Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

 


krętymi uliczkami na brzeżku nocy
dwoje niczyjkijów penetrowało
trzewia miasta

 

niestrudzenie pokonywali drogę krzyżową
licząc na drobne upominki opatrzności

 

ona ciągnęła nieduży wózek
z okaleczoną biografią
on w plecaku trzymał znajome twarze

 

gdy zaatakował wściekły Perun
przyjął ich dobry buk

 

po chwili

zaczarowany dorożkarz
zaczarowaną dorożką

zabrał ich
w niekończącą podróż

 

 

 

Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

... niewielka scenka, wielu spośród nas.... Dobry tytuł i bardzo fajne dwa neologizmy.... :)

tzw 'ukośniki', wydają mi się zbędne, już i tak w wersach i pomiędzy można sobie

sporo (d)opowiedzieć.

Zastanawiam się jeszcze, czy.. po chwili.. konieczne, bo gdy nawet zadziało się dalej to,

o czym piszesz, to zanim ktoś zgłosił, zanim dorożkarz przybył, trwało to trochę, chyba. Można by pominąć, ale to Twoje pisanie, a ja od czasu do czasu 'mącę' komuś.

Nic pochopnie, mogę się mylić.

Pozdrawiam.

 

 

 

Edytowane przez Nata_Kruk (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Nata_Kruk  Utwór ma trzy lata i początkowo miał inny tytuł. Podobny, ale inny xD

Dziękuję Ci za pochylenie się nad treścią i dziękuję za wskazanie dobrych i złych stron utworu.

Pytanko: Czy wyrazy w ukośnikach są do wywalenia Twoim zdaniem, bo tak odczytruję.

 

Przemyślę sobie to jeszcze raz na spokojnie i poczekam na tego potwora
Venę, to może mnie czymś jeszcze olśni, hahaha

 

Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam!

 

 

@Gathas Dziękuję i pozdrawiam!

Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Nieważne ile ma lat, a tytuł, może dobrze, że zmieniłaś, to ten jest świetny.
Dobrych stron, wg mnie, jest więcej i z tego 'zapatrzenia się' na treść zapomniałam o czymś... :)
Ukośniki, tylko.. wydają mi się zbędne.. nie mogę pisać.. wywal to, bo to Twój wiersz.
Słusznie, zmiany tylko po solidnych przemyśleniach.

 

ps. teraz dojrzałam.. czy nie brakuje "się" po.. niekończącą.. (?)

Edytowane przez Nata_Kruk (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

@ais Faaajne, znaleźć poezję tam, gdzie inni widzą tylko patologię,  no, najwyżej - groteskę. I ci "niczyjkije" - siewietne! Pozdrawiam

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

@opal ps the gresja taka -  gdzieś mam cóś o tytule "Sen nocy nie bardzo letniej" (ale nie nieletniej!) Nie ściągam

 

Edytowane przez opal (wyświetl historię edycji)
  • ais zablokował(a) ten utwór
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...