Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)
 

Po nitce
Do kłębka - wyboistych myśli na lodowisku - z cytrynowej trawy
Ty wiesz, co?
Rano dzwonił do mnie Diabeł
Mieszał w kotle złych myśli niewyparzoną kawę
Dodał słodką cykorię i tym popsuł zabawę


Tak. Może. Faktycznie.
Są jakieś rozbieżne
I są jakieś styczne
Nie umiem pisać o miłości?
Kupuję ją w supermarkecie
Złotówka za kilogram
A transport - na lawecie
Darmowa dostawa - jakoś mnie nie pociąga - ważne, że egoizm
Łatwo ściąga z konta


Przetrącają mi głowę - z mosiądzu pancerzem - rozmiłowani w nie-miłości - nieodpłatni płatnerze
O 21 śpię, akordeony i wieże
Oddalonych kościołów, gdzie wyznają: 'nie wierzę'


Pośrodku schronu - iskrzą się kryształy, a w akwarium pływa - mój dobytek cały: popatrz, wyczuj, podejdź, sięgnij, przystań, odejdź, porzuć, zasmuć, wrzaśnij, wściekłym sercem trzaśnij ...
We śnie - przeżuj pestki - rzeczywistych wrażeń - przez peryskop marzeń


... ze złota ster - nie tonę! 
Bo toną - tylko one: bezpowietrzne trąby i bez lontu bomby - złudnych oczekiwań, smętnych głową kiwań 
W zamszowej sakiewce, w sporze - tępe drzewce: 'zamierzasz drugi świat dobudować, czy też raczej - Boga ... cudownie uchować?'


O Boga się nie zbytnio nie troszcz: On ma swój arsenał - do Domu piechotą, pod pachą gazeta, koledzy - w knajpce Arena, a tuż przed Areną - stoi ludzka scena
Oglądają spektakle: 
Pośrodku akwarium, jest też i dobytek: jeden, zwinięty w rulonik, potłuszczony kwitek
Myślisz, że wziąć możesz to za dobrą monetę?
Mylnie.
Obstawiają zakupy: 'rybki, czy rakietę?' 
... Kupić do akwarium, gdy cały dobytek - miłość, dobroć, wierność, to ... w stylu vintage zbytek?


Wąska dwupasmówka, leżę, jem truskawki, myślę o 'nazajutrz' - myśl dostaje czkawki
Idę do muzeum - w muzeum akwarium 
Ryby ktoś przepędził wrzasku halabardą ...

 
 

 

Edytowane przez Lidia Maria Concertina (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Na innym portalu jest babka, która pisze podobnie. Ma takie gadane, że szok. Na początku strasznie mnie to wkur..., znaczy irytowało xD, ale teraz nie wyobrażam sobie innego stylu w jej wykonaniu. Oczywiście powiedziałam jej, co o tym myślę i wogle.

 

Taki styl paplania ma Autorka, a powiem, że naprawdę trzeba mieć dobrą stylówę, żeby tak umiejętnie paplać. No ja nie umim ni w ząb, ale innym to wychodzi znakomicie.

I super!

 

Żeby życie miało branie, raz haiku, raz paplanie xD

hahaha

 

Pozdrawiam Wszystkich.

Opublikowano

@w kropki bordo Dziękuję za łagodną reakcję na tę 'zbitkę' myślową cukru z grochem i kapustą - u mnie często tak bywa: pustynia treści i jedno ziarenko sensu ;)) Pozdrawiam! :) 

@ais :)))) Widzę, że doskonale rozeznajesz i grafomaństwo i pewne znamiona poezji ;)) Akurat taki flow - tytuł  newiele ma wspólnego ze słowem 'mir' w rozumieniu 'szacunek, autorytet, ' chodziło mi bardziej o stację kosmiczną - ten potok paplaniny to kapsuła, która ma tam właśnie wysłać obiorcę. ;)) Ta gościówka to nie ja, udzielam się twórczo tylko tutaj i bardzo doceniam krytycznie wyważone komentarze - dzięki i pozdrawiam! 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @lena2_ prawda
    • @Migrena zakończenie mega! tak
    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
    • łzy raczej nie kłamią uśmiech nie krwawi zaś droga  donikąd gdzieś prowadzi ból to niewiadoma   krok zawsze krokiem horyzont czasem boli tak samo jak myśli które w głowie się panoszą   kłamstwo  śmierdzi kalendarz to prawda śmierć to szczerość człowiek to moment wszechświata 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...