Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

@GrumpyElf Zapewne rozminę się z Twoimi intencjami, ale widzę tu coś, co przypomina mi jeden z moich wierszy - "Jesień pochowa mnie żywcem". Bo odnajduję w Twoim wierszu podobne wyczekiwanie na kataklizm - falę. Niszczycielską siłę, w której jednak upatruje się jakiejś nadziei, do której się tęskni, choć niekoniecznie w ogólnym rozrachunku jest czymś właściwym.

Opublikowano

@dach Dzięki i pozdrawiam, Dachu. 

@corival Takie stany są moim zdaniem nieodzowne w życiu. I dobrze. Pozdrawiam, Cori!

@Marek.zak1 Tak, ale czekanie - jeśli świadome i po coś, czy nie jest podjętą akcją? Pozdrawiam, Marku.

@Gosława Zgadzam się, Reniu. Ślę przytulasy :)

@zetjot Wzięłam tę uwagę, a nawet poszłam krok dalej. Dziękuję Ci :) 

@Waldemar_Talar_Talar Dziękuję i pozdrawiam z uśmiechem :) 

@Igor Osterberg aliceD Masz rację. Pozdrawiam.

@error_erros Fala niszczy, ale po to żeby zbudować coś trwalszego? Oczywiście Twój scenariusz też jest możliwy. 

@Sylwester_Lasota Gandhi i Martin Luther King zmieniali tak świat. Pozdrawiam :)

 

 

Opublikowano

Wiersz godny uznania. Warty pośięcenia nieco więcej czasu. Troszkę mi zabrakło na początku pełnej spójnosci obrazu. W sensie co ma "wyczucie fali" do "zdarza"? Mi by pasowało tak: 

 

Nie potrafię 

wyczuć fali 

 

gdy buduję zamki

z piasku

 

ta konstrkcja według mnie zawiera informację, że podmiotowi zdarza się budować zamki z piasku, ale jednocześnie dwie "strofy" lepiej się ze sobą lączą.

 

W Twojej wersji , gdy wszedłem w drugą strofę, powstał chaos. Trochę nad tym myslałem, zaglądałem do Ciebie, czytałem. 

 

Ciekaw jestem jak Ty to widzisz. 

 

Do dalszej części tekstu pozowlisz, odniosę się później.  

 

Pozdrawiam serdecznie 

 

ps. W wakacje sporo budowałem zamków i murów z synkami na plaży. Bardzo lubiliśmy stawiać blisko wody. tak, żeby co jakiś czas fala nam "zaatakwała" mury. Wtedy widzieliśmy po co je budować. ;)  

 

 

Opublikowano

@Radosław Hej, Radku. Okroiłam tekst znacząco, a Ty i tak zdołałeś wychwycić nadmiar. Dzięki. Rozumiem Twoją słuszną uwagę i pewnie usunę 'zdarza się', jednak bez dodawania "gdy'. Muszę się z tym przespać. Post scriptum ujęło mnie wyjątkowo - zobacz jak to wszystko jest dziecinnie proste :) Dzieci wiedzą w czym największa "zabawa". Ściskam. 

Opublikowano

@GrumpyElf O tak. też mam takie postanowienia ;) Z wiersza bije świadomość siebie, wgląd i relfeksja. Rozumiem to w ten spsób, że podmiot chce wprowadzić w życie zmienę. Ale boryka się z siłami , które próbują zniweczyć jego działania. Często silne emocje (tu fale) sprawiają, że wracamy na utarte ścieżki, powrcamy do starych nawyków. Wtedy to co próbujemy ztworzyć - np. nowy nawyk, wydaje się jak zamek z piasku budowany na brzegu. 

 

Tak czytam Twój wiersz Elfiku. 

Odkrywam go stopniowo :) 

Opublikowano

@jaguar Nigdy w życiu nie wypiłam tyle słonej wody! Twoje komentarze zawsze z kocim pazurem :) Lubię. 

@Czarek Płatak Czasem żeby przetrwać trzeba wziąć nogi za pas i zapie....ać przed siebie, a nie czekać. Pozdrawiam :) 

@Radosław Świetna interpretacja. Widać, że nastawiałeś trochę zamków tego lata, obstawiam fortyfikowane kasztele :) 

@Nefretete A jak nie kotwicę, to chociaż bosak, żeby przywalić tej fali prosto w oczy xD Dzięki, że wpadłeś poczytać! 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @lena2_ prawda
    • @Migrena zakończenie mega! tak
    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
    • łzy raczej nie kłamią uśmiech nie krwawi zaś droga  donikąd gdzieś prowadzi ból to niewiadoma   krok zawsze krokiem horyzont czasem boli tak samo jak myśli które w głowie się panoszą   kłamstwo  śmierdzi kalendarz to prawda śmierć to szczerość człowiek to moment wszechświata 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...