Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

Nad Czarnym Stawem krążą kruki,
Niczym straż wiecznie wartująca,
Wciąż wnosząc w górę, hen, dopóki
Nie znikną z oczu w blasku słońca.

 

Ach też mieć skrzydła! Sięgać nieba
Na zawołanie, wolą tylko!
Gdy, by szczyt zdobyć, sił nie trzeba,
Gdy piąć się można bez wysiłku!

 

Nie dla nas odpoczynek błogi.
Nie dla nas dar kruczego lotu.
Bo nasza ścieżka to dwie nogi,
To krok, to oddech, strużka potu.

 

Wiedzie wzdłuż stawu, przez strumienie
Wciąż oddalając się pomału
Od dolin wszerz objętych cieniem
Kierując w stronę ideału.

 

Wiedzie wysoko stromym zboczem,
Rzeźbionym ostro skał szeregiem,
A potem kładzie się warkoczem
Strużyny wyłożonej śniegiem.

 

Aż przyjdzie w końcu pył otrzepać
Z rąk przed klamrami w wąskim żlebie.
Myślisz, że to ty patrzysz w przepaść,
Ale to ona patrzy w ciebie.

 

Zerka bezwstydnie i łakomie
Bo cała pragnie twego serca.
Chce abyś przepadł w jej ogromie,
Jest niczym głodny ludożerca.

 

Więc nie patrz w dół, ale na skałę,
Ciągnij się w górę z całej siły.
Wnet otchłań skryją kłęby białe,
Które znad głowy twej zstąpiły.

 

To znak niechybny, że niebawem
Dojdziesz do celu. Siostro, bracie,
Nim zdążysz otrzeć twarz rękawem
Postawisz stopę na Zawracie.

 

Tu się zatrzymaj, odwróć głowę,
Zobacz gdzie stoisz miast ptaszydeł.
Gdy pójdziesz zdobyć szczyty nowe,
Rób to z polotem, choć bez skrzydeł.

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Edytowane przez dmnkgl (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Tekst z rozmachem, taki trochę młodopolsko-romantyczny.

Jest trochę niepłynności, ale całość wybrzmiewa bardzo dobrze. Tę drugą strofkę, tak jak @Kot, radziłbym trochę przerobić.

 

Pozdrawiam. FK.

Opublikowano

@a...a  W wypadku tej konkretnej trasy (czyli Czarny Staw Gąsienicowy-Zawrat+ zejście- najprawdopodobniej do Doliny Pięciu Stawów) nie mogę się zgodzić :) Łańcuchy, ekspozycja, duże spadki wysokości, konieczność używania rąk- to wszystko stanowi dodatkową trudność dla osoby, która jest przyzwyczajona do bardziej wychodzonych szlaków. Ja właśnie taką byłem, więc wiem co mówię :)

Pozdrawiam

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Nie mam żadnych zastrzeżeń, katastroficzny klimat jest tu bardzo okej, ogólnie nadaje utworowi smaczku. Sam prolog:

te kruki nad Czarnym Stawem, potem przepaść patrząca w piechura, porównanie tejże przepaści do głodnych ludożerców, są to środki charakterystyczne w cechach katastrofizmu takiego nawet spenglerowskiego, naturalnego i pierwotnego - to bardzo dobrze służy w odczycie wiersza. I to uważam za plus. Chyba tyle ;)

 

 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Jacek_Suchowicz Jacek, rozumiem Twój nastrój i to, jak bardzo wiadomości potrafią przygnębić… U mnie dziś poezja gra inną melodię - taką, która pozwala na chwilę zapomnieć i odnaleźć oddech, nawet jeśli świat za oknem bywa trudny. Może to właśnie w takich chwilach warto sięgnąć po słowa, które nie ważą, nie dzielą, tylko łączą. Dziękuję, że jesteś - nawet gdy mamy różne perspektywy.
    • "Panna Jaskółka z miastka Lulkowo,                 zamierza dobić targu na nowo. Ptaszka pragnie zatrzymać", by ród ptasi podtrzymać. Konsensus - robią jaja hurtowo.     @Nata_Kruk Podoba mi się Twój ptasi cykl, ale dlaczego, no dlaczego, nie AABBA? Pozdrawiam.
    • @Alicja_Wysocka Alicjio -- rezygnujesz z rozumu na rzecz serca. Świat wokół się rozmywa, zostaje tylko ty i ja -- i to wystarcza, by żyć w pełni. Czułe, bezwstydnie zakochane. Świetne.
    • Ona miała włosy jak ogień, a on śmiał się jak benzyna. Skradli motor z dachu motelu i pojechali tam, gdzie kończy się mapa. W ustach mieli sól, a między nogami -- lato. Lizał jej serce jak lody waniliowe, ona wgryzała się w jego sny jak dzika winorośl. Brat i siostra krwi, kochankowie bez metryki, bez prawa jazdy, bez przyszłości -- tylko dzikie oczy i skóra jak napięty żagiel. Zamiast walizek -- oddechy. Zamiast celu -- język świata. Plaża nie miała granic -- oni też nie. Śmiali się w twarz księżycowi, rozbierali się z rozsądku jak z ciuchów. Słońce pieściło ich językiem, a potem spali w cieniu wydm, jak dzikie psy, syci miłością, głodni jutra. Aż we śnie czyjś cień musnął stacyjkę, i przez mgnienie zniknęli – bez siebie, bez tchnienia, tylko z echem, co w pustce się kruszyło. Lecz zaraz, gdy świt dotknął rzęs, mówili sobie „na zawsze” z winem na ustach i piaskiem w zębach. Nikt ich  nie rozumiał -- i dobrze. Miłość była dzika. A dzikie nie musi się troszczyć o jutro. Na mapie zostali jak cień bez ciała -- piach we włosach, płonące serce, błękit wolności, który nie zna granic, i słońce, które nigdy nie gaśnie.      
    • @Leszczym Widać, że tekst jest tu naprawdę gęsty - pełen słów, skojarzeń, rytmów i idei. Taka słowna lawina może poruszyć, zwłaszcza tych, którzy lubią intensywność i przekaz z rozmachem. Przyznam, że momentami gubiłam oddech - ale to chyba świadczy o energii, jaka tu płynie.   Michale, widzę i słyszę to Twoje narwanie!  :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...