię z marzeniami. Połowa kwietnia mija, Urodziny mojej siostry, Czy iść już na cmentarz? Czy w mogiłę chwasty wrosły? Czerwiec gorącem parzy, Dzieci w zabawnych koszulkach, Ale to tylko dobry sen, Bo dziś zabawa - jutro nauka. A to już wrzesień, I tułam się po mieście, Nie wiem co ze sobą zrobić, Może czas powisieć wreszcie?
  5. Pewnego dnia przy jeziorze stała Prawda. – Piękna dziś pogoda. – Zagadało Kłamstwo. Prawda lekko podniosła głowę spoglądając na czyste i błękitne niebo. – Tak jest. – potwierdziła przyjaźnie uśmiechając się. – Woda taka czysta. – Kłamstwo znów zagadało. Prawda nachyliła się w stronę tafli wody. Jeziorko było piękne, a woda w nim przezroczysta. – Tak jest. – Znów przytaknęła Kłamstwu podnosząc kąciki ust. – A jaka ciepła. – stwierdziło kłamstwo mocząc dłoń w wodzie. Prawda kucnęła i delikatnie sunęła palcem po lustrze wody. – Tak jest. – Kolejny raz przytaknęła. – Może popływamy? – zapytało Kłamstwo czekając na reakcję Prawdy. – Dobrze. – Zgodziła się prawda. Zdjęła swoje piękne zdobione szaty, aby spokojnie zanurzyć się w ciepłej wodzie. Zaraz po niej zawtórowało Kłamstwo zdejmując swoje brudne i podarte szaty. Kiedy tylko to zrobił, szybko wskoczył pluskając na wszystkie możliwe strony. Prawda dobrze się bawiła z Kłamstwem, dopóki nagle ono nie znikło z jej oczu. – Kłamstwo!? – Wyszła na brzeg całkowicie naga wołając przyjaciela. – Kłam..? – Nie skończyła, bo zobaczyła, że na brzegu leżą tylko jego zniszczone szaty. Kłamstwo oszukało Prawdę. W pewnym momencie wyszło z jeziorka i założyło jej szaty. Prawda odrażona pomysłem, aby założyć jego szaty, szła nago ścieżką odstraszając ludzi. Od tego momentu każdy wolał piękne Kłamstwo, niż nagą Prawdę.
  6. Nowa szkoła, stara ja. Cała wędrówka przebiegła bez większych komplikacji. Tata zawsze doskonale opracowuje plan działania, a jeszcze lepiej odhacza w nim poszczególne punkty. Nicolas Myers - mój ojciec - doskonale nadaje się do podróżowania, ale nie ma na to za wiele czasu, bo los zechciał, aby pracował w jakimś nudnym korpo. Tak samo los zechciał abym dziś stała tu, przed placówką noszącą nazwę S-Z-K-O-Ł-A. Przeprowadzka nie była moją inicjatywą, ale i też nie miałam nic do zarzucenia. Tata od zawsze dbał, aby mieć dla mnie czas, a wyższe wynagrodzenie daje mu taką możliwość. Jedynym minusem tego całego przedsięwzięcia jest odległość, bo to nie zmiana miasta, ale już kontynentu. Na moje szczęście urodziłam się w dobie Internetu i kontakt z moją przyjaciółką utrudnia tylko odmienna strefa czasowa, bo w Europie wszystko się dzieje X godzin wcześniej. Nie sądziłam też nigdy, że przeciskanie przez ludzi może być takie męczące. Moja wcześniejsza szkoła była mniejsza, mniej wyposażona w gadżety i inne bajery, ale też była spokojniejsza. Ponadto miała jakąś mniej zjebaną numerację, bo sali 38c szukam już prawie pół godziny, a nawet chyba się do niej nie zbliżyłam. Na moje nieszczęście, a zarazem ku mojemu zbawieniu, dookoła jest setka ludzi, którzy być może znają drogę. – Przepraszam. – zaczęłam niepewnie do wysokiego szatyna zaczesując kosmyk włosów za ucho. – O! Blondie! – krzyknął chłopak na co się skrzywiłam. – Pomyłka. – uciekłam z jego oczu jak i kolegów stojących koło niego. Ekstrawertyzm nie jest moją mocną stroną. Wolę stać gdzieś daleko od pospólstwa i nie integrować się w życie społeczne. Jednak pracownia sama się nie znajdzie i potrzebuje pomocy. – Przepraszam. – zaczęłam do pierwszej z brzegu dziewczyny. – Wiesz może gdzie jest sala 38c? – Zachodnie skrzydło. 3 piętro. Coś jeszcze? – Rzuciła na mnie złowrogim oceniającym spojrzeniem. – Nie. Dzięki wielkie. – Podziękowałam i wkroczyłam znów przeciskać się w tłum. Zachodnie skrzydło było mniej zatłoczone, a przez to było cichsze. Ludzie też wydawali się bardziej normalni, ale nadal to mnie nie przekonywało do nawiązywania jakiegokolwiek kontaktu. – Przepraszam. – odwróciłam głowę w kierunku jakiegoś grubaska. – Wiesz może gdzie jest sala 22b? – Też jestem tu nowa. Wybacz. – Wzruszyłam ramionami zaczynając wbiegać po schodach. Kto wymyślił, aby klasowa pracownia była na trzecim piętrze? Cała zdyszana próbowałam wyglądać, że nie mam ochoty wypluć płuc i czytałam numerki na drzwiach. – 35c, 36c, 37c i 38c. Bingo! – mamrotałam pod nosem gratulując przełamania lodów. Weszłam do klasy nieco zdezorientowana atmosferą jaka tam panuje. Nie dość, że prawie wszystkie miejsca były zajęte, to na tyle pracowni znajdowała się największa i najbardziej hałaśliwa grupa. Nawet nikt nie zauważył, kiedy przeszłam przez środek pomieszczenia i usiadłam koło okna. Brakowało mi jeszcze tylko jakiejś nadpobudliwej koleżanki, którą przypadkowo posiadłam i chcę się ze mną zaprzyjaźnić. – Dzień dobry klaso. – Zza drzwi wyszła niska blondynka w wielobarwnej sukience. – Zamieszanie jak co rok. – powiedziała cięcie łapiąc się za biodra. – Na swoje miejsca! Chłopcy! Nie ociągać się! Zaledwie po kilku sekundach do mojej ławki podszedł chłopak z tylnej części klasy. Odsunął szybko krzesło i usiadł. Wstałam, aby uchylić okno, bo zajechało papierosami. – Podsiadłaś mnie. - wymamrotał. – Ach. To ty. – Siadłam na krześle nawiązując kontakt z zielonymi tęczówkami. – Kto? – Nadpobudliwa koleżanka, która przypadkiem podsiadłam i chce się zaprzyjaźnić. – zażartowałam widząc jak brunet próbuje zachować powagę. – Wybacz, zmieniłam płeć, a teraz wypierdalaj z mojej ławki. – Kiwnął głową na znak, abym jak najszybciej wykonała jego polecenie. – Jak tak bardzo ci zależy, możesz usiąść bliżej okna. – zasugerowałam na co on przeczesał włosy i wziął głęboki wdech. – Chyba twoja blond główka nie pojmuje, że cała ta ławka jest moja. – Wystawił dłonie wskazując okrężnym ruchem cały blat. – Dziwne. W sensie, że ty ją kupiłeś, wniosłeś do sali i przy niej siedzisz? – nie mogłam powstrzymać chichotu. – Jak już masz siedzieć to cicho. – Poddał się w walce kładąc się czołem na stoliku. Nie mam pojęcia jak ma on na imię, ale wiem, że pewnie cała klasa jest równie zepsuta jak ten rozpuszczony bachor. Czułam, że zaraz poznam, jak się wabi ten piesek, bo kiedy tylko się położył, to nauczycielka rzuciła na nim dłuższym spojrzeniem. – Gregory. Widzę, że poznałeś nową koleżankę w klasie, a więc oprowadzisz ją po szkole. – Obserwowałam jak oszołomiony powoli podnosi głowę i odwraca ją w moją stronę. Próbując uniknąć zmęczonego spojrzenia zorientowałam się, że cała klasa ma mnie na uwadze. – Dobrze pani profesor. – powiedział obojętnie, aby potem znów na mnie popatrzeć. Grzeczny piesek. Teraz tylko czekać na oprowadzenie po placówce. *** – Tutaj szafka. – chyba już to słowo powiedział dwusetny raz z takim samym niezaangażowaniem co od początku. – Uwierz, że nie musisz mi mówić co metr, że jest szafka. – powiedziałam uszczypliwie licząc, że to przyniesie jakieś rezultaty. – Nie musisz oceniać mojej pracy. – Stanął na środku korytarza posyłając kpiący uśmiech. – Tam chyba też jest szafka. – Odruchowo przewróciłam oczami, gdy wskazywał palcem na ścianę. – Idź sprawdź. – Dlaczego mi to robisz? – zapytałam już wiedząc, że jeśli nie odpowie z sensem wybuchnę i się chyba pożegnamy. Bez oprowadzenia też dam jakoś sobie radę. Znajdę klasę, lub kiedy kogoś poznam normalnego, o ile to jest możliwe, to mnie oprowadzi. – Bo tak. – Wzruszył ramionami. – Bo tak?! – No i wybuchłam. – Od prawie godziny tułamy się jak te przybłędy po pustej szkole będąc dopiero w połowie drugiego skrzydła, bo ty nie mam pojęcia, dlaczego liczysz te pierdolone szafki, w tym samym popierdolonym czerwonym kolorze! – Nikt cię tu nie trzyma! Droga wolna! – Wyciągnął rękę wskazując opuszczony korytarz. – A jeśli nie pamiętasz drogi, to z miłą chęcią pokaże drzwi. – W odbyt se wsadź te drzwi! – pokazałam mu środkowy palec w ramach pożegnania. – Ej! Zapomniałaś czegoś! – Odwróciłam się, a on rzucił jakiś metalowy przedmiot w moim kierunku. Kluczyki. – Po co mi to? – rzuciłam oschle. – Do szafki dwieście czterdzieści osiem. – zaczęłam iść w stronę wyjścia. – Tylko nie zgub ciamajdo! – krzyknął. – Zamknij pysk paplo! O niczym już tak nie marzyłam, jak o tym, aby opuścić towarzystwo Gregor'ego. Dlaczego nie zrobiłam tego wcześniej? Przecież, jak to on wcześniej powiedział, nikt mnie tu nie trzymał. Mogłam sobie odpuścić wielu nerwów. A może było mi to potrzebne? W pewnym sensie dałam upust emocjom z dnia przeprowadzki. Czyli wydarcie mordy na typka, którego się zna nieco ponad godzinę jednak ma sens. Nie twierdzę, że bym to zrobiła drugi raz, ale jeśli by miało mi to znów pomóc... czemu nie? Już nie roztrząsając dogłębniej tej sprawy wyjęłam telefon odczytując powiadomienia. Sophie jest jakaś niemożliwa. Jak można wysłać ponad pół tysiąca tiktoków w kilka godzin? Ona się nudzi w tej Anglii, muszę jej znaleźć jakiegoś chłopa. Po odkopaniu się z powiadomień z jednej aplikacji, dotarłam do pytania czy opowiem o pierwszym dniu w szkole. – Ogółem... – zaczęłam nagrywać głosówkę jeszcze zbierając myśli. – ogółem to nic się takiego ciekawego nie stało, Na akademii zemdlał jakiś jeden uczeń, ogólnie dłużyło się. Wychowawczyni jest spoko, nie to co klasa. Budynek ma spieprzoną numerację, dosłownie szukałam sali 38c jakieś pół godzinie i w końcu zebrałam się na odwagę zapytać obcego typka. A on, że ja jakaś "Blondie" jestem, no to sublimowałam do jakiejś szkolnej gwiazdeczki, ona przynajmniej odpowiedziała mi na pytanie. Zajęłam wolne miejsce w klasie, które jak się okazało później nie jest wolne, bo zajmuje je palant Gregory. No to on do mnie, że ta ławka jest jego, a ja do niego się pytam, czy ją kupił i wygrałam tę wojnę. Wychowawczyni kazała mu oprowadzić nową uczennicę, nawiasem mówiąc, to ja byłam nowa. I on pokazywał mi wszystko. Dosłownie wszystko. Co metr mówił, że jest szafka, co kilka, że jest kosz na śmieci. I wybuchłam, nakrzyczałam na niego a on dał mi kluczyki do szafki i nie mam pojęcia, gdzie ona jest, bo mi nie powiedział więc będę patrzeć po numerach licząc, że trafię. – Wysłałam rozglądając się dookoła licząc, że nikt mnie nie usłyszał. Najgorsze tłumy przeszły, a parking był już prawie pusty. Jedynie stały pojedyncze samochody, niestety żaden z nich nie należał do mnie. W Anglii miałam auto, tutaj mam rower i nadzieję, że gdy będę nim jechać to pierdolnie mnie autobus. No, ale wszystkie autobusy szkolne odjechały, bo pierdolony Gregory mnie zatrzymał pokazując przezajebiste szafki. Czemu pierwszego dnia w szkole poznałam już tak problematyczną osobę? Z takimi ludźmi trzeba działać szybko. Chętnie bym kupiła jakiś spray, ale jednocześnie zdaje sobie sprawę, że takie karaluchy jak on, przetrwają w najgorszych warunkach. Szkoda na niego kapcia, aby mu przypierdolić. Nie mam pojęcia kto wymyślił, żeby stojaki na rowery stały na końcu ogromnego parkingu. Ledwo co doszłam do pojazdu, a już znalazłem kolejny powód do narzekania. Chcę do Anglii. Prolog znajdziesz tu: Soulmate - Prolog - Proza - opowiadania i nie tylko - Polski Portal Literacki (poezja.org) Wattpad: art_osz - Wattpad
  7. Jak zawsze wracałyśmy ścieżką koło torów. To była moja ulubiona droga do domu, a w szczególności dziś, bo szłam nią ostatni raz. – No idziesz?! – Pośpieszała mnie Sophie, gdy próbowałam odwlekać niechcianą chwilę. Lekki podmuch wiatru kołysał jej ciemne włosy, a cała chwytała promienie zachodzącego słońca. – Niki! Nie mamy czasu liczyć wszystkich kwiatków na polu! – Jęknęła odchylając głowę do tyłu na co moje kąciki ust lekko się podniosły.. Potem wysoko podnosząc nogi podeszła do mnie i złapała mnie za nadgarstek aby iść dalej. – Próbuj ile chcesz, ja się nie ruszę dalej. – powiedziałam stanowczo , aby nie próbowała mnie nawet pociągnąć. – Wybrałam ładniejsze miejsce na pożegnanie. – Przewróciła oczami. – Tu jest pięknie. – Nie kłamiąc odwróciłam się w stronę zachodzącej gwiazdy na tle wielobarwnych łąk. Uwielbiałam ten widok. Sophie kaszlnęła na co odwróciłam się w jej kierunku, i zobaczyłam jak klęczy na jednym kolanie. – Czy ty Niki Myers zostaniesz moją najlepszą przyjaciółką na zawsze? – spytała całkowicie poważnie udając męski głos. Nie zdążyłam odpowiedzieć, gdy na moim palcu znalazł się pierścionek. – Nasze inicjały. – stęknęłam ze wzruszenia czując jak do moich oczu napływają łzy. Młodsza o miesiąc koleżanka od zawsze była bardziej emocjonalna. Pomimo, że ja zazwyczaj byłam odbierana jako ta zimna, też potrafiłam się rozbeczeć, wskutek czego stałyśmy tak na ścieżce rycząc w objęciach. – Ale wiesz, że wyjeżdżam jutro rano i jeszcze się spotkamy? – Kiedy mówiłam czułam gulę w gardle. – Weź przestań, bo psujesz atmosferę. - rozkazała łamiącym głosem zawężając jeszcze bardziej uścisk. Nie lubiłam pożegnań, i nadal ich nie znoszę.
  8. Kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam plecy zasypane trądzikiem. W tamtym momencie zrozumiałam, że nie jestem u siebie, a u Marka w łóżku. Jego łóżku. Stado czarnych myśli przegalopowało mi przez pustą głowę zatrzymując się na tym, aby znaleźć wodę. Podniosłam głowę poszukując wzrokiem czegoś do picia, ale jedyną rzeczą, którą dojrzałam, to chyba whiskey. Konająca z pragnienia w końcu wstałam ze strasznie miękkiego materaca. A raczej się z niego zsunęłam na podłogę. Zrobiłam to bezszelestnie. Przynajmniej tak mi się w tamtym momencie wydawało. 'Albo jest cholernie bogaty, albo to jakiś pedant.' Oceniałam, patrząc na porządek panujący w pokoju. Wstając z ziemi na proste nogi podeszłam do regału z książkami zatrzymując wzrok na "Małym księciu". Ale to nie był idealny czas na książkoholictwo. Podeszłam do śpiącego królewicza wiedząc, że to on wie lepiej gdzie mogę znaleźć coś, co zaspokoi moje pragnienie - Mark. - próbowałam go obudzić szturchając w ramię utwierdzając się w fakcie, że kiedy indziej pomyszkuję. - Mark obudź się. - Nie przestawałam szturchać, aż podniósł powiekę. - Przynieś mi wody. - szepnęłam grzecznie, gdy otworzył drugie oko. - Dopiero co usnąłem. - Jęknął wycieńczony i pozbawiony wszelkich chęci do życia z zamiarem zamordowania mojej osoby. - Daj mi też pospać. - Przewrócił się na bok odrywając ode mnie przekrwione ślepia. - Dom jest pusty, więc znajdziesz gdzieś wodę. - majtnął ręką. - Czy my się? - zaczęłam kręcić rozespana. - No bo wiesz ja za bardzo nic nie pamiętam... - To, że próbowałaś się przytulać całą noc, to nie znaczy, że JA miałem ochotę. - ziewał, kiedy ja sobie uświadomiłam, że dotykałam tych okropnych pleców. - Przez ciebie to ja teraz nie usnę. - siadł wycierając dłońmi twarz. Tak, ja też - Skoro dom jest pusty, to dlaczego nie położyłeś mnie w innym łóżku? - plotłam siateczkę z pytań łowiąc kolejne odpowiedzi. - Rodzice mieli wrócić w nocy, ale dostałem wiadomość jakąś godzinę temu, że wrócą jednak dziś wieczorem. - Położył się z powrotem upadając na poduszkę. - Dlaczego mnie nie odwiozłeś do domu? - wrzuciłam siatkę do oceanu odpowiedzi. - Weź mnie nawet nie wkurwiaj. - Siatka pękła i nie wyłowiłam żadnego rozwiązania. Wstał, a wychodząc z pokoju złapał pustą szklankę i trunek. - Jak chcesz w końcu tę wodę, to może zejdź. - huknął znikając za ścianą. Zbierając się do wykonania jakiekolwiek ruchu wyszłam z pokoju przyglądając się powieszonym fotografiom. Grender jako dzieciak to wrażliwe treści. Nie musicie mi wierzyć, ale jego diastema z dzieciństwa sprawiła mi humor. - To w końcu idziesz? - spytał stojąc na ostatnim stopniu opierając się o poręcz. Nie byłam w stanie się przyzwyczaić, że nie miał żadnej koszulki. I nie mogłam przestać patrzeć na jego zęby, cały czas porównywałam je do zdjecia z dzieciństwa. Gdybym go znała za dzieciaka, to bym zrobiła z niego automat i rzucała mu centy przez szparę między zębami. Na samą myśl o tym lewy kącik ust podnosił się. - Już. - Oderwałam uwagę od fotografii schodząc ostrożnie po stopniach trzymając się poręczy. Kiedy zeszłam na sam dół zobaczyłam po mojej prawej stronie salon ze stolikiem na którym stała szklanka wody. Nie szczędząc czasu przyspieszyłam kroku i wreszcie nawilżyłam jamę ustną wraz z gardłem. Mogłam w stanie tylko klęczeć i dziękować, że wymyślono takie coś jak schłodzoną wodę. - Założyłbyś koszulkę lub się ogolił. - wydusiłam odstawiając szklankę.
  9. BPW

    Siostra

    @Bozena1957 Piękny. Obudziłaś we mnie emocje. <3
  10. @Dragaz Podoba mi się :)
  11. BPW

    Kolumbowie

    Wisielcami zdobili (tylko i aż) twoją choinkę, matka miażdżyła serca dłoni nieczystej. Oj dzieciątka! Nie gnijcie w glebie mogiły, Pani Jutra odziewa już najlepsze futra. Kochanie, nie czytaj już tych wizji, Nie dotykaj już tych pieśni w szumach skał wyrytych, ciągnących tępym ostrzem po klatce trupa. To ty, poczełaś nas dla samego Kolumba.
  12. BPW

    Gwiezdna rosa

    Gdzieś w nocnym niebie spadają gwiazdy, Złote kulki, srebrzyste perełki, Nikt nie pyta, czy to prawda czy zmyłka, Czy tylko dla nas są te błyskotki. Bo co to znaczy, czy coś jest prawdziwe, Czy tylko wytworem naszej wyobraźni, Czy w dzisiejszych czasach warto pytać, Czy miłość i szczęście to tylko łudzenie. Czy może jednak gdzieś na końcu świata, Ciągle słyszymy serca bicie, I w pustyni, gdzie nie ma wody, Nadal kwitną piękne kwiaty. Może więc warto czasem zawrócić, Posłuchać szumów drzew i morza, Bo tylko w ciszy czujemy prawdziwe, Że życie to nie tylko bieg do przodu.
  13. BPW

    Urdabrunnr

    Ku czci Trzem Mądrym! I Tobie! Studni Przeznaczenia. Cześć Wam prządki! Tkaczki naszego istnienia. Witaj Ostrze! Końcu owego kpienia. O Twórczynie Run w wodach Studni, Sprowadziło mnie tu przeznaczenie, Do klatki życia, której nie wybrałem, Uwięziony na mocy powodów wiele. Ja tu stoję przy Yggdrasilu, Przez dokonane moje wybory, Inni jeszcze nie godzien tu stąpać, Na lustrzanej szaleństwa wizji woli. I ile pecha? Jestem teraz obecny, A to jest mój los, Warty chociaż jednej świeczki. Nauczcie mnie, o Strażniczki mojej nici, Jak dobrze uczyć się z tego zwrotu? Jak znaleźć lekcje, gdy życie nie raduje? Odpowiedź nada nam sens żywotu. Zrozumiem gdy przelejecie mi wiedzy nadto, Czy mnie uwolnicie? A może raczej złapiecie w życia lasso?! Pozdrowienia dla Urd, Verdandi i Skuld! Aby pokazać mi właściwą drogę do domu, Pozwólcie spojrzeć w głąb Urdabrunnr.
  14. BPW

    W międzyborze

    Tańcowała w polu zbóż, Białe sukna zwiewały, Jako brzózki stary rósł, Tu jej skórę larwy żarły. Kołysała i bajdała, To do owcy lub sosny, Raz i dłoń wyciagała, I tańcem głucho rozniosły. I ciągała za łachmany! Z żył chusty tkała, Jej melodie upijały, Nikt nie ustał do rana.
  15. BPW

    nasza muzyka - org.fm

    https://youtu.be/Bx51eegLTY8
  16. Nie jestem pewien co do tego fragmentu, liczę na wasza opinię. :) Rzuciłam plecak pod łóżko i siadłam na krawędzi twardego materiału zakrywając twarz. 'Dlaczego zawsze ja?' Zapytałam siebie głęboko w myślach mając nadzieję na jakąkolwiek odpowiedź, lub znak. Przez palce widziałam starą zarysowaną podłogę. Panele nie były w najlepszym stanie, ale w znakomity sposób określały mój stan psychiczny. Brzydkie zniszczone coś czego każdy używa i po tym chodzi. Na przeciwko miejsca moich rozmyślań stała przeszklona szafa. Co prawda nie była znakomita i idealna, ale kryła w sobie przewspaniałą zawartość. Znajdowały się w niej książki, które przeczytałam. W każdej z nich przenosiłam się do innego świata, a gdy już kończyłam, to liczyłam, że zostanie wydana jeszcze kolejna część. I tak bym jej nie kupiła, bo nie mam za co. Pan Pieniążek nie jest moim gościem zbyt często. A jeśli mnie odwiedza, to jest wypraszany przez moją matkę. Kiedy dłużej się przyglądałam tej starej szafie, dojrzałam w odbiciu szkła szczupłą, bladą nastolatkę. Wpatrywała się we mnie z upojeniem i melancholią. Brat często mówił że 'odbicie szkła z kredensem książek, jest odbiciem duszy'. Nie miałam siły ciągnąć ten nic nie znaczący kontakt wzrokowy, więc przerwałam go, zmieniając pozycję na leżącą. Lekko zmrużyłam oczy, już nie myśląc o tym, że mam wiele zaległych prac domowych, zasnęłam. *** Po krótkiej drzemce siadłam przeciągając się na krańcu łóżka. Sięgnęłam po mój telefon z kieszeni i zerknęłam na godzinę. - Już druga w nocy? - zapytałam zaspanym głosem drapiąc się po skroni. Po krótkiej chwili niedowierzania i przeciągania odłożyłam telefon na zszarzałą pościel i wstałam do toalety. Uchylając drzwi, naturalny satelita wpuścił trochę bladego światła na korytarz. Coś tu nie gra stwierdziłam krótko, lekko opierając się o niewiarygodną krzywą ścianę. Pomagało mi to utrzymać równowagę, bo podłoga też nie była w idealnym poziomie. - Idziesz? - usłyszałam męski głos zza drzwi wyjściowych. - Że co?! - krzyknęłam odbijając się od ściany, ale gdy wykonałam krok, podłoga zmieniła kąt. Ja natomiast straciłam równowagę i zsunęłam się pod przeciwległą ścianę, razem z komodą, która przygniotła moją dłoń. - Cholera! - syknęłam z bólu starając się uwolnić kończynę z opałów. Bezskutecznie próbowałam za pierwszym razem, ale w końcu udało się odkopnąć ciężki mebel.
  17. @staszeko niezmiernie mi miło. Co prawda na razie mam ten fragment i prolog, (i plan wydarzeń), ale nie spocznę dopóki nie skończę. @sam 🤩 dzięki ✨
  18. - Yhyym yhyym. - Usłyszałam po chwili pokasływanie starszej kobiety. Raczej nie wskazywało ono na panującą grypę w okolicy, ale złość. Belfer była wkurzona, że mi się przysnęło. Ta wykwalifikowana persona z tytułem magistra nie zważała na fakt, iż to ósma godzina lekcyjna, na dodatek biologia. - Młoda damo - dodała wrogo nastawiona nauczycielka, a po klasie rozległ się cichy szmer chichotów na temat mojej osoby. - Tak proszę pani? - westchnęłam zaspana, a echo śmiechów ponownie dobiegło mi do uszu. Robiłam z siebie głupka, ale tylko w ten sposób potrafiłam dostrzec szansę wyjścia z tej kałuży. Kałuży rozmiaru Morza Kaspijskiego. - Jak już śpiąca królewna jest zaspana, to może by poszła spać do domu? - zainicjowała podniośle. - A jeśli już śpi to niech to robi podczas okienek, lub na innych lekcjach! - dodała spontanicznie wbijając swój wzrok jak sztylety. Nie byłam w stanie nawet podnieść wzroku. - Przepraszam bardzo, więcej to się nie powtórzy. - pod wpływem emocji spuściłam głowę jeszcze bardziej. Nie lubiłam gdy ktoś krzyczał oczerniając mnie na całą klasę. Z resztą... nikt chyba tak nie lubi. A jak ktoś lubi, to niech pierwszy rzuci kamieniem. Najlepiej w tą raszplę. - Cicho tam chłopcy! - Wychyliła się nauczycielka. Zmieniając swój obiekt kpin na krótki moment, aby potem wymachiwać mi palcem i mówić, że zajmie się mną wychowawca. - Zajmie się tobą wychowawca! - powtórzyła któryś raz z rzędu. Nagle rozbrzmiał magiczny dzwonek oznajmiający, że czas szkoły minął. Wszyscy spakowali się z prędkością światła i zaczęli opuszczać pracownie biologiczną. Kątem oka widziałam jak poszczególne osoby na mnie zerkają, gdy próbowałam dyskretnie wytrzeć chłodną łzę. Miałam wrażenie, że palę się ze wstydu i jestem cała czerwona. Próbowałam na siebie nie zwracać uwagi rówieśników, więc wyszłam z opuszczoną głową i nie nawiązywałam z nikim kontaktu wzrokowego. - No to ci się pospało! - zarzucił któryś z chłopców prędko przeskakując po kilka stopni schodów. Ignorując to całe zajście prędko zeszłam po schodach, starając się uniknąć większej ilości wstydu. Jednak to nie był koniec przykrych doświadczeń na ten dzień. Gdy tylko dotarłam do zawsze zatłoczonej szatni, napotkałam Kylie i Olivie. Tytułowe "Wredne dziewczyny" nie dorastają im do pięt. Nikt inny nie potrafił być tak wścibski jak te dwie szmaty. - Allison! - podskoczyła Kylie z zamiarem docinki. - Podobno na biologii padłaś... - zaczęła niepewnie Olivia. - i byłaś AllisOFF! - dokończyła, śmiejąc się ze swoją bestie. Gdy próbowałam dostać się do swojego wieszaka przecisnęłam się przez te dwie idiotki. W zemście jedna z nich mnie popchnęła. Z moim nieszczęściem nie upadłam na podłogę, lub na jakąś dziewczynę, która w miarę tolerowała moją osobę, ale... Na chłopaka. A wszyscy chłopcy są tacy sami. Przynajmniej miałam takie podejście, aż do tej chwili, ponieważ oparłam się o tors brązowowłosego starszaka. - Przepraszam - zaczęłam dławić się powietrzem. - Ja tylko... Jestem niezdarą, nie mającą szczęścia, bo w dniu moich narodzin na mnie popatrzyło i uciekło. Nic nie potrafiłam powiedzieć, ale w głowie układały się całkiem logiczne zdania. Machnęłam mu niezdarnie kurtką przed oczami gubiąc więcej słów. Patrzył na mnie z lekkim skrępowanym uśmiechem - Spoko, nic nie szkodzi. - Niby cztery słowa a tak wiele dla mnie znaczyły, utwierdziły mnie one w fakcie, iż nic nie zrobiłam jemu torsowi. To znaczy... 'JEMU'. Wyszłam z jeansową kurtką z tłoku, aby ją założyć samotnie, i aby przypadkiem nie wybić komuś jedynek. Miałam dosyć dotychczasowych incydentów. Chociaż... pewnym osobom bez jedynek by było do twarzy. Śledziłam wzrokiem wychodzącą Kylie i nadganiającą za nią Olivię. Odczekałam pewną chwilę, aby nie iść za nią całej drogi do domu. Los zechciał, że mieszkamy całkiem niedaleko siebie. *** Kiedy już opuściłam ten zakład karny dla nieletnich spostrzegłam, że idę za grupką chłopców. Pomimo, że dzielił ich rocznik utrzymywali całkiem dobry kontakt. Widać tam było świętą trójce z naszej klasy. Jeremy, Ethan i Alex nie znają granic introwertyczności. Głośne debaty na nieznane mi tematy powodowały u nich wiele frajdy. Niespodziewanie wyminął mnie brązowowłosy na którego upadłam w szatni. Podbiegł do grupy i zaczął czochrać ich po łbach z kolejna. Grupa wybuchała śmiechem kilka razy. Jednak paczka w pewnej chwili poszła wzdłuż chodnika, ja jednak zeszłam z niego i udałam się dłuższą drogą przez park. Chciałam mieć pewność, że nie będę mieć styczności z Kylie. Kiedy miałam pewność, że zostałam tylko ja i jesienna atmosfera pozwalałam sobie na pewne głupstwa. Założę się, że każdy chociaż raz w życiu nadeptywał specjalnie na liście, aby usłyszeć ten charakterystyczny dźwięk chrupania. I założę się, że chociaż raz, każdy się zawiódł, gdy domniemany liść jednak nie wydał żadnego dźwięku. Dziś po przelotnych deszczach liście rzadko wydawały dźwięk, więc bardzo często się rozczarowywałam. Osuszone już liście nie tylko chrupały pod podeszwą, ale tańcowały i kręciły oberka. A niektóre wpuszczały się w pogoń za pędem powietrza i kończyły pod kołami auta. Lekki świeży podmuch powietrza nikomu nie zaszkodzi. A w zupełności mi. Kiedy Słońce przypieka, chłodny wiaterek to świetna opcja. *** Podziwiając jesienne dzieła matki natury, przede mną wyrósł szary i brzydki blok mieszkalny. Dotarłam do celu. Powitały mnie stare skrzypiące drzwi mieszkania. A z za nich wyczułam tanie wino. Znowu się upiła i spała na sofie. Obiecywała setki razy, że już przestanie, ale już straciłam wszelką nadzieję, że tego dokona. - Czy to ty Allison? - zapytała półprzytomna z bełkotem. - Tak. - Szepnęłam i zamknęłam się w pokoju.
  19. TAKIE SOBIE WYPOCINY, MOŻE WAM SIE SPODOBAJĄ (przepraszam a wszystkie literówki) Nim wzięłam z jej upiornych dłoni kopertę, moją uwagę przykuł uśmiech. Był on nadwyraz sztuczny jak usta cioci Beti. Na moje nieudolstwo w końcu otworzyłam i wyciągnęłam zdobiony list. - Wy jeszcze tego nie czytaliście? - zapytałam sarkastycznie z jak zawsze kamienną twarzą. - A jeśli to nie jest miła wiadomość? - przerwałam kładąc z impetem pustą kopertę na kawowy stolik. - A co jeśli będzie napisane, że dziadek Gerwazy zmartwychwstał? - podniesłam wzrok na moje ofiary. - Nie! - krzyknęli równocześnie ojciec z babcią, z lekka podnosząc się. A ja już miałam kolejny szantaż na języku. - Albo wezwanie do wojska. Ups! Czy ja to powiedziałam? Chyba tak, bo Pugsley spadł z sofy i zaczął się miotać. Tak jak zawsze dostawał wstrząsu na tę myśl. - Tylko nie wojsko! - krzyknął w opętaniu, drapiąc co popadnie. A ja drapałam struny nerwowe matki śmiejąc się głęboko w jednej komórce mózgowej. - Nie chcę znów na Sybir! - nie dawał nikomu do siebie podejść. - Weź głęboki wdech Pugsley! - zainterweniował wujek Fester. - Po prostu czytaj. - Odparła Matka, wskazując swoim długim palcem poskładaną kartkę papieru. Tajemniczą kartkę, która jest powodem mego niezadowolenia. Chyba muszę otworzyć puszkę Pandory. - A więc, - rozłożyłam list i zaczęłam czytać. - To zaproszenie. - zdołałam oznajmić przełykając ślinę. - Czytaj. - kazała. Pugsley popatrzył na mnie ze świeczkami w oczach. Wujek Fester poklepywał go po plecach. Kocham znęcać się nad nim psychicznie. Jednak zaproszenie nie może tyle czekać, prawna opiekunka chyba też. Zaciskała swoimi szponami krawędź wygodnej staroświeckiej sofy. A w diabelskim wzroku odbijał się płomień z kominka. Zaczęłam bez żadnego zaangażowania. - Dnia roku pańskiego, 20 grudnia 2022 roku, odbędzie się 139 zjazd rodzin Addamsow na gwiazdkę. - W głowie zaświtała czerwona dioda, wykrywająca kłamstwo. Bardzo dużo kłamstw. Kontynuowałam. - Wiedząc, że wasza rodzina zawsze odrzuca propozycje zaproszenia, prosimy o niezwłoczną odpowiedź czy i w tym roku też tak będzie. Podpisano, Ebenezer Addams. - skończyłam z zamiarem podarcia tej kartki, ale rodzicielka ostrożnie wyjęła ją z moich dłoni patrząc oczami chciwości. Na ten moment przychodzila mi tylko jedna myśl, a raczej słowo. Słowo na ten moment to CHIENA. - Nie, nie odrzucamy w tym roku zaproszenia. - podyktowała i napisała na odwrocie kartki. A ja udałam się w powrotną podróż po schodach. - Nie chcesz wiedzieć? - zapytała patetycznym tonem. - Tak, chce wiedzieć. - odwróciłam się. - I się dowiem 20 grudnia. - zakończyłam ciszą, stąpając do swojego pokoju. Pokój Wednesday: - Co robisz? - weszłam do swojego przytułku jak zawsze. Rączka zaczął nieopamiętanie klepać o krawędź wydrapanego biurka. - Ja cię nie straszę, tylko wchodzę do własnego pokoju. A ty masz ten przywilej przesiadywania w nim i ... - zerknełam na okładkę magazynu. - i masz przywilej przeglądania magazynów z kremami do dłoni. - Dokończyłam z rozczarowaniem w głosie. Dłoń zaczęła stukać palcami naprzemiennie w harmonijnym stylu. - Niczym się nie martwię. - Usiadłam na twardym łóżku o on przestał stukać. - Naprawdę niczym się nie martwię. Po prostu jestem lekko zdezorientowana. - stuknął serdecznym palcem. - No bo moja rodzicielka zepsuła mi plany na te święta. - wstałam, a rąsia sobie klepnął. - No jak to jak? Normalnie w te święta wyjeżdżamy. Szczerze powiedziawszy nie wiem gdzie, ale wiem po co. Wyjeżdżamy na mdławe rodzinne spotkanie. - rączka przewrócił się na drugą stronę. - Co proponujesz? - rąsia wstał. - Że niby ja mam ten nudny bal ożywić? Przecież wiesz, że ja jestem na wpół martwa, a cyrograf podpisałam w wieku trzech lat. - Z kim tak rozmawiasz? - usłyszałam zza drzwi Pugsleya. Stanęłam na środku mojego nadpalonego dywanu. - Z moimi jaźniami. Wszystkie zgodnie żałują, że nie zrzuciły cię z balkonu gdy miałam 4 lata. - odparłam patrząc się na Rąsie. - Acha. - ruszył się spod drzwi. - A ty co? ... Przeglądaj te swoje magazyny. - wskazałam na stos papieru. Rąsia coś tam machnął i się odwrócił tyłem. Życie jest zbyt uporczliwe, aby żyć. Grzebałam w szufladzie rozmyślając. Nie mam pojęcia czego tam szukałam, zawsze z uporczliwymi myślami pomagało mi grzebanie. Jednak szuflada pełna syfu nie jest w stu procentach odzwierciedlić zwłok kota. Gdybym wiedziała gdzie to jest poczytałabym o tym miejscu, i przygotowała się psychicznie. A może.. - Muszę się dowiedzieć gdzie to jest. - rąsia nawet nie drgnął. - cena jest wysoka. - dodałam a on nachylił się w moim kierunku. - Zrobię ci pedicure. - dłoń powolnie klepnęła trzy razy. - Nie szantażuj. Bo zrobię wszystko sama, a ty pedicure nie będziesz mieć. - określiłam granicę. Rąsia wstał, zeskoczył z biurka i popędził obrażony za drzwi. - Cholera. - popatrzyłam na otwarty katalog, który przed chwilą czytał Rączka. - A zatem muszę udawać dobrą córkę, aby uzyskać informacje. - zabolało. Z moimi relacjami międzyludzkimi to może być trudne. Nie lubię być lalką rodziców, lalki są słabe i ucina się im głowy. Co do czego, nie chce stracić głowy, bo to słaba śmierć. Podczas śmierci trzeba cierpieć, bo to śmierć. Rąsia wszedł i podał kartkę z napisanym adresem. Zaskoczona nie dowierzałam, że jest taki naiwny i za jeden pedicure jest wstanie tyle dla mnie zrobić. - Skąd to wziąłeś? - machnął - Tajemnica? Jak sobie to czytam to brzmi jak jakaś północ Kanady. - Rąsia stuka. - Mówisz że to jest północ Kanady? Przecież tam będzie noc polarna. - Rączka stuknął małym palcem o posadzkę. - Już ci robię te pedicure. - westchnęłam z niezadowolenia idąc po potrzebne przybory. Tak, mam przybory do pielęgnacji swoich paznokci. To, że jestem Addamsem to nie znaczy, że mam chodzić jak fleja.
  20. BPW

    Przeznaczenie

    To jest mój ig. (Żeby nie było) ;)
  21. BPW

    Nic trzy razy

    @anima_corpus tak sobie trochę o nim poczytałem, a teraz muszę stwierdzić, że raczej tak. :)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...