Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

  

                                                     [2]                       [1]                           

                               

                                 na ostatniej domówce zebrali się razu jednego

                                   kresu tego i nic domu nikt i nikomu wcale nie

                                     strudzeni bracia, nie po kryjomu oficjalnie

                                                            pijacy na picie

 

                                            w porze smutku dołączył i zaczął

                                  w czerń najzimniejszą polewać wódkę nikogo

                                      tak zasiedli do stołu pustka przechodząc 

                                    z niemocą w czeluści korytarzem tuż obok

                                      zacnych kompanów zajrzała ukradkiem

                                  bez podziwu i wdzięku ukosa prychnęła tylko

                           do tego nieczule i po cichu choć nie wściubi tutaj i nosa

                                  rozegrano pokera gdy dym papierosa gęstniał

                              brudnoszare i niechlujne lewitujące smugi w świetle

                        mary wyłaniały się z refleksu żyrandola  znaczy się próżnia

                     ametystu - najwyższa  już pora i jaka zadowolona niesłyszalna

                                w tańcu z muzyką naraz niezauważona - tak już ma

                          

              zatracić się nareszcie nam przyszło trwaliby tak z ciszą i z bezwładem

                    dzieląc po równo katabolizmem bezwzględnie ot taka błahostka

                     od spodu do wierzchu duchem gdyby nie niepokój wpadł nagle

                        zmurszałym bytu westchnień uchylonym oknem z nicpanem

                          i stężenia jeżyn popielicami  jak prawdziwy klinczu nicpoń

                            zimnych dreszczy kaskady żarł w nicości pata kanapkę

 

                                 wybiła  ostatnia minuta wreszcie i ona czarnuszka

                                   ta pani zaduszna więc bez maseczki i fartuszka

                                     strudzona wieruszka  chwilę popatrzyła oczy

                                        te spopielone i usta wybałuszyła usiadła

                                         w swym majestacie zamiast na krześle

                                         dostawnym u boku  na mostku z żeber

                                          jego głosu otuchą  szepnęła do uszka

                                           rytmicznie ot tak  - cóż za wspaniała

                                                  ta nasza ostatnia domówka!

 

 

 

 

Edytowane przez Pan Ropuch (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Tomasz Kucina @beta_b @Waldemar_Talar_Talar @AOU @milczenie owiec

Ten niebieski lewobrzeżny wiersz, mniej ma już polotu niż czarny. Razem zaś są chyba za bardzo przegadane. Nagimnastykowałem się nad tym wazonem za trzech,  poczułem się wyczerpany intelektualnie jak już dawno nie:) Cieszę się, że mam to i go już za sobą ;) Miło, że wpadliście zdaję sobie sprawę jak dużo to jest czytania :) Pozdrawiam!

 

Pan Ropuch

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Natuskaa

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • Buch!    Rach!   Ciach!   Maszyna  Czy strach?   I życie ukryte  Za zasłoną świadomości    Bo czas nie ma  Dla nikogo litości    Gdy pędzi za nieznanym 
    • MRÓWKI część trzecia Zacząłem się zastanawiać nad marnością ludzkiego ciała, ale szybko tego zaniechałem, myśli przekierowałem na inny tor tak adekwatny w mojej obecnej sytuacji. Podświadomie żałowałem, że rozbiłem namiot w tak niebezpiecznym miejscu, lecz teraz było już za późno na skorygowanie tej pozycji.  Mrówki coraz natarczywiej atakowały. W pewnej chwili zobaczyłem, że przez dolną część namiotu w lewym rogu wchodzą masy mrówek jak czująca krew krwiożercza banda małych wampirów.  Zdarzyły przegryźć mocne namiotowe płótno w 10 minut, to co dopiero ze mną będzie, wystarczy im 5 minut aby dokończyć krwiożerczego dzieła. Wtuliłem się w ten jeszcze cały róg namiotu i zdrętwiały ze strachu czekałem na tą straszną powolną śmierć.  Pierwsze mrówki już zaczęły mnie gryźć, opędzałem się jak mogłem najlepiej i wyłem z bólu. Było ich coraz więcej, wnętrze  namiotu zrobiło się czerwone jak zachodzące słońce od ich małych szkarłatnych ciałek. Nagle usłyszałem tuż nad namiotem, ale może się tylko przesłyszałem, warkot silnika, chyba śmigłowca. Wybiegłem z namiotu resztkami sił, cały pogryziony i zobaczyłem drabinkę, która piloci helikoptera zrzucili mi na ratunek. Był to patrol powietrzny strzegący lasów przed pożarami, etc. Chwyciłem się kurczowo drabinki jak tonący brzytwy, to była ostatnia szansa na wybawienie od tych małych potworków. NIe miałem już siły, aby wspiąć się wyżej. Tracąc z bólu przytomność czułem jeszcze, że jestem wciągany do śmigłowca przez pilotów. Tracąc resztki przytomności, usłyszałem jeszcze jak pilot meldował do bazy, że zauważyli na leśnej polanie masę czerwonych mrówek oblegających mały, jednoosobowy zielony namiot i właśnie uratowali turystę pół przytomnego i pogryzionego przez mrówki i zmierzają szybko jak tylko możliwe do najbliższego szpitala. Koniec   P.S. Odpowiadanko napisałem w Grudniu 1976 roku. Kontynuując mrówkowe przygody, następnym razem będzie to trochę inną historyjka zatytułowana: Bitwa Mrówek.
    • Ma Dag: odmawiam, a i wam Doga dam.        
    • Samo zło łzo mas.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...