Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Dzięki Agata :) nie wiesz czemu Ci wierzą? :) coś widocznie przeczuwają :)

Dzięki za mądre przemyślenia,  również pozdrówka

 

 

 

 

:) niektórym fałsz wylewa się uszami i oczami :) ale i oni mają szansę na zmianę?

 

 

 

 

 

Ale pięknie :) dzięki i pozdrawiam również

 

 

@Grynszpani @Marek.zak1 @Jacek_Suchowicz @lich_o @Lidia Maria Concertina  dzięki za serduszka :)

Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Wiesz, tego akurat nie oglądałam :) ale oglądałam i czytałam oraz doświadczyłam w swoim życiu tyle zła, że mam już wyrobiony pogląd.  Oczywiście, pedofilia ze strony księży to najgorsze z przestępstw. To już wg mnie lżejsze jest morderstwo. Osoba duchowna przeznaczona jest do przeprowadzania ludzi, tu są potrzebne najwyższe kwalifikacje. Wolność od zmysłowych uwarunkowań (także zmysłu intelektu, nie tylko seksu). A jakie mamy realia? Realia mamy takie,  że 90 % (jeśli nie 99 ;)) tzw.osób duchownych minęło się z powołaniem. Są seksualni, nienażarci,  łasi na bogactwa oraz intelektualnie rozgadani, przemądrzali. 

Zgadzam się z tym co piszesz, że nie każdy, kto chodzi na dwóch nogach oraz potrafi mówić - jest człowiekiem. Ma ciało człowieka, ale człowiekiem jeszcze nie jest. 

Dlatego wiara i zaufanie jest możliwe tylko wobec ludzi, to prawda. Nie ma sensu wierzyć, że lew bądź niedźwiedź nie odgryzie nam głowy tylko dlatego, że go bardzo kochamy :) I tu nasuwa się konkluzja: względy humanitarne, tak, ale wobec człowieka :) Zdecydowanie ważniejsza jest ochrona potencjalnej ofiary od prób zrozumienia pokręconych na różnorodny sposób oprawców.

Ale... wybaczenie jest zawsze sprawą indywidualną pomiędzy ofiarą i katem - nam, postronnym, nic do tego. To ofiara decyduje jak, kiedy, komu i kiedy wybaczyć. Drobne przewinienia puszczamy z dnia na dzień, a nawet z chwili na chwilę. Te najcięższego kalibru potrzebują niekiedy całego życia, by wybaczyć. Ale warto nad tym pracować, bo trzymanie ciężaru złego wydarzenia szkodzi. Nie pozwala się uwolnić i pójść dalej. I oczywiście głównie dotyczy to ofiar bo przecież lew albo niedźwiedź nie ma poczucia winy, że zrobił coś nie tak :) Jednak...czasem... zdarzają się cuda :) i dzikie zwierzę w ciele człowieka transformuje się. Dlatego napisałam w moim wierszu, że wszystko jest możliwe. Bo jest :)

Się rozpisałam, bo temat jest mi życiowo bliski :) pozdrowienia

 

 

 

 

@Allicja @AOU dzięki za serduszka :)

Edytowane przez iwonaroma (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • MRÓWKI część trzecia Zacząłem się zastanawiać nad marnością ludzkiego ciała, ale szybko tego zaniechałem, myśli przekierowałem na inny tor tak adekwatny w mojej obecnej sytuacji. Podświadomie żałowałem, że rozbiłem namiot w tak niebezpiecznym miejscu, lecz teraz było już za późno na skorygowanie tej pozycji.  Mrówki coraz natarczywiej atakowały. W pewnej chwili zobaczyłem, że przez dolną część namiotu w lewym rogu wchodzą masy mrówek jak czująca krew krwiożercza banda małych wampirów.  Zdarzyły przegryźć mocne namiotowe płótno w 10 minut, to co dopiero ze mną będzie, wystarczy im 5 minut aby dokończyć krwiożerczego dzieła. Wtuliłem się w ten jeszcze cały róg namiotu i zdrętwiały ze strachu czekałem na tą straszną powolną śmierć.  Pierwsze mrówki już zaczęły mnie gryźć, opędzałem się jak mogłem najlepiej i wyłem z bólu. Było ich coraz więcej, wnętrze  namiotu zrobiło się czerwone jak zachodzące słońce od ich małych szkarłatnych ciałek. Nagle usłyszałem tuż nad namiotem, ale może się tylko przesłyszałem, warkot silnika, chyba śmigłowca. Wybiegłem z namiotu resztkami sił, cały pogryziony i zobaczyłem drabinkę, która piloci helikoptera zrzucili mi na ratunek. Był to patrol powietrzny strzegący lasów przed pożarami, etc. Chwyciłem się kurczowo drabinki jak tonący brzytwy, to była ostatnia szansa na wybawienie od tych małych potworków. NIe miałem już siły, aby wspiąć się wyżej. Tracąc z bólu przytomność czułem jeszcze, że jestem wciągany do śmigłowca przez pilotów. Tracąc resztki przytomności, usłyszałem jeszcze jak pilot meldował do bazy, że zauważyli na leśnej polanie masę czerwonych mrówek oblegających mały, jednoosobowy zielony namiot i właśnie uratowali turystę pół przytomnego i pogryzionego przez mrówki i zmierzają szybko jak tylko możliwe do najbliższego szpitala. Koniec   P.S. Odpowiadanko napisałem w Grudniu 1976 roku. Kontynuując mrówkowe przygody, następnym razem będzie to trochę inną historyjka zatytułowana: Bitwa Mrówek.
    • Ma Dag: odmawiam, a i wam Doga dam.        
    • Samo zło łzo mas.    
    • Na to mam ton.    
    • A pata dawno wymiotłam: imał to i my - won, wada ta - pa.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...