Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

mini poemat

 

 

    graphics CC0

 

 

 

bliskość... od Andreasa Schlütera

 

twierdzisz że jestem dziwak

bo chce dać ci wszystko

i chleb i dom i drzewo genetyczne

a żądam intercyzy

na swoje młodzieńcze wiersze

nie zdołam ciebie do snu monad wpisać

czy nie pojmujesz? że...

to mój skarb i galaktyczna droga utrapienia?

dla ciebie tylko… bursztynowa komnata

zaczerpniesz z niej miarką mitologii

 

a słowa? cóż słowa? jak Zamek w Człuchowie

 

wolno je czesać i czasem odświeżać

na moment możesz je ukryć w ciszy

są nasze. wspólne. czyli niepodległe

te wszystkie rozświetlone szepty

dekoracja szyku. nagość intelektu. to wolność

nie podzielę się z tobą

terpsychoryczną przeszłością

co we mnie pamięta

prawiczka i sceptyka

noktambulika na niby...

 

w oprószonym księżycu zakopywałem rymy

 

gwiazdą z perzyn lżyłem posągi boginek

z atłasowych firan zauroczeń

dmuchałem w ogień Afrodyt

tańczyłem z Hamadriadami

w krótką noc Kupały

chodziłem po drutach wysokiego napięcia

na szczudłach Olimpu

w bożkach elektrycznych kiczu

szukałem pułapu uduchowienia

i piłem wodę ze źródła Aganippe

 

oglądając twarz w łaknień tafli

 

odkryłem w sobie Narcyza

nad czym potwornie dziś ubolewam

aż nagle te wszystkie bóstwa lęków

stały się chrześcijańskie

bo pewnie zawsze były

i ożyły uczynnie

w łasce Boga Jedynego...

miałbym ci to oddać? kiść ocalenia

wyrzucę je na wiatr!

 

pognam Pegaza...

 

niech zwiedza ośrodki galaktyk

zasnute konurbacje

a gdyby czasem zechciał z blasków

wyparskać moje „niewierne imię”?

tyle mi już wystarczy

ty będziesz koniokradką

lecz w stajni Augiasza

niech ożyje we mnie ta słowa moc

i niechaj będę przez chwilę drugi

Charles Leconte de Lisle

 

a twoim tropem będzie luks muzy cielesnej

 

mroczny czyn pejoratywny

usłużny bluszcz popędu

wiem. nie poprzestaniesz

twój genetyczny despotyk zmysłu

tropi coraz to nowsze finezje

w kolejnych innych luśniach babskich ślepi

ów blask jantaru ci zagraża

gdy nie wiesz kto szabrował tu rym

przy jądrze mym intelektu

w bursztynowej komnacie kandelabrów

--

 

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Tomasz Kucina

 

Takie sytuacje zdarzają się na każdym poetyckim portalu...niezauważone wiersze, które zasługują na dużo więcej uwagi i pochwały niż "3 serducha". Chociaż wkurzyłeś mnie porządnie ostatnim razem, nie ukrywam, że jesteś najlepszym POETĄ, jakiego kiedykolwiek spotkałam w poetyckim środowisku w ostatnich latach. 

I marnujesz Tutaj swoje zdolności :)

 

Pozdrawiam :)

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Do @Kama Nagrodzka :

Nie mam pojęcia czym ciebie uraziłem, nawet nie kojarzę tego faktu w ogóle, jeżeli tak się stało to szczerze przepraszam, bo nie mam w zwyczaju obrażać nikogo, może coś kiedyś tam palnąłem, proszę nie traktuj mnie zbyt osobiście, to znaczy gdybym coś tam kiedyś napisał nie po myśli lub przerysował komentarz, to raczej zawsze czynię to dla wytworzenia luźniejszej atmosfery w dyskusjach – nigdy złośliwie, czy po hejtersku.

 

Miło przeczytać taką recenzję co do całości moich tekstów, wiesz, ja nie potrafię i nie chcę oceniać siebie, wychodzę zawsze z założenia, że jeżeli tworzę tekst to się przykładam do tego. Pewnie zauważyłaś, ludzie nie komentują masowo moich utworów, i nie lajkują ich, zawsze tak było, przyzwyczaiłem się, nie po to publikuję, by zbierać bonusy i awanse, nie zależy mi na tym. Dobre słowo – choćby jedno, więcej znaczy niż profity i trofea. Nie piszę tego, bo chcę koniecznie, i się nie użalam, czasem tylko ten świat mnie po ludzku zadziwia, tak po ludzku – zwyczajnie.

 

Zastanawiałem się, czy odpisywać na taki komentarz, tym bardziej, że widzę nie publikujesz tutaj, już kiedyś ktoś hejtujący uznał, że jestem jeszcze innym kontem, a to była nieprawda, to konto istnieje cały czas (@rumcajsowanie), osoba pod nim jest bardzo aktywna w komentarzach i ma inne IP, o czym w końcu poinformował nawet administrator portalu. Zresztą, pod moimi tekstami komentują tylko powszechnie znani tutaj i zalogowani od lat autorzy, nigdy - nikt inny. Nie pragnę, by znów jakaś fala hejtu spadła na mnie po takim uznaniowym komentarzu, by nie zasugerowano, że to ja sam mam kolejne konto i peany wypisuję – jak było kiedyś – to absurd, dlatego wolałbym, aby wypowiadano się pod moimi tekstami merytorycznie i tylko co do tych tekstów, każdy psychocukier – czyni więcej zła niż dobra, bo wybudza hejterów, którzy mają raczej jakieś problemy z samooceną. Na szczęście są ADMINI na tym portalu i łatwo mogą weryfikować czy ktoś klonuje konta i prowadzi grę nie fair. Odpowiedziałem na twój komentarz, bo doszedłem do wniosku, że brak odpowiedzi – i tak nie poprawi sytuacji, komentarz bowiem jest, a ja nie mam na to żadnego wpływu. Pozdrawiam, i dopytuję czy będziesz zamieszczać tu własną twórczość?

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Tomasz Kucina

Teraz ja z kolei nie chcę rozwijać tematu. Zareagowałam komentarzem zupełnie spontanicznie, aczkolwiek ocena jest przemyślana i zasłużona. Mam nadzieję, że nie będziesz zbierał jakichkolwiek  konsekwencji. Nie jest prowokacją.

 

Nie, nie będę publikować wierszy, przez jakiś czas. Zdjęłam te które były.

 

 

Pozdrawiam 

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Acha, rozumiem, że byłaś tu na portalu ze swoją twórczością - wcześniej, i po prostu z własnej inicjatywy i woli zakończyłaś przygodę z publikacjami tutaj, czyli prawdopodobnie większość autorów na poezja.org ciebie kojarzy, w tym układzie moje obawy nie mają uzasadnienia, żal mi, że podjęłaś taką decyzję, ale sentyment chyba pozostał, skoro umieszczasz komentarze, szanuję postanowienie, i jeszcze raz dziękuję za miłe słowa pociechy, bardzo to sumienne. Zapraszam więc do komentowania, bo każdy przyzwoity komentujący jest zawsze pomocny i udziela czasami przydatnych wskazówek, potrafi zauważyć pewne mankamenty, dlatego poprawiamy warsztat pracy, a czasem są to i miłe komentarze. Wiesz, po prostu sami sobie wykreowaliśmy ten świat, gdzie ludzie boją się nawet napisać coś miłego, pozytywnego - bo jest permanentna moda na kontestacje wszystkiego wokoło, nawet na hejt takich osobistych wrażeń, które autorzy wyrażają poprzez lirykę, nie cierpię hejtu, trzymaj się

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Tomasz Kucina

Tak, byłam wcześniej. Regularnie przerywam przygodę z pisaniem i portalem. Niestety rzadko komentuję. Nie każdy wiersz do mnie trafia.  Podobnie jak rzadko który autor zasługuje na komplement :) ...a najczęściej po prostu brak czasu.

Więc sam widzisz, że jeśli się odezwałam ... 

 

Nasz niesamowicie duży  wachlarz możliwości poetyckich. Kreatywność jest z pewnością twoją b.mocną stroną. Zdolności intelektualne imponujące. Te wiersze nie są dla każdego :)

Ktoś ci kiedyś zarzucił, że forma przerasta treść. Mnie nie przeszkadza ten "dysonans". Bawi mnie :)

 

Pisz, i publikuj. Obiecuję czytać ...a komentarze, z ubolewaniem konstatuję, że jesteś w nich niezrównany. Elokwencja nie zna granic. Będzie ciężko ;)

 

Miłego wieczoru...

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Kama Nagrodzka Nie jestem tu po to by prowadzić jakiekolwiek wojenki, jeżeli decyduję się na komentarz innego autora, to tylko wtedy, gdy widzę pewien dobry kurs i cechy godne zauważenia, podkreślam zalety, często staram się wniknąć w percepcje autora, dlatego uważam, że robię to sumiennie. Wychodzę z założenia, że hejtowanie autorów nie ma sensu, bo tutaj to nie miejsce na nauki i wytykanie błędów, bo to nie szkoła, a ludzie są tutaj po to, by wyrażać własne emocje - wrażenia w lirycznym anturażu, mają prawo do autoprezentacji, nie mam prawa krytykować innych sumień - bo to sfera stricte subiektywna, a ja nie predysponuję do roli krytyka czy guru. Każdy jest ważny, i każdy ma własny osobisty system percepcji - a warsztat pisarski kształtować można przez całe życie, i ludzie to robią, i piszą coraz lepsze wiersze. Nie oznacza to, że nie komentowanie przeze mnie znacznej części utworów - tutaj świadczy o moim negatywnym stosunku do ich autorów, nie. po prostu nie mam tyle czasu, by wszystkich docenić, bo musiałbym tutaj być przez 24 godziny na dobę. Dzięki, widzę - jesteś bardzo empatyczną osobą. NIE PRZERYWAJ - masz Duszę. Pozdrawiam.

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Tomasz Kucina Odpisuj na wszystko, a zwłaszcza na to co dobre. Widać dobitnie, że komplementy sprawiają Tobie niemałe zakłopotanie i podchodzisz do nich z dużą rezerwą i nieufnie. Co innego a propos hejtu, walczysz z nim jak rasowej klasy szermierz. 

Wiersz bardzo dobry, bardzo osobisty jak mniemam także, a takie wiersze bolą najbardziej bo to coś wyrwane z nas za pomocą słów.

Często bywa tak, że odchodzą bez echa bez zauważania a koszt i wysiłek by powstały był nie współmierny do ich odbioru.

Wiem, że napisałem coś co Ty już wiesz, a nawet pewnie poukładałeś to chronologicznie na pułeczce zatytułowanej poezja osobista. 

Moje zakłopotanie a propos bursztynowej komnaty polega na tym, że conajmniej 10-ciu słów nie znam i nawet ciężko mi domyślić się ich znaczenia.

Cóż trzeba się znów dokształcić;)

 

pzdr

Edytowane przez Gość (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Do @rumcajsowanie: Jedno jest ważne, szanujmy siebie wzajemnie w internecie i w realu, i nie hejtujmy, bo skoro my ludzie o potężnej wrażliwości (skoro kochamy lirykę) przestaniemy się szanować, to kto będzie praktykował jakikolwiek wzajemny szacunek gdzie indziej? może to banał, ale ważny argument. Dalszy komentarz jest w zasadzie zbędny. 

 

Thx, za komentarz szczere pozdrowienia. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skarbowi - skarb należny

smak intercyzy wspak

toż jak z dalekobieżnym

zderzyć trafiony szlag

;)

pojmuję, pojmuuuuję ;)

Calikiem przyjemny utwór, porównania i opisy masz nieziemskie,

aż zacząłem się zastanawiać, czy zamiast łazić po drutach wysokich napięć,

nie wygodniej byłoby mi przejść się w końcu na jakiś spektakl. Przyznam, że spektrum masz

nieokiełznane i diabelnie szerokie. Dlatego dobrze się to czyta. Nie nudzisz. :)

Pozdrawiam.

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Tomasz Kucina I już wiem :) Świetny wiersz, w którym splotłeś emocje z bursztynowymi odblaskami rzeczonej komnaty. Wspaniale, bardzo bogato... jestem pod wrażeniem :)

Po drodze, przeglądając na szybko tytuły, zauważyłam parę do których na pewno zajrzę ;) A to tylko cztery strony :) Pozdrawiam:)

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@[email protected]

Piękna. Dzięki Grzegorz za link. To jest kopia w pałacu Katarzyny w Carskim Siole. Historycznie: Pruski książę Fryderyk Wilhelm podarował ją carowi Piotrowi I, a zbudował ją Andeas Schluter w 11 lat, to był gdański rzeźbiarz pracował nawet na warszawskim dworze Jana III Sobieskiego a potem już u księcia Fryderyka Wilhelma. A potem zaginęła w czasie wojny. To gwoli rysu historycznego. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@[email protected] 

Świetny rys historyczny. Legenda komnaty magnetyzuje współczesnych ludzi nauki, sztuki, historyków i innych. A z mojego punktu widzenia najbardziej fascynująca w legendzie jest ta tajemnica. Z punktu widzenia utrzymania jakości mitu i dla mnie zwykłego szaraka może pozostać tak na zawsze - są przecież  legendy - Arki przymierza - złotego pociągu, dobrze są w ogóle  jeszcze jakieś legendy czy mitologie. 

 

Pozdrawiam w takim razie pana Łukasza. Grzegorz.

Edytowane przez Tomasz Kucina (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • oddalam się od prawideł ułożonych wersów zatracam częściej w szklane oko nie szkiełko każe wstrzymać oddech gdy wylewa się słowo   gdyby o tym wiedział wieszcz napisałby pewnie tylko  dwanaście zgłosek w jednym szeregu stanął może nawet uderzył w klawiaturę zamiast w dzwony                        
    • Światło pod sufitem. Długi rząd brzęczących jarzeniówek. Brudna, żółtawa biel poprzetykana czernią rozkładu i defragmentacji. Zupełnie jak wybrakowane uzębienie starca. Choć w zasadzie trupa, żywego jeszcze, ale trupa. Przechodzę. Idę. Nieskończona dal. Usiana opiłkami żelaza podłoga. Śmierdzące smarami zgarbione korpusy martwych frezarek. Jakichś urządzeń niewiadomego przeznaczenia… Zapaliłem świeczkę. Nie jedną. Kilka. Cały las świeczek. Płoną wszędzie. Na podłodze. Stole. Lastrykowych parapetach, krzesłach, drewnianych półkach regałów. Pełnych, uginających od starych, rozsypujących się książek. Pozostałości po umarłym ojcu, umarłej matce... Płoną i drżą płomienie. Żółte, drgające płomyki. Drgające od oddechów niewidzialnych widm. W mroku nocy z zaprzepaszczonej otuliny snu. Matka przychodzi czasami. Widzę ją. Przychodzi z uśmiechem. Z werwą. Albo z jakąś pretensją. Z marsową miną. Przychodzi sama albo z ciotką, albo z ojcem. Ale zawsze wyrazista. Jakby przesycona kolorami. I cała w falujących płachtach. Jakichś falujących częściach zwiewnej garderoby. Jakiejś takiej, której nigdy nie nosiła za życia. Wielokolorowych, wyciętych niczym z modowego żurnalu peniuarach długich do samej ziemi. A zatem przechodzą przeze mnie. Wychodzą ze ścian. Idą. Płyną. Stąpają bezgłośnie po dębowej klepce. W pokoju. W przedpokoju. W całej amfiladzie długiej jak rodny kanał martwej od dawna rodzicielki. Niekończącej się gardzieli jakiegoś przejścia. Jakiegoś korytarza z tego do tamtego życia albo śmierci. Idziesz ze mną? Czy idziesz? Dlaczego milczysz?   Świece płoną. Jedna przy drugiej. W odstępach. W oddaleniu. W nicości nocy… Drgające ogniki. Deliryczne cienie na suficie i ścianach. Skrzydlate. Bezskrzydłe. Albo wypełzające dopiero z kokonów. Nieporadne… Rozmaite, nienasycone jestestwa. Metamorficzne egzystencje. Wyczulone na każdy najmniejszy nawet ruch. Na każde poruszenie, nawet tak szybkie, że przekształcające się momentalnie w nieruchomość. W cienistą skamielinę. W odwieczny kamień pokryty zielonym mchem zagradzający przejście do drugiego pokoju. Skąd tu nagle taka bariera? Ta niemożność przejścia? Owiewa mnie leśny chłód po twarzy, po skroniach i plecach. Las szumiący wokół. Szumiące wokół dęby. Za oknami otwartymi na oścież… Za oknami gałęzie. Liście… Cicho. Ciii… Ktoś idzie ulicą. Chodnikiem. Trotuarem. Ktoś spóźniony na umówione spotkanie w parku okraszonym nocną ciszą. Tam, przy ławce. Przy tym dębie, kasztanie, topoli… Tam wtedy. Tam, kiedyś… To było kiedyś… To było…   Dlaczego milczysz? Przecież jestem. Przyszedłem. Wprawdzie po czasie, ale jestem. Rozglądam się wokół, lecz jedynie wirują lodowe kryształki w sześcianach powietrza. W żółtawej poświacie latarni, które giną w przymglonej substancji czasu. I płyną powoli, powoli. Powoli… Całe flotylle kłębiących się, zapomnianych… Dawno umarłych. Nieistotnych… Zatracających się na powrót w ciszy… Milczysz, albo zmieniłaś ton. Nie. To zmieniły się jedynie okoliczności. Ty, nie zmieniłaś się wcale. Cały czas milczysz w piskliwym szumie gorączki. I chowasz się, gdzieś dalej. I znikasz. Zza drzewa wychodzi starzec o siwej brodzie z gałązek i chrustu. Nie. Nie idzie. Stoi. I tylko chwieje się w podmuchach wiatru. I drży. I porusza milczącymi ustami. I opowiada coś czego dosłyszeć nie sposób. I opowiada coś z egzaltacją i pasją. I mówi wśród teatralnych gestów. Przesadnych… Kiedy podchodzę. Kiedy zbliżam się, aby dostrzec, usłyszeć cokolwiek, zatraca się wszystko, co przed chwilą wydawało się takie realne. I staje się jedynie krzakiem nagiego bzu, co zaszedł mi znienacka drogę. I staje się jedynie plątawiskiem gałęzi. Plątaniną korzeni. Podziemną egzystencją nie wiadomo czego…   Zamykam oczy. Ćwiczę zamykanie i otwieranie powiek. Otwieram. Zamykam. Otwieram szeroko. I widzę. I próbuję dostrzec. I widzę jakieś kontury. Zarysy na ścianie. Na drzwiach trzydrzwiowej szafy. Na drzwiach pokrytych fornirem. Na drzwiach starej szafy skrzydlate cienie. Na drzwiach wielki motyl rozpościera skrzydła. Szykuje się do odlotu wieka istota… Wiesz, piję Bushmills'a, taką starą irlandzką whisky. Napijesz się ze mną, tato? Masz. Pij i nie dyskutuj. Ja, piję. Uśmiecha się do mnie skrzydlata istota. Ojciec leży tu od wieków w stosie rozsypanych piór i chrzęści resztkami spróchniałego truchła. Jakiś taki niepodobny do samego siebie. Leży profilem swojej podłużnej czaszki. Czaszki podobnej cośkolwiek do jakiegoś ptaka. Patny się na mnie. Nie patrzy. Zwraca się do mnie pustymi oczodołami zasklepionymi czarną, wilgotną ziemią… Co chcesz powiedzieć, tato? Nic. Milczenie. Tylko piskliwa w uszach cisza. Tylko szum i szmer padającego zza otwartego szeroko okna deszczu. Trącane kroplami listki lśnią w półmroku. Migoczą. I drżą w żółtawej poświacie ulicznej latarni… Matka krząta się w kuchni. Przynajmniej tak mi się wydaje. Coś tam robi. Szykuje kolację wigilijną. Choć odgłosy to jakieś odległe. Płynące spomiędzy przeszłych warstw dawno minionych dziejów. Milknie wszystko. I znowu nic. Znowu piszcząca w uszach cisza. W pokoju. W pomroku pokoju lśni płaszczyzna drzwi. Lakierowana powłoka starej szafy, w której czai się pustka wiszących na pręcie pokrytych kurzem drewnianych wieszaków. Wisiały tu kiedyś płaszcze i bluzki. Marynarki. Na wewnętrznej ścianie krawaty ojca… Czy ty mnie kochasz? Powiedz. Mów. Albowiem dawno nie było kochania. Wiesz, przychodzą do mnie. Przychodzą jakieś osobistości, płaskie jak książkowe fotografie. Kto to? Nie wiem. Ale chyba są ważni, bo wyniośli i sztywni. Tacy królewscy. Masz, pij. Dlaczego milczysz? Rozgrzewa mnie w środku kolejny łyk alkoholu. Trunek to szlachetny. Herbaciany. Potrójnie destylowany. Nie uroń tylko kropli, bo spłynie ci po brodzie palącą do szpiku kości rozpaloną strugą.   Przychodzą do mnie znowu. Aktywizują się po śmierci. Przechodzą przez ściany i drzwi. Przechodzą w ciszy i jakoś tak obojętnie. Nie patrzą na mnie te natrętne mary. Te najgorsze widma. Owijają się w przezrocza minionych dni. Za otwartymi oknami drzewo przy drzewie. Dęby, kasztany... Kładące po sobie liście topole. I te topole strzeliste do nieba. I te topole trzeszczące w pochyleniach od wiatru… Ktoś znowu idzie. To ja idę pomału. Wstałem i idę powoli jak ktoś, kto uczy się dopiero chodzić. Idę, stanąwszy po długim leżeniu. Po długiej niemocy. Po gorączce toczącej ciało. Idę daleko, nie wiadomo gdzie. Chyba do toalety oddać mocz, choć oddałem go już wszędzie… I obejmuję ściany, próbując utrzymać równowagę z powodu ogromnego pędu kuli ziemskiej. Przytulam się do niczego, będąc niczym i nigdy nie będąc czymkolwiek ponad nicość. Ponad okrutną nicość i pustkę lodowatego wszechświata. Płynąłem. Płynę. I jeszcze raz płynę. Byłem wszędzie. I byłem równocześnie w kilku innych czasach i przestrzeniach. Być może we śnie. W malignie. Na jawie…   Coś się świeci nade mną. Coś się do mnie przymila. Coś nagiego w swoim bezwstydzie. Otula mnie ciemny poemat z piekła rodem. W szumach i piskach. W szmerach i cichych stukach w żeliwnych rurach. W starych rurach. W plątaninie starych żeliwnych rur. Jakieś jęki i szepty. Jakieś przekleństwa hydraulików. Nade mną mieszka jedynie nicość. Pustka tak przeogromna, że aż rozsadza czaszkę w swoim bolesnym pulsowaniu. I w tej pustce czyjeś kroki. Powolne kroki. Czyje? Czy to ty, tato? Milczysz, a więc milcz dalej. Tak jak milczysz do tej pory swoim grobowym milczeniem. Matka? Nie. To nie ona. Ponieważ poszła już sobie po chwilowym krzątaniu się po kuchni. Stwierdziła, że nic tu po niej. A przyszła jedynie z przyzwyczajenia. Pokrzątała się w kurzu i w pyle. W pajęczynach… W zapleśniałych tworach wypełzających z ciemnych kątów. A więc przywołało ją tutaj jej własne echo przeszłości. Poszła sobie. Zniknęła w drzwiach, w półmroku klasztornym pełnym umarłych twarzy. Poszła jak wtedy, rzucając na pożegnanie swój cień na ogród.   Przy stole stoi odsunięte krzesło. Na stole pęknięty wazon z pękiem uschnięty melancholii. Na stole talerz z okruchami czerstwego chleba. A więc ktoś tu był na tej ostatniej wieczerzy. Skosztował ciała Chrystusa i jego krwi. Lecz ta krew miała posmak irlandzkiej, potrójnie destylowanej whisky. Pusta butelka mieni się w drgających płomieniach świec. Napijesz się ze mną, Jezu? Masz, pij. Kilka kropel spadło na twoje wytarte dżinsy. Masz za sobą długą podróż. Jego płonące oczy. Jego świecący na głowie diadem. Na co ci on? Po co? Kładzie na stole naszyjnik z pereł. To nic. To tylko kamienie, kamienie… Powtarza jak echo. Powtarza cicho… Była tu twoja matka, mówi. Wiem, odpowiadam. Lecz widzę nagle, że jest nagi. I widzę jego wargi nabrzmiałe. Coś chciał jeszcze powiedzieć, lecz milczy. I rysuje w powietrzu kręgi. Ramionami oplata swoje smukłe nogi i ręce. Słyszę go w szmerze przesuwanego krzesła. Mówi coś. Mówi, porusza obrzmiałymi, sinymi ustami… Wstaje i idzie. Ku zaskoczeniu cały w bieli. W falujących, w powiewających szatach… I ostrymi skrzydłami bez szelestu się w niebo wzbija, jak ptak… I uderza mnie cisza. Cisza tak wielka, że aż ogłuszająca. Cisza tak wielka, idąca jak fala za falą...   Otwieram oczy. Otwieram szeroko. Razi mnie słońce, co wpada z ukosa. Na podłodze, na sękach, na słojach dębowej klepki… Na suficie plama zacieku. Wznoszące się drzewo żeliwnych rur… Drapie mnie w gardle. Dusi wirujący w powietrzu kurz. Świece dopaliły się do końca. Spalone knoty. Stearynowe kikuty...   Jesteś tu jeszcze?   (Włodzimierz Zastawniak, 24-12-25)      
    • Typowy typ typuje topy.   Warszawa – Stegny, 25.12.2024r.
    • Święta Choinka   Śnieg Prezenty   I delikatne sentymenty        
    • Dziękuję i wzajemnie życzę zdrowych i pogodnych świąt.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...