Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

za żar niewinny
co strugą gęstą
ostygł wśród błota
sycę się klęską

ja - żal drapieżny
czarnych piór cieniem
nadchodzę z niebios
odebrać tchnienie

czarem łez za to

co mi zabrano
rany mi błahe
sam jestem
raną

 

 

 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Inny, bo sprzed czasów, gdy uparłem się na sztywny układ 4x3 ;>

Dziękuję!

Opublikowano

@Anna_Sendor Im więcej wierszyków pisałem, tym częściej samoistnie wychodziła taka właśnie forma. To dla mnie idealne ramy konstrukcyjne, bo wiersz jest do przełknięcia pod względem długości, a udaje mi się zawrzeć w nim wszystko, co chcę powiedzieć. Potrzebuję tej dyscypliny, bo gdybym zostawił sobie pełną swobodę, to nie wiem, czy potrafiłbym cokolwiek napisać :P

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Następnym razem nie będę wysilał się z wierszem, skoro wystarczy piosenka The Cure :P

Opublikowano

Dziś obserwowałam walkę kruczej matki z orłem, który przysiadł wysoko na gałęzi - domyślam się blisko jej gniazda. W zasadzie to jestem pewna, że taki heroizm mógł wzbudzić tylko matczyny instynkt, tam musiały być jej młode. Orzeł kompletnie ignorował jej pikującą mu TUŻ nad głową postać, a ona wpadała w coraz większą desperację. W końcu umęczona zaczęła wzywać posiłki i inne kruki dały jej zmianę w staraniach o przegonienie orła. On jednak wciąż ani drgnął. Nie wiem jak to się skończyło, musiałam powędrować dalej. Taka krucza dygresyjka. 

A wiersz bardzo mroczny i klimatyczny - super. 

Opublikowano

@GrumpyElf Zawsze mnie zdumiewali ludzie, którzy obserwują zachowania zwierząt i je rozumieją. Ze wstydem przyznaję - nie zwróciłbym nigdy uwagi na taką sytuację, nawet bym jej nie zauważył.

 

Wierszyk nawiązuje do mrocznej historii, musi mieć zatem również odrobinę mroku ;)

Dziękuję!

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Raczej siebie - ignorantem :P Bo ja po prostu takich rzeczy totalnie nie zauważam. A nawet bym chciał.

Opublikowano

@Michał_78 Ty chyba byłeś dużo bliżej całego zdarzenia, ja oglądałam tego orła na wysokiej sekwoji z jakichś 20 metrów. Całkiem niedawno za to widziałam spory okaz bielika jak poderwał z ziemi króliczka pustynnego, dosłownie przetarł tym królikiem przed kołami moich opon po czym siadł na jakimś krzaku i jakby odpoczywał, dopiero po kilku solidnych sekundach wzbił się z królikiem w szponach do lotu. To działo się dosłownie przed moimi oczyma. Zawsze szczypię się z radości, że w naturze jest porządek. Sorry za nasz off topic @error_erros !

Gość Franek K
Opublikowano

Lubię takie mroczne klimaty: Cure, Cave, Crow... (Jane).

Choć tak w zasadzie crow to wrona, a kruk to raven.  

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena zakończenie mega! tak
    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
    • łzy raczej nie kłamią uśmiech nie krwawi zaś droga  donikąd gdzieś prowadzi ból to niewiadoma   krok zawsze krokiem horyzont czasem boli tak samo jak myśli które w głowie się panoszą   kłamstwo  śmierdzi kalendarz to prawda śmierć to szczerość człowiek to moment wszechświata 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...