Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

 

Nazywam się Julian Nowak, mam trzydzieści pięć lat. Urodziłem się i wychowałem w niewielkiej wsi nad Bugiem, o nazwie Kolonia Zaręka. Ale przed dziesięcioma laty przeniosłem się do Lublina. Za chlebem. Nie, nie było łatwo. Najpierw wynajmowałem jakąś kawalerkę, za którą musiałem bulić jakieś czterysta pięćdziesiąt złotych, więc to w sumie nic dziwnego, że wkrótce zostałem niejako zmuszony do znalezienia sobie pracy.

Sytuacja, mimo przenosin do większego miasta, daleka była od ideału. Zacząłem kupować gazety z ogłoszeniami, typu „Anons”, „Głos Lubelski” i tak dalej. Ale ogłoszeń było tam jak na lekarstwo. Ktoś poradził mi, abym spróbował poszukać pracy przez internet. To teraz takie popularne, każdy właściwie tak szuka. Radzili mi tylko zaopatrzyć się przedtem w pendrive'a.

           Trafiłem wreszcie na ogłoszenie, które mi odpowiadało – w stolarni Drew-Bud poszukiwali pomocnika stolarza. Wprawdzie to było nieco poniżej kwalifikacji (byłem już dyplomowanym stolarzem), ale cóż zaszkodzi... na pewno szef kiedy tylko zobaczy moje starania, doceni. Zadzwoniłem bez chwili zastanowienia. Odebrał po kilku sygnałach.  

  • - Mówi Grzegorz Lityński, manager do spraw zatrudnienia w firmie Drew-Bud – w słuchawce zabrzmiał formalny, suchy głos. - Słucham? Aha, jest pan kandydatem do pracy. W takim razie chciałbym Pana zaprosić we wtorek, na godzinę jedenastą trzydzieści do siedziby naszej firmy, przy ulicy Zielonej 4. Proszę nie martwić się strojem, u nas nie ma sztywnego dress-code'u. Zanotował pan sobie? Wtorek, godzina jedenasta trzydzieści.

  • - Tak, dziękuję – wybąkałem, już zaczynając się martwić. W rzeczywistości zapisałem to wszystko w pamięci.Ale czym prędzej zdobyłem skądś kawałek czystej, nie zapisanej kartki i nabazgrałem pospiesznie: „Wtorek 18 IV, godz. 11.30 – Drew-Bud ul. Zielona 4”. Można było mieć większą pewność, że człowiek niczego nie zapomni.

  •         Postanowiłem że odwiedzę swoich rodziców – co prawda miałem już, niestety, tylko matkę, ojciec zmarł kilka lat temu – mieszkała kilka przecznic stąd, przy ulicy Gołąbki. Matka miała już osiemdziesiąt dwa lata i coraz większe problemy z poruszaniem się; na szczęście nie byłem jedynakiem, miałem jeszcze siostrę, Zulę. Opiekowaliśmy się staruszką na przemian.

  •         Wyszedłem, zamknąłem drzwi. Co prawda, w okolicy nie zdarzały się jakieś włamania czy kradzieże, ale... znana była zasada „PZU” - „Przezorny Zawsze Ubezpieczony”.

  •        No dobrze. To trochę o mnie – zacznę od wyglądu zewnętrznego. Jestem łysiejącym ryżym, raczej niskim niż wysokim, raczej korpulentnym niż szczupłym mężczyzną na początku wieku średniego. Nigdy się nie ożeniłem (bo i po co?) uważając, że po co mam unieszczęśliwiać jakąś kobietę i dziecko. Dobrze się czułem jako stary kawaler. Kiedyś pracowałem jako stolarz w spółce z, nomen omen, Dembowskim, ale niestety kredyty nas „zjadły” i trzeba było zlikwidować spółkę. Od dziecka marzyłem o karierze śpiewaka operowego, ale niestety okres dojrzewania skutecznie mnie z tego wyleczył – mój głos zamiast być normalnym barytonem, basem czy tenorem, zaczął przypominać bek barana na łące przy wietrznej pogodzie. Zresztą wkrótce odkryłem u siebie zamiłowanie do stolarki i to ona ostatecznie zdecydowała. Fach w ręku to jednak jest coś.

  •          Najpierw zatrudniłem się, jako osiemnastolatek, u swojego wujka, znaczy takiego „przyszywanego”, Henryka Bilika, po pewnym czasie jednak zrezygnowałem. Uznałem że gość jest niesolidny i podejrzany, wypłaty zawsze się spóźniały, a pod koniec przestały w ogóle się pojawiać. No więc powiedziałem do siebie – Chłopie, chrzań tą robotę! - i złożyłem wymówienie. O dziwo, zostało nawet szybko przyjęte, a na twarzy Bilika malował się wyraz ulgi, kiedy je podpisywał. Dziwne, prawda?

  •        Później bezskutecznie długo szukałem pracy, wysyłałem CV-ki, chodziłem na rozmowy kwalifikacyjne, z których i tak nic nie wynikało. Zazwyczaj kończyło się stwierdzeniem - „Proszę czekać, oddzwonimy”. Mijały dni, a telefon milczał, jak zaklęty. I wierz tu, człowieku, w ludzi! Frustracja narastała we mnie falami, gryzłem paznokcie, nie mogłem przestać myśleć o pracy. Zafiksowałem się na tym punkcie, nie byłem po prostu w stanie myśleć o niczym innym.

  •        Na szczęście, szybko przyszło zawiadomienie z Urzędu Pracy o przyznaniu mi zasiłku dla bezrobotnych. I dobrze, bo moje fundusze topniały zastraszająco szybko, a meble były stare i kiwały się. Co prawda, pieniądze nie były imponujące, ale zawsze to coś. 

  •     - Cześć, jestem Renata - powiedziała mi pewnego razu jakaś kobieta z kolejki. Spojrzałem na nią; była całkiem przystojna, o ile ktoś lubi puszyste panie.

CDN

Edytowane przez Michał1975 (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • gdy gra muzyka i wszystko się zapieka organy chcą wyrzucić z siebie grząską toń płaszcz z swetrem się ciągle biadą zwleka dopływa do szerokich ulicznych pustynnych dłoń ta era znienacka się zapiera piszczy dnem z własnego musu co to przez ego cholera już mnie wielce tak poniewiera do serca złote liście się tną co to jest w lewo wydają góry purpurowe brzmienie i ołowianym losem tną swe wyżyny waleczność się ze sobą rwie po niczyim lesie stukając jak armata w te ciągłe miny ukrywa się szturmem los sponiewieranych chwalebna cisza napaja smutkiem swój gniew bożyszczem jest już ten typ rozeznany promieni gdy głuchy skamieniały niczyi latarni śpiew pokrywa bałwochwalna zamienia się w rytm dociera do granic swych pustych możliwości pantera zabiera swoją jasną zgubę w tonącą myśl uwiera skąpymi baletami z uścisłości gdzie grzmi struktura i pada się w woń Chimera obumiera w swej litej naturze a serce dotyka swą miłą do zera skroń wszystko zakrywa płaszcz w swej dzikiej chmurze dlatego walcz mieczem o stół i o gwóźdź aby radosnym to słonko powlekało za bardzo się burzy ten mocny ruszt co spocznie jedynie stęchliźnie zabrało i wiara nadzieja i miłość chce dotykać anielskiego roztropnego człowieka bo rozkosz za bardzo się budzi tłem zaczyna powoli dotykać się nocna powieka
    • @KOBIETA Jestem optymistą, dlatego wybaczam. ;) PS. Wierzę, że pokonasz sceptycyzm i zaufasz — w scalenie wagonów. Wesołych Świąt!  
    • @FaLcorN   ;) och przepraszam…może to wrodzony sceptycyzm;) ? może świąteczne przytłoczenie czerwienią ;) a może zwyczajne zwątpienie w przejrzystość …połączeń …kolejowych;)    wybacz mi :))))       
    • @Sylwester_Lasota To fakt. Dwie strony medalu.    Pozdrawiam, wszystkiego dobrego. 
    • Zielony kolor nieba a na nim  niebiskie świecące słońce człowiek tonie w czerni mieszając się z kolorem ziemi.   Zupełnie nowy świat widziany  przez szkła kolorowych okularów  ktoś postanowił urzeczywistnić    Zakrzywiam czas żeby iść na skróty  pomijam parę zbędnych lat  które chcę puści w nie pamięć.   Utopiony w dziwnej rzeczywistości  tęsknię za czymś innym niech zmienią barwy i wszystko będzie jak kiedyś.   Po krótkim śnie poczuje się lepiej stare buty zniosę do szewca żeby zrobił z nich nowe.   Odnowię wszystko i odnowię siebie  w nowym ubraniu i w nowych butach idę  szkoda że ze starymi dziurami.   Obok mnie tłum ludzi zmierza  wszyscy zupełnie nowi i nie czuli po krótkim śnie obudzili się kimś innym.   Kto ich odmienił i kto dał im życie  wczoraj byli sobą  dzisiaj zupełnie inni wpatrzeni w skały.   Nowi ludzie ze starymi zwyczajami  w nowych butach idą ze starymi dziurami  dumnie idąc sądzą że są idealni.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...