Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Przeżyłam ten świat, wzdłuż i wszerz. Szłam, znacząc moje ślady czarną chmurą krwi. Dobrnęłam do strefy ciszy, gdzie napotkałam jedyną w sobie światłość. Napotkałam po drodze wiele snów, nie wszystkie były koszmarami bez krańca. Wielokrotnie na przeszkodzie stanęły mi konstelacje, które przypadkowo odkleiły się od szyby. Pragnę pocałować Cię z finezją, jakiej wszyscy się potulnie wstydzą. Z wyrafinowaniem sprzątam Twoje policzki z odłamków zaprzeszłych słów. Ciężkie jest to Twoje sumienie – od tak dawna się nie widzieliśmy.

 

Chciałabym, aby świat był odrobinę lepszy. Chciałabym odnaleźć tutaj swój czas. Proszę wypożyczonego Boga, aby rozkazał mi usiąść obok Siebie. Pijana jest dzisiejsza noc, czeka jeszcze trudniejszy poranek. Nie mów zbyt wiele, milczenie jest piękniejsze od krzyku. Zaniedbane, czerstwe słowa nie wystarczą, abyśmy dożyli jutra. Nie składaj winy na mnie, to tylko moja zeschnięta łza. Utraciłam Cię, zanim purpurowy wiatr wtrącił się do mojej przeszłości.

 

Nie syć mnie skrawkami marzeń, zapożyczonymi ochłapami rzeczywistości. Być może jeszcze Cię zobaczę – to będzie przyszły sen. Sen, co nie daje odpoczynku i wytchnienia. Odkąd przyszedł do nas ostateczny czas, odkąd wybiła przyszłość, złóżmy swoje sumienia na piedestale Bożych dłoni. Panie Boże, nasz Stwórco, jak długo już niedowidzisz? Proszę, wydobądź mnie z otchłani horyzontu, zza najwyższej góry, gdzie nie sięga zło. Zanim wzniesiemy na pokaz dostateczny świt, objaw mi choć jedną człekokształtną myśl, choć jedne upuszczone serce, białe i zimne jak śnieg.

 

Wraz z jutrem Bóg podsunie nam pod nos białą kartkę, wetknie w dłoń obosieczne pióro – czy to wystarczy, aby dotrwać do kolejnego dnia? Rozbolała mnie linia życia. Rozbolał mnie świt pod powiekami. Skąd w nas tyle bólu, skoro powstaliśmy z miłości? Dotknął nas kolejny sadystyczny sen, mieniący się gwiazdami. Spotkał ostateczny rozkład jazdy pociągiem, który wykolei się przed stacją. Rozbolał mnie nietutejszy świt. Świt gotowy, aby dać mi jeszcze jedną szansę. Znów powstałam z martwych, gardząc samotnością, wyrzekając się ostatniego źle zapisanego poematu.

 

Z moich zbyt wąskich warg znów wypływa cisza, zmieszana z zatraconą w sobie krwią, posoką duszną jak lipcowe popołudnie. Boli mnie jednak ta krew. Wdziera się wszędzie, we wszelakie zakamarki świata i ciała. Słońce, ta miłosierna gwiazda, przepala na wskroś głaz mojej duszy. Znów balansuję na krawędzi nienawiści, rubinowy wiatr odradza się wraz z naszym bezdennym oddechem. Znów jestem tu, razem z Twoim najpiękniejszym snem. Czy krzyk, słodszy od szeptu wylęgającego się z Twoich ust, tym razem dotrzyma słów?

 

Czy warto modlić się pomału, z fantazją? Przeżarty jadem nocy księżyc podgląda nas zza firanki, wymyśla nam dzisiejsze sny. Bóg Słońca wykradł ze strychu ostatni pamiątkowy list – niewysłany list pożegnalny. Odnalazł też moje minione imię, tak odmienne od tego, którym karmię wszystkich pozostałych. Czy podasz mi rękę, jeśli zgaśnie u moich stóp ostatni cień? Obudziłam się na przełomie wiosny i lata, a mimo to nie umiem żyć bez ciemności. Twój sokoli wzrok pomaga dostrzec ból, którego nikt tu już nie rozumie.

 

Miłość, ta uwielbiana powszechnie sadystka, czasami potrafi spojrzeć w dal. Wyrzekam się jutra, odmawiam posłuszeństwa utraconym snom. Odkąd zło zamieszkało w delcie żył na nagich nadgarstkach, odkąd nadzieja wyłupiła sobie szmaragdy oczu – obudzimy się w imię przeszłości. Na krańcu przyszłości czeka na nas wiara, którą warto oswajać. I choć wybuchnie buńczuczne spojrzenie prosto w twarz, choć odnajdziemy między palcami parę ziarenek piasku – nie zostawimy za sobą kropli śnieżnobiałej krwi.

 

Ruszymy dalej – podzieleni splecionymi dłońmi, z głowami pośród lazuru nieba. I choć strach przedzierzgnie się na drugą stronę, choć napotkamy tam zatracone piedestały pod ludzkie grzechy – nie odszukamy nowo narodzonej skargi. W każdym jest odrobinka krwi, która należy tylko i wyłącznie do Boga. Ukrywamy pod listkami języków ten jeden niebieski koralik; ukrywamy zaprzepaszczone rysy twarzy.

 

A kiedy już odszukam ten pocałunek, jeden jedyny, w zamian za wszystko – odpłynę pod prąd cuchnącej czasem rzeki. Rzeki, która nie wymaga od nas współczucia. Staniemy na baczność, wymierzymy swoje dusze prosto w serca serdecznego przeciwnika. Proszę, nie budź mnie, gdy ostatni tegoroczny ptak nie nasyci się ziarnem, które podrzuciła mu Twoja hojna uczciwość.

Opublikowano (edytowane)

Ładnie opisany kawałek otaczającej  Cię rzeczywistości. Lekko się czytało, płynnie szło słowo za słowem. Człowiek nie jest idealny i upada po stokroć. Ważne by miał siłę się podniósł:

"Znów powstałam z martwych, gardząc samotnością, wyrzekając się ostatniego źle zapisanego poematu."

A i zapomniałam, warto zacząć od nas samych, świat wtedy będzie lepszy, ale niby każdy to wie.

Edytowane przez A-typowa-b (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Po przeczytaniu powyższego tekstu tak sobie myślę, że jeśli chcesz lepszego świata, to powinnaś lepiej traktować (kreować) "swojego Boga", mnie przeraża to co piszesz.

 

Kiedy byłam dzieckiem, miałam w domu taką ścianę, na której matka wieszała wszelkiej maści "święte" obrazki, to była straszna ściana. Każdy obrazek miał być ważny, każdy był srogi, poważny albo jakiś umęczony, każdy patrzał w wyrzutem... to był świat mojej matki.

Teraz mam własny dom i żadnych takich trudnych obrazków nie wieszam na swojej ścianie... a jedynie to, do czego się uśmiecham.

 

Pozdrawiam :)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • I bi bi.                          Maska, jak sam.    
    • Ot; stary raper, trep ary, rat sto.    
    • On;       - baby brak(?) - skarby bab... no.  
    • Aby łamy, karoseria i resorak mały - ba.    
    • Nie pozwólmy zafałszowywać historii… Tyle przecież jej zawdzięczamy, Poprzez liczne burzliwe wieki, Ostoją nam była naszej tożsamości,   W ciężkich chwilach dodawała nam otuchy, Gdy cierpiąc wciąż pod zaborami, Przodkowie nasi zachwyceni jej kartami, Wyszeptywali Bogu ciche swe modlitwy.   Gdy pod okrutną niemiecką okupacją, Czcić ojczystych dziejów zakazano, A pod strasznej śmierci groźbą, Szanse na edukację celowo przetrącono,   To właśnie nasza ojczysta historia, Kryjąc się w starych pożółkłych książkach, Do wyobraźni naszej szeptała, Rozniecając Nadzieję na zwycięstwa czas...   I zachwyceni ojczystymi dziejami, Szli w bój ciężki młodzi partyzanci, By dorównać bohaterom sławnym, Znanym z swych dziadów opowieści.   I nadludzko odważni polscy lotnicy Broniąc Londynu pod niebem Anglii, Przywodzili na myśl znane z obrazów i rycin Rozniecające wyobraźnię szarże husarii.   I na wszystkich frontach światowej wojny, Walczyli niezłomni przodkowie nasi, Przecierając bitewne swe szlaki, Zadawali ciężkie znienawidzonemu wrogowi straty.   A swym męstwem niezłomnym, Podziw całego świata budzili, Wierząc że w blasku zasłużonej chwały, Zapiszą się w naszej wdzięcznej pamięci…   Nie pozwólmy zafałszowywać historii… Pseudohistoryków piórem niegodnym, Ni ranić Prawdy ostrzem tez kłamliwych, Wichrami pogardy miotanych.   Nie pozwólmy by z ogólnopolskich wystaw, Płynął oczerniający naszą historię przekaz, By w wielowiekowych uniwersytetów murach, Padały szkalujące Polskę słowa.   Nie pozwólmy bohaterom naszym, Przypisywać niesłusznych win, To o naszą wolność przecież walczyli, Nie szczędząc swego trudu i krwi.   Nie pozwólmy ofiar bezbronnych, Piętnem katów naznaczyć, By potomni kiedyś z nich drwili, Nie znając ich cierpień ni losów prawdziwych.   Przymusowo wcielanych do wrogich armii, Znając przeszłość przenigdy nie pozwólmy, Stawiać w jednym szeregu z zbrodniarzami, Którzy niegdyś świat w krwi topili.   Nie pozwólmy katów potomkom, Zajmować miejsca należnego ofiarom, By ulepione kłamstwa gliną Stawiali pomniki dawnym ciemiężycielom.   Bo choć ludzie nienawidzący polskości, W gąszczach kłamstw swych wszelakich, Sami gotowi się pogubić, Byle polskim bohaterom uszczknąć ich chwały,   My z ojczystej historii kart, Czynić nie pozwólmy urągowiska, By gdy oczy zamknie nam czas, I potomnym naszym drogowskazem była.   Nie pozwólmy zafałszowywać historii…    Pośród rubasznych śmiechów i brzęku mamony, Ni kłamstw o naszej przeszłości szerzyć, W cieniu wielomilionowych transakcji biznesowych.   Nie pozwólmy by w niegodnej dłoni pióro, Kartek papieru bezradnie dotykając, O polskiej historii bezsilne kłamało, Nijak sprzeciwić się nie mogąc.   Nie pozwólmy by w polskich gmachach, Rozpleniły się o naszej historii kłamstwa, By przetrwały w wysokonakładowych publikacjach, Polskiej młodzieży latami mącąc w głowach…   Choć najchętniej prawdą by wzgardzili, By wyrzutów sumienia się wyzbyć, Wszyscy perfidnie chcący ją ukryć, Przed wielkimi tego świata umysłami,   Cynicznych pseudohistoryków wykrętami, Wybielaniem okrutnych zbrodniarzy, Nie zafałszują przenigdy prawdy Ci którzy by ją zamilczeć chcieli.   I nieśmiertelna prawda o Wołyniu, Przebije się pośród medialnego zgiełku, Dotrze do ludzi milionów, Mimo zafałszowań, szykan, zakazów.   Gdy haniebnych przemilczeń i półprawd, Istny sypie się grad, A skandaliczne padają wciąż słowa Milczeć nie godzi się nam.   Przeto straszliwą o Wołyniu prawdę, Nie oglądając się na cenę Odważnie wszyscy weźmy w obronę Głosząc ją z czystym sumieniem…   Nie pozwólmy zafałszowywać historii…  Prawdy historycznej ofiarnie brońmy, Czci i szacunku do bohaterów naszych, Przenigdy wydrzeć sobie nie pozwólmy.   Przeto strzeżmy wiernie ich pamięci, Na ich grobach składając kwiaty, Nigdy nikomu nie pozwalając ich oczernić, Na łamach książek, portali czy prasy…   Nie pozwólmy by upojony nowoczesnością świat, Zapomniał o hitlerowskich okrucieństwach i zbrodniach, By bezsprzeczna niemieckiego narodu wina, W wątpliwość była dziś poddawana.   Pamięci o zgładzonych w lesie katyńskim, Mimo wciąż żywej komunistycznej propagandy, Na całym świecie niestrudzenie brońmy, W toku burzliwych dyskusji, polemik.   O bestialsko na Wołyniu pomordowanych, Strzeżmy tej strasznej bolesnej prawdy, O tamtym krzyku ofiar bezbronnych, O niewysłowionym cierpieniu maleńkich dzieci.   Walecznych ułanów porośniętych mchem mogił,  Strzeżmy blaskiem zniczy płomieni, Pamięci o polskich partyzantach niezłomnych, Strzeżmy barwnych wierszy strofami,   Bo czasem prosty tylko wiersz, Bywa jak dzierżony pewnie oręż, Błyszczący sztylet czy obosieczny miecz, Zimny w gorącej dłoni pistolet…   Ten zaś mój skromny wiersz, Dla Historii będąc uniżonym hołdem, Zarazem drobnym sprzeciwu jest aktem, Przeciwko pladze wszelakich jej fałszerstw…                      
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...