Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Gość Radosław
Opublikowano (edytowane)

chłodny ranek w pustym domu
zegar w kuchni

beznamiętnie sieka ciszę na kawałki
stara bieda z nową datą
czaj bez cukru

 

zjawa w lustrze
puder szminka
róż mascara

mała czarna
kropla perfum
czerwień szpilek
uśmiech numer nie wiem który

znać że sztuczny
 

po pół roku wciąż mnie nie stać na prawdziwy

 

ile razy w życiu można
trochę umrzeć

 

Bardzo ujmujące to pisanie. Przybliżasz mi świat kobiet. Zastanawiam się nad u życiem podkreślonych słów. Z "beznamiętnie" i "na kawałki" bym zrezygnował - w/g mnie lepiej się czyta, a i tak oddany jest klimat, świat PL. 

 

Co do słowa "znać" - troszkę mi język skrzypi w tej frazie ;) w towarzystwie "że" i "sztuczny". Może świadomie szukałaś rymu ze "Stać"?. 

 

zastanawiam się jeszcze nad słowem "trochę" , przy "umrzeć". Uważam, że trochę ;) tu nie pasuje. 

 

Niemniej cały wiersz, pomysł, a przede wszystkim obrazy, które wprowadziłaś, bardzo do mnie przemawiają i dotykają uczuć.

 

Pozdrawiam Serdecznie 

 

Edytowane przez Radosław (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Radosław  Dziękuję za wnikliwy komentarz, uwagi i sugestie. Trochę pozmieniałam, mam wrażenie, że wiersz zyskał :)

 

chłodny ranek w pustym domu
zegar w kuchni

beznamiętnie sieka ciszę na kawałki
stara bieda z nową datą
czaj bez cukru

 

tu nie zrezygnowałam z podkreślonych słów, dlatego że wiersz mimo widocznego zapisu jest dwunastozgłoskowcem

 

chłodny ranek w pustym domu zegar w kuchni
beznamiętnie sieka ciszę na kawałki
stara bieda z nową datą czaj bez cukru

zjawa w lustrze puder szminka róż mascara

 

mała czarna kropla perfum czerwień szpilek
wyćwiczony uśmiech  gwiazdy słodka sztuczność

/po pół roku wciąż mnie nie stać na prawdziwy/

czas się podnieść żyć jak chcą by w końcu umrzeć

 

pozbycie się dwóch słów zaburzyłoby mi rym i rytm :)

 

 

 

 

Pozdrawiam :)

@beta_b Dziękuję :)

@Gosława Dziękuję Kochana, cieszę się że się podoba :)

@Anna_Sendor Dziękuję :) Tak, to prawda, trzeba uciekać przed takim nastawieniem, jak w ostatniej strofie, sama wyznaję zasadę by żyć w zgodzie ze sobą i najlepiej wykorzystać każdą chwilę, ale wiadomo, wena ma swoje prawa :)

Pozdrawiam :)

Gość Radosław
Opublikowano

Jestem bardzo przekonany do pierwotnej wersyfikacji. Słowa, ważne słowa są wyłuszczone. W drugiej giną w gąszczu nie mają takiej mocy. Powiem więcej, 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

usuwam jeszcze " że sztuczny ". 

 

"uśmiech numer nie wiem który" - to wyśmienita fraza, z której wynika, że sztuczny. 

 

Pozwolisz, że wrócę jeszcze do tego wiersza, jak będę miała więcej przestrzeni, ciszy i miejsca na głębokie skupienie. 

Chcę podjąć z Tobą dyskusję na temat rytmu w tym utworze i wrócić do słów. 

 

Wiersz zasługuje na uwagę. 

 

 

Gość Radosław
Opublikowano

@Annuszka Najlepiej wydrukować wiersz, w jednej i w drugiej wersji i spokojnie pójść z nim - to dla mnie najlepszy sposób. 

Gość Radosław
Opublikowano

@Annuszka Doskonale Ciebie rozumiem. Dzielę podobne doświadczenie. Historie edycji, niektórych wierszy mógłbym rozwijać w nieskończoność. Tym bardziej szanuję powroty do wersów. 

 

Pozdrawiam 

  • 1 miesiąc temu...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena, @Leszczym — dziękuję. Pozdrowienia zostawiam.
    • @W_ita_M.   O, hecą żrące lecą rżące - ho.  
    • Gdy wieczorna jesienna mgła, Wszystko wkoło z wolna spowiła, Tłumiąc nikły gasnącego dnia blask, Niczym opuszczona na świat zasłona,   W ponurą jesienną słotę, Na starym z czerwonej cegły kominie, Przysiadł szary zziębnięty gołąbek, Między skrzydełka wtulając główkę,   Wtem spomiędzy matowej mgły, Dostrzegł widok ponury, W dole przed jego maleńkimi oczkami, Z wolna się zarysowujący…   Do rozrzuconych szeroko po obiedzie resztek, Na przemarzniętej trawie, Zleciały się licznie kruki posępne, Bezpardonową wszczynając walkę,   Zimna mokra trawa, Pierwszym jesiennym szronem pokryta, Areną się stała zaciekłych walk, Licznego kruczego stada,   Liczne kości z sutego obiadu, Rozrzucone bezładnie na polu, Miały być bitewnym trofeum, Dla najsilniejszych z kruczego stada osobników,   Głośne rozjuszonych kruków krakanie, Niczym wściekłych barbarzyńców okrzyki wojenne, Po spowitym gęstą mgłą krajobrazie, Cichym niosło się echem,   Pomiędzy wielkimi kretowiskami, Podobnymi do okopów na polach bitewnych, Niczym żołnierze w bojach zaprawieni, Zawzięte kruki toczyły swe walki…   Zakrzywionym dziobem swym ostrym, Próbował kruk stary kość przepołowić, Przez drugiego młodego przepędzany, Próbującego wydrzeć mu zdobycz,   Usiłując brzuchy nasycić, By dotkliwy głód zaspokoić, Nie zaprzestając zaciekłej walki, Wciąż wytężały swój spryt,   Wydziobując w skupieniu zaschnięty szpik Z porozrzucanych na około kości, Usilnie wczepiały w nie swe pazury, By dzioby w ich wnętrzach zagłębić,   Połykając łapczywie Każdy znalezionego pożywienia kęs, Wkoło tylko rozglądały się bacznie, Rozeznając możliwe zagrożenie,   A najprzezorniejszy z kruków siedząc na gałęzi, Na łakome kąski spoglądając z góry, Nagły z powietrza szturm przypuścił, Naraz odpędzając kilka innych,   Te szeroko rozpostarły swe skrzydła, Natarcie jego próbując zatrzymać, Lecz daremną była ta próba, Zmuszone były ustąpić mu pola,   Widząc posępne te kruki, Wyrywające sobie wzajemnie zdobycz, Zmrużył oczy gołąbek skulony, Powiewem zimnego wiatru szturchnięty…   Wnet rzęsistego deszczu kurtyna, Spór pomiędzy kruczym stadem rozsądziła, Do rychłego szukania schronienia, Wszystkie bez wyjątku ptaki przymusiła,   Przed ulewnego deszczu strugami, Pierzchnęły wnet wszystkie posępne kruki, Chroniąc się pomiędzy krzewami, Bujnych drzew rozłożystymi gałęziami,   Ukrył się i gołąbek, Przed zimnym rzęsistym deszczem, Pod starego opuszczonego domu dachem, Przycupnąwszy cichutko w kącie.   A każda jesiennego deszczu kropla, Brudna, wstrętna i zimna, Dla maleńkiego suchej trawy źdźbła, Była niczym trzask bicza,   A deszczu kropel setki tysięcy Tworzące zwarte oddziały i zastępy, Wielki frontalny atak przypuściły, Na połacie zmarzniętej ziemi…   Patrząc tak zza szyby, Na pole zaciekłej między krukami bitwy, O jakże cenną dla nich zdobycz, Podłe z obiadu resztki,   Ponurym wieczorem jesiennym, Mgłą i deszczem zasnutym, Krzepiąc się łykiem z miodem herbaty, Próbując zebrać rozproszone swe myśli,   Z niewyspania półprzytomny, Przecierając dłonią klejące się oczy, Patrząc na ten krajobraz ponury, Takiej oto oddałem się refleksji…   Gdy widzę jak różni szemrani biznesmeni,  Zawzięcie walczą między sobą o wpływy, Dostrzegam jak bardzo w uporze swym ślepym, Posępnym tym krukom bywają podobni.   Gdy otyli szemrani biznesmeni, Przesiadując wieczorami w knajpach zadymionych, Paląc cygara i popijając whisky, Rozplanowują kolejne swe finansowe przekręty,   Niczym dla dzikiego ptactwa, Zalegająca w rowie cuchnąca padlina, Tak zwęszona tylko korupcji okazja, Staje się łupem dla mafijno-biznesowego półświatka,   Pobłyskiwanie sztucznych złotych zębów, Fałsz wylewnych uśmiechów, Towarzyszące zawieraniu szemranych umów, Przy ruskiej wódki kieliszku,   Często bywają zarzewiem, Biednienia lokalnych społeczeństw, Gdy szemrani biznesmeni nabijając swą kabzę, Skazują maluczkich na zubożenie…   Huczne wystawne bankiety, Gdzie alkohol leje się strumieniami, Dzwonią pełne wódki kieliszki, A z ochrypłych gardeł padają kolejne toasty,   Gdzie szalona zabawa niepodzielnie króluje I rozsadzają ściany z głośników decybele, Dzwonią szklane butelki w kredensie, A strumieniami leją się drogie alkohole,   Gdzie w ochrypłych gardłach przepastnych Lokalnych biznesmenów szemranych, Kieliszki pełne gorzałki Znikają jeden po drugim   Gdzie niezliczone sprośnie dowcipy, Padają okraszone rubasznymi przyśpiewkami, A pijaków podkrążone oczy i czerwone nosy, Tłumaczy ich bełkot łamliwy,   Często będące zwieńczeniem, Podpisania umowy wielomilionowej, Z lekceważonego prawa nagięciem, Gdzie łapówki główną odgrywają rolę,   Czasem tak bardzo bywają podobne, Posępnych kruków wieczornej uczcie, Gdzie wielki zatęchłego mięsa kęs, Wyrywają tylko osobniki najsilniejsze…   Na płynnych niejasnych pograniczach Biznesowego i mafijnego świata, Utarta między gangsterami hierarchia, Przypomina tę z kruczego stada,   Gdzie kolejny szemrany kontrakt, Niczym podły padliny ochłap, Jest jak w krwawej walce nagroda Dla osobnika o najprymitywniejszych instynktach…   I ten wielki świat nowoczesnością pijany, Do ubogich odwrócony plecami, Gdzie tylko silne osobniki, Wyrywają najlepsze kęsy,   Czasem tak bardzo przypomina, Pomimo upływu tysięcy lat, Wielką ucztę dzikiego ptactwa, Na truchle dzikiego zwierza…  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • I nagłówki, a laik; wół gani.    
    • Ukradli konia ino: kil, Darku. Dar koi, no - koniokrady        
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...