Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Sylwester_Lasota coś w tym jest, ale udajemy, że jesteśmy wieczni - no może i jesteśmy ale na szczęście nie na tym padole łez.  Dziękuję za odwiedziny i słuszny komentarz.    Pozdrowienia.
    • @Annna2   puste kościoły ? ludzie i narody bez Boga ?   naprawdę świat jest taki piękny ?   a przyszłość świetlana ?  
    • Mróz, sinym szronem martwiczym, odbarwił zszarganą skórę na granicach rany. Odłamek strzaskał mi szczękę i prawe ucho. Rozorał marną, człowieczą powłokę niczymszwy na szmacianej, brudnej lalce, zapomnianej, porzuconej, w głąb królestwa kurzu i zetlałej pleśni garderobianych zaułków. W oddali, przesłonięte mgłą półomdlenia, zagrody i zabudowania niewielkiego przysiółka. Wycie psów niosło się w rozrzedzonych powietrzu. Drobinki niesione po zaspach, iskrzyły tęczowymi refleksami, spadając na zlodowaciałe, twarde błoto jedynego w okolicy gościńca. Moje stopy, nurzały się w gorączkowym ogniu, odmrożonych kikutów palców. Buty zamieniły się w kamienne kloce o wadze posągów bohaterów, których wojna żadna nie tworzy. Onuce skręciły się w paroksyzmie, jak demony na widok chrestu. Raniły mnie ich krzywe, zrogowaciałe brzegi. Brudne kolce materiału, rozdrapywały stare strupy, sącząc spod nich jeszcze podlejszą krew. Tak wraca do ojczyzny swej, piechur dumny. Bez regimentu, munduru, broni, pasa ani konia. Kto go chlebem i solą powita? Kto mu kąpiel i strawę zgotuje? Kto mu gościnę zapewni i cyrulika zwoła? Wiatr pchał ciało umęczone na przekór nogom. Jeszcze nie czas! Nie zamykaj oczu! Dźwignij się w imię boże! Tam na widnokręgu, chutor Twój czeka. I ta która płaczę nocami, tuląc małą niebogę nad kołyską. Patrząc, strwożonymi oczyma w ogień bukowych szczap, bielejących bierwionami, sycząc podszeptem diabelskim o Twym rychłym zgonie. Pamiętasz Ty Kozacze lato ostatnie? Step burzanem ukwiecony jak perski dywan. Mgielne minuty zmierzchu na zżętych zagonach. I jej usta cierpkie a spragnione. I krasne, płonące wraz z ukrytą w połowie już tarczą słońca, warkocze. Pachnące jaśminowym upojeniem. Wszędzie był jedynie pokój i beztroską. Wiersze u okna pisane, wśród furkotu skrzydeł ciem. Wśród koncertu, niestrudzonych cykad. Zawierały w sobie jedynie młodzieńczy żywioł i chęć niestrudzonego życia, w objęciach kresowych idylli. A teraz w rowie przydrożnym jak ten pies dziki, bezdomny. Skulony czekasz na ostatni wers aktu. Spazmatycznie, ustami rozwartymi łapiąc ostatnie oddechy. Padłeś bez sił obok przydrożnej kapliczki. Przysiół, rozmył się w przedśmiertnym upływie nadziei. Nazarejczyk, spuścił swą głowę w cierniowej koronie i patrzył pełen ojcowskiej troski i miłości na Twe męki i rany. Zszedł z krzyża i bosymi nogami ruszył do Ciebie. Jego rany na stopach i rękach też poważnie krwawiły. Pochylił się nad Tobą i położył spokojnie dłoń na Twym obliczu. Uczułeś błogą radość i ukojenie. Spokój i zbawienie. Panie w swoje ręce powierzam ducha jego. Kilka dni potem. Gościńcem nadszedł oddział pancernych. Konie żwawe i wypoczęte rwały, podkutym cwałem do widniejącego już w oddali przysiółka. Orły białe na czerwonym tle powiewały dumnie na sztandarach. Bechtery i misiurki odbijały wczesne promiennie słońca. Jadący na przedzie towarzysze, dali znak i cała kompanija jak jeden mąż zatrzymała, szkolone wierzchowce na zadach Ujrzeli panowie bracia przed sobą cud a może profanację. Nie dalej jak dziesięć kroków od gościńca stała na skraju rowu przydrożna kapliczka jakich tu na Dzikich Polach wiele jako gwiazd na nieboskłonie. Lecz ta przedstawiała postać osobliwą i bardzo wątpliwą co do zbożnego żywota. Zaczepiony o przeguby na poprzecznej desce krzyża, spoczywaj plecami do nich zezwłok kozackiego mołojca. Ciało nosiło ślady trudów podróży i ran bitewnych. Lecz wydawało się że przyczyną rozbratu z żywotem nie było wykrwawienie a zamarznięcie. Nie dobrało się do niego żadne zwierzę choć ciało musialo tak wisieć już kilka dni. Kozak widać sam o własnych siłach dotarł do kapliczki i legł całym ciężarem na postaci Syna Bożego. Jezus tulił go do siebie jako tego syna marnotrawnego co najpierw wszczyna bunt, rozpala ogniem zdrady chłopskie zarzewie a na koniec jako ten szczur ucieka pod skrzydła Zbawiciela. Jeden z przybocznych, wyjął z czarnej pochwy szablę i ciosem na odlew ściął kozacki łeb. Dytko widać losem ostrza zarządzał bo pech chciał że pióro samo, rozorało ranę na żywocie Zbawiciela. Ku przerażeniu kompanii, z drewna trysnęła jasnoczerwona posoka a Jezus rzewnie zapłakał. Wtem tumult nagły powstał i gwałt głośny od wsi. Dostrzeżono polskie orły.
    • @Berenika97 Dzięki. mówią, że jakaś część autora jest w jego bohaterach i to potwierdzam. W Globalnych ociepleniu obiecujący naukowiec, doktor Jan Mróz (:)) jest byłym wyczynowym tenisistą i to ma  niemały wpływ na jego losy:).   Poza tym... nie nie zdradzę :). . Pozdrawiam
    • @violetta   Musi pani zrozumieć, że Historia Polski jest tak ukształtowana, że praktycznie trzeba za coś wypić, otóż to: w listopadzie wypiję zdrowie mojej mamy - będzie miała imieniny, także: za Powstanie Listopadowe i Narodowe Święto Niepodległości, poza tym: jestem poganinem i w listopadzie będą Jesienne Dziady - poganie na grobach zostawiają opakowanie z jedzeniem - kawałek chleba, kiełbasy i woreczek soli, katolicy - zapalają świeczkę, żydzi - kładą kamyk - też będzie okazja do wypicia, grudzień: rocznica wyboru pierwszego prezydenta Polski - Gabriela Narutowicza i Szczodre Gody, styczeń - Powstanie Styczniowe i mam jeszcze dalej mówić?   Łukasz Jasiński 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...