Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Zew Feniksa - Prolog i Pierwszy Rozdział


Rekomendowane odpowiedzi

Zew Feniksa

Prolog

-Czemu ta banda potworów nie została jeszcze wypchnięta z Daeville?- wrzasnął generał Gabazyl uderzając pięścią w stół. Jego ordery zakołysały się na kolorowych wstążkach.
Cały sztab dowództwa południowego frontu wojny z nieludźmi, szczerzej znanymi jako Leoforos, zebrał się w małej chacie w wiosce Luan. W maleńkiej izbie znajdował się tylko mały stół i cztery krzesła.
-Nie sposób ich od tak pokonać!- tłumaczył się pułkownik Anderson- Są świetnie wyszkoleni a na domiar złego mają dwa feniksy!
-Dosyć!- ryknął Gabazyl całkiem czerwony na twarzy ze złości- Co to są te feniksy?
-Feniks to dość dziwne stworzenie. Jest to jakby elf, którego otacza ptak zbudowany z żywego ognia. Trudno opisać feniksa, trzeba go zobaczyć.- wyjaśnił pułkownik Pulcifer rozsiadając się na trzeszczącym krześle.
-Przeklęte potwory. Macie czas do końca tygodnia żeby ich wypchnąć z miasta.
-Ależ generale! To niewykonalne!- zaprotestował Anderson.
-Nic nie poradzę pułkowniku. To rozkaz z samej góry.- generał wzruszył ramionami- Poza tym to ileż można czekać aż jedno z największych miast w rejonie gór Rasil zostanie całkowicie odpotworzone?!
-Jeśli admirał Prospero chce odzyskać Daeville w ciągu tygodnia to sam nich to zrobi. Skoro uważa, że feniksy oraz wspaniale wyszkolona armia Leoforos to betka to my chętni ustąpimy mu miejsca.- rzucił gniewnie Pulcifer- Do tego jeszcze w okolicach miasta pojawili się Łowcy.
Generał i pułkownik Anderson skamienieli. Na twarzy Gabazyla gniew ustąpił miejsca przerażeniu.
-Łowcy? Ci Łowcy, których opisuje Smocza Księga Przeznaczenia?- wykrztusił
-Tak. Ci. Na dzień dobry wyrżnęli połowę pierwszej linii. Kurier doniósł mi o tym kilkanaście minut temu.
-Musimy natychmiast wycofać się spod Daeville.- powiedział słabym głosem pułkownik Anderson. Prawą ręką trzymał się za serce, które biło jak oszalałe.
-Nie możemy. Prospero powiesiłby nas za nie wykonanie bezpośredniego rozkazu- generał spojrzał po twarzach oficerów. Był kompletnie bezsilny.
Wg Smoczej Księgi Przeznaczenia, Łowcy byli aniołami zsyłanymi na świat podczas konfliktów, by zlikwidować sprawców wojen i doprowadzić do pokoju, a w obecnej sytuacji pewne było, że to ludzkość była zagrożona.
-Ten kurier nadal jest w wiosce?
Pulcifer skinął głową.
-Dobrze. Muszę napisać do Prospera. Nawet taki syn Ciemnogrodu jak on musi zrozumieć, że łowcy to wróg, którego warto unikać.
-Sami jesteśmy sobie winni.- wyszeptał pułkownik Anderson- Gdyby król Aasher nie chciał się pozbyć nieludzi z terenów Folan nie stalibyśmy teraz w obliczu śmiertelnego niebezpieczeństwa.
-Nie filozofujcie Anderson.- warknął rozdrażniony Gabazyl.
-Myślę, że istnieje sposób by powstrzymać Łowców.- wtrącił nagle Pulcifer.
Generał i pułkownik obrzucili go pytającym spojrzeniem.
-Próżniowiec. Złoty kryształ, o którym pisze w Smoczej Księdze. Z tego co pamiętam, jest tam napisane, iż tylko ten kto posiada Próżniowiec może odesłać Łowców, a szukać go należy u kupca w małej wiosce. Tylko tyle zdołałem zapamiętać.
Gabazyl rozchmurzył się trochę.
-Czyli jest dla nas jakaś nadzieja. Powiadomię i o tym Prospera. Teraz jednak musimy się skupić na tym, by stracić jak najmniej ludzi pod Daeville, aż admirał coś zadecyduje i znaleźć ten Próżniowiec. Możecie odejść.
Oficerowie stuknęli obcasami butów i wyszli w ciemną noc. Gwiazdy świeciły jasnym blaskiem, oświetlając blado małą wioskę Luan. Ostoję kupców, handlarzy i rolników.




I
Kryształ


Dino Raven miał ledwo 14 lat, ale nie wystrzegał się pracy fizycznej. W dzień i w nocy, jeśli było trzeba, pracował w sklepie ojca i szybko zaskarbił sobie sympatię mieszkańców wioski. Często także i im pomagał w potrzebie, a dzięki intensywnej pracy stał się jedną z najsilniejszych osób w Luan. Dlatego też ojciec prawie zawsze zabierał go ze sobą, gdy jechał do miasta po towar do sklepu.
Tym razem, Ravenowie udali się do Kaliban, żeby uzupełnić zapasy mięsa.
W sklepie rzeźnika panował wielki tłok. Front zaledwie kilka dni temu przesunął się poza miasto i ludzie uzupełniali niezwykle uszczuplone zapasy. Do tego niezbyt przyjemny zapach mięsa i duchota panująca w małym sklepiku wywoływały odruch wymiotny. Dało się też wyczuć nieprzyjemną atmosferę. Mieszkańcy Kaliban nadal nikomu nie ufali, nawet sobie nawzajem i wszędzie zabierali broń.
Ojciec Dina wychylił głowę przez drzwi sklepu.
-Trochę mi tu zejdzie. Nie ma sensu, żebyś tak stał przy wozie. Idź do karczmy, może dowiesz się czegoś ciekawego. Ludzie powiadają, że prawie wypchnęliśmy Leoforos z gór. W takim wypadku koniec wojny jest naprawdę blisko.
Chłopiec spojrzał w głąb sklepu. Panował tam rzeczywiście niesamowity tłok, a jego ojciec stał w drzwiach, więc pewne było, iż nie dopcha się do rzeźnika w czasie krótszym jak godzina.
-Dobrze. Pójdę posłuchać, chociaż wątpię żeby w karczmie ktoś był. W przeciwieństwie do Luańczyków, tutejsi mieszkańcy wciąż jeszcze żyją wojną.
W mieście wciąż widać było ślady walk, których nikt nie kwapił się usunąć. Na ulicach leżały potrzaskane okiennice i powywracane wozy, w ścianach domów tkwiły strzały a dachówki sterczały pod przeróżnymi kontami. Mało kogo można było spotkać na ulicy, a jeśli już się taki człowiek trafił, kurczowo ściskał sztylet lub krótki miecz. Tutaj wciąż obawiano się ataków ze strony nieludzi.
W karczmie pod Czerwonym Smokiem było prawie pusto. Zwykle zapełnione ludźmi pomieszczenie teraz wyglądało jak byłe więzienie. Długie ławy, zwykle ustawione na środku, stały zakurzone pod ścianami, na kominku płomień był ledwie widoczny a ze stropu zwisały ogromne pajęczyny, na których pająki bacznie obserwowały czy nie leci w ich kierunku jakaś mucha.
Tylko w rogu izby siedziało kilka osób patrzących z zaciekawieniem na opierającego się o ścianę staruszka. Dino przysiadł się do nich, wciskając się miedzy krępego mężczyznę i pulchną kobietę, uważając by nie zawadzić ich rapierów i także utkwił wzrok w obsypanym siwizną mężczyźnie. Jego ubranie było połatane i wystrzępione, broda przycięta byle jak. Spod krzaczastych brwi na zebranych spoglądały duże oczy z ledwo widocznymi źrenicami.
-Mów - poprosił ktoś wreszcie przerywając niezręczną ciszę.
-Mów - powtórzyła niska kobieta występując krok naprzód.
-Spokojnie – głos starca był szorstki i suchy – Powiadają, że wojna ma się ku końcowi. Że Leoforos zostali zepchnięci w góry i tam ich wykańczają, ale to nieprawda. Wiem, bo widziałem na własne oczy oddział elfów na północy. Nasze wojska zostały wciągnięte w pułapkę. W Daeville Leoforos zebrali najlepiej wyszkolonych krasnoludów, gnomów, ogrów, karłów i troli. Tam też widziano Łowców.
Zebrani zadrżeli. Wszystko to, co mówił starzec brzmiało bardziej prawdziwie niż cokolwiek innego, a wiadomość o Łowcach wywołała u ludzi dreszcze.
-Na północy- ciągnął staruszek- elfy napadają na wioski i mordują wszystkich bez wyjątku. Tamtejsze wojsko nie ma możliwości kontaktu ze sztabem głównym. Koniec wojny to tylko złudzenie. Ona dopiero się zaczyna. Wszyscy powinniśmy się zbroić. Miast i wioski, mężczyźni i kobiety. Nikt nie jest bezpieczny. Front przeniósł się w góry, ale wróci tu w oka mgnieniu. Leoforos wzmocnili nieludzie z innych krajów gdzie jeszcze panuje pokój, ale niedługo i tam wybuchnie wojna. Ze wschodu przybyły do Folan feniksy. Ludzkość czeka zagłada.- starzec zamknął oczy i zasnął momentalnie.
Niska kobieta żałowała, że w ogóle się odzywała. W karczmie zapadła grobowa cisza. Wszyscy byli oszołomieni. Za ladą, bezzębny karczmarz od kilkunastu minut szorował brudną ścierą ten sam kawałek blatu.
Dino odczekał aż szok częściowo minie i wyszedł z karczmy pozostawiając wstrząśniętych Kalibańczyków. Musiał o wszystkim opowiedzieć ojcu. Jeśli prawdą było to, co mówił starzec, trzeba było jak najszybciej ostrzec mieszkańców Luan.
Kiedy chłopiec dotarł do sklepu rzeźnika, jego ojciec właśnie ładował kupione mięso na wóz. Chwycił duży kawałek świni i wrzucił go na pakę.
-Dowiedziałeś się czegoś interesującego?- spytał Zahn Raven
Młodzieniec po krótce opowiedział ojcu o tym, co usłyszał Pod Czerwonym Smokiem.
-To brzmi prawdopodobnie. Musimy jak najszybciej dotrzeć do domu.- oznajmił kupiec siadając na koźle. Dino usadowił się obok niego i wóz ruszył z przeraźliwym trzaskiem, uginając się pod ciężarem ładunku.
Droga była wąska i wyboista, toteż nie jechali szybko, zwalniając dodatkowo na wertepach. Wzdłuż gościńca rósł gęsty dębowy las. Górne gałęzie drzew tworzyły nad traktem zieloną czapę skutecznie przysłaniającą słońce. Rozśpiewane ptaki trajkotały radośnie na gałęziach, dziki buszowały wśród zarośli. Las i jego mieszkańcy bez szwanku wyszli z wielu walk, które miały tu miejsce.
Nagle wóz podskoczył do góry na wybojach. Koła z głuchym trzaskiem uderzyły o bruk strasząc konie.
-Prrr!- ojciec chłopca ściągnął wodze.
Dino zeskoczył z kozła i pobiegł sprawdzić, co się stało.
-Nic nie spadło ojcze! Tylko koła się poluzowały. Zaraz to naprawię.
Młodzieniec ukląkł i poprawił dyszel. Uporał się z tym bardzo szybko i już miał wrócić do ojca, gdy oślepił go ostry blask. Pojedynczy promień słońca przeniknął między liśćmi i odbił się od półprzezroczystego kamienia leżącego na drodze.
Chłopiec osłonił ręką oczy i podniósł kamień.
-To kryształ.- szepnął do siebie Dino.
Widok był imponujący. Kryształ został przez kogoś idealnie oszlifowany na kształt krzyża z zakrzywionymi bocznymi ramionami.
Spojrzał z podziwem na swe znalezisko i przytulił je do piersi. Z tego, co wiedział, było ono więcej warte jak cały majątek jego rodziny.
Szybko wrócił na kozioł.
-Wszystko gotowe. Możemy ruszać.
-Coś tam tak długo robił Dino?
Młodzieniec pokazał ojcu kryształ. Mężczyzna o mało nie spadł z kozła.
-To przez niego wóz tak podskoczył?- wykrztusił po kilku minutach, gdy szok minął.
-Najwyraźniej. Ciekawe tylko, że nawet się na zarysował.
-To jest akurat najmniej istotne. Wiesz ile taki kryształ jest wart?
-Jakieś półtora miliarda złociszy.- odparł chłopiec z uśmiechem.
Jego ojciec ujął w dłoń lejce i popędził konie. Wóz ruszył trzeszcząc i chybocąc się na boki.
Dino schował kryształ do kieszeni i zasnął. Już, gdy miał pięć lat opanował sztukę spania sztywno siedząc i w marszu.
Tym razem nie mu się nie śniło, co zdarzało się rzadko. Zwykle nawiedzały go sny o dość skomplikowanej wymowie, których nigdy nie mógł zrozumieć.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam nadzieję, że ktoś raczy skomentować. Ostatnio rzadko mi się to zdarza, a jeśli już to nie na temat. Ponieważ nikt nie czytał go na "Z", umieszczam tekst tutaj. Oby się wam podobało, to będę mógł opublikować dalsze części, znaczy się kolejne rozdziały. Żeby was zaciekawić, umieszczam spis treści.

Prolog
I Kryształ
II Niespodziewani goście
III Objaśniaczka snów
IV Smocza Księga Przeznaczenia
V Ucieczka
VI Artemis!!
VII Asfalt
VIII Posiłek w zakolu rzeki
IX Eznalinea
X Makumba
XI U królowej elfów
XII Feniks
XIII Przeprawa przez rzekę Melosh
XIV Łowcy
XV Narf Islea
XVI Donau
XVII W domu krasnoluda
XVIII Drużyna
XIX Wędrówka ku górom
XX Góry Klar
XXI Łowcy po raz drugi
XXII Kryształ Pokoju
XIII Biały Feniksa
XXIV Życzenie

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Więc tak:

"Chwycił duży kawałek świni i wrzucił go na pakę." - myślałam, że tak się mówi tylko o ciężarówkach?

Pierwsza część jest trochę lepsza niż prolog (powtarzam moje zarzuty), ale mnie osobiście to się niezbyt podobało. Nie ma to atmosfery, tyko akcja. Jak w tanim filmie amerykańskim. Ale może znajdziesz fanów, którzy właśnie to uwielbiają, nie wiem. Ja do nich nie należę.

Umiesz opowiadać i chyba fajnie, że ćwiczysz w ten sposób styl. Mi to po prostu nic nie przynosi, nie ciekawi mnie co będzie dalej, nie ma to żadnej głębi. Taki mam gust, tego oczekuję po literaturze. Ale opublikuj dalsze części, czemu nie. Zobaczysz co powiedzą inni.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...