Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Koziorowska

Użytkownicy
  • Postów

    393
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Koziorowska

  1. Zapraszam serdecznie do polubienia strony z moją twórczością: https://www.facebook.com/KoziorowskaProzaPoetycka
  2. Skończyła się w nas zmęczona, znużona noc. Skończyło się niedowierzanie, przypuszczenia, nawet namiętność... Cóż jest teraz? Czas, życie, samotność, lęk. Tłamsi nas los, nieoswojony i przepełniony wiarą. Mój Miły, pragnę wręczyć Ci gwiazdę mojego serca; niech lśni na niebie melancholii. Nie, nie uciekaj przed pasją - przekonasz się, ile szczęścia potrafi ofiarować, ile krnąbrnej samotności może odebrać. Kochany, przytul się do mojego oddechu, do serca, do moich marzeń; niech poczuję na policzkach zaniedbane łzy, niech odrodzę się w Twojej duszy. Kocham Cię, choć ta miłość nie zna ani formy, ani treści. Kiedy zagubiłam się w sobie, kiedy utraciłam ostatni podryg skamieniałego powietrza - podałeś mi swoją dłoń, aby wydostać mnie z przepaści cienia, aby pokazać kierunek, w którym bije moje serce. A teraz? Moje sny uciekają przed wiecznością, przed sentymentalną rzeczywistością. Dlatego też wołam Cię... Wzywam Twoje serce, wzywam bezgrzeszne niebo znad głowy. Lubię ciepło Twojego purpurowego spojrzenia, lubię przytulne, lecz tak niebezpiecznie silne ramiona. I tak błogo jest mi w tych objęciach, tak cudnie... Zrzuć z siebie te łańcuchy, odłóż broń - teraz bronią jest nadzieja, paroksyzm szczęścia, spazm wiodący do bram raju. W tym raju zaczeka na nas przeznaczenie; miłość niedokończona niby ostatnie uderzenie serca, niby ostateczny oddech. *** Po więcej zapraszam tutaj: https://the-dark-messiah.blogspot.com/
  3. Koziorowska

    Moja proza poetycka

    Jeśli interesuje Was proza poetycka w moim wydaniu, zapraszam... https://the-dark-messiah.blogspot.com/
  4. cóż z tego że życie otwarte jest na oścież skoro ból okazał się być silniejszy od milczenia co z tego że czas wyłamał sobie sekundnik żeby wolniej płynąć po drugiej stronie jutra czeka zmęczony prorok jego usta złożone do modlitwy wypowiadają nieznane nikomu myśli obce przyrzeczenia nieznajome ciała z wydrążonym wnętrzem pierwszy lepszy krok będzie powrotem do człowieczeństwa odrodzeniem się najbliższej gwiazdy czarnej z miłości do słońca powracam choć przejezdny strach napisał moim sercem kolejny zbawiony poemat choć świt próbuje wskrzesić poległe rękopisy odrodził się w nas przypadkowy włóczęga jego stopy wiodą za krawędź niedomkniętych ust zanim staniesz się wiecznością podaruj mi krztynę swojego snu
  5. Przychodzisz, Twoje spojrzenie nie gra roli. Jesteś dostatecznie blisko, wyobrażam sobie smak Twojej skóry. Życie, jeden wielki przypadek, jedna jedyna skarga; nie pasuje do almanachu śmierci, nie współgra z nocą, która stłamsi Twoje serce, serce gotowe bić łagodniejszym rytmem. Ale Ty wiesz, kiedy runie wczesna gwiazda, kiedy miłość wypowie ostatnie słowo. Pęka linia życia, pęka światło, w które nigdy nie wierzyłeś. Przykryj moje serce światłem martwego księżyca, otul mnie różową szatą poranka. I będzie tak, jakbyś usiłował uwierzyć w nadmierną ciszę, próbował zrozumieć, kto śpiewa tę balladę bez zbędnych słów. Złóż na moich kolanach ciszę, z upodobaniem zajrzyj do uchylonego serca. Lecz Ty jesteś tu, gotów odejść, by ratować daną przysięgę. Tak, w Twoich oczach jest blask, wykradziony pośpiesznie wyrzutom sumienia. Wyrzuty sumienia? Wolisz odejść w bezkresny mrok, wolisz ukryć się w cieniu płonącej świecy; tam będzie Ci wygodnie, tam odszukasz pragnienie ucieczki przed tym, co obce, lecz niepodważalne. Jest w Tobie tyle jasnego nieba, lecz Twoja dusza, odtrącona przez przyszłość, nie karmi się łzami, nie syci pychą, dla jakiej warto odejść w dal. I będziesz tym, kto zada milczenie bólowi, kto oswoi krzyk cichszy od snu. Wróć, chodnik mojego serca zaczeka na Twoje kroki. Zapukasz, choć serce jest otwarte.
  6. Powróć wraz z moją ostateczną myślą, wróć z wiecznością, której wykradziono ciemność. Poczuj na nagim ciele wspomnienie, doświadcz wszechmocy gwiazd, zaplątanych we własne grzechy, pominiętych na samym wstępie. Gdy nadejdzie pora rychłej dorosłości, nakarm ból krzykiem ofiar, nawoływaniem dusz o powrót do raju. Nie udawaj, że świt pozbawia cię człowieczeństwa, że wraz z tobą upada pod krzyżem, razem z twoimi łzami drąży skamieniałe powietrze. Nie chcę odchodzić na złość współczesności, wbrew przywidzeniom, które wypełniają senne oczy, martwe powroty w głąb subtelności. Nie sprzeczaj się z marzeniami, czasem nawet milczenie wymaga krótkiej rozmowy. Zanim na duszy zakwitną zimowe kwiaty, a czas taktownie odwróci twarz, udaj się na krawędź wieczystości; spójrz w dół, na tych, którzy wciąż wierzą, że odzyskają królestwo niebieskie, że miłość zwycięży walkę o bezkres. Nie chowaj serca, uchyl nieznacznie drzwi - ktoś, kto będzie wart, zapuka. I nasze myśli znajdą się niebezpiecznie blisko siebie, kroki serc odnajdą wspólny rytm. A kiedy wyczerpią mi się zapasy gwiazd, przestrzeń stanie się pretekstem do powrotu na krawędź nieba. Tam będzie czekał Bóg - ten sam, co na początku, o identycznym kolorze oczu. Pozostanie zamknąć powieki, by uratować grzeszną ciszę przed powrotem chaosu, przed napaścią na wypożyczone niebo, przeznaczone do pilnego remontu.
  7. Koziorowska

    Mój blogasek ;)

    Chciałabym zaprosić Was na mojego bloga, znajdziecie tam moje najświeższe teksty: https://koziorowska-katarzyna.blogi.pl/
  8. zmienił mnie czas zmienił mnie ból to co nazywam samotnością jest najlepszym wyborem pośród snów krew znów wrze w porcelanowych żyłach serce uderza do głowy popatrz zobacz mój strach jego piętno na twojej cienkiej skórze zrozum jak wiele łez potrzeba aby wskrzesić pustkowie duszy aby powrócić do samego końca mój strach przypieczętowany krzykiem zawieruszył się pod powiekami odkąd zrozumiałam jak wiele marzeń potrzeba aby uratować życie pojawiłam się w twoim najgorszym koszmarze obrałam ze skóry cytrynę słońca zbyt wiele czasu minęło aby utracić ostatnią czerstwą kroplę krwi aby nadać imię jeszcze jednej nocy gwiazda do bólu bezimienna jątrzy się niby rana zadana twoim językiem
  9. @Dared Dzięki serdeczne, to miłe. :) Może jednak się przełamiesz i zajrzysz do mnie czasem? Pozdrawiam!
  10. rośnie w nas ciepła noc kwitnie purpurowe oko księżyca o jakim nikt tu już nie pamięta kolejna chwila niknie gdzieś w oddali jeszcze jedno słowo przepada bez echa moje puste ciało tęskni porwał je jasnozielony wiatr zaniósł pod pomarańczowe niebo gdzie czeka strach ubrany w szatę liturgiczną z oczu tak podobny do samotności nostalgia jest dla tych którzy wierzą w obcość zamkniętych okien zamknęliśmy za sobą jeszcze jedne drzwi jeszcze jedne wrota do piekła gdzie nikt na nas nie czeka raj jest dla tych co nie rozumieją tutejszych ofiar ich krwi czarnej i tłustej tutaj mieszkają ci którzy ugięli się pod krzyżem uciekli na drugą stronę przepaści pod powieką ugrzęzła łza tam długo poszukiwana długo niewinna
  11. zbliż czcigodne myśli przypudruj stygnącą winę udaj się tam gdzie do raju brakuje dwóch smutnych pociągnięć nosem nie udawaj uległość zbyt wiele znaczy zadedykuj dzieciństwo komuś w potrzebie odkąd zapamiętałam słowa świeżo napisanej modlitwy świat zamienił się w pomyłkę bez zbędnych przysiąg cieniolubnej świecy pozostaw na zakończenie historię utkaną z niewidzialnych spojrzeń zanurzam się w twoim ciele bez wyrzutów pozbywam zmysłów teraz nikt nie przyjdzie by narysować świeży świat może powrócą myśli dzięki jakim będę się bała nieba skomponuj mi ciszę aby wiodła przez rokroczne czułości przez chwilę zbędnego westchnięcia
  12. naiwne jest twoje zwątpienie w czeluść nieumiarkowanych fantazji nieludzkie postępowanie wbrew myślom przypadkom od których zależy skazany na dożywocie poszept tłumu mój perlisty opór wyboisty widnokrąg są by obudzić w tobie dotyk przebudzić pieszczotę za jaką trudno nadążyć jeszcze gorzej oswoić najeżona wciąż bujniejszym listowiem czekam na powrót do zakątka cudotwórczych legend na niedosyt byś mógł udowodnić że zamęt i proroctwo nie znaczą więcej niż lekkomyślność beztroskę dla jakiej warto zadedykować jeszcze ciepłe ślady na piasku wciąż delikatne spojrzenie w głąb prawdomówności w sedno bojaźni której brakuje kroku na drugą stronę kamienia
  13. Ciekawie ujęte, bardzo obrazowo. Pozdrawiam serdecznie. :)
  14. pielęgnuję w sobie zeschłe okruchy przecinków dbam o rozkazy wydane przez sympatyków skrajności nie udaję kogoś kto mieszka w opuszczonej muszli bawi się w słowa pod postacią świadomych myśli jesteś wielbicielem kłamstwa skłóconego z oddechem nie rozumiesz jak wiele znaczeń zalęgło się pośród wystawy twoich najświetniejszych śladów nie wstawaj wbrew możliwościom przyszłości wbrew ciału co faluje na wietrze udaj się w kierunku poranka którego egzystencja przeraża wszystkich pozostało prawo warte skromnego uśmiechu świtu bez kaprysów przemijania
  15. rozkojarzona rychłym nawróceniem poranka zanurzam się po wierzchołek myśli w zbyt bujnej trawie noc rozkochana w cynicznych zmysłach przeciwstawia się aniołom wyrzeka pocałunku który pochopnie mi wypożyczyłeś jestem nieświadoma twoich własnych przykazań do pudełka po zapałkach chowam zagrożony wyginięciem podmuch słońca choć ból złorzeczy zdradzie choć papier jest dziś nader nerwowy zbliżam się do granicy wysypiska ludzi wymyślam temat do rozmowy o niczym papierowe niebo płonie w dłoniach jaskółka niesiona wiatrem ginie pod ciężarem błogosławieństwa
  16. Jesteś zbyt blisko, żeby zaufać mojej nostalgii. Czuję upojną woń Twoich łez, czuję cytrynowy smak wiatru w jasnobrązowych włosach - nie mam w sercu dość siły, aby obudzić się we śnie nieznajomego. Minęło wiele wspomnień, odkąd odszukałeś w sobie duszę, rozmieniłeś na drobne najlepsze marzenia. Twój jasnozielony uśmiech rozkwitł wraz z pierwszym dniem mojej młodości, purpurowy lęk przechytrzył wieczorne niebo, ogołocone z resztek niewinnych obłoków. Zanim poczułeś na skórze moją ostatnią łzę, świat stał się hałaśliwą opowieścią głuchoniemego. Wspólnymi siłami wykradliśmy czas z pułapki, którą tak często krótkowzroczni nazywają miłością. Zaplątana w łakomy oddech, unieruchomiona przez ubezwłasnowolnione zmysły, jestem dla Ciebie tylko przelotnym życzeniem, jakiego światło nie dociera na tutejsze grząskie dno. Zanurzam się w zeszłorocznej nocy, chowam za plecami najwykwintniejszy cień - oddaleni od zbyt długich myśli, przemijamy wraz z gwiazdami, z ciszą, która buzuje nam w porcelanowych żyłach. Balansuję niezgrabnie pomiędzy słowami, jak zwykle nieoswojonymi i wyuzdanymi, przechylam się na stronę bezdomnej samotności, która błaga o jeden podryg serca. Poranek, uwięziony dożywotnio w moich dłoniach, prosi o odrobinę snu, by choć przez chwilę poczuć się potrzebnym. Pamiętam łzę, którą mi podarowałeś z okazji Bożego Narodzenia. Zza rogu wygląda nieznana nikomu kobieta, w ramionach piastuje kosz świeżych zakazanych owoców.
  17. Odnalazłam Cię po drugiej stronie lustra, pośród zdradzonych marzeń, o których nikt zdrowy na umyśle już nie pamięta. Zadurzona w Twoich konających wspomnieniach, karmię się żyznym kłamstwem, spowijam w wykrochmalony całun. Pazur Twojego języka rozdarł czarną skórę nieba, płosząc gwiazdy, które nie zasłużyły na nieśmiertelny grzech. Obiecałam Ci jeszcze jeden bezsenny dzień, przysięgłam ból, na który wszyscy cierpliwie czekamy. Niezdrowo blade serce mojego serdecznego przyjaciela suszy się na sznurze, w raju jest miejsce tylko dla zdziczałych archaniołów. Nie wiem, które łzy wybrać, które sny powierzyć komuś innemu. Przyozdobiona w wypożyczony uśmiech, wątpiąca w istnienie gwiazd, szukam ciemności, by ubrać w nią moje najładniejsze sny. Nie, to nie ból jest winny. Wszystkie tutejsze dusze zgubiły swoich właścicieli, tylko w smutku jest mi do twarzy. Moje usta, okraszone kapryśnymi pocałunkami, szepcą słowa modlitwy, której nikt już nie zna. Pozostał mi ostatni człowiek, z oczu podobny do Boga, o głosie mojej siostry syjamskiej. Błądząc między zamkniętymi drzwiami a otwartym oknem, szukam nieba, które zapomniałeś zabrać ostatniego wieczoru. Figlarnie iskierki w Twoich oczach zwiastują raj, do którego wejścia pukamy, choć drzwi są uchylone. Nie kłaniajmy się aniołom, nie udawajmy męczenników - jest tu dostatecznie dużo światła, aby oswoić tych, którzy powracają o zachodzie słońca.
  18. Powróć w moim śnie, utkanym z nędznych spojrzeń prosto w twarz. Odwróć jeszcze jedną kartkę, przekonaj się, że nie do twarzy mi z uśmiechem. Boli mnie zwichnięte serce, niepokoi życie, za którym niezmiennie podążam. Śledzę Twój cień, zanurzam w mroku spróchniałego czasu. Jesteś jak pierwszy letni deszcz, jak wspomnienie, dla jakiego warto tu pozostać. Nie kłam, skoro wieczność jest uzależniona od śmierci. Nie posądzaj o grzech tych, którzy są, aby odebrać Ci strach, pozbawić znamion na czarnej skórze serca. Biegniemy, próbując schwytać malinowy wiatr, obłoki o smaku wczorajszego dzieciństwa - Bóg tym razem sprzyja poszukiwaniom. Wracamy z przebieżki po niebie, oswoiliśmy wszystkie anioły. Nie masz w sobie dość wiary, aby odebrać mi krzyż, którzy taszczę z lubością tym poboczem. Budzę się na rozstaju betonowych dróg, szukam źródła samotności, które pozwoli mi zapoznać się z biednymi, zmarzniętymi fantazjami. Wczoraj, wracając z wycieczki po bezdrożach duszy, znalazłam zmęczone serce, porzucone z premedytacją w prowincjonalnej kałuży. Odkąd urodziłeś się zbyt wcześnie, odkąd duszy zrobiło się niewygodnie w skorupie ciała, wszystkie martwe ptaki odleciały daleko stąd, poza granice bólu, śmierci i spełnionych pragnień. Boli mnie Twój dotyk, dokucza pieszczota, zadana całkiem przypadkiem, bez zaproszenia. Twoje usta, wskrzeszone z marmuru, przynoszą pocałunki na moją cienką skórę, zostawiają je tutaj z nadzieją, że ktoś je zauważy, ktoś przygarnie na nieco dłużej niż na zawsze. Uczulona na strach, kocham się w odmętach Twoich przewidzeń, unoszę na czarnej fali, która zaniesie mnie na brzeg, gdzie będą czekać na mnie miłość z obojętnością. Nie dostrzegam różnicy między Twoimi słowami, nie czuję granic, które nas podzieliły aż do kolejnego snu. Trwają zamieszki w mojej wyobraźni, jątrzą się rany, podarowane mi przez Ciebie. Nie ubliżaj mojemu sercu, ono chciało jedynie odpocząć po ciężkostrawnej nocy. Nie zapomnimy tej nocy - niezdrowo hojnej, niepoprawnie ograbionej z resztki poranka. Schwytałeś mnie w sidła namiętności, żebym potrafiła zrozumieć, którędy stąd do pobliskiej ślepej uliczki. Szumi wzburzone niebo, przez horyzont przetacza się echo Twoich kroków, przez krawędź czasu przeciska nieśmiała prawda. Kołysząc się na tym miękkim, grząskim parkiecie, szukamy takich pragnień, o jakich nikt nie śmie tu wspominać. Spójrz na rany, które zalęgły się na nadgarstkach - czy widzisz, jak strach próbuje zbezcześcić przerwę w życiorysie? Czy dostrzegasz łzy, żłobiące bruzdę linii życia? Przysiądź - choć na wieczność - u moich nagich kolan; zrozum, jak wiele strachu potrzeba, by zbawić przeszłość. Zaplątałam się w pierwsze promienie słońca, zgubiłam drogę, poznaczoną Twoimi cierpkimi krokami. Skąd wiesz, że ból jest silniejszy od pustki? Skąd wiesz, że czas - ten zadufany w sobie hipokryta - rozumie doskonale, które schody zawiodą nas do czyśćca? Pojęłam, że moje sny, niewidome od urodzenia, boją się ciemności. Pojęłam, że wystarczy już tych łez, uzbierał się pokaźny zapas. Przytul do serca mój zabiegany oddech, przygarnij cień, który zdradził. Zakochana w sobie, zauroczona wczesnowiosennymi gwiazdami, nie potrafię odszukać krztyny światła, które spłoszyłoby wszystkie zdziczałe noce, wszystkie przegadane sny. Pamiętasz, jak przypadkiem Cię spotkałam, jak oboje szukaliśmy słów modlitwy, którą usłyszy głuchoniemy Demiurg? Zapamiętałeś ten wstyd, który dopadł Cię na sam koniec tej wędrówki? Ta podróż była bardzo nieśmiała, niewiele z niej zapamiętaliśmy. Próbowałam przekonać serce, aby zaczęło od początku, aby powtórzyło, ale obawa przed świtem pozwoliła oddzielić łzy od deszczu. Czy to Twój anioł stróż puka do uchylonych drzwi? Czy to Stwórca przyszedł się pożegnać przed odjazdem? Nie oszukasz Go - odnalazł to miejsce, zanim obudziłeś się z świeżo wyremontowanego snu. Kiedy Twoja dłoń wywęszyła owoc, kiedy cierpki miąższ spływał nam po brodach - staliśmy się sobie obcy, jakby ktoś nagle zgasił światło, jakby nagle skradł całe powietrze. Nie wiem, czy to wina śmiertelnego grzechu, który ochoczo popełniliśmy, czy czasu, który zaplątał się we własne wskazówki? Teraz rozumiem. Rozumiem, że każdy wieczór jest po to, aby mogły się spełnić najukochańsze marzenia, złudzenia, jakich nam tutaj brakuje. Nie sądziłam, że zerwałeś ostatnią gwiazdę, aby uśmierzyć moje łzy. Nie spodziewałam się, że z premedytacją pozbawisz mnie samotności, w zamian przynosząc skwaśniały uśmiech i kilka Bogu ducha winnych spojrzeń. Jednak jesteś - dostatecznie daleko, żebym przejrzała się w Twoim zwierciadle. W tym lustrze jednak nie ma miejsca dla wszystkich. Zabieram swoje plany na przeszłość, zabieram obojętność, by ponownie zakołatała do okna w moim sumieniu. A kiedy wybuchnie w nas kolejne tysiąclecie, zamknijmy oczy i udawajmy, że nic się nie stało, że to tylko obraz namalowany przez bezrękiego artystę.
  19. od chwili gdy obumarł we mnie ostatni oddech tej nocy od kiedy ból stał się przynętą na strapionych urodziłam się po niewłaściwej stronie barykady powstałam z urojeń które dedykuję twojej obecności oszukanej samotności pokaż serce za jakie warto dziś umrzeć podziel ciałem za które opłaca się sprzedać najlepszy pozłacany cień do uśmiechu ci z tą cierniową koroną do ust pasuje poszukiwany pocałunek odnaleziona na wysypisku ludzi piszę świeżą balladę oswajam zeszłoroczny ból za który warto poświęcić czas poświęcić życie choć mojej duszy jest wygodnie chciałabym podarować ci najpiękniejszy smutek wypłowiałe gwiazdy od których uczyłam się samotności
  20. Stoję przed Tobą, ubrana jedynie w czerwone gwiazdy, schwytane Twoim sercem. Światło księżyca odbija się we łzach. Czy milczenie, które nam towarzyszy, zamieni się w pokorę, wstyd i obietnicę? Czy strach kłębiący się w żyłach powiedzie do półotwartych drzwi? Bawisz się moim oczekiwaniem, Twój cień drażni cienką skórę. Zdzierasz ze mnie sukienkę z gwiazd, delektujesz łzami przelanymi przez anioły. Zadedykujesz mi tę noc, oplatającą myśli, jak zwykle spóźnione na sen? Milczenie jest Tobą, natomiast krzyk – pragnieniem chleba i wina, żądzą życia. Zanim podzielisz się ze mną wiatrem, wręczysz najpiękniejsze słońce, ześlesz cytrynowe niebo – zaczekam u wejścia do raju. Tam odnajdziemy dawno zapomniany ból, tam odkryjemy świeży czas, który przyniesie nam śmiertelny, ale przecież uroczysty grzech.
  21. Co z tego, że idziesz pod mrok, skoro skarcona cisza odbiera Ci miłość? Co począć, gdy skazany na dożywocie świat nie może ocucić rzeczywistości? Podobają mi się znalezione łzy, kocham światło, które wypożyczyło Twoje imię. Na końcu uliczki czeka niewyspany Bóg – On wskaże dalszy ciąg tej nieudanej powieści bez epilogu. Miękkość ust nie dopasowuje się do wyrzutów, ciepło dłoni przynosi niespokojny sen. Kiedy odejdziesz, wykradnę Ci życie, pozbawię świata, który mi zadedykowałeś. Umieram posłusznie, bezszelestnie, mój czas nie ma już znaczenia. Ktoś wskrzesił ból we łzach. Pamiętam, jak opowiedziałeś mi smak powietrza, delikatność kamieni. Nienasycona, spijałam miąższ z ciała, które zostawię sobie na pamiątkę. Ockniesz się, gdy zanucę Ci kołysankę?
  22. @DominikR Dziękuję bardzo za pokrzepiający komentarz, słonecznie pozdrawiam.
  23. Pozbądź się ciała, pozbądź duszy. Światło, które nadejdzie znikąd, będzie plamą na czarnej skórze czasu. Od chwili, która wybiła zbyt wcześnie, niesie się echo, niesie się strach. Poczuj na własnych słowach tę prawdę, o jaką wszyscy boimy się poprosić. Z płaszcza nocy odpadł ostatni guzik gwiazdy, horyzont stoczył poza granicę. Zranione serca zadają największy ból. Szczęście jest tym, czym karmi się nas w dzieciństwie.
  24. Spłoszyłeś ostatnie miłosne słowo. Przyzwyczaiłeś do kłamstwa, którego tak mi brakowało. Czy jutrzejszy sen będzie wielokropkiem wieńczącym zdanie, jakie uroniłeś prosto z serca? Nie chcę umierać według regulaminu, zatracać się we łzach, tak brakujących tegorocznemu niebu. Zanim się pomylę, obudź we mnie światło, wskrześ bezludną duszę. Nie doszukuj się zalążków kamieni w tej modlitwie.
  25. Koziorowska

    Mój blog

    Mój blog ma nowy adres: https://dotknij-moich-uczuc.blogspot.com/. Zapraszam. :)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...