Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Kocia Rozprawa Sądowa


Rekomendowane odpowiedzi

 

  

Na sali sądowej słychać uporczywy szum, niczym w ulu z pijanymi pszczołami. Nic dziwnego. Wolny wstęp dla mediów i wszystkich, którzy zdołali wejść. Na szczęście miejsce dla sędziego nie jest zajęte, przez bezczelną osobę postronną. Jednakowoż powaga sądu robi odpowiednie wrażenie na zgromadzonych. A to dlatego, iż rozprawa ma być deczko nietypowa.

Proszę wstać. Sąd idzie –– słychać z wielkiej tuby dla ciebie… dla wszystkich. –– Sąd nie musi, bo już i tak stoi, idąc.

 

[*Sugestia z sali*→ A może co innego mu stoi, bo napalony na rozprawę?]

 

Na szczęście przez nikogo nie słyszalna, bo zagłuszona szuraniem siedzisk. To by dopiero było. Bezeceństwa w takim miejscu. Normalnie zgroza.

 

*

Oskarżony natomiast siedzi –– chociaż jeszcze wyrok nie zapadł –– popatrując ciekawie. Nikt go o nic nie pyta, choć sala ucichła w cholerę. Po chwili wiadomo, dlaczego. Kot śpi w kącie. Pierwszorzędna niedoszła ofiara. Chwila… właśnie mruczy po śnie. A zatem obwiniony słyszy pytanie prokuratora, będąc świadkiem i oskarżonym w jednym –– jak szampon wytężając słuch –– gdyż normalność zachowań powróciła.

 

–– Czy oskarżony świadek przyznaje, że kierował samochodem jadącym po ulicy?

–– Zazwyczaj jadę po ulicy. Gładkiej. Tak mi wygodniej… niż po kocich łbach.

–– Proszę zachować niestosowne insynuacje dla siebie. A teraz pytam: czy szanowny OŚ ma alibi.

–– Alibi? Na co?

–– Że był w tym czasie w innym miejscu.

–– Jak mogłem być w innym miejscu, skoro byłem tam gdzie byłem i potrąciłem kota.

–– Czyli OŚ przyznaje się do poważnego uszczerbku na zdrowiu ofiary kota?

–– Nie rozumiem pytania. Proszę jaśniej.

 

(z uwagi na powstałe by powtórki: z sali→z sali sobie darujmy)

[*Domniemanie*→Panie prokuratorze! Kot by lepiej przesłuchiwał. Bąbelki wstydu pękają ze wstydu.]

 

–– Cisza. Kot zasnął –– wrzeszczy sędzia. –– Uszanujmy zdrowie niedoszłej…

–– Panie sędzio. To pan jest ofiarą. Co to za rozprawa. Tylko areny brakuje i linoskoczków.

–– I klaunów.

–– Ich akurat pod dostatkiem. Gdziekolwiek spojrzeć.

–– To obraza sądu –– krzyczy główny stenograf. –– Ja wszystko notuje i zgłoszę.

–– Po mordzie mu przyłożyć. Durny lizus!

–– No właśnie. Kot mógłby występować na linie. On nie ma lęku wysokości.

 

Wrzawa na sali jest tak wielka, że słychać tylko to, co słychać. Jedni wchodzą na ławki, drudzy wyzywają, inni rechoczą jak żaby, a pozostali drzemią, bo uporczywie patrzyli na śpiącego kota. A wysoki sąd nie reaguje. Ma akurat przerwę śniadaniową i wcina wątrobiankę z bułką, brudząc tłuszczem, brakujące ogniwo łańcucha.

 

Nagle słychać walenie wysokiego sądu oraz dokuczliwy wrzask bólu sędziego. Faktycznie. Aż dębowy blat ugięty, a echo krąży bo wszystkich kotach… to znaczy… kątach.

 

[*Pytanie*→Panie sędzio. Jednego nie rozumiem. Jak to możliwe, że przywalił pan w swój palec, należący do dłoni, tej samej, która trzymała młotek?]

 

 –– Głupiś pan. To obraza sądu. Ojej… jak boli… ja pierdzielę… muszę pocyckać... mam jeszcze drugą palancie. O tu. Gdzie mi stoi!

–– Gdzie? Bo nie widzę.

–– Człowieku. Masz jedno oko. Patrzysz nie tym, co trzeba.

–– Faktycznie. Przepraszam.

 

Znowu zamieszanie wszędzie. Kot obudzony. Nic dziwnego. A zatem można powrócić do przesłuchania, gdyż cisza już nie obowiązuje. Jaka cisza? –– zapyta ktoś. I słusznie. Tu nie ma reguł. Jedynie chaotyczny chaos. Tym bardziej, że pan prokurator wrócił z ubikacji.

 

–– Szanowny panie OŚ. Chyba pan zdążył wywnioskować, że nie tylko o kota tu biega. Potrącił pan staruszkę na zebrze. Tak?

–– Nie! Potrąciłem kota.

–– Ale przyznaje pan, że kota ziuziała ta oto starsza pani?

–– Jaka tam starsza. Młodsza od mojej córki.

–– Panie OŚ. To nie wina sądu, że ma pan taką starą córkę.

–– Wypraszam sobie… bo wstanę… kto to widział miętosić kota na środku ulicy. Kot jest po to by biegać swobodnie. Wredne babsko.

 

Nic dziwnego, że do dyskusji, kulturalnie przystaje wywołana:

 

 –– Ja ci dam wredne babsko… stary capie. Mogłeś mnie ominąć.

–– Za gruba jesteś pyskata babo! Nie miałem gdzie. Zajmowałaś całe przejście.

–– Proszę mnie powstrzymać, bo mu włożę…

  

[*Głos troskliwego serca*→A może biedak chciał włożyć szanownej pani. Spoglądał jak urzeczony na rozległe wdzięki i przez szanowną panią jest gdzie jest.]

  

W tej chwili grzmi sędzia:

 

–– Skończyłem śniadanie i wiem, co jest grane. Wszyscy znieważacie wysoki sąd.

–– Za przeproszeniem panie sędzio –– wtrynia swoje prokurator. ––  Jest pan raczej niskiego wzrostu.

–– Ale mój sąd jest wysoki. Kontynuować, lecz spokojnie. W przeciwnym wypadku stenografem poszczuje!

   

Kobieta przygięta z rękami na łokciach, zieje zdyszana. Nagabywany nie, bo cały czas siedzi.

   

–– Czyli sprawa jest jasna. Rozjechał pan staruszkę na pasach z uszczerbkiem na zdrowiu.

–– Panie prokuratorze. Proszę na nią spojrzeć. Wygląda na uszczerbek?

–– Szczerze mówiąc, nie wygląda na cokolwiek.

–– Właśnie. Tak by nie pyskowała, gdyby wyglądała. Na dodatek wgniotła błotnik z przodu. Mam przez nią krótsze auto.

 

[*Dobra rada*→Mogłeś walnąć tyłem baranie, skoro kochasz przód.]

 

–– Żądam zadośćuczynienia. Chcę chociaż kota.

–– To pan jest oskarżony.

–– Jestem ofiarą. Sąd na mnie patrzy, jakby racje przyznał.

–– Chcesz pan kotem błotnik wyklepać?

 

[*Kolejna dobra rada *→Radzę go zamrozić. Będzie twardy i bardziej wydajny w klepaniu.]

 

–– Sam się hibernuj, palancie! Mysz wyłapie z mego domu.

 

[*Pytanie retoryczne*→A na cholerę ją więzisz. Nie czyń innemu, co tobie nie miło. Wypuść biedną. Tobie też byłoby przykro, gdyby ciebie zamknęli.]

  

Wtem dobiega kolejne walnięcie młotkiem. To sędzia roztłukł orzech. Wygrzebuje ze środka deser śniadaniowy, lecz przeszkadza kot. Też chce. A zatem sędzia, wali go młotkiem w głowę. Kot miauczy przez chwilę, by zamilknąć na wieki. Nastaje cisza w sali, niczym w makówce. Tego nikt nie przewidział. A jednak w głośnikach rozkłada się marsz żałobny.

 

[*Stwierdzenie faktu*→Będziesz miał przesrane z tym błotnikiem. Narzędzie zdechło.]

 

Nagle wstaje starsza pani. Biegnie do sędziego. Bierze młotek i waląc sędziego po głowie, wrzeszczy ucieszona:

 

–– No wreszcie pozbyłam się natrętnego kociska. Ciągle na mnie siadał, sikał i mruczał. Gdziekolwiek szłam...

Nadal uderza, aż krew tryska na świeżo wykrochmaloną, białą brodę stenografa. Dobrze mu tak. Kapusiowi.

–– …on za mną, paskud jeden. Utrapienie z nim miałam. Durny zwierzak. Rozwalę mu ten wstrętny łeb do samego mózgu...

 

[*Wygarnięcie pomyłki*→Proszę pani, ale to głowa wysokiego sądu.]

 

–– Ach tak? Ale czy na pewno. Nie mogę rozpoznać.

–– Na pewno. Bo resztki większe.

–– Faktycznie. To najmocniej przepraszam.

 

[*Głos pozostałych*→Do dupy z taką rozprawą. Obrońca nie bronił, a kota przesłuchać nie można.]

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...