Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ars poetica (bonus)


Tomasz Kucina

Rekomendowane odpowiedzi

@Tomasz Kucina Czuć moc zabawy, tętniącej z każdego wersu. Zdecydowanie tej poezji ars poetica przypisane są cechy kobiece, czyż nie?! Jak zawsze jestem pod głębokim wrażeniem swobody i kunsztu w posługiwaniu się wielosłowiem. Cmokam pod nosem i strzelam naprzemiennie z wąsów. Tutaj musi mi Pan wybaczyć za to wtrącenie, ale ten typ już tak ma.

Oby tylko nie dorwała się do tego wiersza jakaś zacietrzewiona feministka, bądź "feminin" bo wtedy może i Panu, w co ja osobiście nie wierzę, nie starczyć środków i pomysłów by tą swoją poetyczność obronić (taka moja lekko żartobliwa dygresja, lekko gdyż wiem, jak jakakolwiek - fanatyczność, potrafi zawęzić do minimum pole do jakiekolwiek innej wykładni i argumentacji) 

Tymczasem miłego dnia życzę! A.G.

 

Edytowane przez Aleksander Głowacki (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Powyższa sekwencja bardzo słuszna, i można byłoby przyjąć tą piękną zasadę  chęci zobaczenia Boga w każdej koneksji i magistrali wszechświata, nawet  i w krupnioku - za własną. Tyle tylko, że dalsza część której pan tu "nie był docytował"- wchodzi zbyt oficjalnie w semantykę polityczną (moim skromnym zdaniem oczywiście). Chyba że "rządy chaosu" (o których tam dalej mowa) uczynimy naszą osobistą troską o nieśmiertelność Duszy, i Miłosierdzie.. Dlatego nie odniosę się merytorycznie do pańskiego komentarza z trzech powodów:

 

1. Nie warto wchodzić w tematy okołopolityczne w komentarzach na portalach poetyckich. 

2. Nie kontestuję obecnej rzeczywistości politycznej - z zasady - bo nie widzę szczególnych powodów ku temu.

3. Całość z zacytowanego przez pana fragmentu może nie mieć w ogóle nic wspólnego z polityką - więc nie ma powodu kierunkować obcych tekstów pod własną "modłę". 

 

Dziękuję z komentarz, pozdrawiam.

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Dziękuję panie Aleksandrze. Chylę czoła. Pańskiego szacownego Prusowskiego wąsa uszanuję, bo zacny to atrybut i godny wizerunkowo, nie mniej dostojny niż wąs Salwadora Dali, albo łasiczki z obrazu od Da Vinci. 

Co do feminizmu. Szanowny Panie Kolego, ja FEMINIZM ten historyczny prawdziwy i kulturowy - uznaję. Wyraża bowiem prawdę o człowieku, a z  definicji dąży do równouprawnienia płci (DWÓCH - żeby nie było wątpliwości), dowodzi feminizm empirycznie, że czasem kobiety w historii  były traktowanie nieuczciwie - to są fakty. Choć ma feminizm konotacje socjalistyczne (do których mi autentycznie dalej) bo lewicowość Charlesa Fouriera nie była udawana - to jednak doceniam FEMINIZM.  Uznaję np. sufrażystki amerykańskie i angielskie, ich walkę o prawa kobiet. Zwłaszcza o prawa wyborcze. Mamy też piękną historię emancypacji kobiet dwudziestolecia i trzydziestolecia w Polsce -  fascynujące czasy (te stroje, tańce, sposób bycia pań) i nawet  pomimo tego że polityczny rys dwudziestolecia kierunkował bardziej w prawo. W historii Polski nie widzę szczególnych powodów do niepokoju. Kobiety zawsze otaczane były szacunkiem, a pełne prawa wyborcze uzyskały bardzo wcześnie, bo w końcu roku 1918. Nie oznacza to jednak, że cały współczesny feminizm jest bez skazy. Jako Katolik nie popieram np. aborcji i manipulacji w inżynierii płciami, głównie polityki gender. Ale mam prawo do poglądów, w końcu ludzie powinni się pięknie różnić. Ogólnie wiele postulatów współczesnych feministów ma uzasadnienie. Więc chyba nie ma nawet mowy o tym, by akurat ze mną ludzie o takich poglądach mieliby mieć problem? To byłoby mega komiczne i absurdalne ;)) Poza tym, ja znam feministki o rysie konserwatywnym, które głosują na centroprawicę, ale o polityce nie będziemy tu dyskutować panie Aleksandrze, to drugi raz kierunkuje pan dyskusję w tę stronę. Ja o polityce naprawdę mało wiem.  Nie warto. 

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

W zasadzie w wielu momentach twojego uzasadnionego wywodu mógłbym się podpisać obiema rękami. Może, tylko nie przyjąłbym tych argumentów związanych z KK, bo nie wydaje mnie się, że współczesne traktowanie kobiet przez Kościół Katolicki ma aż taki drastyczny charakter jak zasugerowałaś. Nie chcę bronić duchowieństwa, bo nie mam z tymże nic wspólnego oprócz uczestnictwa i to nieregularnego w obrzędach kościelnych, ale uwierz mi - w moim otoczeniu nie spotykam się (i nigdy nie miało to miejsca) z żadnym poniżającym stosunkiem do kobiet ze strony instytucji kościelnych. Po prostu tego nie doświadczyłem w praktyce. Napiszę więcej, większość katoliczek które znam to istoty subtelne i wielce świadome swojej wiary, żyjące w poczuciu godności i woli w uczestnictwie i życiu wzorowego Katolika. O różnym traktowaniu kobiet i mężczyzn w konfesjonale – nigdy nie słyszałem. Wiem tylko, że dostaje przeważnie dłuższe pokuty od kobiet w rodzinie. Zapewne to wynik stylu i trybu mojego życia. Gdzie tam ja, statystyczny samiec, widzisz, siedzę na necie albo filmy oglądam, ewentualnie słucham muzy „w czasie zarazy”. Statystycznie ujmując - w kościele na mszach większość stanowią kobiety, nie chodziłyby do Kościoła gdyby czuły kompleksy?, rola kobiety w Chrześcijaństwie jest szczególna, kobieta otoczona jest powszechnym szacunkiem, chociażby ze względu na Kult Maryi Niepokalanej. Nawet modlimy się do Maryi ze szczególnym podkreśleniem Jej kobiecej roli w życiu cywilizacji. Tego nie ma w innych religiach. To prawda, że katolicyzm, a szerzej chrześcijaństwo - dla kobiety wyznacza role nieco matriarchalną, no ale skoro wierzymy w Maryjną wole posługi dla Boga to musimy naturalnie taki styl życia uszanować. Większość katoliczek, a prawie wszystkie te świadome wybierają taki model społeczny i chcą tak żyć. Można postawić taką tezę, że życie Maryi wpisało się również w definicję FEMINIZMU, bo co prawda została poproszona o spełnienie woli Boga ale decyzję pojęła przecież sama? To była prośba Anioła a nie nakaz, a Maryja odpowiedziała świadomie - "tak chcę, niech stanie się wola Pana” - czyli Boga naszego. W dzisiejszych czasach kobiety podejmują podobne decyzje w życiu, podpisując umowy o pracę, realizując się w karierze zawodowej, są też takie które pragną spełnić się w roli kobiety-matki, mamy im tego zabronić? To dopiero byłoby wykroczenie przeciw zasadom FEMINIZMU.


 

OMG, co ja z wami mam LOL. Czasem (nie często – sporadycznie) zdarzy mi się, położyć tu tekst nieco poważniejszy, ale w praktyce to ja jestem nic nie wart, więc trudno mi tutaj w dyskusji wychodzić z pozycji wzorowego Katolika, i faktycznie czuję dyskomfort, bo moralizowanie wymaga przede wszystkim nieskazitelnego wizerunku. U mnie tego brak! Ale, tak jak broniłem w poprzednim komentarzu zasad feminizmu mam obowiązek wypowiedzenia się w kwestii Kościoła Katolickiego, chociaż nie chciałbym o tym pisać, NIESTETY PO RAZ KOLEJNY – DYSKUSJE pod moimi tekstami - KIERUJECIE ZAWSZE KU KRYTYCE KOŚCIOŁA KATOLICKIEGO, nie wiem, nie rozumiem dlaczego tak się dzieje, że nawet taki wiersz jak ten powyższy ( notabene) nie mający nic wspólnego w KK, i  rzec by można w charakterze słowopiewnym, z cechą wyuzdania abstrakcyjnego - jest w komentarzach kierunkowany w identyfikator katolicki? Dziwne. Dlatego, że mam ciut bardziej konserwatywne zasady w życiu  muszę być ciągle „wystygmatyzowany” przez was?


 

Co do sprawy FEMINIZMU wypowiedziałem się precyzyjnie, uznaję feminizm za ruch pożyteczny. Jako katolik nie mogę przyjąć argumentu aborcji, natomiast szanuję poglądy i decyzje kobiet, rozumiem ich potrzebę decydowania o sobie, o własnym ciele, no ale jako katolik muszę reprezentować cywilizację życia i chcę to realizować. Natomiast odrzucam całą inżynierię genetyczną nad płciami, bo podobna mi jest - do eugeniki tej Galtonowskiej, i nie tylko. Ale to tylko zdanie jednej ludzkiej z ośmiu miliardów - pup, (osobisty pogląd – a nie nakazy moralne czy sugestie), ideologia gender – NIE! - jest sprzeczna z Bożym dziełem Stworzenia. Zresztą 50 płci to absurd totalny nawet z racjonalnego punktu widzenia.

Kobiety przez wieki nie miały równych praw, były poniżane, prawdą jest też twoje przeświadczenie Agnieszko, że rola mężczyzny statystycznie była zbyt dominującą. W sensie narzucania pewnych standardów życia. Ubolewam. Wykształcenie kobiet przynajmniej w Polsce moim zdaniem ma charakter odpowiedni, nie widzę tu żadnych uchybień, tym bardziej, że sama sugerujesz, że kobiety są bardziej wykształcone. Zarobki - zgadzam się, tutaj powinno być sprawiedliwiej. Uzaję też parytety, powinny obowiązywać. Chyba tyle.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Tomasz Kucina

Poezja

zatopię się w tych słowach
niczym w ziarnach piasku
wysysając ze szpiku
życiodajny jad

co innych może
na ziemię sprowadzać
pokarm i napój
na pustyni znaków

gdzie każdy skrawek kształtu
ma swe miejsce
oblicze
tam  ja

szukam jądra
jednostki masy
oparcia ciała
w tym morzu znaczeń

byle tylko po oczach
nie rozmazać wiatru
mimo że łzy
apetyt wzniecają

pragnieniem wolności
gdy kryje się w smaku
skosztuj przechodniu
daj kolejny fant

i niech fałsz nie przeczy
nie gdera ptak
pakt podpisany
w wersach świat

3127

 

napisałem t w 2007r... z Twoim się nie równa ale masz...xd

pozdrawiam Tomaszu

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Tomasz Kucina  Nie, Tomku, akurat ja Ciebie nie "stygmatyzuję" za konserwatyzm, czy to, że jesteś katolikiem i przyznajesz się do tego, bronisz swojej wiary. Mogę Ciebie jedynie za to podziwiać. Wprawdzie ja sama odeszłam trochę od Kościoła, ale dekalog jest dla mnie bardzo ważny i prawdę mówiąc też jestem konserwatystką :) I mam dokładnie takie samo zdanie o aborcji jak Ty, podobnie z ideologią gender. Nie podobają mi się też często słowa agresywnych feministek, ta cała reklama homoseksualizmu, czy innych 50 płci, jak również propozycje wczesnej "seksualizacji" dzieci ( małych ) w szkołach. 

I nie dziw się, że niektórzy piszą takie komentarze jak ja - fajnie się z Tobą dyskutuje... ;))) 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Śliczny wiersz! 

 

byle tylko po oczach
nie rozmazać wiatru

 

to jest szczególna metafora, bardzo trafia w moją percepcję. Super. 

Jeżeli taki jest kościec FEMINIZMU, jak teraz piszesz, to ja jestem od dzisiaj też FEMINISTĄ. Bo równouprawnienie Kobiet powinno być priorytetem. Broniąc swojej płci tylko dowodzisz o własnej wartości. I zyskujesz w oczach każdej Pani ale i każdego Pana. Mega!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Słowa w mojej odpowiedzi odnoszą się do konkretnych przemyśleń --> @CafeLatte i zwerbalizowanych w jej komentarzu do mnie, odniosłem się merytorycznie do kwestii zarówno feminizmu jak i roli Kościoła katolickiego w życiu katolików. Nie było krytyki ani jednej ani drugiej orientacji z mojej strony - raczej obrona obu  i ich przydatność społeczna.?

 

Tradycyjnie, poszedłeś w uproszczenie - zwaliłeś wszystko na katolików, tak najłatwiej. Wplotłeś nawet liberałów do komentarza, o których w ogóle  nie było mowy. I ustawiłeś w roli antyaborcyjnej a przykładowego i wyimaginowanego  katolika ustawiłeś w pozycji "skrobacza żony", gratuluję pomysłu. Tak jak wyżej ci napisałem, życie to życie - różne pisze scenariusze - a ludzie wszędzie są źli i dobrzy. Odnosiłem się do komentarza Agnieszki - mega merytorycznie (inaczej nie umiem. LOL )

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Do tęczy nie mam nic, bo jest symbolem łączności Boga z człowiekiem - i to biblijnym, na pewno na końcu tej tęczy nie ma garnka wypełnionego złotem, tylko jakiś wyższy wymiar. I tego istotnie się trzymajmy - a nie garnków z kosztownościami. W wiarę, ideologie i światopoglądy, preferencje polityczne, komentujących nie wnikam, napisałem raptem wiersz o symbolicznym obliczu oddziaływań lirycznych, a znalazłem się i w polityce, w feminizmie i w Kościele katolickim ale że w garnku ze złotem pod tęczą nie przypuszczałem - na serio - i NIE PLANOWAŁEM.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Jacek_Suchowicz 

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

                                        
    • @Wędrowiec.1984

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Nie wiem jak u innych. Mogę powiedzieć za siebie. Jako osoba niepełnosprawna piszę dość wolno na klawiaturze, do tego robię błędy, które muszę poprawiać. Przekazanie tej samej treści pisemnie zajmuje mi 10 razy tyle czasu, co ustnie. Dla mnie główna zaleta telefonu to oszczędność czasu.   Oprócz tego z tonu, intonacji, artykulacji, barwy głosu można wiele wyczytać. Nastrój, reakcje emocjonalne, łatwiej zrozumieć, co rozmówca miał na myśli, jego prawdziwy przekaz. Często niestety uszyty dość niezręcznymi słowami. Nie każdy ma dar wymowy, przeciętny Polak na co dzień używa tylko 300 słów.   Jestem starej daty z czasów, gdy pisało się listy, które szły bardzo długo. Zatem ich nie pisałem. Jedynie kartki pocztowe. 99,99% mojej komunikacji do 15 roku życia odbywała się na żywo. Nie mieliśmy telefonu. Potem był, ale słabo działał i  drogo. Dopiero po 26 roku zacząłem go używać na dobre.   Zatem jak wynika z powyższego, dla mnie wszelkie formy zdalnej komunikacji są nienaturalne, wyuczone w późniejszym wieku, fakt że dość dobrze, ale jednak to nie to samo, gdy ktoś urodził się, w epoce gdy komunikacja taka już była powszechnie dostępna i tania.   W telewizji też był tylko jeden kiepski kanał z programem zaczynającym się o 17, zatem pozostawali tylko ludzie, jako jedyna atrakcja, czego zresztą ani trochę nie żałuję. Mimo wszystko nie zamieniłbym moich czasów na dzisiejsze. Właśnie ze względu na te relacje, dużo ciekawsze dla mnie, od tego co świat oferuje obecnie. Jednak jest wiele osób z mojego pokolenia, uważających inaczej, takich co wolą dobra materialne, których obecnie jest w brud.   W wideokonferencji jeszcze nigdy nie uczestniczyłem i jakoś mnie do tego nie ciągnie. Oglądałem natomiast wiele takich zarejestrowanych na youtube i nie zachęciło mnie to. Słaba jakość strasznie, ludzie niekorzystnie się prezentują. To trzeba umieć robić. Mieć odpowiedni sprzęt oświetleniowy, mikrofon, kamerę, ekrany, rozpraszacze. Tak jak w studiu. W sumie to tylko prowadzący wyglądali dobrze, bo oni to mieli i wiedzieli jak dobrze wypaść, a i to nie wszyscy. Reszta uczestników, to kompromitacja. A jeszcze gdy ktoś nie jest zbyt urodziwy lub ma swoje lata... Generalnie wrażenie sensoryczne raczej kiepskie. Nie wiem co ludzie w tym widzą dobrego. Trochę chyba musimy poczekać na lepsze technologie, by to było pociągające.   Tak ale to dotyczyło tylko najwyższych warstw społecznych, a większość była pańszczyźnianymi chłopami i nic o tym nie wiedziała. Ich małżeństwa były aranżowane przez rodziców. W miastach podobnie. Młodzi nie mieli nic do gadania. A teraz spotkania kojarzy Tinder według swojego algorytmu i kogo dostaniesz tego masz, aż tak wiele się nie zmieniło.   Ja w takich warunkach nie funkcjonowałem, ale na moją wyobraźnię, to chyba bardziej bym się stresował właśnie z takimi zasadami niż bez nich, bałbym się że uchybie jednej z nich.   Tak jak popatrzę z dystansu wieku na moją młodość, to odnoszę wrażenie, iż to właśnie ja byłem tą zasadą. Po prostu byłem sobą i to wystarczało by stać się najbardziej lubianym w każdej grupie od przedszkola poczynając. Zachowywałem się naturalnie, dynamicznie, emocjonalnie, kreatywnie, sensorycznie i to przyciągało inne dzieci. Reszta obserwowała fakt, iż moje zachowania się najbardziej podobają i naśladowała. Jednym  wychodziło lepiej innym gorzej, ale prawie wszyscy próbowali, co wyznaczało grupowy styl zachowania.   Podobnie było w podstawówce. W liceum to już różnie, a na studiach  każdy miał w miarę ukształtowaną osobowość i nie papugował wszystkiego po innych. A ja dalej utrzymywałem swój przedszkolny styl, tyle że ubrany w inne formy, bardziej wysublimowane i eleganckie, jednak co do istoty te same: dynamika, emocje, kreatywność i duży udział ciała w interakcjach towarzyskich. A w tym ostatnim to byłem wyjątkowy kreatywny i potrafiłem zaskoczyć. Wiadomo nie wszystkim to pasowało, ale jakimś 90% tak, reszta też mnie w miarę tolerowała i wrogów raczej nie miałem, jeśli już to zazdrośników.   A co do relacji z płcią piękną, to też miałem je bardzo udane od przedszkola i żadne reguły nie były mi potrzebne. To był taki samo nakręcający mechanizm. Pierwszą bliską osobą z poza rodziny, jaką pamiętam to  maja przedszkolna narzeczona M. Miałem wtedy cztery latka i bawiliśmy się przez cały rok tylko ze sobą, czasem ktoś dołączał, ale tylko przelotnie.   Z psychologicznego punktu widzenia to jest ogromnie ważne, kto stanowi pierwszy nierodzinny obiekt znaczący  na szlaku rozwoju. U mnie tak się złożyło, że była to dziewczynka, gdybym zaprzyjaźnił się z chłopczykiem pewnie moje życie uczuciowe potoczyłoby się inaczej. W sumie to przypadek zadecydował. Już wtedy ukształtował się u nas obojga pewien pierwotny schemat relacji koleżeńskiej rozumianej jako relacja damsko męska.   Miałem też jako małe dziecko dużo ,w sumie dość dziwnych relacji ze starszymi ode mnie kobietami. Były to liczne sąsiadki oraz osoby z rodziny lub rodzice rówieśników. Polegało to na tym, iż  przygotowywały jakieś dobre jedzenie by mnie zwabić do siebie, na to byłem łasy, a następnie opowiadały mi o swoich różnych życiowych problemach z mężami, dziećmi, w pracy. Coś w rodzaju dzisiejszej psychoterapii, z tą różnicą że ja tylko słuchałem ze zrozumieniem bardziej emocjonalnym niż poznawczym, gdyż nie wszystko pojmowałem.   Wraz z upływem lat coraz więcej.... na tyle że potrafiłem też werbalnie wyrazić zrozumienie, czy jakoś tam wesprzeć. Choć to chyba było bez znaczenia im chodziło o wygadanie się przed kimś. Prawie codziennie przynajmniej jedną taką rozmowę miałem. Dzięki nim nauczyłem się rozumieć jak kobiety postrzegają świat, co jest dla nich ważne, wszedłem w ich emocjonalny świat.   Często płakały i wylewały przede mną wszystkie swoje smutki. Bardzo to było wszystko szczere i spontaniczne, a dla mnie zupełnie naturalne, gdyż praktykowane od dziecka. Myślałem, że wszyscy tak mają, jednak byłem w dużym błędzie bo jak dotąd nikogo jeszcze nie spotkałem, kto doświadczył by czegoś podobnego w tak masowej skali. Tak trwało do końca podstawówki,  potem już nie miałem czasu na słuchanie takich zwierzeń.   Wracając do rówieśniczek to przez całą podstawówkę i liceum byłem jedynym chłopakiem, który miał regularne koleżanki. Inni chłopcy owszem mieli sympatie, ale nie koleżanki. Nie umieli i nie lubili wchodzić w relacje z dziewczynami, nie wiedzieli co z nimi robić, jak rozmawiać. Widząc moje liczne kontakty pytali zdziwieni; o czym ty z nimi rozmawiasz?, co z nimi robisz?. Ja nawet nie bardzo potrafiłem odpowiedzieć, bo było to dla mnie coś zupełnie naturalnego i oczywistego odkąd sięgałem pamięcią. Dziwiłem się dlaczego oni nie potrafią. W podstawówce to jeszcze jakoś w miarę było bo miałem super zintegrowaną klasę, ale w liceum to już ogromna uczuciowa  przepaść między płciami. Owszem były od czasu do czasu imprezy, ale tam to wiadomo tańce, alkohol i sex, a o uczuciach nie mogło być mowy, nie ten klimat.   Mnie dziewczyny regularnie zapraszały do kawiarni, kina, czy teatru, na wieczorki. Prawie zawsze byłem tam jedynym chłopakiem. Gdy pytałem dlaczego... odpowiedź przez całe lata była ta sama: "bo jesteś jedynym jakiego znamy, z którym da się rozmawiać". Ale nie wzięło się do znikąd. To był cały łańcuszek relacji. Zaczęło się od mojej niezapomnianej M. z przedszkola, a potem każda kolejna karmiła następną, była niekończącym się ciągiem dalszym.   Kolegą tak się życie nie ułożyło, zatem nie wiedzieli jak... A dla mnie to było przykre i smutne, że klasa jest podzielona na dwa nie rozumiejące się obozy, towarzysko niezręczne, bo nie wiadomo było z kim być. Zatem tak krążyłem pomiędzy jednymi i drugimi, będąc też siłą rzeczy  łącznikiem.  Często było to dość trudne, a nawet niemożliwe. Poza tym nie miałem czasu na to by tą klasę zintegrować tak jak w podstawówce. Trzeba się było dużo uczyć. Ludzie byli w większości introwertyczni o trudnych charakterach, wymagali dużo pracy, dziecinni, wolne elektrony.   W dorosłym życiu podobnie zarówno na studiach jak i w pracy. Koleżanki zapraszały mnie po godzinach na ciastko, czy inne rozkosze i dalej byłem jednym panem w tym gronie.   Nigdy nie rozumiałem tych podziałów na płcie, całej tej filozofii, że panowie są z Marsa, a panie z Wenus, budowania  barier nie wiadomo po co. Randkowania oraz stresu i trudu z tym związanego. Strojenia się w piórka, strategii podrywu.   Pamiętam tych kolegów, którzy przed spotkaniem z dziewczyną musieli się napić, bo bez tego by nie poszli. Dla mnie to jakiś kosmos był. Nie żebym nie rozumiał, ale emocjonalnie tego nie czułem Przecież wszyscy płyniemy na tym samym okręcie do wspólnego portu przeznaczenia.   Nietrudno się domyślić iż w takiej sytuacji nie miałem najmniejszego problemu ze znalezieniem partnerki. Jeśli podobałem się którejś fizycznie to sprawa była przesądzona. Same proponowały przejście na inny poziom relacji, każda na swój sposób. Kobiety są w tym bardzo kreatywne.   Moim zdaniem to nie reguły są potrzebne, ale zdrowa integracja między płciami w okresie rozwojowym, taka jaka była u mnie. Wtedy wszystko będzie działo się naturalnie, w swojski znajomy sposób, dający dużo radości i spełnienia, dostępny dla każdego. Nie będzie osób samotnych, błędnych rycerzy szukających odległej Dulcynei oraz księżniczek zamkniętych w wierzy niedostępności.   Lubię z Tobą pisać, bo jesteś zupełnie róży ode mnie, nawet jeśli coś z pozoru mamy wspólne, to stoją za tym zupełnie inne przyczyny, jak z tymi telekonferencjami. Można poszerzyć horyzonty.
    • @MIROSŁAW C. stukot ptasich diobów [dziobów] w okno —  masz literówkę. Fajny klimat. Pozdrawiam :)
    • @Amber ślicznie dziękuję, bo powyższego nie znałem po prostu...
    • płodność uciekła przed cywilizacją próbuje przetrwać w nieoświeconych podbrzuszach z górskich dolin i innych krańców gdzie jeszcze amulet z kłów ocelota jest powodem do dumy    wysoka kultura łatwo zrywa tradycję płodzenia potomków  opadają zdolności skrzydła    w białej klinice  dzieci z zimnych płytek a legenda kładzenia się do łóżek  warta już tyle co bóstwa ukryte w pasach krzemienia    na tym etapie zarodek  nie ma połączonych nerwów obwodowych z mózgiem  życie na życzenie    z pozornie martwej poczwarki wylęga się    motyl                
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...