Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Natalii powoli wracała przytomność, dziad piach zmorzył ją niemożebnym sypnięciem w oczy. Zasnęła w momencie, w którym nordyccy wojowie mierzyli się z trollami w boju o skalp wilkołaka, którym mieli przekupić armię najętych goblinów, by przestała najeżdżać ich zachodni obóz.

Teraz, nie do końca jeszcze przebudzona, trąciła śpiącego w fotelu Sieciecha.

– I co z tym skalpem? Dokończ bajanie, kuzyn. Dokończ.

Kuzyn nie kontaktował. Jessika i Kamila leżały na podłodze, musiały się zsunąć z siedzisk. Wreszcie obudziła się do końca, przetarła oczy i spojrzała na wyświetlacz dekodera pod TV. Blisko czwarta nad ranem.

– Dupa-cyce, co mnie ten skalp.

Przez otwarte okno wpadał srogi ziąb, firanka lekko falowała, światło księżycowe przedostawało się do salonu, rozświetlając snopem pochrapującą Jessikę.

– Brr… za zimno.

Rozedrgana opatuliła się narzutą z sofki i przemanewrowała pomiędzy kończynami siostry i kuzynki, by zamknąć okno. Cichcem przymknęła i wtedy dostrzegła, że księżyc rozświetlał sterczący groźnie pal na działce.

Stał niczym trupi paluch, gotowy by zadać nieszczęśnikowi długie, bolesne męki.

– Brr, za trupio mi tutaj. Idę na górę.

Umyła dla zasady zęby i w pokoju dotarło do niej, że i stąd pal śmie ją obserwować.

Spuściła zasłony.

Trzeba spać.

Kolejne dni mijały głównie na rozmowach o zawodach, Jessika i Sieciech wpadali codziennie po treningach i sączyli z Kamilą te swoje pożal się Boże czekolady z termosów. Natalii odpowiadały ich często wizyty, zwłaszcza, że Kama pozbawiona bodźców kuzynowskich męczyła siostrę palem. Żarciki, wzmianki, docinki – byle psychicznie dobić krewniaczkę.

Również Sieciech trochę przesiąkł palem, bo rzucał frazy pokroju: „Jak tam, Nati? Przysposobiona psychicznie do kary?”. Tomek chodził zaś z mrocznie pochyloną głową i „nieco się do niej uśmiechał”.

Pal wlókł się za Natalią, obserwował ją, gdy kładła się spać, gdy czytała coś w salonie, gdy wyjeżdżała na trasę rolkową raz, gdy śnieg zdawał się odpuszczać. Kiedyś trochę odkopał się z gleby, gdy zerwała się wichura – buczał, trzeszczał i skrzypiał, przechylając się w tę i we w tą. Dzierlatka tej nocy oka nie zmrużyła.

Zawodnicy łyżwiarze pakowali się proteinami, nasiąkali pozytywnymi treściami i wreszcie nastał dzień zawodów, Kamila, Sieciech i Jessika mieli zabawić w Januszowie Świętokrzyskim parę sportowych dni.

To był dla Natalii najspokojniejszy okres od dawien dawna.

 

Jessika jako jedyna wróciła z zawodów żywa. Przywiozła ze sobą zwłoki Kamili i Sieciecha zawinięte w worki po ziemniakach i w miarę obficie obłożone solą, aby za bardzo nie podgniły. I cóż, i nic.

– Te zawody to jakieś Głodowe Igrzyska były, że pomarli? – Anetka zakpiła i rzuciła na razie trupy w kąt salonu, aby za bardzo nie przeszkadzały w codziennej krzątaninie.

Postanowiono, że nie ma sensu grzebać takich młodych ludzi, już przygotowano formalinę, aby zalać nią młodych martwych i wystawić w szczelnych gablotach pokazowych na korytarzu.

Pierwsze co, łyżwiarka i Natalia zagotowały sobie herbatki, aby usiąść w salonie i odpocząć. Ostro popsikały odświeżaczem do WC, bo zwłoki niemożebny odór wydzielały. Jessika relacjonowała wypad na zawody z wypiekami na zmarzniętej twarzy, przez różnicę temperatur policzki dzierlatce parowały.

Natalia wyjrzała przez okno – rajuśku, biedny Ziga, dalej przebywał za karę na działce. Dopiła swój trunek i zwinęła z lodówki resztki sałatki, żeby chociaż trochę miał dobrego od życia.

Odwiedziła wuja na działce z plastikowym talerzykiem wypełnionym sałatką z indyka.

– Witaj, Natalio, jak zawody?

– Nic w sumie nie zajęli, jakoś słabo im poszło. Kamila i Sieciech się tam pozabijali, nie znam szczegółów.

– Cóż, było do przewidzenia. Młode serca często krocząc nieroztropną ścieżką, wpadają w sidła śmierci.

Natalia powstrzymała się od skomentowania apatycznej reakcji.

– O, sałatka to dla mnie? Natalio… – skarcił ją ze śmiechem – wcale nie mam tak źle, spójrz.

Pokazał jej swój talerzyk.

– Wyobrażam sobie, że to indyk. – Wskazał na wijące się dżdżownice. – To sałatka z curry. – Wskazał zeschłe liście posypane glebą. – A tutaj mam ryżyk. – Pokazał larwy.

– Nie, nie pozwolę, żeby tak wujek był traktowany. Będę nosiła wujkowi regularnie trzy posiłki dziennie! To cale zakuwanie na działce to moim zdaniem gruba przesada! Nie mogę pojąć, dlaczego inni tego tak nie widzą. Sieciech kiedyś zbił dzbanek w kuchni i też się zgodził na kajdany. Jessika odbębniła karną rundkę, jak poplamiła tuszem dywan.

Ziga obserwował bunt Natalii z marsem zatroskania na czole.

– Natalio, nasze działania odnajdują ujście w konsekwencjach – potwornie dziwił się, że dzierlatka nie rozumie takich podstawowych prawd.

Odpuściła, to nie miało sensu.

– A jak się mają stopy wujka? Już się odmroziły?

– Nie do końca, to jednak była martwica. Na szczęście Tomek okazał się tak dobry i odkroił mi stopy nożem kuchennym. Zafundowali mi z Anetką protezy, spójrz, Nati, cyberpunk, nie jestem już człowiekiem. – Podniósł nogę i pokazał metaliczny prostopadłościan z rurek w miejscu stopy, który przenosił siły z nogi do podłoża

– Boże, to już jest przesada! Nie mogli wezwać lekarza?

– Natalio, zasady tego zabraniają, gdzie byśmy zawędrowali bez jasno określonych ram i norm?

– Ale wujek straszliwie cierpi, i to tylko za oplucie stołu whiskaczem!

– Muszę wyciągnąć lekcje ze swoich przewin. Nasze czyny, zapamiętaj to sobie, zawsze odnajdują ujście w konsekwencjach.

Wkrótce potem pożegnali się, Ziga zaznaczył, aby Natalia zabrała ze sobą sałatkę, ponieważ to wbrew regułom zakucia działkowego.

Cały pozostały dzień toczyła bój z rodzicami o skrócenie kary, wreszcie dopiero wieczorem cokolwiek ugrała.

– No dobra – Tomek westchnął – jeszcze musi trochę odpokutować, ale niech chociaż wraca na noc do domu. Bo jeszcze do kompletu ręce mu się odmrożą.

– No właśnie – Natalia gratyfikowała słuszne spostrzeżenie.

Ziga zawitał w dom, na co dawno bardzo nie miał okazji. Trącił worek stopą.

– To zwłoki mego syna?

– Chyba tak – Jessika sennie odparła, ślęczała na fonie, pisząc z przystojniakami. – Albo Kama, nie wiem, te wory jakoś nam się przemieszały w podróży.

Ziga zasiadł na kanapie obok Natalii, na stole paliły się świeczki, mroźne powietrze nocy zakradło się przez lufcik, Jessika szczelnie owinęła się kocem, zaciągnęła aż na łeb.

– Ziga, pijesz coś? – spytał Tomek, wsuwając głowę.

– Cokolwiek byle nie whisky! Cha, cha! – zaśmiał się pełną piersią.

– Tak – uciął Tomasz. – Myślę, że to rozsądna decyzja. – Zniknął w kuchni.

– Już nawet pożartować nie można.

Siedzieli chwilę w ciszy, Natalia grzała dłonie kubkiem z grzańcem.

– Nie żal wujkowi, że syn mu zmarł?

Mars konfuzji.

– W sumie to o tym jakoś nie myślę. Z tego co się orientuję, on i Kamila byli dość lekkomyślnymi chochlikami pełnymi chorej brawury, pewnie po prostu przegięli pałkę tam na lodowisku, gdzie tu jakiekolwiek miejsce na żal? Doprawdy nie mam pojęcia, normalny cykl przyczynowo skutkowy. Konsekwencje, Natalio, konsekwencje! W życiu zawsze były i będą konsekwencje! Nie uciekniemy przed konsekwencjami! Konsekwencje, Natalio! Każdy czyn do nich prowadzi! Do konsekwencji! Konsekwencje, Natalio!

– Wujku, zrozumiałam.

Tomek przyniósł Zidze rozgrzewającą herbatę ze śliwkami, truskawkami, cynamonem i imbirem, po czym znów zniknął.

– Mmm, o Jezusie, jak dawno nie piłem niczego ciepłego! Czuję się jak żul przyjęty do luksusowego przytułku! – Siorbnął sobie łyk. – Natalio, masz ochotę na łyka?

– Niech wujek pije, nie lubię cynamonu, poza tym niech wujek się nacieszy herbatką po całości. Dawno nie miał wujek takiej miłej przyjemnostki żadnej.

Rozległ się dzwonek do drzwi.

– To pewnie listonosz, otwórz Nats – ziewnęła Jess.

– Nie ma szans, żeby tak późno przyszedł.

Z lękiem, ale poszła otworzyć.

Za drzwiami stała ponuraszcza aż do zmartwienia członków persona. Obwisłe policzki, przesmutne wargi wygięte ku dołowi jak ułożona na brodzie sflaczała dętka. Czarny płaszcz, przykryty białym puchem śniegu, czarna laska, czarny cylinder. Szorstkie, zaniedbane z deka bokobrody.

– Panienka Natalia? – spytał smutno.

– We własnej osobie.

– Moje kondolencje, stracić siostrę i kuzyna. To potężny cios.

Natalia poczuła ciarki po tym miękkim głosie, wreszcie trochę ciepła ludzkiego.

– Panienki siostra długo walczyła o życie w szpitalu. W spazmach i kaszlach zdołała napisać do panienki list pożegnalny.

– Do mnie? – Natalia była w szoku. – Napisała do mnie?

– Tak, jestem jej prawnikiem. Prosiła, bym panience to wręczył, jeśli nie uda jej się ujść z życiem. Zatem, niestety, przybywam.

Przyjęła białą kopertę, pan wyraził ponownie wyrazy współczucia i pomknął z powrotem przez śnieżycę do dorożki. Zniknął wraz z tupotem końskich kopyt.

Jessika złapała Natalię, gdy tam przechodziła obok salonu.

– Natalia, choć pooglądamy seksi fitnessowców na necie!

– Poczekaj chwilkę, tylko skoczę na chwilę do pokoju.

Weszła na górę, siadła na krześle przy biurku i rozerwała kopertę. List tworzyło chwiejne pismo umierającego człowieka, biel kartki zaplamiona licznymi plamami po szlochach i licznie wylanych łzach podczas sporządzania tekstu.

 

Droga Natalio,

Nim umrę, chciałam Ci tylko napisać, że jesteś mą najdroższą siostrą Plama. Wiem, że bywało różnie, lecz Plama pamiętaj, że w mym sercu byłaś dla mnie żywym Plama diamentem, wiecznym hardym obeliskiem przyziemności Plama oraz innych pięknych cech.

Nie mam więcej Plama sił pisać Ci, jak wielce Cię kochałam, lecz pamiętaj, że mojej miłości nic nie mogło przerosnąć ni znieść Plama.

Poczuwam się również w obowiązku do wytłumaczenia swego zachowania czasy Plama ostatnimi, gdy jeszcze tryskałam, ku Twej uciesze, zdrowiem oraz energią.

Plama, Plama.

Mianowice owe trzaskanie czekoladą. Domyślam się, że to mogło Cię Plama męczyć, irytować lub może nawet Plama wpędzać w nerwicę, lecz wiedz, że czyniłam to z owej miłości, o której tyle otwarcie piszę Plama.

Może Ci się to wydać Plama Plama Plama dziwne, lecz w ten sposób szukałam u Ciebie miłości. Całym sercem pragnęłam, aby trzaski czekolady uświadomiły Ci Plama jak to wspaniale byłoby pić z nami czekoladę po treningach i tym samym Plama jeździłabyś z nami na łyżwach. Tworzylibyśmy razem zwartą ekipę, nawet nie wiesz, jaka bez Ciebie pustka tam panowała na tafli, ile ja razy Plama Plama zapłakałam przy bandzie.

Twój pierwiastek, siostro moja Natalio, jest bardzo, bardzo cenny.

A jeśli chodzi o Twego walenia w piersi, to we snach widziałam, że on i Ty daleko

 

Tu list się urywał, biedaczka nie dała rady ukończyć potoku myśli.

Natalia włożyła całą pięść do ust, stoczyła się na podłogę i jęła rzęzić tłumionym szlochem. Spazmy miotały nią po panelach, obróciła się na drugi bok i przyjęła pozycję płodową.

Jakie to było oczywiste, że siostra trzaskaniem chciała ją zachęcić do łyżew, a czyniła to z czystej miłości, jakie teraz to było wszystko logiczne. Natalia czuła się tak głupio, tak głupia.

Wypłakała się tego wieczora za wszystkie czasy, srogo przy tym halucynując – w nozdrza uderzał mocny zapach kakao, zaś trzaskanie przedostawało się przez uszy, wprowadzając mózg w narkotyczny rezonans.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Rozdział dziesiąty       - Czcigodni a wielce urodzeni panowie senatorowie - rozpoczął obrady król Zygmunt III Waza - jak wiecie, sytuacja naszego wielonarodowego imperium jest wielce korzystną: politycznie, wewnętrznie i miltarnie. Jednak tym, czego nie wiecie jest to, że politycznie może stać się korzystną o wiele, wiele bardziej - po tych słowach władca przerwał, nie chcąc zostać zagłuszonym przez ewentualny aplauz. Jednak godność i stateczność zebranych - pominąwszy już królewski majestat - oraz waga tak obrad, jako i podejmowanych kwestii - nakazały im zachowanie spokoju.     - Co dokładnie wasza królewska mość ma na myśli? - zaindagował Jan Zamoyski, kanclerz wielki koronny. Czując się wszak niefortunnie, iż królewskie zamysły stanowią dlań tajemnicę, która to prawda, zwłaszcza w obecności tak wysoko postawionych person przykro go dotknęła - a z drugiej przywykł już do sekretności władcy, tym samym do ujawniania przezeń planów po dogłębnym ich przemyśleniu.     - Stan rzeczy tam - król Zygmunt, będąc w doskonałym nastroju, pozwolił sobie na swobodniejszy gest, wskazując przez wielkie okno rozległej komnaty warszawskiego zamku północny zachód - i stan rzeczy tam - jednakim gestem pokazał na wschód.    Pewnego stopnia niepokój zagościł na obliczach książąt senatorów województwa bałtyckiego oraz sprawujących władzę na terenach, sąsiadujących bezpośrednio z Carstwem Moskiewskim. Dobrze wiedzieli - gdyż jakże inaczej? - zarówno o szwedzkim pochodzeniu jego wysokości, jak i o tym, że silny korpus wojsk koronno-litewskich zażywał ostatnimi czasy gościny na stolicznym kremlu. Ale fakty te nie wyjaśniały wszystkiego. Więcej nawet - po prawdzie wyjaśniały niewiele.    - Otóż propozycja moja jest taka, aby zgodnie z tym, na co za naszą wymowną zachętą - tu władca oparł dłoń na rękojeści rapiera - zgodził się w Sztokholmie Riksdag i zgodnie z tym, na co, także pod naszymi dyplomatycznymi prośbami - tu król powtórzył gest - zgodzili się członkowie tamtejszej Dumy - żeby poprzez moją osobę imperium nasze weszło w unię ze Szwecją, co rzuci jeszcze więcej strachu na naszych sąsiadów tam - w tym momencie Zygmunt uczynił ruch dlonią ku zachodowi - zaś przez osobę królewicza Władysława połączymy się w jedno z owym prawosławnym krajem. Żeby nasi synowie, nasi wnukowie i postenaci wszystkich kolejnych generacyj byli bezpiecznymi po wsze czasy.    Milczenie, które zapadło, przerwał nie wielki kanclerz koronny, ale śmielszy od niego książę Jeremi Wiśniowiecki, wojewoda ruski. Śmielszy i żywszy umysłem, chociaż historia mu tego zapomniała.    - Suponuję - przemówił donośnym głosem - że wasza królewska mość wie coś, czego my nie wiemy. A któż to zacz, kto zdaje się, że zajrzał w przyszłość? Skąd bowiem inąd wieści o przyszłych niebezpieczeństwach owych?    - Ano od tego - król Zygmunt III Waza zebrał całą swoją odwagę, takiego bowiem zapowiedzenia nie było mu pisane ni przeznaczone dotąd wygłosić - w ktorego wszyscy tu, jako jeden, wierzymy.     Co rzekłszy, ukłonił się nisko Pojawiającemu Się. Swoim zwyczajem, kiedy i gdzie zechciał.     - Taaak - Jezus powiódł wszechprzenikliwym  spojrzeniem po oniemiałych senatorskich obliczach - pora wam na prawdziwe oświecenie...      Voorhout, 25. Listopada 2024 
    • @Stary_Kredens Ludzie nie mają wyboru? Może od razu się zabij. Nie komentuje reszty; bo to bzdury.
    • Dziękuję @iwonaroma @piąteprzezdziesiąte

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @Domysły Monika Dziękuję za naprawdę przemiły komplement. :-)   Po pierwsze, jeśli Pani to nie przeszkadza, możemy spokojnie przejść na ty.   Po drugie, jeśli o wiersze chodzi, niewypały się zdarzały, owszem, bo to nie jest tak, że wszystkie utwory podobają się z definicji, czy są prawidłowo napisane, niemniej jednak, odkąd świadomie zacząłem uczyć się, jak pisać, staram się przestrzegać matematyki w tekście, by np. płynnie się go czytało.    
    • młodość to taka rzecz, którą trzeba, a nawet jest obowiązkiem wykorzystać do samego końca!
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...