Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Miasteczko na końcu świata. Rodział 2


Alicja Nowak

Rekomendowane odpowiedzi

  Temat Odetty na kolejne dni zanikł w moim domu. Postanowiłam nauczyć się że pytanie o siostrę nigdy nie zaowocuje pozytywnymi skutkami. Nieważne, ile razy próbowałam, zawsze spotykałam się z niemożliwą do pokonania ścianą milczenia. Przez cztery lata spotykały mnie zawody, już dawno powinno do mnie dotrzeć, że nie mogłam liczyć na pomoc ze strony rodziców. Powinnam to sobie uświadomić. Pogodzić się z tym.

  W miarę, jak rozmyślałam nad moją ostatnią rozmową z matką, poczucie, że mnie okłamała wzrastało. Dlaczego musiała trzymać leczenie Odetty w takiej tajemnicy? Nie mogłam wiedzieć, w którym szpitalu się znajduje, odwiedzić jej. Czy to naprawdę było niemożliwe, bym mogła ją zobaczyć choć na chwilę? To, co powiedziała mi mama było czystym kłamstwem, a ja znów modliłam się i marzyłam, że odnajdę siostrę.

  Leżąc w swojej pościeli i wpatrując się w łóżko Odetty, wyobrażając sobie, że widzę ją tam śpiącą spokojnie, jak przez całe nasze dzieciństwo, usłyszałam zza otwartego okna warkot samochodu. Ucieszyłam się na sam ten dźwięk. Nieczęsto miewamy gości, a było to okazją do porozmawiania z kimś innym, niż rodzice. Nie posiadam wielu znajomych, a przez wojnę rzadko wychodzę z domu. Choć Ameryka nie bierze w niej czynnego udziału, moja matka wciąż jest przewrażliwiona. Tylko z tego powodu nie wyprowadziłam się jeszcze z domu. Nie chcę, by odchodziła od zmysłów. Po wojnie zamieszkam w domu z telewizorem, może w Wyoming, by być blisko rodziców, może gdzieś dalej. Może z Odettą…

   Zbiegłam po schodach. Drzwi wejściowe były otwarte. Na podjeździe stał czerwony Fiat 500 warkoczący głośno, wskazując na to, że silnik jest o wiele bardziej wykorzystany niż powinien być. Po chwili samochód zgasł, a drzwi otwarły się. Na chodnik wyszła starsza kobieta w zielonym płaszczu. Siwe włosy skryła pod kapeluszem, w prawej dłoni dzierżyła walizkę, a w prawej papierową torbę. Babcia Millan!

  Nim babcia zdążyła chociażby stanąć na ganku, rzuciłam jej się na szyję. Ostatnim razem widziałam ją kilka lat temu, jeszcze przed zniknięciem Odetty. Kalifornia mieściła się ponad 1181 mil od Wyoming, a samochód babci nie do końca pozwalał na pokonywanie takich odległości. Podobnie, jak mama, ona również była bardzo sensytywna i bojąc się o naloty, nieczęsto opuszczała swój dom.

  Zbyt rzadko widywałam babcię i zbyt mało pamiętam z dzieciństwa, kiedy to widziałam ją najczęściej, by pamiętać o opowieściach, które snuła mi i Odetcie.

  Pamiętam jednak, jak zachwycona nimi była moja siostra.

  Opowiadała nam o swoim młodym życiu, zanim spotkała dziadka i urodziła mamę. Ja nigdy nie poznałam dziadka, nie znam nawet jego imienia, a babcia zawsze unikała pytań na jego temat, tak samo, jak matka. Z czasem zaczęłam rozumieć, że dziadek albo umarł młodo, albo zdradził babcię. Nie znam go, nie mam o nim zdania i nie potrafię określić, jakim był człowiekiem, ani wykluczyć żadnej z tych możliwości.

  W opowieściach babci uczestniczyły chyba same kobiety, w każdym razie nie przypominam sobie, bym słyszała w nich o jakimkolwiek mężczyźnie, prócz dziadku, ale wzmianka o nim zawsze brzmiała tak samo - „zanim poznałam waszego dziadka”.

  Babcia opowiadała o dziwacznych obrzędach, tańczeniu wokół ognia. Wyobrażałam sobie wtedy letnie bezgwiezdne noce, księżyc w sierpie i palenisko wyższe od człowieka, rzucające czerwone światło na wysoką trawę, a dookoła niego krążące ubrane w skąpe suknie kobiety o długich rozpuszczonych włosach rozwiewanych przez delikatny wiatr, wirujące w rytm mrożącej krew w żyłach, złowrogiej muzyki granej na bębnach i tamburynie bose stopy i smukłe ręce wyrzucone nad głowy.

  Zawiesiłam się na szyi babci i nie puściłam, dopóki nie poczułam jej uścisku.

  - Tęskniłam! – wykrzyknęłam.

  - Ja też, Nilce, ja też – odparła babcia. Miała dziwny zwyczaj do powtarzania rzeczy, które powiedziała chwilę temu.

  - Nie widziałyśmy się całe wieki.

  - Niestety wojna wszystko utrudnia – westchnęła – A tak daleka droga, też mi nie pomogła w dotarciu tutaj.

  - Zostajesz na dłużej? – zapytałam, biorąc od babci walizkę. Okazała się ona zadziwiająco lekka.

  - Mamo, nie spodziewaliśmy się ciebie, mogłaś chociaż zatelefonować, dać znać, że się zjawisz – wtrąciła się zakłopotana mama.

  - Oh, już przestań – babcia Millan machnęła ręką – Chciałam wam zrobić niespodziankę, Janet. Chyba znajdzie się dla mnie miejsce na trzy dni?

  We trzy weszłyśmy do środka. Zamknęłam za sobą drzwi i postawiłam walizkę na dywanie pod schodami.

  - Napijesz się herbaty, mamo? – zapytała z westchnieniem mama, splatając przed sobą ręce. Nie sprawiała wrażenia szczególnie zadowolonej z niezapowiedzianej wizyty babci.

  - Z chęcią, Janet, z chęcią – babcia odwróciła się i weszła do salonu. Podążyłam za nią.

  W niebieskim fotelu siedział ukryty za gazetą ojciec. W ustach trzymał nieodpalonego papierosa. Gdy usłyszał, że ktoś wszedł do pokoju, zamknął gazetę i wstał.

  - Teściowo – skłonił się szorstko, po czym w kilku krokach znalazł się na ganku, trzaskając za sobą drzwiami.

  Ojciec nigdy nie żył z babcią Millan w dobrych stosunkach. Rzadko się do siebie odzywali, a jeśli już to robili, to tylko z konieczności. Babcia nigdy nie kryła niechęci do mojego taty. Nie zdziwiłabym się, gdyby była taka w stosunku do wszystkich mężczyzn. Tak, jak nie chciała rozmawiać ze swoim zięciem, tak też nie chciała mówić o swoim mężu.

  Razem z babcią usiadłyśmy na kanapie naprzeciw stolika do kawy. W tej samej chwili weszła mama. W rękach trzymała tacę, a na niej trzy filiżanki i imbryk.

  - A wy dalej nie macie telewizora – pokręciła babcia głową, wsypując cukier do swojej filiżanki. 

  - Już ci mówiłam, mamo, nie jest nam to potrzebne – odpowiedziała mama. Zmusiła się do uśmiechu. Co takiego było w babci, że nie potrafiła cieszyć się z jej obecności?

  - Ciekawe, czy gdyby Odetta była z nami, toby się z tobą zgodziła? – na dźwięk imienia siostry zatrzymałam filiżankę przy ustach.

  - Ale jej nie ma – mama zacisnęła zęby. Poczułam, jakby w moim gardle pojawiła się narośl, która blokowała mi dopływ powietrza do płuc. Mówiły o Odetcie, jakby była Martwa. Na tę myśl moje plecy przeszyły dreszcze. Z trudem przełknęłam ślinę.

  - Janet… nie mów o niej, jakby była martwa. To wciąż twoja córka.

  Moje serce pozbyło się wielkiego ciężaru, który naparł na nie wraz z rozpoczęciem tej rozmowy. Odetchnęłam, a moja mama otworzyła usta, by odpowiedzieć babci, gdy do salonu wszedł ojciec.

  - Gdzie zamierza teściowa spać? – zapytał, krzywiąc się gorzko.

  - O to się nie martw, zięciu – babcia machnęła ręką – Znajdę sobie jakiś kącik.

  Mama przewróciła oczami. Gdy ja i Odetta byłyśmy dziećmi, a babcia często odwiedzała nas w Wyoming, próbowała łagodzić cierpkie wymiany zdań między mężem, a matką, ale nawet jeśli udawało jej się to, to po pewnym czasie wszystko wracało do poprzedniego stanu rzeczy. W końcu, po wielu latach ich waśni, zrozumiała, że nie może nic na to poradzić.

  - Możesz spać w pokoju z Nilce – powiedziała.

  Podniosłam się z miejsca, chcąc zaprotestować, ale ona posłała mi dosadne spojrzenie. Jej oczy mówiły, że nieważne, jak mocno sprzeciwiałabym się, i tak nic nie zdziałałbym tym. Usiadłam i wbiłam wzrok w fusy herbaty. Byłam zła. To łóżko Odetty. Jest tylko jej i nikt nie miał prawa w nim spać, nawet babcia Millan. Ale niestety nie miałam nic do powiedzenia.

  - W takim razie rozpakuję się – babcia wstała.

  - Pomogę ci – odparłam, nie kryjąc urazy.

  Wyszłyśmy razem z salonu. Walizka stała w tym samym miejscu, w którym ją postawiłam

  - Dziękuję, Nilce.

  Babcia uśmiechnęła się do mnie. Przepuściłam ją na schodach. Wspinała się powoli, trzymając się poręczy. Przystawała co chwilę, aby odetchnąć. Podeszły wiek dawał jej się we znaki. Schody na górę nie są wcale tak wysokie, nie powinny nikogo męczyć. Szybko ją wyminęłam, by otworzyć przed nią drzwi.

  - Nic się tu nie zmieniło – powiedziała, gdy weszłyśmy do środka – Ale tak tu pusto bez Odetty…

  Babcia zaczęła otwierać po kolei szuflady w szafce nocnej mojej siostry, wyciągała książki z półek, przeglądała ubrania w szafie.

  - Nic ze sobą nie zabrała… – mruknęła – Marina musiała nie zapowiedzieć swojej wizyty. Zresztą ona zawsze była taka tajemnicza… Wszystkich zaskakiwała! – roześmiała się.

  Klęcząc przy walizce babci, odwróciłam głowę, słysząc imię obcej kobiety.

  - Kto, babciu? – zapytałam.

  - Wciąż nie wiesz, gdzie jest Odetta, Nilce? – trudno było mi określić, czy było to pytanie, czy stwierdzenie.

   - Mama mówiła, że jest w szpitalu… psychiatrycznym, czy jakoś tak – wzruszyłam ramionami.

  - Oh, w szpitalu psychiatrycznym! Czegóż to ona nie wymyśli! – roześmiała się babcia, tylko po to, by za chwilę zmrużyć tajemniczo oczy – Ona jest w Orhill.

  Włosy zjeżyły mi się na karku, a przez kręgosłup przebiegł dreszcz. Przypomniałam sobie, gdzie słyszałam tę nazwę. Opowieści babci. To tam mieszkała, gdy była młoda.

  - Ciebie tam nie zabrali, ale coś czuję, że jeszcze się tam zjawisz…

  - O czym ty mówisz, babciu? – zapytałam.

  - Chciałabyś się z nią zobaczyć, prawda? – wyminęła. Zrozumiałam, że nie otrzymam odpowiedzi na moje pytanie, dlatego odparłam:

  - Nawet nie wiesz, jak bardzo.

  Babcia Millan przysiadła na skraju łóżka Odetty. Przesunęła dłonią po pościeli.

  - Gdy byłam w kowenie, miałam przyjaciółkę. Miała na imię Clair. Była niewiele młodsza ode mnie, ale niestety śmierć szybko ją odebrała, jeśli można powiedzieć, że to była śmierć. Pewnego ranka po prostu zniknęła. Do tej pory za nią tęsknię… W każdym razie zajmowała się rytuałami.

  - Rytuałami? Takie rzeczy nie istnieją, babciu – przerwałam jej opowieść, z trudem powstrzymując śmiech, który cisnął mi się do gardła. Babci wydawało się, że w wieku dwudziestu lat wciąż nie wyrosłam z takich bajek.

  - Kiedyś ci mówiłam, że nie wolno przerywać, gdy ktoś mówi coś ważnego – babcia uniosła palec do góry w geście groźby i nie czekając na moje przeprosiny, opowiadała dalej: - Tak, jak mówiłam, Clair lubowała się we wszelkiej maści rytuałach. Odprawiała jej prawie codziennie, ciągle studiowała księgi z nimi związane. Pewnie gdyby w naszym miasteczku była biblioteka, to nie opuszczałaby jej. Mnie to nie bardzo interesowało… Właściwie trochę mnie to przerażało. Nigdy nie wiadomo, jakiego stwora można przywołać, jeśli coś pójdzie nie tak. To naprawdę ryzykowna sztuka, kochana.

  Ale pewnego dnia zaczęło mi czegoś brakować. Prawda, miałam swój kowen i przyjaciółkę na śmierć i życie, ale widzisz, Nilce, gdy człowiek dorasta, zaczyna mu brakować kogoś. Kogoś bliższego, niż przyjaciel, kogoś takiego, z kim można być szczerym w stu procentach, liczyć na niego bez względu na wszystko…

  - Brakowało ci miłości – odgadłam.

  - Tak, miłości. Każdy jej potrzebuje, a ja przez długi czas jej nie miałam i w końcu zaczęłam jej pragnąć. Nie jestem cierpliwa, nie, nie. Wiedziałam, że gdzieś tam, zapewne daleko ode mnie, jest ktoś mi przeznaczony i na mnie czeka, ale ja nie chciałam czekać. Z racji tego, że sama nigdy nie podjęłabym się wykonania takiego rytuału, poprosiłam o to Clair. Wiedziałam, że będzie umiała przywołać do siebie bratnią duszę. Do tej pory pamiętam, jak on przebiegał…

  - Zadziałał? – spytałam z grzeczności. Nie wierzyłam w tę historię. Zdawałam sobie sprawę, że takie rzeczy, jak „rytuały” nie działają, ale widziałam, jaką przyjemność sprawiało babci opowiadanie  o tym.

  - Oh, tak. W każdym razie nie od razu – odparła babcia Milan – Musiałam trochę zaczekać, ale w końcu, po paru dniach, w naszej wiosce pojawił się mężczyzna. Marina nienawidziła mężczyzn i pewnie jest tak do tej pory, ale pozwoliła mu zatrzymać się w gospodzie. Sądziła, że zostanie na krótką chwilę i odejdzie. Dla mnie był niesamowicie przystojny – roześmiała się – Jakoś tak wyszło, że zaczęliśmy rozmawiać, zbliżyliśmy się do siebie. Został w Orhill na kilka dni dla odpoczynku i musiał ruszać w dalszą drogę. Nie chciałam go puścić, o nie! Powiedział mi, żebym pojechała z nim. Ale ja nie mogłam zostawić kowenu. Długo mnie prosił, zanim się zgodziłam. Zrozumiałam, że to on jest miłością, której pragnęłam. Był nią twój dziadek.

  Babcia skończyła opowiadać, a ja otworzyłam usta, nie wiedząc, co powiedzieć. Była to pierwsza opowieść o dziadku, jaką usłyszałam i równie dziwaczna i nierealna, jak wszystkie, którymi raczyła mnie babcia. Nie chciałam jej urazić w żaden sposób, dlatego milczałam. Po chwili ciszy babcia uśmiechnęła się zagadkowo.

  - Chcesz zobaczyć Odettę? – szepnęła. Z niepewnością zacisnęłam usta i kiwnęłam głową. Babcia wstała z łóżka – Przygotuj kartkę i pióro – poleciła mi i wyszła szybko z pokoju.

  Gdy drzwi zamknęły się za nią, zmarszczyłam brwi. Domyślałam się, że będziemy pisać jakiś list. Nie bez powodu kazała mi przygotować przybory do pisania, a sama zapewne poszła znaleźć kopertę. Babcia bez wątpienia znała adres tego dziwnego miasteczka; jeśli w ogóle ono istniało. Był to sposób na skontaktowanie się z Odettą. Po czterech latach w końcu mogłam to zrobić.

  Znalazłszy rzeczy, o które prosiła babcia, przysiadłam na łóżku. Z niecierpliwością patrzałam to na drzwi, czekając na jej powrót, to w okno, obserwując ciemniejące na niebie chmury. Wyglądało na to, że zbierało się na burzę i faktycznie – chwilę potem spadł sowity deszcz, a niebo raz po raz przeszywały błyskawice.

  Grzmot zagłuszył dźwięk otwieranych drzwi, dlatego gdy babcia Millan położyła dłoń na moim ramieniu, podskoczyłam zlękniona. Popatrzałam na nią. Nie trzymała w ręku koperty tak, jak oczekiwałam, a wysoką białą świecę. Była to jedyna świeca, jaką mieliśmy w domu. Od lat stała w salonie, zdobiąc kominek, ale nigdy nie była zapalana.

  Babcia usiadła na podłodze pośrodku pokoju i poklepała otwartą dłonią miejsce naprzeciw siebie, każąc mi zrobić to samo. Zawahałam się. Miałyśmy pisać list na ziemi, choć obok stał stolik?

  - Oh, już nie zastanawiaj się tak, tylko usiądź – przewróciła oczami babcia, ale gdy się nie ruszyłam, dodała: - Zaufaj mi.

  Wzruszyłam ramionami. Właściwie czemu miałabym tego nie zrobić? Nie było różnicy, czy pisałam na blacie, czy na ziemi. Usiadłam tam, gdzie wskazała mi babcia, a ona ustawiła świecę pomiędzy nami. Przełożyła pudełko zapałek, którego nie zauważyłam wcześniej z lewej na prawą rękę. Ostrożnie zapaliła knot. Drżącą dłonią wskazała na kartkę i pióro. Trudno było stwierdzić, czy była przejęta, czy zdenerwowana.

  - Napisz życzenie. No dalej! – pospieszyła, nim zdążyłam pochylić się nad papierem. Życzenie? Miałyśmy pisać list do Mikołaja?

  Popatrzałam na babcię, by upewnić się, że nie przejęzyczyła się. Zza okna usłyszałyśmy kolejny grzmot, a ona niewzruszenie oczekiwała na mój ruch. Wiedziałam, co mam napisać. Nakreśliłam szybko Odnaleźć Odettę. Kilka kropel atramentu splamiło papier. Życzenie to odbijało się w mojej głowie niczym mantra. Podałam babci kartkę, a ona bez słowa wskazała na płomień.

  - Mam ją spalić? – zdziwiłam się. Kiwnęła głową.

  Moje dłonie zadrżały. Kompletnie nie rozumiałam sytuacji, która miała miejsce. Znów zawahałam się, ale babcia zachęcała mnie łagodnym uśmiechem. Pokręciłam głową. To było bez sensu, ale zrobiłam to, o co prosiła babcia. Położyłam kartkę na ogniu, trzymając ją w dwóch palcach. Patrzyłam na oświetloną pomarańczowym światłem twarz babci, w jej oczy, w których tańczyły dwa małe płomyki i na jej uśmiech. Nie dało się ukryć, jak bardzo przejęta tym była.

  Ogień powoli zajmował papier, chłonąc litery zapisane czarnym atramentem. Gdy zajął ostatnią z nich, ogień wystrzelił wysoko ponad nasze głowy. Ze strachu wypuściłam kartkę z palców. Kiedy ostatni skrawek dopalił się, płomień opadł.

  - Co teraz? – przełknęłam ślinę.

  - Czekamy – odparła szeptem babcia. Jej oczy podążały za skapującym na podłogę woskiem.

  Mijały minuty. Obie obserwowałyśmy zniżającą się, jakby znikającą świecę i opadający na knocie płomień, aż w końcu na podłodze pozostała tylko biała kałuża. Gdy ogień zgasł, za oknem usłyszałam grzmot. Orkan na zewnątrz wzbierał na sile. Niebo coraz częściej przeszywały błyskawice. Z kolejnym uderzeniem piorunu okno otworzyło się, wpuszczając do środka gęste strugi deszczu. Wraz z nimi coś wpadło do pokoju, przelatując nad moją głową, po czym odbiło się od ściany, zostawiając na niej mokrą plamę i upadło na podłogę. Babcia Millan wstała, by zamknąć okno, a ja bacznie lornetowałam czarną rzecz. Wyglądało na to, że ta bezkształtna masa była ptakiem. Postanowiłam podejść i sprawdzić, czy żyje. Nie chciałam chować martwego zwierzęcia na swoim podwórku.
  Klęknęłam przy ptaszysku. Była to chyba wrona. Wyciągnęłam do niej rękę. Nagle otrzepała się i sama stanęła na nogach. Zaczęła krakać.

  - Nic ci nie jest, mała? – zapytałam jej, jak człowieka. Wziąwszy ją na ręce, sprawdziłam skrzydła. Nie były złamane – Chyba po prostu przemokłaś.

  Jakby w odpowiedzi, ptak po raz kolejny otrzepał się. Na moją twarz pofrunęły krople wody. W powietrzu uniósł się zapach mokrego zwierzęcia. Popatrzałam w okno; ulewa nie ustawała.

  - Musisz się wysuszyć – powiedziałam do wrony i podeszłam z nią do parapetu. Babcia poklepała ją po głowie, jak psa.

  - Udało się – powiedziała szeptem, spoglądając przez okno.

  - Słucham? – spytałam. Babcia nie odpowiedziała.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...