Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Cztery Dawida


Rekomendowane odpowiedzi

Gość Dawid Ciesla
Opublikowano

najpierw rzecz a potem ktoś
jeszcze później pragnienia
na pół
aby skończyć
na oglądaniu wiadomości

gdzieś po drodze można zdobyć wszystko
(czyli nic) i wiać
gwizdać szeleścić wirować
z rękoma kreślącymi zwykłe okręgi
szczęścia lub nie

migawki wspomnień jak cisza-
głuche nieme głuchonieme
wrzeszczące z horroru do poduszki
nieprawdziwe - cisza to brak dźwięku
brak uderzeń serca

gdzieś po drodze potrafię mówić
o sobie wczoraj
gdy jutra nie będzie nie krzyknę wciąż głupi
jedyne co pewne
moją ulubioną liczbą jest 4

Opublikowano

gdzieś po drodze można zdobyć wszystko
(czyli nic) i wiać
gwizdać szeleścić wirować
z rękoma kreślącymi zwykłe okręgi
szczęścia lub nie

No...zatrzymał mnie wiersz....
zaciekawił..

z jednym się nie zgadzam..ale to ja..zaznaczam

cisza to brak dźwięku...to nieprawda...... tongue.gif

siódemka - to moja ulubiona..smile.gif

pozdrawiam ciepło - Mirka

Gość Dawid Ciesla
Opublikowano

Dziękuję za komentarze i również witam smile.gif

Agnieszko - chwilkę mnie nie było i nie bardzo wiem co w trawie piszczy...

Pelmanie - cisza to śmierć, dokładnie tak samo twierdzę w wierszu smile.gif

Gość Dawid Ciesla
Opublikowano

Krzysztofie - wiele słów po to, aby wyraźnie sprowadzić ciszę - śmierć do wymiaru czysto cielesnego mimo zwyczajowego kojarzenia uderzeń serca z uczuciowością

Gość Dawid Ciesla
Opublikowano

Czekałam, czekałam i doczekałam się Twojego wiersza – sentyment pozostały po „Amatorce poezji” – i powiem tylko - piszesz świetnie.

Pozdrawiam i czekam na kolejne Twoje wiersze
Aneta

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Wyrzucił orła. Wyrzucił reszkę. Zdarzenia są sprzężone?  
    • @MIROSŁAW C. tak, spinają @Robert Witold Gorzkowski  Dziękuję. Robert bardzo mi miło, nie wiem czy zasługuję. Ale jeśli- to zaszczyt dla mnie
    • @Annna2 jesteś tą poetką na portalu, która każdym utworem mnie zachwyca i sprawia błogi uśmiech na mojej twarzy. Przy twoich tekstach odpoczywam i wprowadzają mnie pozytywnie w nowy dzień. 
    • @Gosława Gosławo. Tym wierszem Jakbyś otworzyła drzwi w ścianie pamięci -- tam, gdzie żywica pachnie stratą, a cień ma ludzkie imię. Wiersz czuły jak palce po brodzie, a jednak ostry jak jeżynowy cień. Porusza – bo boli miękko.
    • Dla Krzysia -- przyjaciela, brata krwi. Szliśmy razem przez łąki, bieszczadzkich pustkowi, przez trawy do pasa. Sierpniowe słońce paliło nam karki, a my śmialiśmy się jak dzieci, które zapomniały, co to czas. Krzysztof zerwał dmuchawca. Zdmuchnął go jednym tchem. -- To moje myśli. Teraz latają. Był filozofem. Skończył Uniwersytet Jagielloński z nagrodami.. Czytał Hegla i Nietzschego jak inni czytają poranną gazetę. Myślenie miał w oczach. Szukał sensu wszędzie. Świat czytał jak książkę -- bez tłumaca, bez przypisów. Był moim bratem krwi. Kochaliśmy się jak bracia -- jeden dla drugiego zrobiłby wszystko. A potem przyszło to, co przyszło. Szpital psychiatryczny. Białe ściany, białe piguły, biali ludzie bez twarzy. Dom bez klamek. Korytarze długie jak modlitwy bez odpowiedzi. -- Bóg to schizofrenik z demencją, a rzeczywistość to Jego wyobraźnia -- powiedział Krzysztof. Już wtedy wiedziałem, że w tym zdaniu jest więcej prawdy niż w całym psychiatryku. Spał w świetle jarzeniówek, w oddechu innych -- ciężkim jak metal. Zajmowali się nim ludzie, którym przepisy zastąpiły serce. Bez oczu. Bez imion. Cierpiał nie jak chory, ale jak więzień idei. Jak żywy wyrzut sumienia. Widzieliśmy się coraz rzadziej. Odwiedzałem go. Witał mnie radością w oczach. A ja, wychodząc, płakałem jak dziecko. Raz przyszedł nago na moje osiedle. Do mojego domu. Późną  śnieżną jesienią.  Na boso. -- Nie jestem chory. Ja jestem wolny. Potem znów zniknął. Gdy go znaleźli, leżał w altance jak pies, który zdechł przy drodze. Zwinęli go jak brudny dywan. Widzieliśmy się ostatni raz w prosektorium. Wsunęli mu kartkę na sznurku  do ręki: „Zgon naturalny.” Cokolwiek to znaczy. Nic nie jest naturalne w umieraniu z mózgiem przeżartym chemikaliami i duszą, która biegła do mnie nago po zaśnieżonym osiedlu. Wyszeptał wtedy martwymi oczami: -- Wiesz… te myśli w dmuchawcu?  One wróciły. -- Ale nie moje. A ja, wychodząc, nie mogłem powstrzymać łez. Bo widziałem go, ale nie mogłem odzyskać tego, co w nim kochałem -- błysku w oku, ostrości i przenikliwości umysłu. Zostawiałem tam resztki mojego przyjaciela. Brata krwi.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...